niedziela, 24 listopada 2013

Zabić wilkołaka

„Kochanie, nie broń się...”
                                      - Anne Sexton

02x06
Właśnie się obudziłam, jak zwykle koło Damona, a raczej na nim. Podłożyłam dłonie pod podbródek i patrzyłam się na niego. Wyglądał tak spokojnie i niewinnie kiedy spał. Kruczoczarne włosy opadały mu niesfornie na czoło, a długie rzęsy rzucały malutkie cienie na policzki. Chciałoby się go określić mianem perfekcyjności… dopóki się nie odezwie. Mój łóżkowy współlokator otworzył oczy i powiedział:
-         Musimy wstać. Pani szeryf czeka na śniadanko.
-         To matka Caroline niech ona się nią zajmuje. – odparłam i ułożyłam się obok niego - Zauważyłeś, że Stef nie wrócił do domu na noc?
-         Dzieci … Tak szybko dorastają.
-         Yep. – powiedziałam z uśmiechem i pogłaskałam go po policzku z niewinnym uśmieszkiem
-         Wiem co robisz i mówię ci: nie. Rusz się, słoneczko.
Wstał z łóżka i pociągnął mnie za nogi.
-         Nie …- jęknęłam, trzymając się poręczy łóżka
Wziął mnie na ręce, po czym postawił na podłodze. Wziął moją twarz w dłonie i pocałował. Westchnęłam przeciągle z rezygnacją i podeszłam do komody, w której trzymałam swoje ubrania.
-         Moja grzeczna dziewczynka.
Znowu się zdenerwowałam. Nie cierpię kiedy tak do mnie mówi i on o tym dobrze wie. Zabawa trwa. Zdjęłam z siebie jego koszulę, wiedziałam, że się na mnie patrzy. Kiedy już stałam w samej bieliźnie, pomyślał, że pewnie już niczego nie kombinuję. Kątem oka zobaczyłam, że zmierza cały napuszony do łazienki. W wampirzym tempie podbiegłam do niego i powaliłam go na łopatki. Przejechałam dłonią po jego nagim torsie, po czym zbliżyłam usta do jego ucha.
-         Nie jestem żadną twoją grzeczną dziewczynką.
Po czym bezceremonialnie wróciłam do komody, ale zanim zdążyłam tam podejść Damon błyskawicznie wstał i pociągnął mnie do tyłu. Sam na mnie usiadł, przytrzymując moje ręce.
-         Droczysz się ze mną. – powiedział, mrużąc seksownie oczy
-         Myślałam, że to lubisz. – odparłam, podobnie mrużąc oczy
-         Uwielbiam.
Przybliżył swoją twarz do mojej i namiętnie pocałował, po czym puścił moje ręce. Zanurzyłam je w jego kruczoczarnych włosach. Przesunął swoimi dłońmi po moim ciele, a następnie dotknął językiem mojej szyi, dokładnie tam gdzie jest tętnica. Zamruczałam z rozkoszy.
Liz poczeka na swoje śniadanko.

 Tym razem już naprawdę  się ubierałam. Wybrałam sobie brązowe bolerko na długi rękaw, pod spód jasnożółtą, przylegającą do ciała koszulkę, która  była wpuszczona w krótkie dżinsowe spodenki. Dobrałam sobie jeszcze czarne rajstopy z dziurami i brązowe, wiązane  półbuty.
Usłyszałam, że ktoś puka do drzwi, więc zeszłam razem z Damonem na dół. Za drzwiami stał Jeremy. Wzruszyłam ramionami i ruszyłam do salonu. Podeszłam do barku, nalałam sobie burbonu, po czym pociągnęłam duży łyk ze szklanki.
-         Musimy porozmawiać. – usłyszałam głoś Jeremiego dobiegający z korytarza
-         Po co miałbym z tobą rozmawiać? – odparł Damon i spróbował zamknąć drzwi, ale braciszek Eleny się nie dał
-         Tyler Lockwood musi kogoś zabić, żeby zapoczątkować klątwę. Jeszcze nie jest wilkołakiem.
-         Fascynujące, ale za mało. - Salvatore znów spróbował zatrzasnąć Jeremiemu drzwi przed nosem, ale on je odepchnął 
-         Mason Lockwood już nim jest i szuka kamienia księżycowego, który jest powiązany z legendą o wilkołakach. Dlatego tutaj jest.
-         Kamień księżycowy ? – Damon widocznie zainteresował się tymi informacjami
-         Wiem, gdzie jest. – odparł młody Gilbert i poprawił plecak na ramieniu
-         Dlaczego z tym do mnie przychodzisz ? – spytał podejrzliwie Damon
-         Muszę mieć jakiś powód ? Chcę tylko pomóc.
-         Jak zareagowała siostrzyczka na twoje małe odkrycie ?- milczenie Jeremiego było wystarczającą odpowiedzią - Nie powiedziałeś jej.
-         Elena nie chce, żebym się w to wszystko mieszał. – zaczął tłumaczyć i chciał już przekroczyć próg, ale wampir go powstrzymał
-         A, że jesteś Gilbert , to nie możesz się powstrzymać. Łał. Twoje poszukiwanie celu w życiu jest tak oczywiste, że aż tragiczne.
-         Wpuścisz mnie, czy nie?
-         Wpuść go! – krzyknęłam – Jest słodziutki.
Damon zlustrował go wzrokiem i dopiero przepuścił. Jeremy przeszedł do salonu, ale nie zauważył mnie, bo ja w wampirzym tempie znalazłam się za Damonem.
-         Byłeś niegrzeczny – wymruczałam Damonowi do ucha – To może być mój obiad.
-         Brat Eleny ?
-         To czyni go jeszcze pyszniejszym, Damiś. – uśmiechnęłam się do niego kokieteryjnie
Przeszliśmy do salonu, zatrzymaliśmy się przed Jeremim.
-         Ależ gdzie moje maniery… – powiedział nagle Damon
-         Ty je w ogóle masz ? – przerwałam mu
-         Przedstawiam ci Heidi. Stara przyjaciółka Salvatorów.
Uśmiechnęłam się do Gilberta i podałam mu rękę.
-         Wiem kim jesteś. Elena mi o tobie mówiła. Próbowałaś ją zabić.
Przestałam się szczerzyć, opuściłam dłoń. Podeszłam do barku , dolałam sobie burbonu, a dla Damona wyjęłam nową szklankę i również ją napełniłam.
-         Zwykła pomyłka. Szkoda.
-         Co szkoda ? – zapytał Jeremy
-         O, chodzi mi o ciebie, słodziutki. Byłaby z ciebie świetna przekąska.
Ponownie się uśmiechnęłam odsłaniając rząd równych, białych zębów. Oblizałam je czubkiem językiem, a następnie napiłam się trunku i odłożyłam szklankę.

