„To brzmi prawie jak plan.”
- Harlan Coben
2x16
W nocy nie mogłam spać, cały czas przewracałam się nerwowo
na łóżku, próbując znaleźć wygodną pozycję, ale to nic nie dało. Morfeusz
najwidoczniej nie chciał mnie wziąć w swe ramiona. To całe wyjście Katherine z
grobowca zupełnie wytrąciło mnie z równowagi. Dopiero gdzieś koło trzeciej nad
ranem udało mi się zasnąć, ale już po niecałych czterech godzinach ponownie się
przecknęłam. Nie miałam ochoty na kolejne godziny przewracania się na łóżku w
poszukiwaniu snu, więc obudziłam Damona. Potrząsnęłam lekko jego ramieniem i
powiedziałam szeptem:
-
Damon …
-
Hm ? – burknął, nie otwierając oczu.
-
Nie mogę spać. Obudź się.
Przewrócił się na plecy z ciężkim westchnieniem, a ja się
na niego położyłam. Złożyłam ręce pod brodą i położyłam je na jego nagim
torsie, on w końcu rozwarł powieki. Spojrzał na mnie badawczym wzrokiem, ale
nic nie mówił. Po chwili wziął kosmyk moich rudobrązowych włosów między dwa
palce i zaczął się nim bawić.
-
Niepokoi mnie Katherine – powiedziałam w końcu, a wampir
ponownie skierował na mnie swój wzrok, wpatrywał się w moje promieniście zielone tęczówki. Po
chwili spuścił wzrok, ponownie nawinął sobie końcówki moich włosów na palec i
rzekł:
-
Boisz się, że znowu namiesza mi w głowie ? – zapytał, a kiedy
nie odpowiedziałam znowu zabrał głos - Niepotrzebnie. Już mnie nie obchodzi.
-
Kochałeś ją przez półtora wieku… - zaczęłam przyciszonym
głosem, ale mi przerwał.
-
Więc, jak sama mówisz, zmarnowałem na to stanowczo za dużo
czasu – odparł spokojnie, po czym wziął moją twarz w dłonie i pocałował lekko,
po czym wpatrywał się we mnie swoimi błękitnymi oczami, jakby samym spojrzeniem
chciał mnie zapewnić o prawdziwości swoich słów. Przygryzłam nerwowo wargę nie
przekonana.
-
Jest coś jeszcze… - zaczęłam, ale się zawahałam. Damon nie
przerywał mi, a jedynie kiwnął głową, abym mówiła dalej – Ona jest ścigana
przez Klausa. Może zechcieć wymienić siebie na mnie.
-
W jaki sposób ? – zapytał, marszcząc brwi.
-
Może chcieć wykupić swoje winy u niego za informacje o mnie,
chociażby gdzie jestem.
-
Myślałem, że się nie znacie. Skąd może wiedzieć o tym, że
jesteś dla Klausa ważna ?
-
Oto właśnie chodzi, żeby się nie dowiedziała. Jeśli…
-
Spokojnie. – przerwał mi – Niczego się o tobie nie dowie. Nie
pozna nawet twojego imienia.
-
Mam nadzieję. – odparłam z powątpiewaniem, po czym zmieniłam
nieco temat – Katherine musiała wiedzieć, że sztylet zabije wampira.
-
Też o tym myślałem. Ona ma to do siebie, że dużo wie, a mało
mówi i wciąż coś knuje za twoimi plecami.
-
Tylko nigdy nie wiesz co – dokończyłam za niego spokojnym
głosem, marszcząc brwi w zastanowieniu. W końcu wzruszyłam ramionami, nie
wiedząc co zrobić. Pocałowałam go w czubek nosa i zwlokłam się z łóżka. W
drodze do łazienki zastąpił mi drogę.
-
A ty gdzie się wybierasz ? – zapytał z jednym ze swoich
zadziornych uśmieszków.
Przyciągnął mnie do siebie, po czym zachłannie pocałował.
