czwartek, 21 sierpnia 2014

Nie będę płakać

Po policzku jak lawina spłynęły rozpalone łzy. - Jeżeli cię stracę - (...) - stracę wszystko.
                                                    - Becca Fitzpatrick
02x19
Rano obudził mnie hałas dobiegający z dołu. To Andie wpadła na małą szafeczkę stojącą niedaleko drzwi wejściowych. Wiedziałam, że już nie zasnę, więc prędko podniosłam się z posłania. W odpowiedzi na pytające spojrzenie Damona, pocałowałam go i powiedziałam konspiracyjnym szeptem:
-         Przyszła twoja dziewczyna – zachichotałam pod nosem, a wampir zrobił to samo.
Przyciągnął mnie na chwilę do siebie, aby złączyć nasze usta w przeciągłym pocałunku. Z powrotem znalazłam się na łóżku. Wampir ułożył mnie na plecach, całował moją szyję.
Gdy odwrócił już moją uwagę, w wampirzym tempie wstał i poszedł do łazienki, tym samym mi ją zajmując. Podirytowana wykrzyknęłam jego imię, co okazało się błędem. Po chwili do pokoju wkroczyła Andie. Kobieta zrobiła zmieszaną, a jednocześnie wściekłą minę, na mój roznegliżowany widok. W końcu stałam pośrodku sypialni jej „chłopaka” w samej koronkowej bieliźnie. Podeszłam do niej w wampirzym tempie. Chwyciłam ją nieco za mocno za ramiona i zmusiłam by spojrzała mi w oczy, żebym mogła ją zahipnotyzować.
-         Nie widziałaś mnie – zaczęłam kojącym głosem. – Przyszłaś do Damona, ale zastałaś go w łazience, więc poszłaś po kawę.
Puściłam ją. Z jej twarzy zniknęła złość. Spojrzała na mnie bezmyślnym, niewidzącym wzrokiem, po czym głupio się uśmiechnęła i wyszła.
Nie chciałam czekać, aż Salvatore opuści prysznic, więc poszłam do innego pokoju z łazienką. Przeszłam wzdłuż korytarza, a gdy dotarłam do odpowiedniego miejsca, zapukałam w otwarte drzwi.
-         Hejka, Stef – powiedziałam seksownie zachrypniętym głosem, uśmiechając się przy tym niewinnie. Salvatore podniósł się gwałtownie z łóżka. Ustał w odległości kilku kroków ode mnie z rozkojarzoną miną. Wyglądał seksownie w samych bokserkach oraz opinającym podkoszulku. Do tego te rozczochrane włosy… Przejechałam po nim zachłannym spojrzeniem i jęknął dostatecznie głośno, żeby dosłyszał. – Wyglądasz niezwykle oszałamiająco, panie Salvatore.
-         Heidi! – Stefan posłał mi karcące spojrzenie, po czym szybko wciągnął na siebie jakieś spodnie. – Ubierz się!
-         Wyluzuj, przecież wiesz, że tylko się z tobą droczę – odparłam wchodząc w głąb pokoju. – Poza tym Eleny tu nie ma, więc nie masz się o co martwić, głuptasku. – przejechałam palcem po jego torsie i uśmiechnęłam się pod nosem.
-         Gdzie ona jest ? – zapytał wampir podejrzliwym tonem, uprzednio odsuwając się ode mnie. Westchnęłam teatralnie.
-         Nie wiem, Stefan. Nie jestem jej niańką, to ty pełnisz tę rolę. Przyszłam tylko zapytać czy mogę skorzystać z twojej łazienki i zauważyłam, że nie wtula się w ciebie niczym mały, słodki kociak. – Wywróciłam protekcjonalnie oczami.
-         Czemu nie skorzystasz z tej Damona ?
-         On ją zajął, a nie będą do niego wchodzić, bo Andie czeka na dole.
-         A więc dlatego masz taki zły humor – odparł Salvatore, wydając charakterystyczny pomruk, a ja prychnęłam.
-         Błagam cię. Przeżyłam wiele „dziewczyn” Damona. Nie muszę i nie jestem o nie zazdrosna. – Wampir potakiwał podczas mojego wywodu, uśmiechając się przy tym kpiąco. Zmieniłam temat. – To jak z tym prysznicem ?
-         Proszę bardzo, możesz śmiało korzystać. Ja pójdę poszukać Eleny.
-         Szkoda, miałam nadzieję, że się przyłączysz – odparłam filuternie, rozpinając stanik. Stefan natychmiast odwrócił wzrok, po czym wyszedł z pokoju, a na odchodne krzyknął:
-         Przekażę Damonowi, że jesteś zazdrosna!

Po szybkim prysznicu, ubrałam się w jakieś wygodne dżinsy i niebieski top z nadrukiem roweru. Na dworze było dość wietrznie, więc wzięłam także żółtą, sportową bluzę, aby nie zmarznąć. Przez moją wiedźmową część odczuwałam zimno tak samo jak ludzie.
Zbiegłam w ludzkim tempie po schodach.
-         Damon, czy to ty ? – zawołała Andie. Stała w korytarzu z kubkiem kawy, tak jak jej kazałam. Była dziś ubrana w sięgającą do kolana, przylegającą spódnicę oraz luźną koszulę o dużym dekolcie i fioletowej barwie. Jej szyję owijała grafitowa chustka, która zakrywała ranę po ugryzieniu Damona.