Po pewnym czasie przyszedł Alaric z naręczem pudeł, które postawił na stoliku niedaleko nas. Wydawał się być zaskoczony widokiem Jeremiego.
-         Co tu robisz ?
-         Pomagam Damonowi. To ja odkryłem sprawę z kamieniem księżycowym.
Rick skierował swój wzrok na Damona, ale ten tylko wzruszył ramionami.
-         Elena wie ,że Jeremy tu jest?
Starszy Salvatore zaprzeczył ruchem głowy.
-         Nie do końca.
Zaczynałam czuć pragnienie. Jeszcze nic dzisiaj nie jadłam, a tu stały sobie dwie żyjące istoty, które wyglądały bardziej zachęcająco niż worki z krwią.
-         Co przyniosłeś ? – zapytał Damon
-         Badania Isobel z Duke. Przesłała mi je jej asystentka.
-         Vanessa. Laseczka. - powiedział Damon do Jera 
-         Tak. Vanessa. - odrzekł Rick - Pamiętasz klątwę Azteków, o której mówiła ?
-         Słońce i księżyc bla bla bla … - odparł Salvatore
-          Klątwa Azteków ? Super. – Jeremy podszedł do mnie, Ricka i Damona
-         Tak. Kiedyś wampiry i wilkołaki chadzały, gdzie chciały …
-         … aż jakiś szaman, rzucił na nie klątwę i wilkołaki przechodzą przemianę tylko podczas pełni. Dosyć boleśnie z tego co słyszałam. No, a wampiry płoną w słońcu. - dokończyłam
-         Przynajmniej większość z nich. – odparł Damon, machając dłonią z pierścieniem, a ja spojrzałam na swój. Mały niepozorny, pierścień z kamieniem w kolorze lapis-lazuli, a tyle daje.
-         Legenda głosi , że część wilkołaka jest zamknięta w kamieniu księżycowym.
-         Jak to zamknięta ? – zapytał Jeremy i wziął od Alarica aztecki obraz przedstawiający szamana
-         Chodzi o czary. Cokolwiek zapieczętuje klątwę, może ją także odpieczętować. – odparłam i ponownie sięgnęłam po szklankę z burbonem
-         Może Mason wierzy, że kamień przełamie klątwę.
-         Jeśli zaczniemy wierzyć w jakieś nadprzyrodzone legendy o czarach z książki z obrazkami, to wyjdziemy na idiotów. – odrzekł Damon - Kto ma teraz kamień ?
-         Tyler – powiedział Jeremy
-         Możesz go zdobyć ?
-         Tak.
-         Widzisz ? masz już cel w życiu. – odparł Damon z uśmiechem
-         Wierzysz w to? – zapytał młody Gilbert, przyglądając się obrazowi
-         Ta sama książka sugeruje, że ugryzienie wilkołaka może zabić wampira. Ignorując to, wyjdę na jeszcze większego idiotę.
-         Dobra, chłopcy. Ja jestem głodna, a podejrzewam, że żaden z was nie użyczy mi swojej tętnicy. – przejechałam po nich spojrzeniem – Tak myślałam. Na razie.
Cmoknęłam Salvatora w usta i skierowałam się do piwnicy i lodówki z krwią. 
Usłyszałam jeszcze głos Jeremiego, który spytał Damona:
-         Czy wy jesteście … parą, czy coś ?
Roześmiałam się i krzyknęłam:
-         Nie, jestem nimfomanką i go wykorzystuję!