Szybko zanurzyłam palce w kruczoczarnych włosach wampira, przylegając do niego
całym ciałem. Podniósł mnie do góry, a ja oplotłam swoje nogi wokół jego
bioder. W tej pozycji zaniósł mnie z powrotem do łóżka, rzucił na kremową
pościel i wymruczał do mojego ucha:
-
Nigdzie nie idziesz…
Około godziny później byłam już w pokoju Stefana. Ze
znudzoną miną wysłuchiwałam narzekań Eleny, która właśnie się dowiedziała, że
Katherine uciekła z grobowca. Może i by o tym nie wiedziała, ale panna Pierce
postanowiła zabawić się w swoją ulubioną grę, czyli udawanie Gilbertówny. Po
tym jak wszystkich nabrała stała zadowolona, oparta o framugę drzwi i
przyglądała się swojemu sobowtórowi ze złowieszczym uśmieszkiem.
-
Co ona tutaj robi ? – spytała Elena wzburzona.
-
Zabicie Elijah złamało zauroczenie i uwolniło dziwkę z
grobowca – wyjaśnił starszy Salvatore, a jego młodszy brat zapytał
podenerwowanym głosem:
-
Jak to możliwe ?
-
Jest jednym z Pierwotnych. Mają różne specjalne umiejętności –
odpowiedziała Pierce, przechodząc w głąb pokoju. Sięgnęła po długie, ptasie
pióro, które Stefan trzymał niewiadomo po co na biurku i zaczęła je oglądać,
przewracać miedzy palcami oraz stroszyć.
-
Nie chcę cię tu widzieć. – mówiła dalej Gilbertówna, chodząc
zdenerwowana po pokoju, a nienawistne spojrzenie swych czekoladowych oczu
skierowała na Katherine - Pozbądźcie się jej.
-
Potrzebujesz mnie, Eleno. – odparła Petrova przeciągając
samogłoski w pierwszym wyrazie. Odkręciła się w naszą stronę i oparła o blat
biurka Stefana, po czym dodała wyniosłym tonem – Jak wy wszyscy.
-
Ależ oczywiście. – odparłam przymilnym tonem, rozciągając
szyderczy uśmiech na ustach – Wepchaj się i jeszcze powiedz, że jesteś
niezbędna.
-
Wszyscy chcemy tego samego. Śmierci Klausa. – wyjaśniała
Pierce, ale jak widać straciła cierpliwość, bo po chwili splotła ręce pod
biustem i dodała złośliwym tonem - A
jednak latacie w kółko jak kurczaki z odciętymi głowami.
-
Nie potrzebuję twojej pomocy i jej nie chcę !
-
To niesamowicie głupio z twojej strony, Eleno. – odparła
Katherine przesadnie akcentując trzecie słowo, po czym przeniosła swój wzrok na
braci Salvatore i mnie - Wiecie, gdzie
jest Klaus ? Kiedy tu przybędzie ? Jak wygląda ? – Damon posłał w moją stronę
pytające spojrzenie, ale ja pokręciłam głową.
-
Wiem tylko jak wygląda. – odparłam, wzruszając bezradnie
ramionami - Starałam się maksymalnie od niego oddalić i nie wypytywać, a to
trochę utrudnia zdobywanie informacji.
-
Kto by pomyślał ? – wtrąciła się Katherine - Ktoś tu zna
tajemniczego Klausa. W dodatku tą osobą jest mój koszmar, jak to się wczoraj
nazwałaś.
Petrova spoglądała na mnie z wyniosłym spojrzeniem, na co
się uśmiechnęłam. Dobrze wiedziałam co robi. Próbowała mnie sprowokować, ale
niech nie myśli, że tak łatwo jej się to uda.
Jakiś czas później poszłam z Damonem do piwnicy. Nie mam
pojęcia skąd, ale wytrzasnął miotacz ognia, którym zamierzał spalić Elijah, bez
narażania całego pensjonatu na strawienie przez płomienie. Usiadłam po turecku
na wielkim kamieniu po środku pomieszczenia, a
wampir postawił butlę od urządzenia na podłodze, natomiast lufę chwycił
oburącz i wycelował w Pierwotnego.
-
Jeden średnio krwisty Pierwszy ? – zapytał spoglądając w moją
stronę z łobuzerskim uśmieszkiem.
