poniedziałek, 30 grudnia 2013

Aż Lee


„Wstydzimy się; miękkich gestów; czułych spojrzeń; ciepłych uśmiechów”
 - Małgorzata Hillar             

2x10
Następnego ranka obudziłam się dość wcześnie, było około szóstej rano. Normalnie spałabym dłużej, tym bardziej, że bez budzącego mnie Damona, ale zaplanowałam, że coś zrobię. Damon… Tak. Miałam całkowitą rację. Za bardzo się do niego przyzwyczaiłam i jeśli zacznę o nim myśleć, to zacznę też… tęsknić. Może ten wyjazd to był jednak BARDZO dobry pomysł. Odetchnę od mojego ulubionego Salvatore i będzie mi łatwiej odejść.
Westchnęłam ciężko. Rozmyślanie o przyszłości mnie dobija, więc przestałam się nad nią zastanawiać i skupiłam całą moją uwagę na planie, który miałam wykonać.
Po cichu wstałam z dwuosobowego łóżka, pozostawiając białą pościel w nieładzie. Wyszłam ze swojego tymczasowego pokoju i na palcach skierowałam się do sypialni Lee. Nie obudził się, na całe szczęście. Rozejrzałam się wokół. Wszystko wyglądało prawie jak dawniej. Drewniane meble były już nieco stare, ale wciąż utrzymane w dobrym stanie. Panele na podłodze z widocznymi rysami, które były szczerze mówiąc zasługą moją i moich butów z obcasami. Z czasem zaczęłam specjalnie zostawiać te małe szramy, żeby wkurzyć Lee lub Lexi. To było coś w rodzaju znaku, że tu byłam i nie podoba mi się to co robią. Jedynie ściany się zmieniły. Zamiast  kiczowatej tapety, która zupełnie nie pasowała do tego miejsca, zobaczyłam kremową farbę okalającą ściany pomieszczenia. Gdzieniegdzie mogłam dostrzec wiszące gwoździe, a pod nimi jaśniejsze plamy. Jakby ktoś zdjął długo wiszące zdjęcia. Ponownie westchnęłam i przeniosłam z bólem wzrok na twarz Lee. Nawet podczas snu miał umęczony wyraz. Wciąż nie zaznający spokoju, mimo że nieprzytomny.

Czerwiec, ROK 1990


Rudowłosa dziewczyna sama nie wiedziała co robi. Nigdy się tak nie czuła, ale wiedziała, że musi posłuchać sama siebie. Tak więc stała tu. Na schodach przeciwpożarowych przed jego oknem, które było nieco uchylone.
Wciąż sobie powtarzała, że to głupie, nierozważne i, że powinna już dawno opuścić to miasto. W końcu wciąż uciekała, powinna być mądrzejsza… Ale nie mogła.
Wprawioną już w tego typu czynności ręką, sięgnęła do zamka okna i szybko je otworzyła na oścież. Bezszelestnie zakradła się do sypialni chłopaka. Lee wciąż spał niczym nie zmąconym snem. Heidi nie mogła się powstrzymać, po prostu nie była w stanie.
Wyciągnęła lekko drżącą  rękę i delikatnie pogłaskała go po policzku. Uśmiechnął się, zapewne niczego nieświadomy, a jej policzki oblały się purpurą. Czuła się zawstydzona, ale nie wiedziała czemu.
Szybko zabrał rękę, lecz uczyniła to niechętnie. Chciała jeszcze raz  poczuć szorstkość jego nie ogolonego policzka, ale wiedziała, że nie może. Nie może robić tego swojej siostrze. Choć nie była pewna, dlaczego tak myślała jeszcze pięć minut przed wejściem do tej sypialni.
-          Zdaje się, że przy tobie niczego nie jestem pewna. – powiedziała uśmiechając się szczerze do śpiącego mężczyzny
Bez namysłu pochyliła się nad nim i skradła jeden, niewinny pocałunek. Chciała tylko ponownie poczuć smak jego ust, choćby przez chwilę.
Mężczyzna obudził się. Podniósł na łokciach, ale jej już nie zobaczył. Zniknęła.
Pozostało tylko otwarte na oścież okno i pierwsza rysa na podłodze.
Teraźniejszość:
Podeszłam do jego łóżka. Przez chwilę zastanawiałam się czy powinnam, ale obawy opuściły mnie tak szybko jak się pojawiły. Już bez wahania ułożyłam się obok Lee na łóżku. Przez chwilę wpatrywałam się w niego. Pragnąc na nowo odkryć każdy element jego twarzy.
Potrząsnęłam głową pragnąc usunąć tę myśl z głowy. Zastąpiłam ją nową.
Czas rozpocząć plan.
Uśmiechnęłam się przebiegle, po czym zamknęłam oczy czekając, aż wpadnę w objęcia Morfeusza.

Dwie godziny później ponownie się obudziłam. Przetarłam oczy ręką. Podniosłam się na łakociach i położyłam się na brzuchu Lee czym go obudziłam. Początkowo zamrugał sennie, nie zdając sobie z niczego sprawy ponownie zamknął oczy oraz objął mnie w pasie. Jednak już po kilku sekundach wszystko do niego dotarło. Otworzył szeroko oczy ze zdumienia i zdjął ręce z mojej talii. Spojrzałam w jego oczy z uśmiechem.
-          Dzień dobry, kochanie. – powiedziałam, po czym wstałam z łóżka
-          Co ty tutaj robisz? – zapytał mnie zszokowany – Pamiętam, że kładłaś się spać w innym pokoju… i łóżku.
Przeciągnęłam się leniwie. Ponownie spojrzałam w jego stronę z jeszcze szerszym uśmiechem. Przeczesałam dłonią rudobrązowe kosmyki, po czym ponownie ułożyłam się na pościeli koło niego.
-          Lekcja numer jeden, złotko. Budzisz się z piękną kobietą w łóżku.
-          Zwariowałaś.
-          Niektórzy twierdzą, że mniej więcej od zawsze byłam szalona, ja myślę, że jednak jako dziecko byłam całkiem normalna, więc…
-          Serio, co ty robisz ? – przerwał mi w pół zdania