Właśnie wlałam sobie drugą torebkę krwi do szklanki i miałam zamiar ją wypić, kiedy zadzwonił mój telefon. Spojrzałam na wyświetlacz, Damon.
-         Jesteś w domu ?
-         Yep. Właśnie opróżniam nasze zapasy.
-         Dobrze. Być może będę cię potrzebował.
-         Co jest ?
-         Katherine ma nowego kochasia. Mason Lockwood.
-         Mason ? Chrzanisz! – roześmiałam się do słuchawki - Nisko obniżyła poprzeczkę.
-         Sądzę, że jest jej do czegoś potrzebny.
-         Do czego ?
-         Nie wiem. Ale się dowiem. Zostań w domu, będziesz mi tam potrzebna. Wiozę nieprzytomnego wilkołaka i jedzie ze mną wiedźma … - położył nacisk na ostatnie słowo. Przeklęta Bennet. Czemu zawsze jest w pobliżu ? - … Byłoby dobrze jakbyś dopilnowała żeby Caroline i Liz nie wchodziły na górę.
-         Rozumiem. Robi się.
Rozłączył się. Wypiłam do końca zawartość szklanki i czym prędzej zeszłam do piwnicy. Usiadłam niedaleko „celi” szeryf Forbes. Caroline usłyszała mnie i natychmiast znalazła się obok mnie. Ustała nade mną i spytała :
-         Co ty tutaj robisz ?
-         Mieszkam, słonko - odparłam z zadziornym uśmieszkiem
-         Chodzi mi o piwnicę – powiedziała i wywróciła oczami
-         Pilnuję ciebie i twojej mamuśki.
Wstałam z podłogi. Usłyszałam, że Damon, Mason i Bonnie przyjechali do domu.
-         Kto jest z Damonem ? – zapytała blondynka
-         Twoja najdroższa przyjaciółeczka, wiedźma i Mason.
-         Bonnie jest na górze ?
-         Tak, to przed chwilą powiedziałam. Powinnaś lepiej słuchać, słonko.
Ponownie wywróciła oczami, a ja uśmiechnęłam się słodko.
-         Muszę z nią porozmawiać. - powiedziała zdeterminowanym tonem i już się odwróciła, żeby odejść, kiedy powiedziałam:
-         Jasne. Próbuj, słonko.
-         A to co miało znaczyć? – odwróciła się w moją stronę
-         Jesteś wampirem, ona wiedźmą. Kiedy cię dotyka widzi to co wyobraża sobie jako zło, więc tak jakby automatycznie ją odpychasz. Wiedźma czerpie swą moc z natury, wampir się jej sprzeciwia. Czuje do ciebie niechęć… Nawet jeśli tego nie chce.
-         Skąd wiesz o tym wszystkim ? – zapytała podejrzliwie, marszcząc przy tym brwi
-         Kiedyś byłam czarownicą. – wzruszyłam ramionami i ponownie usiadłam na podłodze
-         Byłaś ?
-         Czarownice nie są nieśmiertelne. Wraz z ich śmiercią wszystko się dla nich kończy, przynajmniej na tym świecie. Kiedy czarownica zmienia się w wampira, umiera ,a więc traci swoje moce.
-         Wolałaś być wampirem ? – przybliżyła się do mnie kawałek
-         Zostałam przemieniona wbrew swej woli.
Popatrzyła na mnie tak… jakoś inaczej.
-         Ale to nie ważne. Leć. Pogadaj z Bonnie. Jeśli będzie chciała.
Wstałam i otrzepałam spodnie, po czym ruszyłam w przeciwnym kierunku, a mianowicie do "celi" pani szeryf.