-         Lepiej, to ja. – odparłam blondynce, podchodząc do niej. Wymieniłyśmy uśmiechy.
Spojrzałam na jej szyję . Materiał niedokładnie zakrywał ranę. Z bliska z łatwością mogłam dojrzeć przesiąknięty krwią opatrunek. Przełknęłam ślinę. Widok bursztynowej cieczy przypomniał mi, że jeszcze nic dzisiaj nie jadłam. Otrząsnęłam się i spojrzałam Andie w oczy, po czym przybliżyłam się do niej. Poprawiłam chustkę, by w całości zasłaniała znaki po ugryzieniu. Pożegnałam się z kobietą oraz powiedziałam, że Damon za chwilę zejdzie. Następnie skierowałam swe kroki do piwnicy. Tam chwyciłam trzy torebki z krwią i czym prędzej wyszłam z domu. W drodze przez podjazd przeszukiwałam torebkę w poszukiwaniu kluczy do mojego rovera 620, a gdy wreszcie je znalazłam otworzyłam pojazd.
Wrzuciłam swoją torebkę i „przekąskę” na siedzenie pasażera, a sama usadowiłam się na miejscu kierowcy. Włożyłam kluczyki do stacyjki, jednocześnie wpijając się spragnionymi kłami w woreczek z krwią. Pociągnął duży łyk, który jednak nie zgasił mojego pragnienia. Jedną ręką trzymałam opakowanie, a drugą odpaliłam samochód. Silnik zamruczał, a ja jak zwykle uśmiechnęłam się pod nosem. Nacisnęłam mocno pedał gazu i ruszyłam z piskiem opon spod pensjonatu.

Dzięki szybkiej jeździe już po kilku minutach byłam na miejscu. Zatrzymałam samochód przed ścianą lasu. Nie było sensu dalej jechać, gdyż mogłam się gdzieś zakopać. Poza tym z moją wampirzą prędkością dotrę na miejsce o wiele szybciej na piechotę. Sięgnęłam po swoją torebkę na siedzenie pasażera. Leżała pod woreczkami od krwi, które odrzuciłam na bok podczas jazdy. Strzepnęłam opakowania na podłogę, by dołączyły do reszty pustych już torebeczek. Wysiałam z mojego rovera i przewiesiłam torbę przez ramię, żwawym krokiem ruszając między drzewa. Kiedy przedzierałam się przez różnego rodzaju krzewa, usłyszałam dzwonienie mojego telefonu. Sięgnęłam po aparat do kieszeni, po czym rzuciłam okiem na wyświetlacz.
-         Co jest, Damon ? – zapytałam podirytowanym głosem po odebraniu. Spuściłam na chwilę drogę z oczu i już jakaś gałąź pacnęła mnie w twarz.
-         Czemu jesteś taka naburmuszona ? – zapytał wampir, jakby mówił do dziecka. Jednak nie czekał na odpowiedź. Westchnął ciężko. - Słuchaj… Jest sprawa. Pamiętasz jak ci wczoraj mówiłem, że Elena nie chce by Bonnie ryzykowała życiem dla niej ? Jej genialnym sposobem, mającym uratować Bennetównę, jest Elijah. Wyjęła z niego sztylet.
-         Cholera, Damon! Nie mogłeś jej powstrzymać ? Przecież ja pomogę tej małej czarownicy. Ona nie zginie.
-         Jak miałem ją powstrzymać ? Przecież nie czytam w myślach, a ona nie jest na tyle głupia, żeby mi mówić o planach, które z pewnością bym zniweczył. – Wampir ponownie westchnął. - Rozumiem, że nie możemy jej powiedzieć o twoim udziale, ale to się robi ryzykowne. Teraz nasz kochany sobowtór urządził sobie kulturalną pogawędkę z jednym z Pierwotnych, a Stefan nie pozwala mi się wtrącić, bo „powinienem szanować wybór Eleny”. Bla, bla, bla… Stara gadka.
-         Więc co zamierzasz zrobić ? – zapytałam, sprawnie unikając kolejnego ciosu, który szykowało na mnie jakieś inne drzewo.
-         Jak to co ? – odparł Salvatore ze śmiechem. – Zamierzam się wtrącić. Jadę z Andie sprawdzić czy Katherine nadal żyje. Zauważyłaś, że Klaularic był trochę za dobrze poinformowany ? Założę się, że ta mała suka mu pomagała się wdrożyć.
-         Zapewne jeszcze żyje. Klaus jest mściwy, a śmierć byłaby zbyt lekką karą za uciekanie przed nim przez pięćset lat. – Wzdrygnęłam się jak tylko to powiedziałam. Wolę się nie dowiedzieć, co Pierwotny zrobiłby ze mną, gdyby mnie złapał po tysiącleciu, unikania go.
-         Tak czy inaczej… Dzwonię tylko cię ostrzec, że Elijah jest mniej martwy niż ostatnim razem gdy go widziałaś, więc uważaj na siebie. Gdzie jesteś ?