-          Pomagam ci się rozerwać i nieco ożywić ten twój martwy tyłek, słońce. Jak na razie idzie mi dobrze od dwudziestu sekund nie widzę grymasu na twojej twarzy. To chyba rekord. O, nie, czekaj. Znów się pojawił.
Skrzywiłam się, po czym uszczypnęłam go w policzek. Ponownie wstałam z łóżka z zamiarem pójścia do swojego pokoju i ubrania się. Stałam już w progu, ale odwróciłam się na jego słowa:
-          Co się stało z wczorajszą Heidi ? – zapytał przecierając twarz dłońmi
-          Poszła spać i prędko się nie obudzi. Ma uroczy sen o pewnych seksownych mężczyznach, być może jesteś jednym z nich. Dość o niej. Do roboty. – klasnęłam w dłonie - Ubierz się i ogarnij. Wychodzimy.
-          Gdzie ? – zapytał zaskoczony
-          To Nowy Jork. Możemy pójść wszędzie. 
-          Nie wszyscy mają pierścienie chroniące przed słońcem. – zauważył, pokazując na mój wskazujący palec, na którym lśnił pierścień z oczkiem w kolorze lapis lazuli
-          Yep, ale dziś nawet tacy pechowcy mogą wyjść na zewnątrz, ponieważ, albowiem, gdyż niebo zasłaniają gęste chmury, cały czas leje, ale nie widać nawet promyczka słońca. Tak więc przykro mi, ale ta paskudna pogoda jest po mojej stronie.
Skrzywił się i opadł na poduszki ze zrezygnowaniem. Odwróciłam się na pięcie, po czym zamknęłam  za sobą drzwi. Roześmiałam się pod nosem, a potem wciąż z uśmiechem na ustach, ruszyłam się przebrać.
Rzuciłam walizkę na wciąż nie pościelone łóżko. Rozsunęłam zamek błyskawiczny, po czym szybko chwyciłam jakąś białą koszulkę oraz podarte fabrycznie dżinsy. Nasunęłam na nogi czarne trapery za kostkę i chwyciłam wiszącą na krześle skórzaną kurkę. Rozczesałam włosy szczotką, którą wyjęłam z kosmetyczki . Postanowiłam, że nie będę z nimi nic robić, więc pozostawiłam je rozpuszczone. Po uszykowaniu się w tym ekspresowym tempie, ruszyłam z powrotem do sypialni Lee. Wciąż leżał na łóżku.
-          Och wstawaj! – krzyknęłam zdenerwowana, po czym zerwałam z niego pościel i zwaliłam go na podłogę

Maszerowaliśmy, więc ulicami Nowego Jorku w tej przeklętej ulewie, która przemoczyła nas do suchej nitki, aż doszliśmy do jakiegoś fajnego sklepu z ciuchami. Męskie i damskie, idealnie. Uśmiechnęłam się promieniście, po czym popchnęłam Lee w kierunku drzwi.
-          Dlaczego tu jesteśmy ? – zapytał wampir, kiedy byliśmy już w środku
-          Lekcja numer dwa. Jesteś wampirem ? Zdobędziesz wszystko co zechcesz. – uśmiechnęłam się jednym z moich łobuzerskich uśmieszków
-          Masz na myśli ukradniesz.
Powiedział Lee swoim moralizatorskim tonem, swoją drogą to jeden z jego najgorszych tonów. Kiedy go używa przypomina nieco Stefana. Podobnie marszczy brwi. Posmutniałam na wspomnienie o Salvatoru, ale już po chwili się rozchmurzyłam.
-          To mniej więcej to samo, złotko.
-          Raczej mniej, niż więcej.- powiedział przewracając oczami. Z kolei kiedy wykonywał ten gest przypominał Damona… Nie! Koniec tych wspominek!
-          Daj spokój, Lee. Nie męczy cię bycie takim rozsądnym, dobrym ? – powiedziałam, przybliżając się do niego o kilka kroków
-          Lexi nie pochwalałaby tego. – rzekł i odwrócił się w drugą stronę
-          Nie była taka święta jak ci się wydaje, a teraz rusz ten swój pół martwy tyłek i wybierz sobie wiele cośków, które ci się spodobają.
Lekko go klepnęłam w cztery litery i niechętnie, ale jednak,  ruszył na podbój sklepu, przebierając w ubraniach. Jaka ja jestem zła. Zmuszam faceta do zakupów.
Podążyłam w jego ślady. W końcu ja też muszę mieć z tego jakąś frajdę.

Byliśmy już przy kasie. Położyłam cała górę ciuchów na ladę i obserwowałam jak sprzedawczyni pakuje wszystkie moje ubrania do siedmiu torebek, po czym wkłada w oddzielną rzecz, którą wybrał Lee. Jedna szara koszulka. Nie spodziewałam się niczego więcej.
Spojrzałam w oczy kasjerce.
-          Nie musimy płacić.
-          Nie musicie .
-          Dasz nam to za darmo i zapomnisz co się stało, nie zgłosisz kradzieży .
-          Zapomnę …
Kobieta wzdrygnęła się, po czym mrugnęła kilka razy oczami. Uśmiechnęła się szeroko, a zarazem sztucznie i  powiedziała:
-          Miłego dnia , zapraszam ponownie.
Odwzajemniłam uśmiech, a następnie sięgałam po swoje pakunki. Poczułam w swojej kieszeni wibracje telefonu.
-          Weźmiesz torby ? – zapytałam Lee
-          Um ... Jasne. –  ocknął się jakby z głębokiej zadumy. Myślami był w innym miejscu, ale i tak byłam zdziwiona, że dał się wyciągnąć z mieszkania
Sięgnęłam po telefon i spojrzałam na wyświetlacz. Damon. Spanikowana, rozłączyłam się szybko, aby Lee niczego nie zauważył. Jednak jego wampirzy słuch nie zawodził.
-          Kto to ?
-          Przyjaciel.
-          Ty masz w ogóle jakiś przyjaciół? – powiedział uśmiechając się lekko – Który to ?
-          Nie znasz. – nie mogłam powiedzieć, że to Damon. Zszedłby z drogi przeznaczonej dla  ludzi idących w stronę szczęścia, radości, tęczy i jednorożców.
-          Czemu nie odbierzesz ? - dopytywał
-          I pozwolić komuś nam przerywać? Nie licz na to, słońce. – uśmiechnęłam się słodko, po czym ruszyliśmy dalej
Tak. To było kolejne kłamstwo. Nie odbierałam, bo wiedziałam, że jeśli to zrobię to usłyszę jego aksamitny głoś i się złamię. Zacznę tęsknić i wrócę tam. Lub powie mi, że coś się stało, a ja polecę mu pomóc. Albo jeszcze gorzej. Będę rozbita, ponieważ dwie osoby, które kocham będą wymagały mojej obecności.
Poza tym Lee również mógłby usłyszeć głos starszego Salvatora. Nie lubili się praktycznie od zawsze, a odkąd dowiedział się, że to Damon zabił Lexi to… No cóż, nie sądzę aby ich stosunki uległy poprawieniu.
-          Gdzie teraz ? – zapytał wampir, wytrącając mnie z zadumy
-          Najpierw musimy zrobić coś z tymi torbami. – powiedziałam i rozejrzałam się po przechodzących ulicą ludziach
-          Dobrze. To ja zaniosę je do mieszkania…
-          Tak łatwo mi się nie wywiniesz. – rzekłam, przerywając mu. Ponownie skierowałam na niego wzrok - Chyba zapomniałeś. Czym jesteśmy ?
-          Wampirami . – powiedział znużonym głosem
-          A co dostają wampiry ?
-          Wszystko co zechcą.
-          Dokładnie, słonko, a my chcemy żeby ktoś zaniósł nasze torby do mieszkania, więc co zrobimy ?
Uśmiechnęłam się przebiegle, po czym wyciągnęłam rękę i chwyciłam pierwszego lepszego kolesia, który właśnie koło nas przechodził, za kaptur bluzy.
-          Ej ! Puść mnie.
-          Przestań się wyrywać. – powiedziałam wpływając na jego umysł, natychmiast znieruchomiał – Dobrze, a teraz posłuchaj. Zaniesiesz to do mieszkania na ulicy … Jaki masz adres ?
-          Willoughby Avenue, mieszkanie 202 .
-          Masz tam zanieść te rzeczy, a później o wszystkim zapomnieć. Rozumiesz ?
-          Rozumiem.
Puściłam go, a on zabrał nasze torby od Lee, po czym odszedł. Uśmiechnęłam się i  już czekałam na pełne morałów wywody wampira, ale doczekałam się  tylko niewielkiej części tego, czego się spodziewałam.
-          Jesteś niemożliwa. – powiedział, ciężko przy tym wzdychając
-          No co? Akurat się nawinął, jak miałam nie skorzystać z okazji ? – odparłam przymilnym tonem
-          Tak, bo spotkanie kogoś na ulicach Nowego Jorku to wielka rzadkość. Aż nie wierzę, ze coś tak niespotykanego się nam przytrafiło! – po tym sarkazmie wnioskowałam, że jest z nim już lepiej, ale wolałam nie zwracać mu na to uwagi
-          Hej, pomogłeś mi ! – powiedziałam szturchając go  w ramię
-          Niby jak ? – zapytał zaskoczony
-          Podałeś mi adres, żebym wiedziała gdzie go w ogóle wysłać. Bez ciebie nic by się nie udało, złotko.
Puściłam do niego oczko i zaczęłam już iść w kierunku naszego kolejnego celu. Przewrócił tylko oczami, po czy ruszył za mną. Doskonale wiedział, że pamiętałam adres, ale wiedział również, że nie ma sensu się ze mną o to sprzeczać. Zaprzeczyłabym i uparcie postawiła na swoim. Zawsze tak robiłam.