-
Wolę dobrze wysmażonego, ale jeśli się upierasz…
Damon mrugnął do mnie, po czym przeniósł swój wzrok na
wampira i pociągnął za spust. Gorące płomienie omiotły Elijah, ale gdy tylko
Salvatore przestał w niego celować płomienie szybko zgasły, a ciało Pierwotnego
tylko skwierczało.
-
To na nic. Pierwsi są bardziej nieśmiertelni, niż my. Nie
zabije ich kołek w serce chyba, że będzie z białego dębu, ani ogień, słońce czy
jad wilkołaka. Nie wiele na nich działa.
-
Mogłaś to powiedzieć zanim zniosłem to ustrojstwo na dół –
odparł posyłając mi karcące spojrzenie
-
Znasz mnie na tyle dobrze, że powinieneś wiedzieć, iż lubię
wzbudzać irytację – powiedziałam z uśmiechem zeskakując z głazu. Podeszłam do
Damona i przelotnie go pocałowałam. Wtedy weszła Katherine.
-
Um, przypalane ciało. Jak romantycznie. – rzekła posyłając nam
wymowne spojrzenie, na co wzruszyłam ramionami. Oparłam się plecami o ścianę, a
Pierce zwróciła się do Damona - Jeśli próbujesz odzyskać sztylet, to tracisz
czas. Jest niezniszczalny.
-
Co ty nie powiesz – odpowiedział ironicznie wampir, po czym
przeniósł swój wzrok ze skwierczącego ciała na sobowtóra. Przybliżył się do
niej o kilka kroków i zapytał - Skąd tyle wiesz o Pierwotnych ?
-
Spędziłam 500 lat uciekając przed jednym z nich.
-
Kiedy powiedziałem ci, że planuję zabić Elijah, czemu mnie nie
ostrzegłaś, że umrę, jeśli użyję sztyletu ? – zapytał czarnowłosy mrużąc oczy.
-
Jest tyle zasad. Aż może się pomieszać – odparła Katherine
lekceważącym tonem. Przeszła w głąb pomieszczenia i trąciła Pierwszego
zasznurowaną tenisówką.
-
Wiedziałaś, że umrę ?
-
Elijah wyjawił ci swój plan ? – odparła Pierce unikając
odpowiedzi - Miał sztylet, by zabić Klausa ? – Damon tylko pokręcił zirytowany
głową. Również nie odpowiedział na pytanie tylko zmienił temat.
-
Co tu jeszcze robisz ? – powiedział znużonym głosem
-
Dlatego, że mnie nie pogoniłeś – odparł sobowtór uśmiechając
się promiennie. Damon skierował lufę od miotacza ognia na Katherine, a ona
prychnęła wyniośle.
-
Nie ośmielisz się.
-
Ależ tak – odparł
Salvatore, pokazując rządek śnieżnobiałych zębów. Wampirzycy zrzędła mina.
Opuściła wzrok na wylot lufy, po czym ponownie spojrzała brunetowi prosto w
oczy. Oblizała wargi.
-
Damon, bądź rozsądny.
-
Błagam, byłby o niebo rozsądniejszy gdyby cię teraz spalił. Ja
zrobiłabym to z przyjemnością. – powiedziałam, stając za Salvatore z kamienną
twarzą – Podobno śmierć w ogniu jest najgorsza, zaraz po ugryzieniu przez
wilkołaka.
-
Kto tu się nagle przemówił ? Tajemnicza rudowłosa, która zna
Klausa… Zapewne nadal będziesz się kryła ze swoim imieniem, co rudziku ? –
odparła Petrova ze złośliwym uśmieszkiem, jednak postanowiłam ją zignorować i
tylko patrzyłam na nią nienawistnym spojrzeniem, nic nie odpowiadając, więc
sobowtór po chwili sam zabrał głos - Pragnę śmierci Klausa tak samo jak wy.
Nawet bardziej. Gdybym nie mówiła szczerze o chęci pomocy, to dawno by mnie już
tu nie było, dobrze ? Możecie mnie nienawidzić, ale chcemy tego samego, a ty,
Damon, wiesz, że zawsze dostaję to, czego chcę.
Wampir popatrzył na nią chwilę, po czym opuścił lufę.