-         Zbliżam się do cmentarzyska czarownic – odparłam, w końcu wychodząc z lasu. Ustałam na polanie. Teraz od domu wiedźm dzieliło mnie tylko jakieś trzysta metrów.- Muszę porozmawiać z Bonnie. Omówić nasz plan, co do zabicia Klausa. Pełnia zbliża się wielkimi krokami.
Pożegnałam się z Damonem i rozłączyłam. Wpakowałam telefon do torebki, po czym z wampirzą szybkością pobiegłam do domu. Z daleka był imponujący, ale kiedy już stanęło się przed drzwiami, aż onieśmielał swymi rozmiarami. Mimo wieku oraz stopnia zaniedbania budowla wciąż wydawała się potężna. Podeszłam bliżej do masywnych kolumn, spowitych obumarłymi pnączami. Położyłam dłonie na roślinie po cichu wypowiadając zaklęcie. Po chwili poczułam przyjemny, ciepły wiatr. Kiedy przestałam czarować, otworzyłam oczy. Pędy zajęły się zielenią, zaczęły ożywać. Mały uśmiech mimowolnie wyszedł mi na usta, lecz już po chwili zgasł. Poczułam drażniące drapanie w gardle. Ponownie poczułam głód.
Nie po to tu jesteś.
Usłyszałam głos, który boleśnie rozbrzmiewał w mojej głowie. Przyciągnęłam dłonie do skroni, zginając się w pasie.
Wejdź.
Głosy ucichły, a drzwi od posesji rozwarły się z trzaskiem. Wyprostowałam się, wciąż dysząc, po czym posłusznie przekroczyłam próg domu.
Wiedźmy nie lubiły gdy czarowałam, ale za to uwielbiały mi o tym przypominać. Zazwyczaj w o wiele boleśniejszy sposób. Omdlenia, krwotoki, łamanie kości… Taka migrena była przy tym jak prezent.
Jednak zdążyłam się do tego przyzwyczaić, jeśli można tak powiedzieć. Wiedziałam, że mnie potrzebują, więc to nie ważne ile bólu mi zadadzą i tak mnie nie zabiją. Wiedzą, że ja o tym wiem, a to doprowadza je do jeszcze większego szału.
Uśmiechnęłam się pod nosem, skręcając w stronę piwnicy. Bez problemu przeszłam przez wpadające do środka promienie światła. Gdyby Damon tego spróbował, czarownice pozbawiłyby jego pierścień mocy, ale nie mój. Choć zapewne z chęcią by patrzyły jak płonę, to jednak nie mogły ryzykować moją śmiercią.
Kiedy zeszłam już po schodach, skręciłam w prawo. Skierowałam swe kroki do jednego z pokoi. Ustałam w drzwiach, opierając się o framugę. Bonnie siedziała naprzeciw swej wielkiej księgi zaklęć, a Jeremy wpatrywał się w ekran laptopa. Nie odezwałam się. Czekałam, aż któreś z nich mnie zauważy, co nie trwało zbyt długo. Młody Gilbert podniósł nieznacznie głowę znad monitora i wtedy mnie dostrzegł. Podskoczył lekko ze strachu z niemym okrzykiem, a ja się roześmiałam.
-         Spokojnie, to tylko ja. A raczej aż ja. – Uśmiechnęła się zawadiacko, wchodząc w głąb pokoju.
-         Co tutaj robisz ? – zapytał Jeremy z zezłoszczoną miną. Zamaszystym ruchem zamknął klapę laptopa i wojowniczo ustał przed Bennetówną, jakby chciał ją bronić.
-         Trochę szacunku, mały Gilbercie – odparłam, zmywając uśmiech z twarzy. Następnie zwróciłam się do Bonnie – Musimy porozmawiać, ale wolałabym bez świadków. – Skinęłam głową w stronę jej chłopaka.
-         Nie ma mowy! – natychmiast odpowiedział Gilbert.
-         Jeremy… - zaczęła Bonnie, ale on jej przerwał.
-         Nie zostawię cię z nią samą. To starsza znajoma Damona. On sam nie jest zbyt przyjemny, a co dopiero ona. – Młody posłał mi złowrogie spojrzenie. Uśmiechnęłam się z przymusem. – Ona może ci coś zrobić…- wyszeptał do Bennetówny, a ta chwyciła jego twarz w dłonie i pocałowała go.
-         Nic mi nie będzie. Mam moc stu zmarłych czarownic. Mogłabym pokonać Klausa, więc sądzę, że z Heidi nie miałabym większych problemów.
Prychnęłam lekceważąco. Jeremy niechętnie ugiął się pod prośbami Bonnie. Powiedział, że pojedzie po rzeczy na zmianę do swojego domu i przy okazji zajedzie po coś dla Bonnie. Kiedy już wyszedł przez chwilę nasłuchiwałam, a gdy w końcu usłyszałam jak zapala silnik samochodu, odwróciłam się w stronę czarownicy. Wpatrywała się we mnie swymi brązowymi oczami. Była nadzwyczaj cierpliwa. Usiadłam naprzeciwko niej.
-         Chcę porozmawiać o Klausie. O tym jak go zabijemy – zaczęłam, a Bonnie pokiwała głową.
-         Dobrze, że przyjechałaś. Mam tyle pytań. Kiedy ? Gdzie ? Jak ?