Zaczęło się już robić późno, więc zabrałam Lee do klubu. Jakiś czas pomarudził i próbował oponować, ale udało mi się go przekonać.
Miejsce to było umieszczone w jakiejś ogromnej piwnicy. Wnętrze było ciemne, nie tylko przez małą ilość światła, które dostawało się tu przez wąskie okienka, ale również przez czarną farbę pokrywającą ściany, w niektórych miejscach się złuszczała. Podłoga była pokryta ciemną terakotą. Znajdował się tam bar oraz kilka stolików i krzeseł naprzeciw niego. W rogu stały trzy stoły bilardowe, a poza tym był tylko parkiet oraz scena na której występował bardzo głośny zespół. Doskonale.

Pociągnęłam Lee w stronę baru. Najpierw musiałam go upić, żeby był pozytywniej nastawiony do moich pomysłów. Nie mam jednak  zamiaru go schlać, aż tak żeby nie wiedział co robi. Musi mieć bardziej pozytywne podejście do życia.
Po pięciu szklaneczkach whisky zdecydowałam, że jest gotowy pójść na parkiet. Pociągnęłam go za rękę i ruszyłam w stronę tańczącego tłumu. Zaczęłam tańczyć spontanicznie, ale on tylko przestępował z nogi na nogę. Prychnęłam z pogardą na wyczyny wampira.
-          Obserwuj ! – krzyknęłam do niego, po czym podeszłam do jakiegoś wysokiego przystojniaka i zaczęłam poruszać się do rytmu koło niego
W końcu mój partner spojrzał mi w oczy, a ja zaczęłam hipnozę.
-          Nie krzycz i nie bój się. To nie będzie bolało.
Powiedziałam, po czym wbiłam się w szyję młodzieńca. Życiodajna ciecz spłynęła do moich ust, a ja poczułam przyjemny dreszcz, który objął całe moje ciało. Nawet nie zdawałam sobie sprawy,  jaka byłam głodna. Pilnowałam się, aby nie uronić ani kropli, żeby się nie pobrudzić. Kiedy wiedziałam, że muszę już kończyć, by pozostawić mężczyznę w dość dobrym stanie, rozszarpałam nieco ranę, nie naruszając tętnicy. Oderwałam cię od chłopaka i ponownie wpłynęłam na jego umysł :
-          Zapomnij co się wydarzyło. Pogryzł cię pies, po czym uciekł. Teraz wrócisz do domu, zabandażujesz ranę. Nie będziesz się tym przejmował, nigdzie tego nie zgłosisz.
Pozostawiłam moją przekąskę samą i ruszyłam w stronę Lee. Stał niedaleko, wiec nie musiałam się zbytnio przebijać przez tłum tańczących ciał.
-          Smakowało ? – zapytał zdegustowany z grymasem na twarzy
-          Tak, byłam strasznie głodna. – wyszczerzyłam zęby w uśmiechu -  Też powinieneś spróbować.
Wzruszył ramionami, po czym zaczął ze mną tańczyć. Chwycił mnie za rękę oraz okręcił, następnie odchylił mnie do tyłu i postawił w pozycji pionowej. Nasze twarze dzieliły centymetry. Odwróciłam wzrok i odsunęłam się kawałek. Wtedy właśnie skończyła się piosenka, a rozpoczęła nowa. Wolniejsza. Spojrzałam na niego zdezorientowana i założyłam niesforny kosmyk za ucho, ale on tylko ponownie wzruszył ramionami. Chwycił mnie w ramiona i zaczęliśmy się wolno kołysać w rytm piosenki. Moje ręce spoczywały na jego ramionach, a jego na mojej talii. Nie uciekał nigdzie wzrokiem tylko patrzył na mnie, prosto w oczy.
Znowu rozbrzmiały skoczne dźwięki, a my przez chwile jakby zagubieni staliśmy wciąż w tej samej pozie, ale już po chwili ocknęłam się i odkleiłam od niego. Zaczęłam rytmicznie podskakiwać. Kiedy skończyło się już z pięć kolejnych piosenek, przyniosłam nam po jakimś drinku.
Bawiliśmy się świetnie, aż do trzeciej nad ranem, kiedy to ruszyliśmy do mieszkania aby skryć się przed zabójczymi promieniami słońca.
***
Okey, w końcu skończyłam ! Sooooł, jak wam się podobają te moje wypociny? Co myślicie o Lee? Mam nadzieję, że wam się spodobał i jego stosunki z Heidi, a jeśli nie to spoko. Dopiero się rozkręca ;)
Co do LA to dziękuję wszystkim za nominacje, wiem, że trochę nie w czas, ale nie byłam pewna co z tym zrobić. Obiecuję, że w najbliższym czasie się tym zajmę ;)
Tak więc komentujcie i do napisania
Bye ;*

poniedziałek, 23 grudnia 2013

Bonnie, Lexi & Lee

„Jeśli ci się wydaje, że wszystko masz pod kontrolą, to znaczy, że nie posuwasz się wystarczająco szybko.”
- Mario Andretti                                        
02x08
Obudziłam się, jak zwykle, w sypialni starszego Salvatore. Biała, satynowa pościel otula mnie delikatnie. Przeciągnęłam się wciąż leżąc i zamruczałam z zadowolenia, po czym ospale uniosłam powieki.

-          Dzień dobry, śpiochu.
Wrzasnęłam zaskoczona i zwaliłam z siebie Damona, który wciąż się śmiał. Natychmiast podniosłam się do pozycji siedzącej, po czym rzuciłam mojemu współlokatorowi mrożące krew w żyłach spojrzenie, ale on tylko patrzył na mnie jednym z tych swoich bezczelnych spojrzeń.