Usłyszałam jak Bonnie wychodzi z Caroline. Przyjaźń zwyciężyła, jakież to wzruszające. Chyba zaraz się popłaczę.
Upewniłam się, że pani szeryf jest zamknięta i poszłam na górę. Pojawiłam się znienacka na kanapie. Salvatore kucał przed kominkiem i ogrzewał jakiś metalowy pręt w ogniu, natomiast Mason siedział na środku pokoju przywiązany do krzesła, cały czas się szarpał i próbował uwolnić.
-         Dobrze, że jesteś, Heid. – odparł spokojnie Damon, po czym odwrócił się w moją stronę i wskazał nagrzanym prętem na Masona - Chcesz …?
-         Nie, dam ci się pobawić. A tak w ogóle to cześć Mason. – błyskawicznie znalazłam się przy nim. Oparłam się dłońmi o jego nadgarstki oraz wbiłam mocno paznokcie w jego ręce, wilkołak jęknął z bólu - Dawno się nie widzieliśmy.
Zabrałam dłonie i ustałam obok, przyglądając się Damonowi. Wampir skupił się z powrotem na Masonie.
-         Tak więc… Katherine . Skąd ją znasz ? Co ona knuje ?
Wilkołak nic nie odpowiedział tylko próbował się  uwolnić.
-         Mogę tak cały dzień – powiedział starszy Salvatore, po czym włożył rozżarzony pręt w ciało likantropa. Mason zawył ponownie. Damon podszedł do kominka, przykucnął przy nim i znów włożył swe narzędzie tortur w płomienie.
Po jakimś czasie przyszedł Jeremy, niósł jedno z pudeł Ricka. Skinęłam mu głową, a on zrobił to samo, nadal powoli zbliżając się do Damona i Masona. Ci dwaj zdawali się go nie zauważać.
-         Kiedy się poznaliście? Uwiodła cię, wyznała miłość? Jesteś nadnaturalny, więc nie mogła cię zauroczyć. Ale jestem pewien, że wykorzystała inne swoje atuty. Katherine jest w tym dobra.
Damon dopiero teraz spostrzegł młodszego brata Eleny.
-         Kazałem ci odejść. -  powiedział Damon poirytowanym głosem i  wstał
-         Znalazłem coś w pudle Ricka. – odparł Gilbert
Salvator zdawał się być zaciekawiony. Odłożył pręt, po czym podszedł do Jeremiego, a ten podał mu jakieś zawiniątko.
-         Co to takiego ?
-         Sprawdziłem w necie. To roślina. Aconitum vulparia.
Wstałam z kanapy i również podeszłam do Jeremiego, a on mówił dalej.
-         Rośnie na górzystych terenach północnej półkuli. Jest powszechnie znana jako tojad lisi.
-         Co jeszcze wyczytałeś ? – zapytał Salvatore odwijając roślinę z materiału
-         Zależnie od źródła piszą o nim co innego. – powiedział Gilbert, grzebiąc w swoim telefonie - Wedle mitu wywołuje likantropię, ale to raczej bujda. Inne źródła podają, że chroni ludzi, a jeszcze inne, że jest toksyczny.
-         Werbena dla wilkołaków ? – powiedziałam zaciekawiona
-         Zaraz się przekonamy – rzekł kat Masona i podszedł do niego z rośliną w dłoni – Po co Katherine przyjechała do Mystic Falls ?
Wilkołak nic nie mówił, więc Damon poparzył jego policzek tojadem.
-         Co tutaj robi ? – ponownie zapytał wampir
-         Jest ze mną. – powiedział Mason podniesionym głosem - Jesteś zazdrosny?
-         Słaby ruch, Mason. – rzekłam i podeszłam do nich bliżej
-         Ale ze mnie cham. Nie dałem ci przecież nic do jedzenia. – wepchnął Lockwoodowi tojad do ust - Smacznego.
Mason zaczął wypluwać roślinę razem ze swoją krwią, krzywiąc się  przy tym z bólu. Spojrzałam na Jeremiego. Odwrócił wzrok. Założę się, że teraz żałuje pokazania mnie i Damonowi tojadu.
-          Po co ci ten kamień ?
-          Wal się ! – krzyknął Mason, nadal wypluwając krew
-          Tylko sobie szkodzisz, wilczku – powiedziałam ze śmiechem
-          A-a-a. Błędna odpowiedź. – rzekł Damon i ponownie zbliżył się do wilkołaka z trującą rośliną
-          Widać ,że nic nam nie powie. – powiedział zdesperowany Gilbert, ale wampir nie zwracał na niego uwagi
-          Jeremy, nie wtrącaj się – powiedziałam do małego i zastąpiłam  mu drogę
-          Kolej na twoje oczy – rzekł Damon
-          W studni! – wykrzyczał Mason. Nareszcie pękł. - Tam go znajdziesz.
-          Wiem, gdzie jest. Nie wiem tylko, jaką ma moc i po co ci on. – powiedział Salvatore spokojnym głosem nadal trzymając w jednej ręce tojad, wycelowany prosto w oczy wilkołaka
-          Jest dla Katherine. – rzekł Mason załamującym się głosem
-          Dlaczego ?
-          Przy jego pomocy zdejmie ze mnie klątwę.
-          Klątwę księżyca ? – Damon odsunął się od likantropa - Dlaczego wampir miałby pomagać wilkołakowi pozbyć się klątwy, która ogranicza jego przemiany ?
-          Żebym się już nie przemieniał.
-          Po co ? – drążył Salvatore
-          Bo ona mnie kocha.
To szczere… i jakże durne zdanie sprawiło, że na chwilę mnie zamurowało, ale potem parsknęłam śmiechem, Damon miał tak samo.
-         Teraz już wszystko rozumiem. Jesteś głupkiem - powiedział z rozbawieniem ,a następnie wrócił do swojego normalnego tonu - Katherine cię nie kocha. Wykorzystuje cię, kretynie.
-          Nic więcej nie powiem.
-          Masz rację. – Damon oddał Gilbertowi tojad – Idź na spacer, Jeremy.
-          Zostaję. – odparł tamten
Mason coraz głośniej oddychał, słyszałam jak szybko bije jego serce. Wiedział co zaraz nastąpi. Bał się.
-          Nie, powinieneś iść. – powiedział wampir wyzutym z emocji głosem
-          Zostaję, Damon. Dość tych tortur. – rzekł Jeremy twardym głosem
-          Pomóż Tylerowi ! – wujaszek najwyraźniej ma ostatnie życzenie – Nie pozwól, żeby spotkało go to, co mnie.
-          Damon … - widać było, że Jer chce pomóc Masonowi. Ach te współczucie. Najgorsze ludzkie uczucie, czyni tak słabym...
Salvatore przygwoździł brata Eleny do fotela i trzymał go za gardło.
-          Chciałeś brać  w tym udział ? Oto jak jest. Zabij albo daj się zabić. To wilkołak. Zabiłby mnie przy pierwszej okazji! Więc weź się w garść albo odejdź.
Położyłam mu dłoń na ramieniu. Spojrzał na mnie, a ja pokręciłam głową, puścił Gilberta. Jeremy zakaszlał i rozmasował bolące gardło.
-          I tak sam tego chce. – powiedział Damon i stanął przed wilkołakiem - Prawda, Mason ? To prawdziwa klątwa, czyż nie ?
-          Zajmę się Jeremym. Później przyjdę i pomogę ci sprzątnąć. – Salvatore skinął mi głową, a ja pociągnęłam młodego Gilberta za ramię - Wstawaj, Jer.
Braciszek Eleny podniósł się gwałtownie z fotela i strząsnął moją rękę. Wyszedł szybkim krokiem z pokoju, a ja spokojnie ruszyłam za nim. Wyszliśmy przed dom i zaprowadziłam Jeremiego do mojego samochodu, ruszyliśmy w stronę jego domu.
-          Nie trzeba go zabijać – odezwał się nagle Jeremy
-          Trzeba. Współpracuje z Katherine i podczas każdej pełni może z łatwością zabić wampira. Nawet niechcący. Zagraża też twojej siostrze.
-          Wyszłaś ze mną. Nie chciałaś na to patrzeć.
Spojrzałam na niego marszcząc brwi, po czym znów przeniosłam wzrok na drogę.
-          Odwożę cię do domu. Chcę się upewnić ,że niczego nie spieprzysz. Nie doszukuj się drugiego dna, a tym bardziej takich reakcji u mnie. Zabiłam więcej osób niż Damon, nie myśl, że będę twoją przyjaciółeczką w służbie dobru. Nie jestem taka. Nie zapominaj o tym.
Zaparkowałam pod jego domem i kazałam mu wysiąść. Nie odezwał się ani słowem.

Wróciłam do pensjonatu akurat jak Damon kończył zawijać ciało. Podeszłam do niego i chwyciłam za zwłoki.
-          Daj. Zakopię go.
-          Pomogę ci…
-          Nie, dam radę sama. - wzięłam narzutę z trupem i przerzuciłam ją sobie przez ramię -  Spotkamy się na górze.
Westchnęłam i wyszłam na zewnątrz. Wsadziłam Masona do jego auta i ruszyłam w stronę wąwozu. Zepchnęłam tam samochód, uprzednio zrywając rejestrację i sprawdzając czy nie ma gdzieś jakiś dokumentów, które pomogłyby policji ustalić tożsamość osoby prowadzącej. Następnie zakopałam w pobliżu ciało Masona i wróciłam w wampirzym tempie do pensjonatu.