-         Powoli – przerwałam jej. – Zacznijmy może od tego kiedy. Wiesz, że potrzebujemy małej pomocy od natury. Niedługo nadejdzie pełnia księżyca i to właśnie nią możemy się wspomóc. Wtedy będziemy musiały zrobić to w nocy, co również będzie plusem. Weźmiemy Klausa z zaskoczenia, kiedy wyjdziemy z mroku. – Uśmiechnęłam się pod nosem. – Co do tego jak, to musimy jeszcze nad tym popracować. Zakładam, że odpowiednie zaklęcie odszukamy w księgach czarodziejów Martin, tych którzy mieli pomóc Elijah. Jeżeli jednak nie znajdziemy tam czaru, to będziemy zmuszone zwrócić się z prośbą o pomoc do duchów, a jeżeli się nie domyśliłaś, to nie są one moimi fankami.
-         Zauważyłam – odparła Bennet z nieśmiałym uśmiechem, po czy powróciła do swej poważnej twarzy. Strzepnęła kurz z dżinsów. – Nie odpowiedziałaś jeszcze gdzie.
-         To najtrudniejsza część. Widzisz, Klaus chce złamać klątwę słońca i księżyca. Ma zamiar to zrobić właśnie podczas pełni, co oznacza, że będziemy musiały przerwać rytuał, aby wykonać swoje. Jeszcze jakieś pytania ?
-         Właściwie… Jest jeszcze jedna sprawa – odparła Bennetówna. Wyprostowała się i spojrzała mi prosto w oczy, a ja patrzyłam na nią wyczekująco. – Wiem, że kiedy zabijemy Klausa ty także umrzesz.
Jak tylko to powiedziała, spuściła wzrok. Znieruchomiałam. Niemożliwe… Myślałam, że tylko ja słyszałam wiedźmy. Widocznie ich więź z Bennetówną zwiększyła się, kiedy Bonnie przejęła od nich moc. Przez kilka sekund panowała idealna cisza. Zamrugałam i pociągnęłam nosem. Nie ! Nie będę płakać. Wypuściłam głośno powietrze przez nos.
-         Słyszałaś wiedźmy ? – zapytałam. Czarownica powoli pokiwała głową. Podniosła na mnie wzrok. Zbladła, ale jej twarz była jak wykuta z kamienia.
-         Nie wiele rozumiałam z tego co mówiły. Głównie dochodziły do mnie słowa zaklęcia, ale to… było dość jasne. Przykro mi. – Wzruszyłam na to ramionami.
-         Nie musisz. To jedyny sposób, rozumiem to.
-         Wcale nie – odparła Bennet z przenikliwą miną. – Mogłaś pozwolić mi umrzeć. Mogłam zabić Klausa sama.
-         Tak, ale ten sposób jest pewniejszy. Klaus już raz próbował cię zabić, gdyby wiedział, że mu się nie udało, zrobiłby to znowu i znowu, aż do skutku. Poza tym to nie jest tak, że się prosiłam o to. Wiedźmy same mnie do ciebie przyłączyły, ja nie miałam nic do gadania. To moje przeznaczenie. Mam umrzeć razem z Klausem.
To była tylko częściowo prawda. Nie chciałam, aby Bonnie zginęła. Czarownice troszczą się o siebie nawzajem i choć mogłam nic dla niej nie znaczyć to jednak czułam, że… Ona jest dla mnie ważna. Była trochę jak rodzina, która dawno temu się mnie wyrzekła. Nie chciałam by umierała tak młodo, kiedy ja przeżyłam już ponad tysiąc lat. Byłam na tym świecie już od dawna i choć sporo rzeczy bym zmieniła, to jednak mogę umrzeć. Nie boję się śmierci. Wiedząc kogo za sobą pociągnę, jestem niemal szczęśliwa.
Wstałam i otrzepałam spodnie z kurzu. Przeszłam na drugą stronę pokoju i chwyciłam oburącz stojące tam księgi. Położyłam je przed Bonnie. Chmura pyłu wzbiła się w powietrze, a Bennetówna zakaszlała.
-         Bierzmy się za szukanie zaklęcia – powiedziałam z powrotem siadając przed czarownicą.
-         Nie możemy rzucić czaru, żeby je znaleźć ? Zrobiłam tak, kiedy szukałam zaklęcia do przejęcia mocy od zmarłych czarownic – powiedziała, machając w powietrzu ręką, by odgonić od siebie kurz.
-         Tak, ale to co innego. Czar jest ważniejszy, więc trudniej go znaleźć – odparłam, chwytając pierwszą księgę. - Magia nic tu nie pomoże. Trzeba to zrobić w starym stylu.
Zagłębiłyśmy się w czytaniu ksiąg. Przez jakiś czas jedyne co było słychać to szelest przewracanych co chwila kartek. W końcu podniosłam głowę znad opasłego tomu. Bonnie również. Patrzyłyśmy na siebie chwilę w milczeniu.
-         Byłabym wdzięczna, gdybyś nikomu nie mówiła o… naszej rozmowie – powiedziałam znaczącym tonem, po czym od razu spuściłam wzrok. Z powrotem zanurzyłam się w natłoku, czytanych zaklęć.
-         Nie powiem – doleciał do mnie cichy głos szatynki.