Przewróciłam protekcjonalnie oczami. Opadłam z powrotem na poduszki z niewyraźnym pomrukiem.
-          Miałeś tego więcej nie robić, dupku.
Uśmiechnęłam się pod nosem i wydmuchnęłam głośno powietrze przez nos. Wampir ponownie się na mnie położył. Odgarnął rudobrązowe kosmyki z mojej twarzy, po czym delikatnie pogłaskał mnie po policzku.
-          Część, Heid. – wymruczał przybliżając się coraz bliżej
-          Hej, Damiś… – odparłam,  ale nie mogłam już nic więcej powiedzieć, ponieważ zamknął mi usta pocałunkiem
Przewróciłam go na plecy, wciąż się z nim całując. Zanurzyłam palce w kruczoczarnych włosach i  przywarłam do niego całym ciałem.
Po chwili uniosłam się trochę. Omiotłam go zachłannym spojrzeniem.
-          Jesteś w wyjątkowo dobrym nastroju. – stwierdziłam z uśmiechem
Zanim odpowiedział, przewrócił mnie z powrotem na plecy. Oparł się dłońmi o moje ramiona i wyszczerzył zęby w uśmiechu.
- Zamknąłem Katherine w grobowcu, Elena chwilowo jest bezpieczna, a w tej chwili mam ciebie w swoim łóżku. Dlaczego miałbym być w złym nastroju ? – powiedział po czym zaczął całować mnie w szyję, stopniowo zjeżdżając coraz niżej.

Damon wybrał się do Caroline, żeby wypytać ją ostatnie wydarzenia. Ona była świadkiem tego jak Tyler Lockwood zabił jakąś dziewczynę o imieniu Sarah, więc teraz będzie się przemieniał w wilkołaka podczas każdej pełni, a to oznacza, że nam zagraża.
Westchnęłam przeciągle. Ledwo doprowadziliśmy do klęski Katherine, a już mamy kolejne kłopoty. Chociaż takie życie odpowiada mi bardziej niż ciągłe uciekanie.
Wyszłam spod prysznica i skierowałam się do lustra. Wytarłam włosy w ręcznik, po czym spojrzałam na swoje odbicie. Zauważyłam za sobą jakiś cień, który szybko się poruszał. Gwałtownie się odwróciłam, ale nikogo tam nie zobaczyłam.
Świetnie. Teraz mam jeszcze przewidzenia, ale czego mam się po sobie spodziewać po tysiącu lat uciekania?
Jednak ostrożności nigdy za wiele. Pozostając w stanie gotowości, ruszyłam do pokoju Damona i błyskawicznie się ubrałam. Wciągnęłam na siebie bordową koszulę oraz czarne spodnie, dodatkowo założyłam czarne trapery i naszyjnik z sową. Obejrzałam się w dużym lustrze stojącym zaraz koło stosu książek.
-          Wyglądam świetnie. – pochwaliłam sama siebie, po czym uśmiechnęłam się do odbicia
Odwróciłam się, a tam zobaczyłam Lexi.

-          Pomóż mi… - wyszeptała
Wtem usłyszałam dzwonek mojego telefonu.
Podniosłam się gwałtownie z kanapy. Siedziałam wyprostowana jak struna w salonie Salvatorów.
Spokojnie już. To tylko sen. Oddychaj.
Miałam przyśpieszony puls i oddech. Spazmatycznie łapałam powietrze.
Spojrzałam na źródło hałasu, które mnie obudziło. Błyskawicznie złapałam telefon i rzuciłam okiem na wyświetlacz. Damon.
-          Co jest ? – zapytałam już spokojnym tonem
-          Elena. – powiedział przez zaciśnięte zęby – Ktoś ją porwał.

Po rozmowie z Damonem ruszyłam do liceum, do którego chodzi Stefan. Żałosne, tak na marginesie. Szłam szybkim krokiem korytarzem. Miałam spotkać się ze starszym Salvatore, na boisku za szkoła, ale przez przypadek wpadłam na Stefana. Niósł jakąś sporych rozmiarów torbę.
-          Dokąd idziesz ? – zapytałam podejrzliwie
Znając jego już mógł knuć jakiś kretyński plan, żeby odnaleźć Elenę, a przy okazji zrobić coś tak durnego jak uwolnienie Katherine z grobowca.
-          Bonnie rzuca czar żeby zobaczyć gdzie jest Elena. – odparł niechętnie na moje pytanie
-          Czyli wyperswadowano ci już błaganie Katherine o informacje ?
-          Skoro można inaczej zobaczyć gdzie Elena jest, to tak, wolę ten inny sposób. – rzucił mi kwaśny uśmiech i ruszył dalej
-          Idę z tobą. – odparłam, dorównując mu kroku
-          Dlaczego ? – zapytał marszcząc brwi
-          Muszę mieć jakiś powód ? A i przestań się tak krzywić, bo te zmarszczki zostaną ci na wieczność, a dla wampira to bardzo długo, Stefciu. – uśmiechnęłam się słodko, a on już nic nie mówił
Tak naprawdę to mam powód. Chcę zobaczyć jak mała Bennet czaruje, czy jest silna i czy mi zagraża.
Weszłam razem z młodszym Salvatore do klasy. Byli tam już Bonnie i Jeremy. Oboje stali nad mapą okolicy Mystic Falls, a Bennetówna trzymała w jednej ręce mały nożyk.
-          Alaric powiedział, że mamy dziesięć minut. Mam broń od niego. – powiedział Stefan wchodząc
Postawił torbę na biurku, po czym ustał koło czarownicy, a ja kawałek dalej.
-          Gotowy ? – zapytała wiedźma
-          Tak. – odpowiedział młody Gilbert podając jej swoją dłoń
Czarownica rozcięła mu rękę, aż pociekła krew. Poczułam ból w dziąsłach. Moje kły … Muszę myśleć o czymś innym. Skupiłam się na Bonnie. Rzucała zaklęcie tropiące, całkiem sprytnie. Zużywa dość dużo energii, ale działa na większe odległości. Kropelki krwi Jeremiego przemieszczały się w nienaturalny sposób po mapie.
Całkiem dobrze jej idzie – przyznałam w myślach
-          Tam. – pokazała palcem na mapę i miejsce gdzie zatrzymała się strużka krwi – Tam jest.
-          To 500 kilometrów stąd. – powiedział Jeremy
-          Bonnie, potrzebujemy konkretniejszej lokalizacji. – rzekł Stefan, patrząc błagalnym wzrokiem na mulatkę
-          Ona nie da rady. - wszystkie oczy zwróciły się na mnie – Prawda, wiedźmo ?
-          Tak.  – odparła niechętnie czarownica - Konkretniej nie potrafię.
-          Możemy to sprawdzić w necie. Zobaczyć, co tam jest. Zawęzić obszar poszukiwań. – rzekł Jeremy
-          Idealnie. Dzwoń jak coś znajdziesz. -  odpowiedział Stefan kierując się w stronę wyjścia
-          Nie. Jadę z tobą. – powiedział Jeremy podchodząc do niego
-          Nie, Jeremy.
-          Nie będę tu siedział. Ona może być ranna.
-          Była już ranna kiedy ją uprowadzono. – wzruszyłam ramionami
-          Nie pomagasz, Heidi. – powiedział Stefan i zaczął coś wyjaśniać Gilbertowi, przekonywał go do zostania
Ja natomiast ponownie skupiłam się na czarownicy. Zobaczyłam, że z nosa Bonnie poleciało kilka kropelek krwi. Ostatnio uprawiała za dużo magii. To ponad jej siły.
Ucieszyłam się w duchu. To oznacza, że mi nie zagraża i dopóki mnie nie dotknie nie będzie miała pojęcia o tym kim jestem.
Czarownica wydawała się być lekko zszokowana, szybko wytarła krew, żeby nikt nie zobaczył. Nieco się przeceniła.
Stefan i Jer nadal prowadzili swoją rozmowę.
-          Co jeśli …
-          Nie. Idźcie do twojego domu. Zadzwonię, jak tylko ją znajdę.
-          Nie dasz rady sam .
W tym momencie wszedł Damon .
-          Nie jedzie sam. W drogę. – odparł starszy Salvatore i wskazał głową na drzwi
-          Jedziesz ze mną ? – zapytał zaskoczony Stefan
-          Tu chodzi o Elenę. – odparł Damon i wyszedł

