czwartek, 30 lipca 2015

Tajemnica

„Niech już zacznie się złoty wiek.”
- Beck                                         

3x01
Słońce wreszcie zabłysło nad Mystic Falls, najwyższa pora w końcu zbliżał się już środek lata. Świetliste promienie znalazły lukę pomiędzy zasuniętymi zasłonami, przebijając się do pokoju, w którym spała Caroline Forbes. Dziewczyna burknęła pod nosem ciche przekleństwo i odwróciła się na drugi bok, nie chcąc jeszcze wstawać z łóżka. Jej plan jednak się nie powiódł. Wibrujący na nocnym stoliku telefon wyrwał ją z resztek snu, skutecznie uniemożliwiając dalsze leniuchowanie. Blondynka podniosła urządzenie i mrużąc oczy przeczytała ukazujący się napis: „Przygotowania do imprezy czas zacząć!”- zdawał się radośnie wykrzykiwać wyświetlacz. Caroline z grymasem na twarzy wyłączyła alarm. Kompletnie o tym zapomniała. Już dawno zaplanowała, że urządzi imprezę z okazji miesiąca wakacji. Od początku starannie planowała to wydarzenie i zaprosiła tłumy ludzi, wtedy jednak nie spodziewała się, że wydarzy się tak wiele. Mimo iż od śmierci Tylera i Heidi minęły grubo ponad dwa miesiące, ona wciąż myślała o tym każdego dnia.
-          Ale dziś z tym koniec! –  zakrzyknęła sama do siebie, energicznie wstając z łóżka.
Nie mogła sobie pozwolić by choć przez chwilę dłużej użalać się nad sobą. Mimo iż najchętniej zwinęłaby się w kłębek i schowała pod stertą kocy oraz  poduszek, postanowiła to zakończyć. Potrzebowała czegoś do zajęcia, czegoś co odciągnie jej myśli, a co się nadawało do tego lepiej niż zorganizowanie letniej imprezy ? W końcu kto jak kto, ale Caroline Forbes nie odwołuje żadnych przyjęć!

Tymczasem w pensjonacie Salvatorów atmosfera była o wiele mniej motywująca. Świadoma tego faktu Elena postanowiła zeszłej nocy, że przenocuje u Stefana, by w razie potrzeby pomóc mu z Damonem. Ku jej zdziwieniu starszy z braci nie powodował większych problemów. Zalał się w trupa, więc młodszy Salvatore położył go do łóżka. Para czekała do północy, na wszelki wypadek gdyby Damonowi jednak zachciało się ekscesów, jednak nie doczekawszy się niczego nadzwyczajnego poszli spać.
Już dzisiaj, podczas gdy wielki zegar w salonie wybijał dziesiątą, Gilbertówna schodziła do kuchni na nieco spóźnione śniadanie. Ona i młodszy Salvatore pozwolili sobie na chwilę zapomnienia, także Stefan wciąż był pod prysznicem, a Elena zamierzała przygotować im śniadanie. Choć w rzeczywistości jedynie ona potrzebowała takiego posiłku, pomyślała, iż będzie to miły gest, jeśli przygotuje coś dla ukochanego.
Zmierzała właśnie po perskim dywanie, by już po chwili wkroczyć do kuchni, ale na widok tego co zobaczyła za drewnianymi drzwiami, oniemiała. Przy blacie stała około dwudziestoletnia dziewczyna w skąpej bieliźnie. Na blade barki opadały jej sprężynki krótkich brązowych włosów z rudawymi refleksami. Nieznajoma stała tyłem do Eleny, najwidoczniej nie zauważyła wchodzącej szatynki. Gilbertówna odchrząknęła znacząco, by zasygnalizować swoją obecność dwudziestolatce, na co ona podskoczyła lekko zaskoczona.
-          Przestraszyłaś mnie – powiedziała odwracając się, po czym posłała sobowtórowi promienny uśmiech.
-          Kim jesteś ? – zapytała podejrzliwie Elena, choć już podejrzewała co może być odpowiedzią na jej pytanie, a dziewczyna miała potwierdzić jej domysły.
-          Znajomą Damona, Lindsay – przedstawiła się szatynka, podając Gilbertównie rękę. Ta uchwyciła ją niepewnie, posyłając dość nieporadny uśmiech koleżance Salvatora. Domyślała się bowiem jaką „znajomą” była dwudziestolatka. – Damon poprosił mnie o kawę z burbonem – przerwała ciszę dziewczyna, wskazując na stojący naprzeciwko niej ekspres. – Zaparzyć też dla ciebie ?
-          Nie, dzięki. Mogę cię przeprosić na moment ? – zapytała Elena, po czym pośpiesznie opuściła pomieszczenie. Błyskawicznie pokonała stare drewniane schody i lekko zziajana wpadła do pokoju Stefana. Młodszy Salvatore właśnie opuszczał łazienkę. Przepasany w pasie ręcznikiem stał nieopodal drzwi, wycierając włosy. Gilbertówna omal na niego nie wpadła, wparowując do pomieszczenia.
-          Co się stało ?
-          Damon się stał.