Uśmiechnęłam się pod nosem. Może ta wiedźma rzeczywiście nie jest najgorsza. Od razu jak to pomyślałam, skarciłam się w duchu. Nie powinnam się teraz przywiązywać do ludzi. Wystarczająco trudno będzie mi się pożegnać z tymi, których już mam. Odsunęłam od siebie te nieprzyjemne myśli i ponownie zabrałam się za szukanie zaklęcia. Nie lubiłam myśleć o przykrościach.
Nie odzywałyśmy się do siebie więcej. W międzyczasie przyszedł Jeremy. Zdziwił się nieco na mój widok, ale Bennetówna wyjaśniła mu, że szukamy czaru, który pomoże nam zabić Klausa, a ja mam pomóc. Młody Gilbert również chwycił jeden z opasłych tomów, deklarując się do pomocy w poszukiwaniach.
Kiedy po kilku godzinach znudzona przewracałam kolejną kartkę grubej księgi, Jeremy odezwał się zachrypniętym od dłuższego nie mówienia głosem:
-         Chyba coś znalazłem – powiedział, podając Bonnie tomiszcze. Wskazał na odpowiedni moment. Czarownica przeczytała go uważnie i uśmiechnęła się szeroko.
-         Jeremy, znalazłeś to! Znalazłeś właściwe zaklęcie! – wykrzyknęła.
Rzuciła się chłopakowi na szyję, upuszczając przy tym księgę. Złapałam ją w locie i sama przeczytałam czar. Bonnie miała rację, to ten czar, którego szukaliśmy. Uśmiechnęłam się pod nosem. Kto by pomyślał, że młody Gilbert na coś się przyda ?
Wyrwałam stronę z opasłego tomu, a Bennetówna skrzywiła się.
-         No co ? Chciałabyś tego znowu szukać ? W ten sposób masz jedną kartkę zamiast tysiąca – odparłam na jej karcące spojrzenie, jednak ona wciąż się krzywiła. Wyciągnęłam rękę z cennym znaleziskiem w jej stronę. – Schowaj to dobrze.
Czarownica chwyciła stronicę. Wpierw zaznaczyła odpowiedni fragment długopisem, po czym ukryła kartkę między deskami podłogowymi w sąsiednim pokoju.
Kiedy wróciła zabraliśmy się za sprzątanie. Po całym pomieszczeniu walały się kartki oraz cale tomy z zaklęciami. Przełożyliśmy je w jeden kąt, a gdy już kończyliśmy Jeremy oznajmił, że pójdzie po jakieś jedzenie dla siebie i Bonnie. Pocałował dziewczynę w policzek, a mi na odchodne posłał wrogie spojrzenie. Uśmiechnęłam się cierpko i pomachałam mu. Chwilę po tym jak Gilbert opuścił pomieszczenie,  rozbrzmiał dźwięk mojej komórki. Wyjęłam urządzenie z torebki i szybko zerknęłam na wyświetlacz. Nieznany numer ?
-         Halo ? – zapytałam nieufnie, jakby ktoś mógł mnie zaatakować nawet przez komórkę.
-         Heidi ? Tu Elena. – Zmarszczyłam w pierwszej chwili brwi. Skąd ona ma mój numer ? – Mogłabyś przyjechać do pensjonatu ? Zapewne już wiesz, że wyjęłam sztylet z Elijah. Chciałabym abyś razem ze Stefanem i Damonem usłyszała o mojej odnowionej umowie z Pierwszym. Ma do was pewną sprawę. – Przeszył mnie zimny dreszcz, jednak nie chciałam, by dziewczyna zauważyła mój strach.
-         Czego chce ? – warknęłam nieprzyjaźnie. – Wybacz, Eleno, ale jakoś na mojej liście rzeczy do zrobienia nie widnieje pozycja „Wpakować się w sidła o nazwie Elijah”.
-         To nic takiego – odparła Gilbertówna uspokajającym tonem. – Pragnie rozejmu, którego finiszem będzie śmierć Klausa. Pełnia już niedługo, musimy działać. – Gdzieś z daleka dobiegł hałas. – Muszę kończyć. Jenna się obudziła. Chciała się spotkać z Riciem, przyszedł Klaus w jego ciele i powiedział jej wszystko, włącznie z tym, że jesteście wampirami. Przyjedź szybko.
Westchnęłam zmęczona i odburknęłam, że zaraz będę. Elena rozłączyła się, a ja odłożyłam komórkę do torebki, którą przewiesiłam sobie przez ramię. Odwróciłam się w stronę Bonnie. Czarownica wpatrywała się we mnie dociekliwym wzrokiem. Nie byłam pewna, ale chyba na jej twarzy był także cień zatroskania. Odrzuciłam tę myśl od razu. Nie mogę zapominać, iż z Bennetówną łączy mnie wyłącznie wspólny cel i… może trochę tajemnic, jednak to nie czyni naszych stosunków ani trochę cieplejszymi. W najlepszym wypadku powinnyśmy być sobie obojętne. Nałożyłam więc na twarz pokerową maskę, aby nie można było nic z niej odczytać, po czym powiedziałam obojętnym tonem:
-         Muszę jechać. Problem o nazwie „Elena” nie wie, że nie zginiesz. Z tego powodu sieje zamęt i wyjmuje sztylety z Pierwotnych.