Sobowtór odetchnął, po czym skierował się do wyjścia. Wychodząc, poklepała
Damona po torsie. Kiedy była już przy drzwiach, zawahała się. Odwróciła się
przodem do Salvatore i dodała beznamiętnym tonem:
-
Chciałam wydostać się z grobowca. Nie miało dla mnie
znaczenia, kto za to zapłaci. Wiedziałam, że umrzesz.
Starszy Salvatore skierował na nią spojrzenie swych
jasnoniebieskich oczu, a ona odwróciła się na pięcie i wyszła. Ruszyłam szybko
za Pierce, przepełniona złością na nią, ale Damon chwycił mnie za rękę i
przyciągnął do siebie. Zamarłam na chwilę zdziwiona, ale objęłam go troskliwie
ramionami, gładząc spokojnymi ruchami po karku.
Przeszukiwałam wraz z Damonem różne pudła z domku nad
jeziorem Eleny. Znajdowały się w nich dzienniki Johnatana Gilberta. Było ich
całkiem dużo, zresztą nie ma się co dziwić. Prowadził je, aż do końca swego
szalonego życia. Wtem do salonu weszła Katherine. Westchnęłam znużona na jej widok.
Coraz bardziej miałam jej dość. Pierce nie zrażona moją wrogością podeszła do
nas żwawym krokiem.
-
Co kombinujecie ?
-
Nie twoja sprawa – odparł wampir, nie odrywając wzroku od
notatników.
-
Dąsasz się teraz ? – zapytała, przybliżając się do nas jeszcze
o parę kroków. Lustrowała wzrokiem
pamiętniki Gilberta, po czym podniosła wzrok swoich czekoladowych oczu na mnie,
kiedy powiedziałam:
-
Jak to się dzieje, że przez cały dzień za nami łazisz,
królewno ?- uśmiechnęłam się przesadnie, po czym od razu zmyłam ten sztuczny
uśmiech z twarzy. Petrova tylko wywróciła lekceważąco oczami i odparła:
-
W zasadzie to tylko za nim – wskazała na Damona – A jak to się
dzieje, że ty zawsze jesteś z nim ? Może jesteś kolejną, zakochaną w nim
duszyczką ? – prychnęłam na to szczerym śmiechem. Pierce, nie zwracając na mnie
uwagi, wciąż się szczerzyła.
-
To dzienniki Gilberta ? – z powrotem zwróciła się do Damona, a
ten nic jej nie odpowiedział tylko mruczał pod nosem jakieś daty – Jak mam ci
pomóc, skoro nie chcesz powiedzieć, co zamierzasz ? – zapytała zirytowana.
-
Może trudno jest ci to zrozumieć, ale kiedy ciągle łżesz
ludzie przestają mieć ochotę na marnowanie tlenu, by z tobą porozmawiać –
odparłam złośliwym tonem, na co Katherine jedynie przewróciła lekceważąco
oczami. Stanęła obok Damona i pstryknęła mu przed oczami palcami, aby zwrócić
na siebie jego uwagę. On natomiast nie odrywając oczu od notatników, mruknął na
odczepnego:
-
Wiesz, gdzie grupa czarownic została tutaj zmasakrowana kilka
stuleci temu ?
-
Nie – odparł sobowtór, robiąc zdziwioną minę.
-
Więc nie możesz mi pomóc.
Katherine westchnęła znużona. Chciała chwycić jeden z dzienników, ale Damon
odtrącił jej rękę. Spojrzała na niego, widocznie nie spodziewała się tego.
Niczym dziecko w piaskownicy chciała mu oddać tym samym, lecz brunet chwycił ją
za dłoń, którą chciała go uderzyć. W wampirzym tempie przenieśli się na
ławeczkę obok fortepianu. Katherine leżała na plecach, a Damon miał kolano
pomiędzy jej nogami, jedną ręka trzymał ją za szyję, a drugą uderzył w klawisze
instrumentu.