***
Rozdział spóźniony o tydzień, za co bardzo przepraszam, ale po prostu nie mam do niczego głowy. Już i tak ledwo się z nim wyrobiłam na dzisiaj :/
W ogóle to jakoś niezbyt mi wyszedł i szczerze mówiąc nie podoba mi się, ale jakoś nie umiem go poprawić XD
Zdaję sobie sprawę, że strasznie dużo dialogów, a mało tła i opisów. Po prostu załamuję ręce nad laptopem, bo nic nie przychodzi mi do głowy.
Mam nadzieję, że nie wyszedł aż tak tragicznie jak mi się wydaje i nie zniechęcicie się do dalszego czytania, bo obiecuję poprawę :)
Zapraszam jeszcze na koniec do zostawiania mi linków do was i komentowania tych moich wypocin
Bye ;*

poniedziałek, 11 listopada 2013

Łowca, który stał się zwierzyną


                                       „Czas odsłania prawdę.”
                                                                                     - Ciasteczko Szczęścia 
02x05
Siedziałam już w wannie, z ciepła wodą, pianą i unoszącymi się gdzieniegdzie bąbelkami. W ręce trzymałam kieliszek, a w metalowym kubełku z lodem chłodziła się do połowy opróżniona butelka szampana. Oczywiście nie byłam tam sama.
Objęłam za szyję siedzącego razem ze mną szatyna.
-          Uwielbiam twoją wannę , wiesz o tym?
-          Domyślam się.
Damon uśmiechnął się seksownie, po czym złapał mnie za podróbek i złożył na moich ustach pocałunek.
-          Więc … Co dzisiaj robimy ? - wymruczałam
-          Idziemy na piknik stowarzyszenia historycznego.
Przybliżyłam się do niego i oplotłam swoimi nogami jego biodra .
-          Czy my wiemy ,że to straszne nudy? – zapytałam, świadomie używając „my”
-          Obawiam się, że tak, ale powinniśmy też zdawać sobie sprawę, że takie jest małomiasteczkowe życie.
-          Nie cierpię kiedy tak myślimy. – Zrobiłam naburmuszoną minę . Marszczenie czoła i wydymanie warg, raz. – Nie możemy gdzieś pojechać i się rozerwać, jak za starych, dobrych, pijanych czasów?
-          Nie. Musimy udzielać się w życie naszego przecudownego miasta. – powiedział ponownie się do mnie przybliżając, po czym ugryzł mnie lekko w ucho na co ja uśmiechnęłam się zawadiacko
-          Nie cierpimy twojego pseudo obywatelskiego tonu, plus jest nudny jak u Stefana.
-          Auć ! Ale nam dopiekłaś.
-          Zdajemy sobie sprawę .
Rozszerzyłam usta w uśmiechu. Wziął moją twarz w dłonie i pocałował me różane usta.

Ubrałam się w koszule w czarno-granatową kratę, długie dżinsy plus czarne trampki . Rozpuszczone włosy powiewały mi lekko na wietrze.

Zobaczyłam niedaleko Damona i Stefana, postanowiłam przerwać im rozmowę. Pojawiłam się znienacka za młodszym Salvatore.
-          Moi ulubieni bracia razem, czym sobie na to zasłużyłam? – Stefan odwrócił się ze znużonym westchnieniem w moją stronę - Co tam, promyczku?
Powiedziałam do szatyna i dałam mu buziaka w policzek na powitanie. Chyba już się do tego przyzwyczaił, bo jakby nie zwrócił na to uwagi i odrzekł:
-          Właśnie próbowałem wytłumaczyć Damonowi jak bezmyślnie postąpił próbując zabić wilkołaka.
-          Stef, błagam cię. Jedynym minusem jest to, że nie udało mu się tego dokonać. – wyminęłam młodszego wampira i oparłam się łokciem o ramię Damona
-          Winny. – powiedział starszy Salvatore i uśmiechnął się seksownie - Przy okazji świetnie wyglądasz Heid. Mówiłem ci to już ?
-          Tak. Dzisiaj rano w twojej łazience, tylko wtedy byłam naga.
Zarzuciłam mu ręce na szyję, a on przytrzymał mnie swoimi dłońmi za biodra. Złożył na moich namiętny pocałunek, przywarłam do jego ciała.
-          Idę. Nie przeszkadzajcie sobie.
Powiedział wyraźnie zmieszany Stefcio. Pomachałam mu tylko ręką, nadal nie odrywając się od jego  brata. Kiedy odszedł odsunęłam się od Damona.
-          Po tylu latach powinien się już przyzwyczaić.
-          Yep, ale ja nie mogę się przyzwyczaić do tego jak seksowna jesteś.
I znowu mnie pocałował.

Podeszłam do Damona, który stał pod jakimś daszkiem z Caroline tyle, że ona właśnie odchodziła szybkim krokiem czymś wyraźnie zdenerwowana. Minęłam się z nią i podeszłam do bruneta.
-          Czym wkurzyłeś Caroline, słodziutki ? – uśmiechnęłam się
-          Chyba poszła do Eleny.- Damon wzruszył ramionami- Ona i Stefan mieli udawaną kłótnię, a Blondi myśli, że to naprawdę.
-          Próbują coś przed nami ukryć ?
-          Raczej przed Katherine. Chcą żeby uwierzyła, że zrywają ze sobą, ale żeby ona się nabrała, muszą wszyscy się nabrać.
-          Coś słabo się starają. Dobrze. Moje ego ma się w porządku, jednak w jakiś pokręcony sposób chodziło o mnie.
Cmoknęłam go w policzek .
-          Idę się trochę rozejrzeć. Bye.
Złapał mnie za rękę i przyciągnął z powrotem do siebie, po czym wpił się w moje usta. Następnie szepnął mi do ucha, tak cicho żebym tylko ja mogła usłyszeć:
-          Stefan patrzy, podręczmy go trochę. – powiedział z uśmiechem na ustach
-          Wywołanie trzech nowych zmarszczek na czole Stefana? Jak dla mnie to czysta przyjemność – odparłam i powróciliśmy do pieszczot