Szybko wróciłam do pensjonatu. Jak tylko zostawiłam samochód na podjeździe, powędrowałam żwawym krokiem prosto do salonu, skąd dobiegał mnie rozgniewany głos Damona oraz nie skutkujące próby Andie ugłaskanie go. Stanęłam w progu pokoju, opierając się o framugę.
-         Nie to żebym narzekała, ale mógłbyś być milszy dla swojej zabaweczki – zawołałam dość donośnym głosem, czym tak jak zamierzałam, zwróciłam na siebie uwagę pary.
-         Mam swoje powody – odparł wampir zgryźliwym tonem, po czym zwrócił się do Andie. – Idź stąd – warknął, po czym podszedł do mnie z pochmurną miną, a blondynka opuściła pomieszczenie ze smutkiem wymalowanym na twarzy. Damon wbił spojrzenie swych niebieskich, gniewnych oczu w moją osobę. – Elena nie wie nic o twoim planie, przez co wskrzesiła Elijahę, który rzekomo ma pomóc Bonnie przeżyć. Tyle, że to wszystko nie byłoby w ogóle potrzebne, gdybyśmy jej powiedzieli – wysyczał przez zęby wampir.
-         Tak, idealne rozwiązanie! Tylko na Elenie się nie skończy. Jeśli wtajemniczymy ją to od razu dojdzie też Stefan, Bonnie zażąda, aby Jeremy również dowiedział się prawdy. Potem przyjdzie kolej na Caroline i nie wiadomo na kogo jeszcze! – Wypuściłam głośno powietrze przez nozdrza, próbując się uspokoić. – Wiem, że to duży problem, ale wyznanie tego Bennetównie było dla mnie wystarczająco trudne i jakiś podejrzliwy głosik głęboko w mojej głowie wciąż mi mówi, że to był błąd. Rozumiem, nie mieliśmy wyboru, tylko… Ta informacja może mi zniszczyć wieczne życie.
-         Przecież dążymy do zabicia Klausa! – mówił wciąż zdenerwowanym głosem brunet. – Kiedy będzie po nim, nie będziesz się miała przed kim ukrywać.
-         A co jeśli nam się nie uda ? Wieść o mnie się rozniesie, a Pierwotny swobodnie będzie mógł na mnie polować z jeszcze większą wytrwałością. – Prychnęłam lekceważąco. – Zresztą myślisz, że Klaus to jedyny świr, który chciałby mnie zagarnąć dla siebie ? A co z jego rodzeństwem i całą resztą popaprańców tego świata ? – Damon skrzywił się, wiedząc, iż mam rację. Ściszyłam głos. – Rozumiem, że Elena jest dla ciebie ważna. Nie chcę, żeby coś jej się stało, ale muszę zadbać o siebie. – Podniosłam nieco głowę, by móc spojrzeć prosto w błękit jego tęczówek. – Gdybym wiedziała, że będziesz chciał ją przełożyć nade mnie…
Nie dokończyłam, gdyż w tym momencie do salonu weszli Stefan, Elena oraz Elijah. Razem z Damonem odwróciłam głowę w ich stronę. Dreszcz mnie przeszedł na sam widok Pierwotnego. Odsunęłam się od Damona, a w mojej głowie jak na zawołanie pojawiło się z milion pytań, a w zasadzie ciągle powtarzającego się jednego: Czego on chce ode mnie oraz braci Salvatore ?
-         Coś się stało ? – zapytał Stefan, podchodząc do nas ze zmarszczonymi brwiami. Prześlizgiwał nerwowe spojrzenie ze mnie na Damona i z powrotem. Wampir znał nas oboje bardzo dobrze. Rzadko się kłóciliśmy się, zazwyczaj tylko o to, że coś jest dla któregoś z nas zbyt niebezpieczne. Nasze sprzeczki praktycznie nigdy nie obejmowały kogoś trzeciego, więc jeśli Stefan usłyszał ostatnie zdanie… Nawet nie dopuściłam tej myśli do siebie i szybko wymyśliłam jakiś pretekst.
-         Nic, po prostu niezbyt mi się podoba wizja współpracy z Elijah. Bez urazy. – Te ostatnie słowa skierowałam do Pierwotnego, na co on przytaknął.
-         Oczywiście – odparł bez wyrazu Pierwszy. – Elena i ja odświeżyliśmy warunki naszej umowy. Żadne z ważnych dla was osób nie dozna krzywdy z moich rąk. W zamian pragnę jednej rzeczy – powiedział Elijah, podchodząc do mnie i braci. Siłą woli zmusiłam się, by nie uczynić kilku kroków w tył.
-         Czego ? – zapytał Damon wciąż zdenerwowanym głosem.
-         Przeprosin – odparł spokojnie Pierwszy. Na twarz Stefana wystąpiło zdziwienie, starszy Salvatore bezgłośnie powiedział „co ?”. Ja byłam zbyt zdezorientowana, aby zrobić cokolwiek. Obawiałam się, że Pierwotny zażąda, abyśmy zrobili coś… potworniejszego. Co prawda Elijah był tym szlachetniejszym z braci, jednak nie raz widziałam jak wyrywał wampirom serca lub jednym sierpowym odrywał komuś głowę. Zamrugałam oczami, by przepędzić krwawe obrazy. Stefan wpierw spojrzał na Elenę, która posłała mu zachęcający uśmiech, po czym wymienił spojrzenia ze swoim bratem i ze mną. W końcu wystąpił kilka kroków naprzód.