Nie pojechałam z braćmi Salvatore. Nie chciałam. To dziwne, ale wiedźmy w pewien sposób ciągną do siebie. Chciałam się upewnić, że młodej wiedźmie nic nie jest. Wzdrygnęłam się na samą tę myśl. Ja troszczącą się o Bonnie Bennet. Okropne.
Podwiozłam ich pod dom i kiedy byliśmy już pod drzwiami… pojawił się pewien problem. Przez swoją wampirzą część, nie mogę wejść do domu bez zaproszenia.
Bonnie i Jeremy przeszli bez problemu i odwrócili się.
-          Nie zostałaś zaproszona ? – zapytała czarownica
-          Nie, ale to mogłoby się zmienić. - rzuciłam znaczące spojrzenie młodemu Gilbertowi
-          Nie wpuszczę cię. – odparł stanowczo - Próbowałaś zabić Elenę.
Już otworzyłam usta, żeby powiedzieć ,że przecież w końcu tego nie zrobiłam, a poza tym myślałam, że to Katherine, kiedy usłyszałam głos Bennetówny.
-          Wpuść ją.
-          Co ?! – Jer był tak samo zaskoczony jak ja
-          Gdyby chciała kogoś z nas zabić już by to zrobiła, a  może nam pomóc. – wyjaśniła Bennetówna - Pozwól jej wejść.
Otrząsnęłam się z szoku i uśmiechnęłam nonszalancko do Jeremiego. Westchnął przeciągle i niechętnie burknął:
-          Możesz wejść.
-          Dziękuję. – powiedziałam przechodząc próg, po czym zwróciłam się do Bonnie – Masz u mnie plusa, wiedźmo.
Pobiegłam w wampirzym tempie do pokoju Jeremiego. Po chwili dołączyła do mnie dwójka moich „towarzyszy”.
-          Alaric właśnie wyszedł z Jenną. – powiedziała Bonnie wyjmując ze swojej torby księgę zaklęć
-          Zabierze ją gdzieś, żeby nie pytała o Elenę. – odparł Jeremy, po czym położył się na łóżku i zaczął grzebać w telefonie
-          To nieco dziwne, że twój nauczyciel historii, a do tego łowca wampirów chodzi z twoją ciocią. Nie przeraża cię to ? – zapytałam go odsłaniając szereg równych, białych zębów w uśmiechu
-          O wiele bardziej dziwne jest to, że stoisz w moim pokoju. – odburknął, a ja w odpowiedzi tylu mu mrugnęłam – Spójrz, co znalazłem, Bon.
Wiedźma przysiadła obok niego, a ja błyskawicznie znalazłam się za nim i spojrzałam na jego telefon. Wzdrygnął się, ale mówił dalej.
-          W promieniu kilometrów nie ma nic poza starym domem.
-          Wysłałeś to Stefanowi ?
-          Tak.
Odrzucił telefon na łóżko, a ja wyszłam z pokoju. Postanowiłam przejść się po domu, rozejrzeć się, zobaczyć gdzie co jest, ale wciąż słyszałam ich głosy. Przez chwilę rozmawiali przyciszonymi głosami, ale później do moich uszu doleciało coś ciekawego.
-          Co robisz ?
-          Chcę spróbować czegoś jeszcze .
-          Nie rozumiem.
Usłyszałam jak Bonnie podnosi się z łóżka, grzebie w torbie, a następnie wyrywa jakąś kartkę.
-          Przynieś mi świeczkę i szczotkę do włosów Eleny. – mówi czarownica
-          Dobrze. – Jeremy wstaje i idzie do drugiego pokoju po odpowiednie przedmioty
Wiedźma chce rzucić czar, interesujące. Ponownie wbiegłam do pokoju i ustałam koło Bonnie. Nawet nie wzdrygnęła się na moje gwałtowne pojawienie, tylko dalej pisała wiadomość. Coraz trudniej ją przestraszyć.
-          Do czego to ? – zapytał Jeremy wchodząc z powrotem do pokoju
-          Do rzucenia czaru, a do czego innego? – powiedziałam złośliwym  tonem i uśmiechnęłam się słodko do chłopaka.
-          To zabrzmi szalenie, ale może prześlę jej wiadomość. – powiedziała podekscytowana Bennetówna do Jeremiego

-          Nie przeceniaj swoich możliwości, wiedźmo.
Tylko na mnie spojrzała, po czym zaczęła swoje czary-mary.
Poruszała ustami nie wypowiadając na głos zaklęcia. Znowu pociekła jej krew z nosa, a wyciągnięta ręka z wiadomością do Eleny zaczęła drżeć.
-          Bonnie ? – młody Gilbert był zaniepokojony. Nie dziwię mu się. Strużka krwi się powiększała, a Bennetówna cała się trzęsła.
-          Bonnie. Bonnie. Bonnie ! – Jeremy zaczął potrząsać wiedźmą.
Kartka z wiadomością dla Eleny zapłonęła w ręce czarownicy.
Po ukończeniu zaklęcia uśmiechnęła się sennie, po czym zemdlała. Gilbert rzucił się do niej, a mnie aż tak zdziwiła ta sytuacja, że ją dotknęłam. Nie sądziłam, że jest aż tak przemęczona. Potrząsnęłam nią, pod wpływem mojego dotyku jej ciało przeszedł spazmatyczny dreszcz. Wzdrygnęła się i gwałtownie zaczerpnęła powietrza. Otworzyła szeroko oczy i spojrzała na mnie, jakby nic nie rozumiała, zresztą zapewne tak było.
-          Jeremy, przynieś jej wody. – powiedziałam wypranym z emocji głosem
-          Ale…
-          Teraz.
-          Jest w porządku, Jer. – odezwała się cicho Bonnie - Idź.
Wyszedł z pokoju, a ja powiedziałam do Bennetówny zdenerwowanym głosem:
-          Nie możesz nikomu powiedzieć.
-          Czym jesteś ? Poczułam coś dziwnego …
-          To nie jest istotne. Masz nikomu nie mówić. – powiedziałam powracając do władczego tonu
-          … jakby pomieszanie czarownicy i wampira. – ciągnęła wiedźma - Czym jesteś ?
Wzięłam ją za gardło i przycisnęłam do ramy łóżka. Bonnie spróbowała na mnie zaklęcia od którego wampira przechodzi obezwładniający ból, jakby ktoś poraził nas prądem, ale ja nawet się nie skrzywiłam tylko ukazałam jej swoją wampirzą twarz.
-          Nie próbuj tego ze mną. Jestem za stara i zbyt potężna żebyś dała sobie ze mną radę, mała czarownico. A teraz dobrze ci radzę, lepiej zacznij mnie słuchać. Masz nie mówić nikomu o mnie, o tym co zobaczyłaś, bo nie będzie mnie obchodzić twoje życie. Zdecydowanie bardziej wolę zachować własne. Rozumiesz mnie ?
-          Tak , rozumiem . – wychrypiała czarownica, próbując oderwać moje palce od jej gardła
-          Dobrze.
Powiedziałam, po czym ją puściłam. Pochyliła się i gwałtownie zachłysnęła się powietrzem . Kiedy podniosła głowę, mnie już nie było.