Zauważyłam stojącego samotnie Masona Lockwooda. Zmierzał właśnie w stronę dziewczynek z lemoniadą. Podeszłam do niego w ludzkim tempie i zagaiłam rozmowę.
-          Hej , my się chyba jeszcze nie znamy. Jestem Heidi Santino. – wyciągnęłam do niego rękę
-          Mason Lockwood. – uścisnął moją, wyciągniętą dłoń- W tym mieście, aż roi się od wampirów.
-          Wilkołaków też nie brakuje .
Chciał zabrać rękę, ale ja ścisnęłam go jeszcze mocniej, tak, że aż syknął z bólu. Uśmiechnęłam się do niego z wyższością i puściłam jego dłoń.
Przez chwilę mierzyliśmy się spojrzeniami, a wtedy przyszła do nas jedna z dziewczynek z lemoniadą.
-          Lemoniady ? – zapytała mnie z wyciągniętym kubkiem w ręku
-          Dziękuję, skarbie. – uśmiechnęłam się do niej i przyjęłam napój
-          A pan ?
-          Nie, na razie dziękuję.
Dziewczynka odeszła, więc znów zostaliśmy sami.
-          Co cię sprowadza do Mystic Falls ?
-          Mógłbym zapytać cię o to samo.
-          Och, jasne. Mogę ci powiedzieć. Przyjechałam zabić jednego wampira, ale się rozmyśliłam. Teraz szukam nowego celu do zamordowania.
-          Czy to groźba ?
-          Ostrzeżenie. Nie zbliżaj się do mnie, ani do tych na których mi zależy, bo uwierz mi ... Żyję na tym świecie dość długo żeby wiedzieć jak zabić wilkołaka. – przybliżyłam się do niego jeszcze o krok - Trzymaj się jak najdalej od braci Salvatore, wilczku.
Po powiedzeniu tego swoim tonem do gróźb i „ostrzeżeń” odeszłam. Oczywiście nie wiem jak zabić wilkołaka, ale … Co z tego ? Może sobie w to wierzyć.
Podniosłam kubek do ust, jakbym chciała się napić, i powąchałam, tak z przyzwyczajenia (strachy tych żyjących za długo). Do moich nozdrzy dotarł niepokojący dla wampirów zapach… Werbena. Nie dobrze. Muszę ostrzec Damona i resztę.

Najpierw poszłam tam gdzie go zostawiłam, do altanki, ale, jak mogłam się spodziewać, nie było go tam. Pobiegłam w ludzkim tempie na jakieś wzniesienie żeby móc lepiej słyszeć i tym sposobem ich znaleźć. Było już za późno usłyszałam kasłanie i zdenerwowany głos Stefana:
-          Co ci jest ?
-          Werbena. - wychrypiał Damon krztusząc się
Czym prędzej ruszyłam w stronę ich głosów. Niestety. Było tu zbyt wielu ludzi, więc poruszałam się w ślimaczym tempie.

Kiedy doszłam Damon siedział na ławce, przytrzymywany przez Stefana .
-          Mam dość twojego pieprzenia o pokoju. Już jest trupem. – powiedział Damon
-           A ty jak zawsze wkurzony. – podeszłam do nich – Co się stało?
-          Mason Lockwood dodał werbeny do lemoniady. Chce nas zdemaskować. – odparł Stefan
-          Zgadzam się, trzeba go zabić. Chciałam was ostrzec o werbenie, ale nie mogłam was znaleźć. Ja sprawdzam co piję. – dodałam zgryźliwym tonem
-          Wybacz, że jeszcze nie wariuję tak jak ty. – odparł na to starszy Salvatore
-          O, to teraz my się kłócimy ? Popatrz ile można się nauczyć z udawanych kłótni Stefcia i Elenki.
-          Przestańcie. – uspokajał nas Stefan - Dobrze. Nie podoba mi się to, ale nam zagraża i może nas zdemaskować. Trzeba go załatwić.
-           W porządku. – odrzekł już prawie całkowicie uspokojony Damon - To do dzieła.
-          Widziałam Masona jak szedł do lasu sprzątać śmieci, chodźmy.
-          O nie.-odezwał się brunet- Ty nie idziesz.
-          Dlaczego nie? Jestem wam potrzebna.
-          Nie, nie prawda. Ja i Stefan damy sobie radę, a ty będziesz tylko przeszkadzać.
-          Ja będę przeszkadzać? Jestem od was starsza, a co za tym idzie silniejsza.
-          I nigdy nie doceniasz przeciwnika. Jeszcze dostaniesz i coś ci się stanie.
-          A od kiedy ja odgrywam rolę małej, słabej Elenki ?
-          Od teraz. Chodź, Stef. – wyminął mnie i ruszył przed siebie
-          Nie. – zaszłam mu drogę - Nie powstrzymasz mnie i tak z wami pójdę.
Damon pokręcił głową i przyparł mnie do jakiejś belki. Spojrzał mi prosto w oczy tymi niebieskimi, świdrującymi oczami, ale nie odwróciłam wzroku.
Nie rozumiesz, że staram się ciebie chronić ?! – wrzasnął głos w mojej głowie
To tak jak  ja ciebie. – wysłałam mu myślą
-          Niech ci będzie.
Odparł naburmuszony Damon i puścił mnie. Odwrócił się w stronę lasu i zobaczył Lockwooda.
-          Idziemy.

Stefan i Damona ustali po jego lewej i prawej stronie, a ja z tyłu. Tylko Damon się odzywał.
-          Nie udawaj zaskoczonego. Wiedziałeś, że do tego dojdzie. – powiedział groźnie, a Mason rozejrzał się dookoła.
-          Śmiało, uciekaj. Damy ci fory.
Ledwo starszy Salvatore skończył mówić, a Mason rzucił się na ziemię, a ja i Damon dostaliśmy drewnianymi kulami. Stefan odwrócił się w stronę skąd dobiegły strzały, ale po bardzo krótkiej chwili on też został postrzelony.
Opadłam ciężko na podłoże i jęknęłam z bólu.
Z nikąd pojawiła się pani szeryf i jej dwaj zastępcy.
-          Dziękuję, Mason.
Powiedziała, a następnie wstrzyknęła nam werbenę. Najpierw Stefanowi, potem Damonowi. Kiedy podchodziła do tego drugiego złapałam ją za kostkę i wychrypiałam:
-          Nie …
Oberwałam dodatkową kulą i podano mi werbenę. Obraz się rozmazał, a ja zemdlałam.