-         Przepraszam za swój udział, który miałem w zasztyletowaniu cię – zaczął Salvatore. Mówił spokojnym głosem, starannie dobierając słowa. - Chroniłem Elenę. Zawsze będę chronić Elenę.
-         Rozumiem – odparł Pierwszy z kamienną twarzą. Stefan podszedł do Eleny i chwycił ją za rękę, a ta odwzajemniła gest oraz uśmiechnęła się ciepło do wampira. Następnie zwróciła spojrzenie brązowych oczu na starszego Salvatore. Mina jej zrzędła, gdy ujrzała jego gniewny  wyraz twarzy.
-         Ofiara się odbędzie, Damon – powiedziała szatynka. – Bonnie będzie w stanie zabić Klausa bez krzywdzenia siebie, a Elijah wie jak ocalić moje życie. Powiedziałam ci, że znajdę inny sposób. Oto on.
-         Czy to prawda ? – Brunet zapytał nieufnie Pierwotnego, na co ten skinął głową. – I ufasz mu ?
-         Ufam – odpowiedział pewnie Gilbertówna.
-         Idźcie wszyscy do diabła – odparł Damon, wkładając w te cztery słowa niewiarygodną ilość jadu, po czym spokojnym krokiem wyszedł z pomieszczenia. Pierwotny odprowadził go zamglonym wzrokiem.
-         Teraz jest na mnie zły, więc proszę wybacz mu – powiedziałam spokojnie do Pierwszego, lecz spojrzenie mnie wydawało. Było zbyt błagalne. – Przemyśli to.
-         Prawdopodobnie – rzekł Elijah, po czym skierował swe wyczekujące spojrzenie na mnie. Uniósł jedną brew, pośpieszając mnie. Westchnęłam. Przemogłam się, by postąpić kilka kroków w jego stronę. Nie podnosząc głowy, zaczęłam mówić:
-         Przepraszam za swój wkład w twoją śmierć. Myślałam, iż zagrażasz mi lub osobom mi bliskim.
Elijah podszedł do mnie w wampirzym tempie. Chwycił mnie lekko za podbródek, zmuszając bym spojrzała mu w oczy. Gwałtownie wciągnęłam powietrze ustami, lecz poza tym się nie ruszałam. Wampir milczał chwilę, po czym zapytał z nutą ciekawości:
-         Osobom ci bliskim ? Czyżbyś miała kogoś bliskiego poza własną osobą ? Samolubna, Adelheid… –  Elijah pokręcił głową, po czym mnie puścił. Miał nieprzenikniony wyraz twarzy. – Lepiej idź sprawdzić, co z Salvatore – odparł Elijah wciąż zachowując spokój, po czym wyszedł w wampirzym tempie.
Korzystając z okazji również zniknęłam, czym prędzej kierując się do sypialni Damona. Na korytarzu przystanęłam, gdyż do moich uszu doleciał zduszony krzyk. Przyśpieszyłam kroku, jednym, błyskawicznym ruchem rozwarłam drzwi do pokoju starszego Salvatore. Damon stał koło łóżka. Wgryzał się w szyję Andie, która mu się wyrywała. Nie zahipnotyzował jej… Kobieta próbowała odepchnąć go, ale nie była dość silna.
-         Damon ! – krzyknęłam zszokowana.
Wampir odwrócił się w moją stronę zaskoczony. Rozluźnił żelazny uchwyt i Andie upadła na podłogę. Z rany na szyi sączyła się krew. Blondynka podkurczyła nogi, próbując jak najbardziej oddalić się od napastnika. Łkała głośno, desperacko próbując złapać powietrze. To trwało zaledwie kilka sekund, ale kiedy Damon mnie zauważył w jego oczach dostrzegłam wiele silnych emocji. Najpierw zaskoczenie potem złość mieszającą się z żalem, narastający gniew, ukrywany wstyd i desperacja, a potem tylko smutek. Po tej chwili brunet odwrócił się ode mnie. Uklęknął koło Andie.
-         Spójrz na mnie… - wydyszał Damon. Chwycił jej twarz w dłonie i przemówił hipnotyzującym głosem. – Wynoś się stąd nim cię zabiję. Po prostu idź. Już !
Andie odsunęła się od Damona i szybko wyszła, nawet nie zwracając na mnie uwagi. Podeszłam powoli do Salvatora i uklęknęłam obok niego. Dyszał ciężko, a z kącika ust nadal spływał mu rubinowy płyn. Ujęłam jego twarz w dłonie, ale starałam nie patrzeć się w oczy. Było w nich za dużo bólu. Kciukiem starłam krew, po czym delikatnie go pocałowałam. Oparłam swoje czoło o jego i zamknęłam oczy. Przez kilka chwil milczał.
-         Czemu ty zawsze zostajesz ? – zapytał zachrypniętym głosem.
-         Nie rozumiem – wyszeptałam, wciąż nie rozchylając powiek.
-         Wszystkich odtrącam. Odchodzą. – Przełknął ślinę. – Ale ty zawsze zostajesz. Dlaczego ?