-
Jeśli cię to pocieszy, to cieszę się, że nie umarłeś –
powiedział sobowtór, dysząc, po czym pogłaskała wampira po policzku. Odtrącił
ją i wstał. Katherine roześmiała się, a potem również się podniosła. Ustała tak
blisko, że ich twarze dzieliło zaledwie kilka centymetrów - Emily Bennett
powiedziała mi o masakrze. To było ważne wydarzenie w folklorze czarownic. –
odsunęła się od niego i podeszła do mnie oraz notatników Gilberta – Kiedy
czarownica umiera gwałtowną śmiercią, uwalnia mistyczną energię, dzięki czemu
miejsce jej śmierci jest przepełnione mocą.
-
Elijah chciał znaleźć miejsce masakry – odparłam obojętnym
tonem. Damon, również podszedł do stolika, gdzie rozłożone były pamiętniki.
-
I co zamierzał potem zrobić ? – zapytała Pierce, przenosząc na
mnie swój wzrok.
-
Nie wiemy – odrzekłam, wzruszając ramionami. Na chwilę
zamilkliśmy, po czym usłyszałam, że ktoś wchodzi do salonu.
-
Co powiedzieli tata czarownik i synuś czarownik ? – zapytał
Damon, nie podnosząc wzroku znad pamiętników. Natomiast ja i Katherine
odwróciłyśmy się w stronę Stefana, który właśnie wrócił ze spotkania z
czarownikami Elijah. Młodszy Salvatore stał oparty o framugę drzwi. Spojrzenie
swych zielonych oczu utkwił w Petrovej.
-
Czy ona nie miała stąd odejść lub umrzeć ? – zapytał
-
Ostatni raz powtarzam, że chcę pomóc. – powiedziała zirytowana
Pierce - Możemy nie bawić się w tajemnice?
-
Stefciu, mów czego się dowiedziałeś, bo chcę już stąd wyjść. –
rzekłam znużona - Kto by pomyślał, że towarzystwo panny Katherine nie jest
takie przyjemne ?
Młodszy Salvatore uśmiechnął się pod nosem i zrobił ten
swój ruch brwiami, po czym postąpił parę kroków w naszą stronę i tak powoli się
zbliżał, mówiąc:
-
Elijah nie miał broni, by zabić Klausa, ale wierzył, że jeśli
czarownik zaczerpnie dość mocy… - Ach, te dramatyczne pauzy Stefana - Żadna nie
będzie potrzebna.
-
Czyli nadal szukamy tego tajemniczego cmentarzyska stu wiedźm
? – zapytałam, a młodszy Salvatore przytaknął – Idealnie, czyli spędziłam
dodatkowe chwile w towarzystwie naszego kochanego sobowtóra, żeby dowiedzieć
się, że mamy szukać tego co właśnie szukaliśmy – odparłam zirytowana. Sięgnęłam
szybko po trzy pamiętniki Johnatana Gilberta i pomaszerowałam w stronę wyjścia.
-
Gdzie idziesz ? – zawołał jeszcze za mną Damon.
-
Do Grilla. – odwróciłam się w ich stronę i wskazałam na
Katherine – Wykorzystałam już dzisiejszą dawkę znoszenia sobowtórów. –
wymieniłam z Pierce nienawistne spojrzenia, po czym uniosłam nieco do góry
notatniki - Jak skończę te, wrócę po następne. – powiedziałam po czym wyszłam
stamtąd jak najszybciej.
Wsiadłam w mojego rovera 620 i pojechałam w stronę Grilla.
Na drodze nie było zbyt dużo ludzi, więc mogłam rozkoszować się szybką jazdą,
co w takiej małej mieścinie jak Mystic Falls jest rzadkością. Po kilkunastu
minutach byłam już pod Grillem. Niemal z fizycznym bólem opuszczałam siedzenie
mojego ukochanego wozu, ale wiedziałam, że nie mogę cały czas nim jeździć.
Muszę przejrzeć pamiętniki Gilberta, aby znaleźć w nich coś o tej masakrze
czarownic. Skrzywiłam się, odkręcając w stronę Grilla. Przez okna widziałam, że
jest tam mnóstwo ludzi i nawet bez wampirzego słuchu mogłam stwierdzić, że gra
głośna muzyka. Wzruszyłam ramionami, nie miałam gdzie pójść, a ogłuszające
rytmy jakiejś wynajętej kapeli oraz jeszcze bardziej ogłuszające wycie ludzi były
sto razy lepsze od Katherine. Przeszłam żwawym krokiem przez próg, po czym
rozejrzałam się znudzonym wzrokiem po sali. Gdzieś w tłumie dostrzegłam Elenę,
Bonnie, Caroline i Jennę. Wygląda na to, że dzisiaj mam pecha. Szybko
skierowałam swe kroki do baru, byle mnie nie zobaczyły, usiadłam na stołku i
zamówiłam burbon, po czym zaczęłam czytać.