Zaczęłam się przebudzać. Zobaczyłam jak Liz Forbes szturcha Damona nogą. On też już się
ocknął. Pani szeryf strzeliła mu w nogę. Usłyszałam jego krzyk.
-          Nie…
Powiedziałam to, ale zdaje się, że nikt mnie nie słyszał.
-          Oto jak będzie. Odpowiadaj, to nie zarobisz kolejnej kulki. Rozumiesz ? -Damon spojrzał na wciąż nieprzytomnego Stefana- Ilu was jest ?
-          Liz, proszę…
Znowu go postrzeliła. Nie mogę na to patrzeć. Leżę na brzuchu, więc spróbuję się podnieść na rękach lub cokolwiek. Wysiliłam każdy mięsień, ale nie mogę się ruszać.
-          Jakim sposobem nas nabraliście ? Dlaczego możecie chodzić w dzień ? – Damon tylko jęczał z bólu
Znowu strzeliła, tym razem w Stefana. Nawet nie drgnął. Następnie skierowała lufę w moją stronę. Trafiła idealnie w głowę. Zawyłam z bólu i zemdlałam.

Poczułam świdrujący ból z okolic czaszki. Obudziła mnie Caroline, która wyjmowała kule z mojego ciała. Jęknęłam.
-          Caroline …
-          Tak, to ja. Dawno się nie widziałyśmy.
Skończyła ze mną, więc odeszła kawałek i usiadła na schodach, zasłoniła twarz dłońmi. Podniosłam się do pozycji siedzącej. Zobaczyłam, że Elena pomaga Stefanowi. Podpełzłam do Damona, był wciąż przytomny i wyjmował właśnie ostatnią kulę z nogi.
-          Nie udało się nam, co ? – powiedziałam ze słabym uśmiechem
Oddychał ciężko, ale również się uśmiechnął. Chwycił jednego z zastępców Liz i zaczął pić. Ja pożywiłam się na drugim.
Kątem oka zauważyłam, że pani szeryf siedzi w jakiejś wnęce i  nie rusza się stamtąd. Stefan obudził się po chwili, ale nadal ciężko dyszał. Usiadł i oparł ręce na kolanach.
-          Musisz się napić jego krwi . – powiedział do niego Damon
-          Nie. Nic mi nie będzie. Po prostu będę się nieco dłużej leczy.
Jęknął kiedy jego starszy brat dotknął miejsca gdzie trafiła kula.
-          Damon ma rację . Jeśli powinieneś kiedyś przerwać dietę to …
-          Powiedział, że nie, dobrze ? – przerwała Caroline Elena
Damon odwrócił się do mnie. Byłam trochę zamroczona i ciężko oddychałam, więc nie ruszałam się z miejsca.
-          Nic ci nie jest ? – zapytał mnie wampir
-          Wszystko w porządku.
Czarnowłosy Salvatore wstał kuśtykając i powiedział:
-         To wielce niefortunna sytuacja. Dwóch martwych zastępców. - Odwrócił się w stronę matki Caroline - I ty. Co ja z tobą pocznę?
-         Nikomu nie powiesz, prawda ? – Liz spojrzał na swoją córkę, ale odwróciła wzrok - Mamo? Mamo, proszę ! Wiem, że kiepsko się dogadujemy i mnie nienawidzisz, ale jestem twoją córką. Zrobisz to dla mnie, prawda ? Proszę cię, mamo. On cię zabije.
Damon skinął głową . Liz spojrzała na osobę, którą jeszcze do niedawna uznawała za przyjaciela i powiedziała ze łzami w oczach:
-         To mnie zabij.
-         Nie ! – powiedziała Care
-         Nie zniosę tego. Zabij mnie ,teraz .
Damon przybliżył się do niej i spojrzał w jej twarz.
-         Czy nie miałaś przedłużyć moich męk ? – zaserwował jej jeden ze swoich uśmiechów mordercy, po czym pochwycił panią szeryf, jakby miał zamiar ją zaatakować, a ona krzyknęła
-         Nie, nie, nie, nie! – zaczęła krzyczeć spanikowana Caroline
-         Damon ,nie ! – Powiedział Stefan . Tak jakby Damon był psem „Nie rusz tego ! Niegrzeczny Damon. Zostaw!”
-         Damon , proszę ! – „Damonie , uprzejmie proszę nie zabijaj matki mojej przyjaciółki.” Sposób na Elenę.
Tylko ja pozostałam spokojna. Jeden, wiedziałam, że on jej nic nie zrobi, była jego przyjaciółką. Dwa, nawet jeśli chciałby ją zabić, to co mnie obchodzi pani szeryf, która mocna mnie dzisiaj wkurzyła ? No dobra, może trochę bym się zmartwiła, że względu na Caroline, którą jakoś polubiłam, ale Damon i tak tego nie zrobi.
-         Wyluzujcie. Nikt nie zginie. - zwraca się do Liz- Jesteś moją przyjaciółką . – i znowu do reszty- Musimy uprzątnąć ten bajzel.
-         Czas na wiosenne porządki. Nie leń się tak Stef. Zjedz króliczka czy inną wiewiórkę i do roboty.
Powiedziałam i szybko wstałam. Za szybko. Zakręciło mi się w głowie i już miałam się przewrócić, ale Damon mnie złapał. Spojrzałam mu prosto w oczy.
Dzięki.
Salvatore pomógł mi prosto ustać, wtedy zauważyłam, że wszyscy się na nas gapią, z wyjątkiem pani szeryf, która wciąż stała przestraszona oraz zdezorientowana tam gdzie ją zostawił Damon.
-         Och, serio ? – powiedziałam – Dwóch zastępców nie żyje, ale wy będziecie się gapić na nas? Wstydźcie się.
Podeszłam do jednego z trupów i chwyciłam go za kostki, ciągnąc w stronę wyjścia.