-         Nie prawda – odparłam szybko, odsuwając się na odległość ramion. Spojrzałam na niego przerażona. Nie może tak myśleć, przecież ja… odejdę. Umrę. – Masz Stefana, Elenę, Rica…
-         To tylko kwestia czasu, kiedy znowu poróżnimy się z moim bratem. Właśnie przez Elenę. Jeżeli to ona nas rozłączy i zostanie ze Stefanem… Stracę ich oboje. A Rick ? To człowiek. Umrze ze starości.
Zamrugałam kilka razy. Myślałam, że chociaż Stefan będzie z nim na zawsze, ale jeśli Elena rzeczywiście ich poróżni na dobre ?
Wtuliłam się w tors Damona. Zamrugałam ponownie, by przegonić łzy. Nie chciałam go zostawiać. Nie chciałam nawet o tym myśleć, ale musiałam to zrobić. Wolę by żył beze mnie niż, żeby Klaus miał go zabić. To jedyne rozwiązanie i muszę zapłacić tę cenę.
-         Czemu zawsze zostaję ? – powiedziałam szeptem, gdyż tak łatwiej było mi ukryć zdenerwowanie. – Bo masz charakter jak bomba. Musisz wybuchać, a ja muszę pilnować, żebyś nie dostał  odłamkiem. Bo jesteś tak samo zepsuty jak ja, a jednocześnie widzę w tobie dobro, które mi też pozwala być dobrą. Bo możesz być najlepszym i najgorszym, sam o tym decydujesz. Bo jesteś Damon Salvatore i znam cię za długo, by być na tyle głupią i cię opuścić.
-         Więc nigdy nie odejdziesz ? – odparł chwytając mnie za podbródek. Uśmiechał się przy tym zadziornie, słabo, ale widziałam, że cierpienie z jego oczu powoli odchodzi.
-         Nigdy nie odejdę. – Pocałowałam go z całą pasją jaką w tej chwili czułam, chcąc okazać jak bardzo mi na nim zależy. W ten sposób złamałam daną sobie obietnicę. Uroniłam jedną łzę.


***
No witam, witam i o zdrówko się pytam ;D Wiem, że dość długo mnie nie było (Łał! Ponad miesiąc ?!) i za to przepraszam ;c W roku szkolnym nie mam czasu przez szkołę, a w wakacje za to dopada mnie lenistwo, plus byłam na wyjeździe (właśnie dlatego was nie odwiedzałam), który się straaasznie przeciągną.
Wgl wiecie, że to już ponad 5 000 wyświetleń ? ;D Jaram się jak głupia, mimo iż wiem, że na 31 rozdziałów to nie jest tak dużo, ale co tam! W tej chwili jest tego 5 021 i za każde te wyświetlenie serdecznie dziękuję! ;*
Anyway... Jeżeli czytaliście choć trochę uważnie to wiecie, że Heidi ma umrzeć razem z Klausem. Soł... Sprawa jest tak, że wstawiłam ten wątek świadomie, myśląc o zakończeniu. Tak, myślałam nad zakończeniem tego opowiadania. W końcu dwa "sezony" to sporo i domyślam się, że niektórzy pewnie maja mnie już dość ;D Niestety tych osób nie zadowolę, bo jeżeli skończę tę historię zacznę drugą, o której myślę i mam kilka scenariuszy ;)
Ale zbaczam (ostatnio jakoś często to robię), miałam napisać, że widzę dla tego opowiadania trzy różne zakończenia. Jedno z nich kończy się tragicznie, drugie radośnie, a trzecie pół na pół z możliwością kontynuowania historii. Tyle, że nie mam pojęcia, które wybrać. Powoli odchodzę od furtki numer dwa, bo nie przepadam za prostym happy endem, ale zobaczymy.
Więc mam do was pytanie, a raczej pytania. Czy chcecie, żeby to zakończyć i zacząć coś nowego ? Bo szczerze mówiąc jeśli teraz nie skończę to nwm kiedy, a chciałabym spróbować czegoś nowego, ale jednocześnie szkoda mi to zostawić.  A nie ma opcji, żebym pisała jednocześnie dwa opowiadania, bo ledwie znajduję czas na jedno. Jakie zakończenie chcielibyście zobaczyć ? I wgl co chcielibyście jeszcze zobaczyć ?
Ja na razie jeszcze nad tym wszystkim pomyślę. Tak czy siak nowy rozdział nie pojawi się już w te wakacje. Gdzieś we wrześniu na pewno, ale dokładniej nie mogę powiedzieć. Przenoszę się do nowej szkoły, więc najpierw będę musiała się wdrożyć. Zaplanuję jakoś sobie czas i wtedy się pojawię. Znienacka, właśnie tak jak nie lubicie ;)
Na koniec chciałabym wspomnieć, że ten rozdział jest dedykowany Szklance Mleka, Blanche, YourLittleBoo1, Nogitsune czy jak tam wolisz, bo zmieniasz te nazwy jak szalona XD Jesteś dla mnie wzorem w pisaniu i choć mi samej się ten rozdział nie podoba, to może ty mi chociaż powiesz, co jest z nim nie tak XD Btw Mam nadzieję, że moje za długie komentarze cię jeszcze nie zabiły i tu zajrzysz ;*

Bye, Lenena