Czas mijał mi szybko, a że umiałam się skupić mimo hałasu
to byłam już w połowie pierwszego pamiętnika Johnatana. Muszę przyznać, że miał
okropny charakter pisma, a im późniejsza data tym było gorzej. Najwyraźniej
wzięłam jakiś notatnik z końców jego życia, bo opisywał swoje doznania podczas
pobytu w zakładzie dla obłąkanych, gdzie spędził ostatnie lata swego szalonego
żywota.
-
Witam wszystkich! Brawa dla kapeli. Czyż nie są świetni ? –
usłyszałam znajomy głos.
Podniosłam głowę znad opisu rzekomego spisku, który miał
na celu zabicie Gilberta. Na scenie ujrzałam Caroline. Barbie najwyraźniej
postanowiła spróbować swoich mocy na scenie.
-
Jest pewien facet. Chciał, żebym mu powiedziała, co do niego
czuję. Jakby to było takie proste. Samo to, że dużo gadam, nie znaczy, że wiem
o czym mówię. Teraz czuję się jak wariatka i nie wiem, jak wyrazić swoje
uczucia.– wokalista zespołu spróbował po raz pierwszy zabrać mikrofon Caroline,
ale ona jedynie lekko odtrąciła jego rękę i mówiła dalej - Mogę zaśpiewać. Tak
! Tak… Zaśpiewam.
Potem zaczęła rozmawiać z głównym piosenkarzem. Odgarnęłam
włosy za ucho, aby przez szumy rozchodzące się po sali dosłyszeć o czym mówią.
Wygląda na to, że wampirza Barbie zamierza użyć swoich nadnaturalnych mocy, do
zahipnotyzowania kapeli.
-
Daj spokój, zejdź ze sceny – powiedział wokalista.
-
Pozwolisz mi spełnić moje marzenia o byciu gwiazdą rocka i
będziesz moim chórkiem – blondynka wpłynęła na umysł mężczyzny, a ten
oczywiście bezkrytycznie przyjął to co mu powiedziała.
-
Co zaśpiewasz ?
Caroline wyszeptała coś do ucha wokaliście, a on skinął
głową i podał tytuł piosenki reszcie zespołu. Zaczęli grać „Eternal Flame”
zespołu The Bangles. Aż zaczęłam nucić pod nosem do wtóru Forbes. Muszę
przyznać, że ma ładny głos, choć oczywiście nie dorówna Vicki Peterson, ale nie
najgorzej. W przypływie filantropi zaczęłam jej nawet słuchać. Kiedy skończyła
śpiewać refren, Matt wszedł na scenę. Ona zaczęła coś do niego mówić, ale
Donovan zamknął jej usta pocałunkiem. Uśmiechnęłam się pod nosem. Muszę
przyznać, że nawet lubię Caroline, a przynajmniej nie wywołuje u mnie żądzy
mordu.
Moje rozmyślania przerwało dzwonienie telefonu. Spojrzałam
na wyświetlacz. Damon.
-
Co jest, ptysiu ? – zapytałam żartobliwym tonem.
-
Tak jakby spaliłem jednego z czarowników Elijah i teraz jego
ojciec chce dopaść Elenę, żeby mógł ją wymienić na swoją córkę, która jest
przetrzymywana przez Klausa, ale poza tym to wszystko jest idealnie. – odparł
sarkastycznie - Gdzie jesteś ?
-
W Grillu. Gra tu kapela. Wiesz, wydaje mi się, że widziałam
gdzieś tu Elenę. Odnajdę ją i przypilnuję, aby nic jej się nie stało dopóki nie
przybędziesz ty lub Stefan.