Ten dzień nie różnił się za bardzo od poprzedniego dla Bonnie Bennett. Po szybkim śniadaniu od razu ruszyła do Mystic Grill, by tam spędzić popołudnie na wertowaniu książek. Nadal nie znalazła zaklęcia, które mogłoby wskrzesić Heidi, a sama zainteresowana również na nic nie wpadła. Jednak Santino nie ustawała w swych próbach, co jakiś czas podając Bennetównie nowe tytuły i lokalizacje ksiąg, jednak jak na razie nic nie przyniosło oczekiwanych efektów.
-          Mam dość – mruknęła pod nosem wiedźma, po kilku godzinach sterczenia nad magicznymi receptami, różnymi rytuałami oraz obrzędami. Przetarła zamykające się powieki, po czym ruchem ręki przywołała kelnerkę i złożyła zamówienie na kubek mocnej kawy.
-          Daj spokój, wiem że jesteśmy już blisko – odparła jej Adelheid.
Odkąd wydostała się ze swojego grobu – a przynajmniej jej duch to uczynił – praktycznie nie odstępowała Bennetówny na krok. Razem szukały odpowiedniego zaklęcia, choć musiały uważać, by nikt nie zauważył jak kartki ksiąg są przewracane przez niewidoczną dla innych Santino lub chociażby jak czarownica mówi do rudowłosej. Dlatego zazwyczaj udawały się w mniej publiczne miejsca, jednak o tej godzinie Grill był praktycznie pusty.
-          Bonnie Bennett, nie mów mi, że nawet wakacje spędzasz z tymi księgami! – Mulatka aż podskoczyła ze strachu. Kompletnie nie zauważyła zbliżającej się bezszelestnie Forbes.
-          Przestraszyłaś mnie, Care! Czemu się tak skradasz ? – zapytała Bonnie z uśmiechem na twarzy. Cieszyła się z widoku Caroline, dawno się nie widziały, ponieważ ona spędzała całe dnie na poszukiwaniu sposobu na wskrzeszenie Adelheid, a Forbes usunęła się w cień, przeżywając swoją żałobę po Tylerze.
-          Wybacz, wampirze nawyki – odparła konspiracyjnym szeptem blondynka, przysiadając się do koleżanki. – Wpadłam tylko na chwilę. Chciałam wywiesić ogłoszenie o imprezie nad jeziorem z okazji miesiąca wakacji.
-          Jednak ją organizujesz ? – zapytała szczerze zdziwiona Bennett. – Myślałam, że ją odwołasz, ze względu na… ostatnie wydarzenia.
-          Myślę, że właśnie ze względu na to muszę ją urządzić. Wszystkim nam potrzebna jest chwila zapomnienia. A co nadaje się do tego lepiej niż kilka drinków w towarzystwie przyjaciół ? – Caroline przybrała swoją udawaną,  poważną minę, po czym nachyliła się tajemniczo do Bonnie. – Mam nadzieję, że nie zabraknie też ciebie, czarownico.
-          Sama nie wiem, Care. –  Mulatka zaczęła się wykręcać.
Wiedziała, że przydałoby się jej trochę luzu, ale jednocześnie miała silne postanowienie odnalezienia odpowiedniego zaklęcia. Nie miała zamiaru wymigiwać się od tego tylko ze względu na jakąś imprezę. Przed oczami miała swój cel i radość jaką wywoła jeśli uda jej się przywrócić Heidi.
-          Przemyśl to. Liczę na ciebie, Bon – odparła Caroline, mrugając porozumiewawczo do dziewczyny, po czym wstała od stolika i opuściła Mystic Grill. Bonnie patrzyła jak blondynka odchodzi, a w myślach rozważała jej słowa.
-          Myślę, że powinnaś iść – odezwała się do tej pory milcząca Adelheid.
-          Daj spokój, już przyzwyczaiłam się do twojego trupiego oddechu na moim karku – zażartowała wiedźma. – Nie potrzebuję przerwy.
-          Może ty nie, ale ja chętnie od ciebie odpocznę. Przysięgam, jeśli nie byłabyś jedyną osobą, która mnie widzi… - Heidi nie dokończyła zdania, widząc iż Bennetówna już chichocze. – Poważnie, idź już do domu i tak niedługo będzie tu zbyt tłoczno, żeby pracować. Poza tym jak będziesz się tak zamęczać to twój wykończony mózg i tak nic nie wykombinuje, a ja chciałabym wrócić do żywych jeszcze w tym stuleciu.