Znajdowaliśmy się w „piwnicy” Salvatorów. Nie wiele jest tu mebli. Jedynie łóżko polowe i jakieś krzesło , z sufitu zwisała lampa z jedną żarówką, a na środku pomieszczenia leżał ogromny głaz, ja stałam za drzwiami i podsłuchiwałam, jak zawsze.
Liz Forbes po raz pierwszy w życiu wymigiwała się od pracy. Zaskakująco dobrze jej szło.
-         Mam grypę żołądkową. Tak, nagle przyszło. Na pewno do jutra mi przejdzie… - Liz spojrzała na Damona, a on pokręcił głową - Chociaż może to potrwać dłużej. Wyślę ci SMS-a. Tak. Dobranoc.
Podeszła do Damona i oddała mu telefon, poczym usiadła na krześle, przy ścianie piwniczki.
-         Dzięki, Liz. To nie hotel Ritz, ale jesteś tu bezpieczna. Przyniosłem ci dobre prześcieradła. Kiedy werbena opuści twój organizm, zauroczę cię, zapomnisz o wszystkim i będziesz wolną kobietą.
Zobaczyłam, że Caro, Stefan i Elena nadchodzą .
-         Trzymaj Caroline z dala ode mnie, proszę. Nie chcę jej oglądać.
-         To twoja córka , Liz. – powiedział Damon i spojrzał ukradkiem na drzwi w których stała Caroline
-         Już nie. Moja córka nie żyje.
-         Nie masz pojęcia jak bardzo się mylisz.
Caroline po usłyszeniu o tym co jej matka o niej sądzi, uciekła. Reszta poszła za nią. Ja natomiast weszłam w wampirzym tempie do środka i usiadłam na wielkim głazie po środku pomieszczenia. Liz zauważyła mnie dopiero kiedy podniosła głowę i spojrzała w moim kierunku . Na początku się przestraszyła .
-         O mój boże! Co ty robisz ?
-         Podsłuchuję . Jestem w tym naprawdę niezła. – powiedziałam z uśmiechem do pani szeryf
-         Heidi… - powiedział Damon tym swoim, rzadko używanym, poważnym tonem
-         Wstydzisz się mnie przy swojej przyjaciółce ? – wyszczerzyłam zęby w uśmiechu
-         Już nie… - powiedziała cicho Liz
-         Słucham ? Mam wampirzy słuch, a  i tak ledwo cię słyszę, skarbie.
-         Już nie jestem jego przyjaciółką. To było kłamstwo. – odpowiedziała tym razem już stanowczo Liz, na co ja spoważniałam
-         Widząc twoją reakcję to nie dziwię się, że kłamał.
-         Nie powinien się nawet zbliżać.
Przekrzywiłam głowę w lewo i popatrzyłam na nią. Była dosyć odważna biorąc pod uwagę fakt, że przebywała w jednym, dość małym pomieszczeniu z dwoma wampirami.
-         Damon , zostawisz nas same ?
-          A mogę? Dasz …
-         Dam sobie radę. – przerwałam mu
Spojrzał na mnie uważnie, po czym skierował się do wyjścia.
-         Do zobaczenia, Liz. Będę na górze, Heid.
Pokiwałam głową i spojrzałam znów na panią szeryf.
-         Jest pani odważna – przyznałam - , ale też ograniczona. Będziesz tego żałować, przez wzgląd na Caroline.
Zeskoczyłam wdzięcznie z głazu bezszelestnie wylądowałam na ziemi. Kiedy już byłam u progu drzwi, odwróciłam się do Liz i powiedziałam:
-         Ona tego nie chciała. Pamiętasz jak była w szpitalu ?
Nie odpowiedziała mi. Wciąż milczała ze zwieszoną głową.
-         Wtedy Damon dał jej swoją krew… Żeby mogła wyzdrowieć, przeżyć. Niestety. Zanim wampirza krew opuściła jej system została zabita.
Uniosła twarz w moim  kierunku, ale ja już wyszłam.

Leżałam już wygodnie w łóżku razem z Damonem. Było tak jak zawsze. Przytulałam się do jego nagiego torsu, a on  trzymał swoją rękę na moim biodrze, delikatnie głaszcząc swoją dłonią mój brzuch.
-         Jak rozmowa z panią szeryf ? - zapytał
-         To był raczej monolog. – odparłam i uniosłam głowę, ku jego twarzy - Jest mocno wstrząśnięta. Nie dziwię jej się. Tyle, że moja matka próbowała mnie ratować, a nie się wypierać.
-         Ona była wiedźmą. Poza tym nie do końca jej się udało, pozostałaś wampirem.
-         Po części.
Podparłam się na łokciach i usiadłam oparta o ramę łóżka.
-         Ale jednak. Liz ścigała wampiry, to tak jakby jej córka stała się zwierzyną. Jeszcze wiele nie rozumie.
-         Jak ty ją bronisz. – odparłam z uśmiechem
-         Jest moją przyjaciółką.
-         Ilu ty się już dorobiłeś przyjaciół w tym mieście ? Chyba z trzech.
-         Trzech ? – odparł zdziwiony
-         No Liz, Alaric … - zaczęłam wyliczać na palcach
-         Profesorek ? – przerwał mi zdziwiony
-         ... i Elena. - zakończyłam
-         Elena mi nie wybaczyła.
-         Wybaczyła… Tylko jeszcze o tym nie wiecie.
Uśmiechnęłam się do niego ponownie, po czym znów wtuliłam się w jego umięśnione ramiona i tak zasnęłam.
***
Jak zwykle rozdział dodaję z małym opóźnieniem, ale to tylko przez brak czasu. Jakoś wszyscy nauczyciele od najgorszych przedmiotów zawzięli się żeby w tym samym czasie robić sprawdziany i kartkówki, więc mam tu małe urwanie głowy i nad rozdziałami pracuję głównie w weekendy, stąd opóźnienia w dodawaniu nowych notek. 
Co do czytania u was to nawet jeśli już dawno daliście komenta to i tak możecie się mnie spodziewać u siebie, bo jak już pisałam trochę kiepsko u mnie z czasem, więc też tak nie nadążam z rozdziałami u was, ale staram się to nadrobić :)
Także piszcie linki, komentujcie to co powyżej i do napisania , bye ;*