Rozłączyłam się, po czym schowałam notatniki Gilberta do
swojej torby. Przeszukiwałam spojrzeniem salę, aż w końcu ją znalazłam. Też
właśnie kończyła rozmawiać. Jak najszybciej to możliwe w ludzkim tempie
pokonałam dzielącą nas odległość. Również mnie dostrzegła. Spoglądał na mnie z
zaniepokojona miną.
-
Czarownik chce cię dopaść – wyrzuciłam z siebie, chwytając ją
za ramię i prowadząc w kierunku toalet.
-
Wiem, przed chwilą dzwonił Stefan. Gdzie mnie ciągniesz ? –
zapytała marszcząc brwi, po czym wyrywała mi swoją rękę.
-
Mam się tobą zająć, aż nie przyjdzie Stefan lub Damon. Chodź –
kiwnęłam głową w stronę ubikacji.
-
Toalety ?
-
Tak. Czasami najprostsze rozwiązania są najlepsze. –
wepchnęłam jej do środka męskiej ubikacji i weszłam zaraz za nią – Teraz siedź
cicho, a ja będę nasłuchiwać, czy ktoś nie idzie.
Tak też zrobiłam. Odgarnęłam włosy za uszy i wytężyłam
słuch. Usłyszałam trzask pękających lamp, reflektorów oraz innych szklanych
przedmiotów, krzyki ludzi, ale gdy się bardziej skupiłam, dotarły do mnie kroki
dwóch osób. Ktoś się zbliżał. Ustałam przodem do wejścia, osłaniając swoim
ciałem Elenę. Drzwi otworzyły się ze skrzypieniem, a do środka wpadli Stefan
oraz Caroline. Gilbertówna odetchnęła z ulgą i pobiegła w ramiona ukochanego,
który ją przytulił.
-
W samą porę, bohaterze – odparłam sarkastycznie do Salvatore.
-
Spokojnie, mamy plan, ale ktoś musi wyprowadzić stąd Elenę.
Heidi… ? – zapytał Stefan, posyłając mi błagalne spojrzenie.
-
W porządku. – odparłam z dezaprobatą – Co szykujemy na
walniętego czarownika ?
-
Caroline odciągnie uwagę doktora Martina, wtedy ja wyprowadzę Elenę
z Grilla. Przed wejściem będzie czekać Katherine. Ty, Heidi, zabierzesz Elenę w
jakieś bezpieczne miejsce, a ja pojadę z Pierce do Gilbertów. Jeżeli czarownik
nie porzuci zamiaru oddania Eleny na śmierć, to pójdzie do jej domu, a tam
natknie się na Katherine.
-
Wszystko pięknie i cudownie, Stefciu, ale mam nadzieję, że
zdajesz sobie sprawę z jednego. – zrobiłam krótką pauzę, a Salvatore uniósł
brwi, czekając na odpowiedź – Katherina go zabije, wiesz o tym prawda ?
-
Nie musi do tego dojść.
-
Ale dojdzie.
-
Porozmawiam z nim, wyjaśnię wszystko, może przejść na naszą
stronę. – mówił uparcie Stefan, a ja patrzyłam na niego z powątpiewaniem – Nie
marnujmy czasu. Chodźmy.
Wszyscy wyszliśmy z łazienki. Caroline kierowała się w
stronę czarownika, natomiast Salvatore, Elena oraz ja poszliśmy jak najkrótszą
drogą do wyjścia. Kiedy przepychaliśmy się przez tłum, który uciekał w panice,
doktor Martin nas zauważył. Zmierzał długimi krokami w naszą stronę, aż do
momentu, gdy Forbes na niego skoczyła. Stefan przyspieszył kroku, ciągnąc za
sobą Elenę. Po chwili byliśmy już na zewnątrz. Zgodnie z planem zastaliśmy tam
Pierce. Czekała po drugiej stronie ulicy, ale gdy tylko nas zobaczyła podeszła.
Włosy miała wyprostowane, a ubrania zdecydowanie należały do Gilbertówny,
jednak coś się nie zgadzało.
-
Naszyjnik. – powiedziałam szybko – Elena musi oddać jej swój
naszyjnik. Szczegół, ale ja bym się zorientowała, a nie możemy popełniać
błędów.