Z Damonem spotkałam się dopiero późnym wieczorem, w jego sypialni.
Leżałam wyciągnięta na łóżku i bezmyślnie przekartkowywałam jedną z książek, którą wzięłam ze stosu,  leżącego obok łóżka. Wciąż myślałam o wydarzeniach minionego dnia. Dodatkowo niepokoiłam się o Damona. Starszy Salvatore miał wrócić pół godziny temu. Przynajmniej tak mówił, kiedy zadzwonił do mnie z informacją, że odbili Elenę oraz, że już wracają do Mystic Falls.
Rozmyślałam tak przez jakiś i wtem zjawił się Damon. Miał szeroko otwarte oczy, a na jego twarzy jednocześnie malowała się radość i smutek z nutką zdziwienia. Natychmiast się podniosłam, po czym w wampirzym tempie znalazłam się przed nim.
-          Muszę ci coś powiedzieć. - zaczęłam
-          Ja też.
Zaczęliśmy mówić jednocześnie :
-          Bonnie zaczyna się domyślać czym jestem.
-          Powiedziałem Elenie, że ją kocham i wymazałem pamięć.
Po czym oboje krzyknęliśmy zdumieni :
-          Co ?!

„Proszę, daj mi drugą szansę.”
- Nick Drake                                        
02x09
Otworzyłam gwałtownie oczy i szybko się podniosłam do pozycji siedzącej. Byłam w jakimś ciemnym miejscu, pełnym cieni i czegoś co przypominało mgłę, ale stanowczo nią nie było. Natychmiast wstałam. Gdyby nie to, że jej dotykałam, pomyślałabym, że nie ma tu w ogóle podłogi. Rozejrzałam się wokół. Wszędzie było mnóstwo poruszających się cieni, lecz żaden nie podchodził do mnie zbyt blisko. Wszystkie szeptały przeraźliwie, ale nie mogłam zrozumieć o czym mówią. Nie było słychać ani jednego wyraźnego słowa, tylko dźwięki przypominające szum wiatru.
Zaczynało mnie to wszystko przerażać. Chciałabym mieć tu teraz kogoś bliskiego, kogokolwiek. Jakąś żywą duszę.
Z chwilą gdy o tym pomyślałam zauważyłam, że jeden z cieni podchodzi do mnie.
Rozejrzałam się wokół szukając drogi ucieczki, ale zewsząd otaczały mnie te przerażające postacie. Poczułam obezwładniający strach.
-          Nie podchodź! – krzyknęłam
Ale cień wciąż posuwał się naprzód, a z każdym krokiem, przybliżającym go do mnie, uwalniał się z otaczającej go mgły. Jego kształty stawały się coraz wyraźniejsze, a szum dobiegający od niego, powoli zamieniał się w słowa.
-          Kim jesteś ? – zapytałam, już bez strachu
-          Musisz znaleźć Rica.
Rozpoznaję ten głos. Postać ustała dwa kroki ode mnie i zobaczyłam, już kompletnie wyraźnie moją przyszywaną siostrę. Wyglądała dokładnie tak jak za życia… 
-          Lexi ? Jak to możliwe ? – spytałam zdumiona, ze łzami w oczach

Podbiegłam do niej i uściskałam ją mocno. Poczułam ciepło jej ciała, słodki zapach jej skóry i dotyk jej miękkich, blond włosów na moim policzku. Jakby była żywa... 
Zdziwiła się początkowo, ale zaraz odwzajemniła mój uścisk.
-          Tak się cieszę… - wyszeptałam w jej ramię
-          Też się cieszę, Heid. – uśmiechnęła się po czym odsunęła mnie na długość wyciągniętych ramion. - Dlaczego możesz mnie dotknąć? Myślałam, że będziemy mogły tylko porozmawiać.
Zobaczyłam, że po jej policzkach płyną strużki łez i spostrzegłam, że ja również płaczę.
-          Jak to ? Nie rozumiem…- zmarszczyłam czoło-  Możemy się komunikować?
-          Mogę z tobą rozmawiać z drugiej strony, ale to zużywa mnóstwo mojej i twojej energii. Nie miałam pojęcia, że dotyk też będzie możliwy . To pewnie przez te twoją zwariowaną mieszankę wampira i wiedźmy. – uśmiechnęła się do mnie promieniście, ale zaraz posmutniała - Nie mamy zbyt dużo czasu. Musisz znaleźć Lee. Pomóż mu...
Moja siostra zaczęła znikać. Coraz słabiej ją dostrzegałam. Kontury zamazywały się i w końcu widziałam tylko niewyraźny cień i dobiegający z niego głos.
-          Lexi ? Co się dzieje? – pytałam zdenerwowana
-        Budzisz się, Heid. Musisz mu pomóc. Pospiesz się !
Zniknęła, a ja ocknęłam się z krzykiem ze snu. Usiadłam wyprostowana na łóżko.
Damon również się podniósł. Był zmartwiony i wpatrywał się we mnie intensywnie.
-          Heidi ? Co się stało ?
-          Lexi…
Zdołałam tylko tyle powiedzieć, po czym zemdlałam.