-          Jesteś pewna ? – zapytała nie do końca przekonana Bennett. Chciała wreszcie spędzić trochę czasu z przyjaciółmi, ale z drugiej strony nie była skora do zostawienia Santino na lodzie. Podczas wakacji kobiety bardzo się do siebie zbliżyły, choć mogły nie być do końca tego świadome.
-          Tak, idź i szykuj się na imprezę. Ja poszwendam się trochę po mieście, zacznę wreszcie rozkoszować się samotnością. Kto wie może nawet uda mi się nastraszyć jakiś małolatów ?
Bonnie uśmiechnęła się na te słowa. Mimo ich niepowodzeń Adelheid nie traciła ducha walki, wciąż była sobą. Waleczna, pozytywna, mawiała, iż jedyne czego jej brakuje to alkohol, jednak Bennett dobrze wiedziała, że to nie wszystko za czym tęskni. Najdotkliwszy był brak Damona. Czasem gdy rudowłosa odpływała myślami, czarownica dostrzegała smutek malujący się na twarzy nieżywej. Podejrzewała, że to właśnie wtedy Santino pozwalała sobie na myśli o Salvatoru. Choć Bonnie nie była pewna jak blisko Heidi była z Damonem, to podejrzewała, iż ich znajomość wykraczała daleko poza ramy słowa przyjaźń. To właśnie konfrontacji z starszym Salvatorem czarownica bała się najbardziej. Jeszcze przed pogrzebem wampir wypytywał ją o możliwość powrotu Santino, jednak ona za każdym razem odpowiadała, że nie ma na to sposobu. Po tym jak Adelheid po raz pierwszy przyszła do jej sypialni jako duch, Bonnie od razu chciała wszystkich powiadomić, jednak rudowłosa całkowicie jej tego zabroniła i bynajmniej nie zrobiła tego w uprzejmy sposób.
-          Co jeśli nad jeziorem będzie też Damon ? – zapytała Bonnie, nie podnosząc wzroku na Heidi. Bała się reakcji nieżywej na to pytanie, gdyż wyczuwała, że temat Damona jest dla byłej wampirzycy wrażliwy.
Udawała, że całą jej uwagę pochłania pakowanie ksiąg do torby, ale gdy przez dłuższy czas nie doszła do niej żadna odpowiedź ze strony Santino, mulatka odważyła się spojrzeć rudowłosej w oczy. Zmarła drastycznie spochmurniała, popadła w jedną z jej głębokich zadum, jednak gdy tylko poczuła spojrzenie Bennetówny na sobie, od razu przybrała obojętną minę.
-          To proste, zostań przy swoim. Powiedz mu, że nie ma absolutnie żadnego sposobu na przywrócenie mnie do świata żywych, ani tym bardziej na jakikolwiek kontakt ze mną.
-          Nadal nie rozumiem, dlaczego chcesz pozostawić swoje życie po życiu w tajemnicy…
-          Bonnie – zaczęła poważnie Santino, a dziewczynie aż ścierpła skóra na dźwięk jej chłodnego, formalnego głosu – w tej chwili szanse na mój powrót wynoszą zero. Nie chcę, aby ktokolwiek, a zwłaszcza Damon, wiązał swe myśli z duchem, z którym nawet nie może porozmawiać. W wypadku naszego niepowodzenia złudne nadzieje jakie mu damy, mogą przynieść jedynie szkody. Dlatego masz mu zupełnie nic nie mówić. Ma ruszyć dalej i zostawić mnie daleko za sobą, jasne ?
Jednak zanim Bennett zdążyła odpowiedzieć, Adelheid już wyszła. Była wściekła, czuła w sobie nadmiar energii, której nie potrafiła się pozbyć. Ruszyła rozjuszonym krokiem dalej przez chodnik, kiedy nagle… wpadła na kogoś. Mężczyzna odwrócił się z grymasem na twarzy, chcąc nawrzeszczeć na osobę, która go potrąciła, jednak nie zauważywszy nikogo, rozejrzał się, wzruszył ramionami i poszedł dalej.
Heidi ustała skonsternowana. Wszystkie jej emocje jakby nagle wyparowały, a ona poczuła całkowity spokój. Wreszcie natrafiła na jakiś trop- uśmiechnęła się szelmowsko na tę myśl.
    -          Ciekawe…
***
Hejka! Jak się podobał rozdział ? ;)
Myślicie, że impreza Caro wypali ? Sądzicie, że zachowuje się płytko, a może ją rozumiecie ?
Co wyniknie z konfrontacji Stefana i Eleny z Damonem ? Myślicie, że przemówią mu do rozumu ?
A jak podobał wam się team Bonnie&Heidi  ? Sądzicie, że trop na jaki wpadła Santino wreszcie ich dokądś doprowadzi czy nadal będą stały w miejscu ?
Dajcie mi znać, co sądzicie- jestem mega ciekawa waszych opini :)
Następny rozdział 30.08.
Wasza Lenena ;*