Gilbertówna niechętnie rozpięła zapinkę, wyciągnęła
werbenę z naszyjnika i podała go Katherine. Ta zapięła go na swojej szyi, po
czym uśmiechnęła się złośliwie.
-
Leży idealnie – powiedziała z wyższością Pierce, a Elena
posłała jej wrogie spojrzenie.
Stefan nie zwracając uwagi na sobowtóra, wyjaśnił mi co
mam zrobić. Teraz musiałam zawieść Gilbertównę do pensjonatu, przeczekać tam
całą akcję unieszkodliwienie czarownika. Gdyby coś poszło nie tak, obronić ją,
a jak tylko Stefan zadzwoni, że już jest po wszystkim, mam odwieźdź Elenę do
jej domu.
-
Wszystko jasne ? – zapytał jeszcze Salvatore.
-
Tak. Najpierw rola szofera, potem ochroniarza, a następnie
znowu szofera– uśmiechnęłam się złośliwie na co Stefan tylko westchnął, po
czym przytulił Elenę, prosząc, aby była ostrożna. Po chwili oswobodzili się ze
swoich uścisków, ale odchodząc Stefan zwrócił się jeszcze do mnie:
-
Zaopiekuj się nią, Heidi – kiwnęłam głową, składając niemą
obietnicę, że tak zrobię, a w tym czasie Katherine odwróciła się z przebiegłym
uśmieszkiem.
-
Heidiii… - wypowiedziała me imię jakby je smakując, a ja
wzdrygnęłam się mimowolnie – A więc to tak się nazywasz, rudziku.
Po niecałej godzinie było już po wszystkim. Czarownik
został zabity, tak jak przewidywałam, więc jak tylko Stefan do mnie zadzwonił,
odwiozłam Elenę do domu. Teraz czekałam razem z nią i Damonem na Stefana oraz
Katherine. Gilbertówna westchnęła przeciągle, po czym zapytała:
-
Jak przekonaliście Katherine do udawania mnie przed doktorem
Martinem ?
-
Nie musieliśmy. To był jej pomysł - odparł Damon, a Elena
zrobiła wielkie oczy ze zdziwienia.
-
To nie dobrze – odparła dziewczyna ponownie wzdychając.
Usłyszałam kroki dochodzące ze strony schodów, więc odwróciłam się. Stefan i
Katherine schodzili powoli.
-
Wszystko załatwione – powiedział młodszy Salvatore, mając na
myśli pozbycie się ciała czarownika. On oraz Petrova ustali naprzeciwko nas.
-
Zapewne chcesz to z powrotem – rzekła Pierce do swojego
sobowtóra, zdejmując naszyjnik. Elena natychmiast się wyprostowała. – Ale twoje
rzeczy będą potrzebowały prania – powiedziała Katherine, ukazując plamę z krwi
przy dekolcie, którą zapewne zdobyła pożywiając się na doktorze Martinie.
Gilbertówna wciągnęła gwałtownie powietrze. Podeszła szybkim krokiem do Pierce
i chwyciła za naszyjnik zwisający leniwie z jej ręki. Elena oblizała wargi, po
czym zwróciła się do braci Salvatore oraz mnie.
-
Zabierzcie ją stąd, nim Jenna wróci – powiedziała opanowanym
tonem, na co Stefan pokiwał głową.
-
Tylko tyle masz mi do powiedzenia ? – zapytała Pierce
zirytowana.
-
To nie zmienia moich uczuć do ciebie - odparła spokojnie Elena.
- Też niezbyt cię lubię, skoro już rozmawiamy szczerze. – odparł starszy
sobowtór, po czym uśmiechnęła się sarkastycznie – W zasadzie… Z przyjemnością
patrzyłabym na twoją śmierć, ale jeśli mamy spróbować zabić Klausa, to musisz
żyć. Więc nie stanowię dla ciebie zagrożenia, Eleno. Jeśli macie zamiar w coś
uwierzyć, uwierzcie w to.
***
AKTUALIZACJA: Niestety coś się stało z moim komputerem, więc w najbliższym czasie nie będą dodawane nowe rozdziały ;/ W miarę możliwości postaram się wpadać do was, ale to z oczywistych względów również mam utrudnione, ale obiecuję się starać.
Do jak najszybszego zobaczenia ;*