Obudził mnie zapach krwi. Zamrugałam kilka razy powiekami, po czym otworzyłam oczy. Wydawało się, że same moje rzęsy są z ołowiu.
Ujrzałam przed sobą zaniepokojoną twarz Damona.
-          Nic ci nie jest.- odetchnął z ulgą, po czym podał mi woreczek z krwią- Napij się.
Wpiłam się ustami, w rozerwaną już torebeczkę i zaczęłam zachłannie pić. Po opróżnieniu sześciu woreczków, opowiedziałam Damonowi o swoim śnie. Objął mnie troskliwie ramieniem. Przez chwilę leżeliśmy wtuleni w siebie, ale on w końcu przełamał ciszę.
-          Sądzisz, że to naprawdę była ona ? – powiedział obracając w palcach kosmyk moich rudobrązowych włosów
-          Tak. Utrzymuję stały kontakt z osobami z tamtej strony. To znaczy zawsze czuję ich obecność, ale ich nie widzę. Chyba, że chcą mi się pokazać lub coś powiedzieć, to wtedy dopadają mnie właśnie we śnie. Choć do tej pory było tak tylko z czarownicami, które pomagają mi przeżyć.
-          Nic więcej nie powiedziała ?
-          Nic. - westchnęłam - Muszę wyjechać.
-          Nie! - mocniej zacisnął rękę na moim ramieniu, ale po chwili opamiętał się i osłabił uścisk - Nie możesz wyjechać… - dodał już ciszej
-          Muszę, ale wrócę. - prychnął na to lekceważąco
-          Tak, ale za rok.
-          Nie. Posłuchaj. Odwiedzę Lee, sprawdzę co u niego i załatwię to co ma być zrobione. Obiecuję.
Popatrzył na mnie bez przekonania, ale się zgodził. Wstałam z łóżka i ruszyłam do komody.
-          Gdzie idziesz ?
-          Muszę rzucić zaklęcie namierzające. Znajdę tylko jego starą bluzkę, którą kiedyś mi dał.
Sięgnęłam do dna szuflady komody. Była tam i wciąż pachniała tak jak on. A może to tylko moja wyobraźnia ?
Poszłam jeszcze do łazienki po świeczkę. Zapaliłam ją  za pomocą magii i usiadłam z tym wszystkim na łóżku obok Damona. Oparła się o niego.
-          Dobra o to jak to działa. Dotykając cię pozyskuję dodatkową energię od ciebie oraz z naszej więzi. Z tego co do ciebie czuję. Ogień, jako jeden z żywiołów, też pomaga, a koszulka jest po to aby nawiązać więź z Lee. Nie przejmuj się niczym co zobaczysz i nie przeszkadzaj mi choćby nie wiem co.
Skinął głową oraz uważnie obserwował moje poczynania.
Wypowiadałam słowa zaklęcia, myśląc o Lee, jego wyglądzie, wspólnie spędzonych chwilach…
Po chwili zobaczyłam obrazy. Znajome mieszkanie w jednej z uliczek Nowego Jorku. Ściany są pomalowane na beżowo, a podłoga pokryta jest panelami. Znajdują się tam nowoczesne i wygodne meble w różnych odcieniach brązu. Wszystko jest jednak zakurzone, tak jakby nikogo tu nie było od dawna lub… jakby dopiero co wrócił.

Pakowałam swoją walizkę. Nie jechałam na długo, więc zabierałam tylko jedną niezbyt dużą torbę podróżną. Zresztą, zawsze mogę ukraść coś, co będzie mi potrzebne. Przywileje bycia wampirem. Damon obserwował moje poczynania z przebiegłym uśmieszkiem.
-          Więc Lee jest w Nowym Jorku ? Ostatnio widziałem go pod Atlantą, jak próbował mnie zabić.
-          Należało ci się i tak. Wrócił do swojego starego mieszkania. – podeszłam do komody i zastanawiałam się czy nie zabrać jeszcze czegoś
-          Tam gdzie mieszkał kiedy się poznaliście? – dopytywał Damon
-          Tak. Kiedy poznał mnie… i Lexi. – dodałam niechętnie
-          Jedziesz zająć się swoim byłym, jakie to szlachetne, dobroduszne. A może ty za dużo czasu przebywałaś ze Stefanem? Chcesz mu ukraść jego bohaterskie włosy?
-          Nie kpij. I tak pojadę.
-          Chyba, że chcesz go uwieść. – ciągnął Damon - Teraz, gdy Lexi już nie ma.
-          Ona umarła. Nie będę wykorzystywać tego, żeby być z nim i boję się w jakim będzie stanie. Szczerze mówiąc to dlatego najpierw przyjechałam rozprawić się z tobą.- uśmiechnęłam się słabo do niego
Damon błyskawicznie wstał i znalazł się koło mnie. Odwrócił mnie w swoją stronę, po czym powiedział :
-          Na pewno nic mu nie jest. To twardy gość, Heid. – powiedziawszy to, wytarł łzę płynącą po moim policzku. Nawet nie wiedziałam, że płaczę.

-          A czy to nie ty powiedziałeś, że jest mięczakiem i nie powinnam sobie nim zawracać głowy?
Uśmiechnęłam się przez, płynące już ciurkiem, łzy, po czym przytuliłam się mocno do niego. Zaczęłam łkać w jego ramię. Nienawidzę pożegnań.

Damon odwiózł mnie na lotnisko (mój samochód zostawał w Mystic Falls). Na koniec tylko się przytuliliśmy i rozeszliśmy bez słowa.
Lot minął mi szybko, dlatego właśnie wolę samoloty. Podróż jest krótsza i wygodniejsza niż w samochodzie.
Jak tylko wylądowałam ruszyłam w stronę mieszkania Rica. Pamiętałam drogę tak jakbym ją przemierzała zaledwie wczoraj.
ROK 1991
Dziewczyna o długich, kręconych włosach szła żwawym krokiem dobrze oświetlonymi uliczkami Nowego Jorku. Obcasy jej butów rytmicznie uderzały o chodnik, wydawając przy tym charakterystyczny dźwięk.

Szybko skręciła w jedną z nielicznych w tej okolicy, ciemnych uliczek i wkroczyła do wielkiego budynku mieszkalnego. W nadnaturalnym tempie pobiegła do mieszkania 202. Stanęła pod drzwiami mieszkania, uważnie nasłuchując. Kiedy była już pewna, że nikogo nie ma w środku, sięgnęła do leżącej nieopodal doniczki. Grzebała w niej przez chwilę, ale gdy przekonała się, że w środku nie ma klucza, zmarszczyła z dezaprobatą brwi. Wzruszyła ramionami, po czym chwyciła do klamki. Jednym, sprawnym ruchem wyłamała zamek. Drzwi bez oporu ustąpiły. Wampirzyca dość wolnym, jak dla jej rasy, krokiem ruszyła najpierw do kuchni.
Przetrząsała szafki, wyraźnie czegoś szukając, ale gdy przekonała się, że tego "czegoś" nie ma, miała zamiar przejść do salonu. Już się tak kierowała, kiedy usłyszała burczenie dobiegające z jej brzucha. Wnet poczuła ogarniający ją głód.
- Świetnie. - mruknęła do siebie pod nosem
Szybko podeszła do lodówki, po czym rozwarła ją na oścież. Oparła się nonszalancko o drzwiczki i wpatrywała w zawartość. Cała lodówka wypełniona była woreczkami krwi. Wybrała tą z oznaczeniem informującym, że jest to B- . Zamknęła z trzaskiem drzwi i podskoczyła ze zdziwienia widząc, że za nimi ktoś stoi.
- Przestraszyłeś mnie, Lee. - powiedziała z wyraźną ulgą, kiedy rozpoznała mężczyznę
- Co tu robisz, Heid ? - zapytał wampir podejrzliwie
- Nie jestem już mile widziana w twoim mieszkaniu? - rzekła uwodzicielskim tonem przygryzając przy tym dolną wargę - Zauważyłam, że klucz zniknął z doniczki.
- Heidi... - mówił zmęczonym tonem
- No co ? - wypowiadała słowa w ten sam kuszący sposób, uroczo się uśmiechając - Czyżby moja siostra była zazdrosna o nasz wspólnie spędzony czas?
- Oboje wiemy po co tutaj przyszłaś i nie wmawiaj mi, że po prostu się nudziłaś lub, że byłaś głodna. Dobrze wiem, że nie cierpisz tej szpitalnej krwi.
- Och , jak ty mnie dobrze znasz. - uśmiechnęła się niewinnie - To może dasz mi to po co przyszłam i będę mogła po prostu odejść ?
- Nie mam twojej księgi zaklęć. - wampirzyca wydawała się być zdziwiona tą informacją - Lexi ją ma, Heid. Ale ona ci jej nie odda.
Kobieta westchnęła z dezaprobatą na zachowanie siostry. Wbiła zęby w woreczek z krwią, po czym odkręciła się na pięcie i już miała odejść, ale powstrzymał ją głos mężczyzny.
- Heid, ona ma rację. Nie możesz uprawiać magii, to cię zniszczy.
Wampirzyca nawet się nie odwróciła. Wyszła w ludzkim tempie z mieszkania, pozostawiając mężczyznę ze zmartwionym wyrazem twarzy.

Bez wahania sięgnęłam do klamki. Drzwi nie były zamknięte na klucz. Bez problemu weszłam do środka, czyli nikt żywy tu nie mieszka. To dobrze. Przeszłam kilka kroków do przodu. Zupełnie jak w mojej wizji. Nic się tu nie zmieniło. Właśnie miałam usiąść w jednym ze skórzanych foteli, kiedy ktoś chwycił mnie za gardło i przygwoździł do ściany. Złapałam wampira za palce przytrzymujące moje gardło.
-          Daj spokój , Lee. Chyba nie jesteś, aż tak zły dlatego, że weszłam bez pukania  ? – wychrypiałam, patrząc mu w oczy
-          Heidi ?
-          Yep. A teraz bądź tak miły i mnie puść, słonko.
Zrobił tak jak powiedziałam, po czym przyjrzał mi się uważniej. Przeleciał swoim spojrzeniem od góry do dołu. Miałam na sobie trampki, proste dżinsy i za dużą bluzę ,a włosy były uczesane w wysokiego kucyka.
Przytuliłam go i powiedziałam :
-          Dobrze cię widzieć.
Uścisnął mnie mocniej, a później się od siebie odsunęliśmy. Spojrzał mi w oczy, a ja w jego dostrzegłam to czego najbardziej się obawiałam. Ból. Przeraźliwy ból i tęsknotę.
-          Wiesz o… Lexi ? - zapytał łamiącym się głosem 
-          Tak.
-          Wiesz kto ją zabił ? – był już nieźle wkurzony 
-          Tak. – odparłam spokojnie
-          Tylko tyle masz mi do powiedzenia ?! – wrzasnął, już kompletnie zły, po czym przewrócił stojący nieopodal stolik na kawę
-          Lee uspokój się. – powiedziałam wciąż spokojna, ale on jakby nie zwracał uwagi na to co mówię
-          Damon! TWÓJ Damon! Zabił Lexi !
-          Tak, wiem o tym i naprawdę nie cieszę się z tego powodu …
-          Nie cieszysz się ?! Nie cieszysz ?! Ja cierpię. Ja umieram z cierpienia ! Nie mogę żyć bez niej, a ty po prostu przyjeżdżasz po tym całym czasie i mówisz, że nie cieszy cię ta sytuacja ?!
Przybiłam go do ściany i przytrzymałam go za ręce. Zaczęłam się na niego wydzierać, widząc, że spokój nic nie da, a tylko bardziej go wkurzy.
-          Lee, uspokój się ! Tak, ja też cierpię ! Też boli mnie to, co Damon zrobił ! Czuję to samo, ale to nie zmienia faktu, że ona nie żyje. Muszę z tym żyć i będę musiała przez wieczność tak samo jak ty.
Puściłam go i ponownie przytuliłam .
-          Musisz być silny. Lexi nie chciałaby żebyś się poddał. – dodałam już ciszej

Siedzieliśmy z Lee w kuchni i popijaliśmy krew ze szpitala. Tutaj było nieco jaśniej, znaczy nie dosłownie, bo na zewnątrz panował mrok, zresztą Lee nie ma pierścienia chroniącego przed słońcem.
Wszystkie meble były w podobnym stylu co w salonie, ale tutaj dominowały odcienie żółci i pomarańczy. 
Lee podał mi kubek wypełniony po brzegi życiodajną cieczą, po czym usiadł naprzeciwko mnie. Siedzieliśmy tak przez chwilę w milczeniu, aż w końcu zapytał :
-          Jak się dowiedziałaś ?
-          Moje czary-mary. – Lee wie, czym jestem - Miałam wizję. A ty ?
-          Lexi nie wracała długo od Stefana, a mój przyjaciel akurat jechał w tamte strony. Sprawdził co się stało. Podsłuchał rozmowę Stefana i Damona.
Ponownie zamilkliśmy. Wpatrywałam się tylko w trzymany przeze mnie kubek. Pomyślałby kto, że po tylu latach rozłąki, pewnie buzie nam się nie będą zamykać, ale ja nie wiedziałam jak z nim rozmawiać. Tym bardziej, że przez ten cały czas byłam w domu wampira, który zabił jego dziewczynę, a on nie miał, że moje tymczasowe miejsce zamieszkania to pensjonat Salvatorów.
-          Jak się trzymasz ? – zapytałam w końcu - Co robiłeś przez ten cały czas ?
-          Próbowałem się nie zabić. – odparł wypranym z emocji głosem - Kiedy weszłaś do środka właśnie miałem przebić swoje serce kołkiem. Gdybyś nie przyszła, już leżałbym martwy.
To dlatego Lexi dopiero teraz się odezwała. Dopiero teraz Lee naprawdę próbował się zabić. Miała niezłe wyczucie czasu z tym pokazaniem się, nie powiem.
-          Po to tu jestem. Dobry agent w akcji. – uśmiechnęłam się do niego pocieszająco i złapałam go współczująco za rękę
-          Ja już nie wytrzymuję, Heid. - powiedział załzawionym głosem - Cały czas myślę tylko o tym, że może jeśli teraz umrę to się z nią połączę. Że będziemy znowu razem. 
-          To nie jest rozwiązanie. – powiedziałam twardo - Lexi nie chciałaby twojej śmierci.
-          Tylko dlatego wytrzymałem tak długo. – odparł wzruszając ramionami

Spałam u Lee. Nie w tym samym łóżku, oczywiście.
Muszę coś zrobić. Nie mogę pozwolić żeby się zabił. Trzeba mu przypomnieć jego życie zanim spotkał Lexi. Trzeba mu przypomnieć jak się bawić i cieszyć z życia, a jeżeli to nie poskutkuje będzie trzeba zastosować coś innego … Wyłączenie.


***
Hejka ! Przepraszam, że mnie tak długo nie było, ale jak widzicie w zamian przynoszę dłuuuugi rozdział. Tak sobie pomyślałam, że może nieraz będę dawała takie powiększone notki :)
Ogólnie rozdział miał być na wczoraj, ale zostałam brutalnie przegoniona sprzed komputera, tak więc jeszcze raz przepraszam :)
Na koniec chcę wam wszystkim życzyć WESOŁYCH ŚWIĄT! A ponieważ nie umiem składać życzeń to daję wam tu nasze ulubione postacie z TVD w świątecznej oprawie.
Jeszcze raz: wszystkiego najlepszego :)




Aktualizacja: Zapomniałam napisać, żeeee.... Stuknęło mi ponad 3000 wyświetleń !!! Obecnie, w chwili w której to piszę jest ich 3232 ^^
Bardzo dziękuję za te odwiedzinki i za pozostawione komentarze, jesteście najlepsi ;*