niedziela, 21 sierpnia 2016

... oprócz naszej więzi, cz.I

3x11
Kończył się dzień i powoli zaczynała noc, w Mystic Falls zapadał już zmierzch. Słońce chyliło się ku zachodowi, pozostawiając jeszcze nikłe promienie, barwiące niebo na rozmaite odcienie pomarańczowego oraz różu. Ostatnie trele ptaków milkły, by ustąpić miejsca koncertom odgrywanym przez świerszcze oraz inne hałaśliwe insekty, które budziły się do życia. W koronach drzew szumiał delikatny wiaterek, sprawiający wrażenie iż temperatura jest jeszcze niższa niż w rzeczywistości.
Na ganku przed pensjonatem Salvatorów zapalały się automatyczne światła, ledwie widoczne z okien sypialni Damona, gdzie Bonnie, Stefan, a także Heidi szukali księgi zaklęć należącej przed laty do matki tej ostatniej. Przeczesywali pokój już od dłuższego czasu, ale nigdzie nie mogli znaleźć pożądanego starodruku. Starszy Salvatore znany był ze swego zamiłowania do skrytek, a mimo iż zarówno Heidi jak i Stefan przez lata poznali wiele z jego ulubionych miejscówek, ta jedna najwyraźniej nie została jeszcze przez nich odkryta.
-          Mam już dość – powiedziała Bonnie, rzucając się na rozbebłane łóżko, efekt ich poszukiwań pod materacem oraz w pościeli. – Szukaliśmy już chyba wszędzie. Sprawdziliśmy wyjmowane płytki w łazience, przesuwane panele, ognioodporną szkatułkę w kominku, wszystkie podwójne szuflady, drugie dno szafy… - poczęła wyliczać na palcach mulatka – i nic!
-          Spokojnie, na pewno ją znajdziemy – odparł Stefan, który jak zwykle próbował uspokoić sytuację.
Jednak on także powoli zaczynał się denerwować, w końcu nie mieli całej nocy na poszukiwania, a jeszcze trzeba będzie ogarnąć to miejsce. Pokój Damona wyglądał jak po przejściu huraganu, a przecież nie chcieli, by wampir coś zauważył. Musieli się pośpieszyć. W końcu Elena nie będzie w stanie w wieczność odwracać jego uwagę.
-           Wydaje mi się, że była tu jeszcze skrytka za którymś z tych malowideł – wymruczał zdejmując jeden z krajobrazów. Postukał w ścianę. – Nie wiesz może za którym, Heidi?
-          Hmm? – Salvatore wyrwał umarłą z zamyślenia. Podniosła wzrok znad przeglądanej właśnie szuflady, po czym potrząsnęła głową. – Wasz ojciec miał sejf za tym obrazem. Damon zabrał go z waszej starej posiadłości i tu powiesił, ale o ile mi wiadomo to nic za nim ani za innymi malowidłami nie ma.
Bonnie powtórzyła Stefanowi słowa Santino, a ona sama pochyliła się ponownie nad szufladą, wznawiając poszukiwania. Choć tym razem jedynie bezmyślnie wgapiała się w przedmioty. Jej także nie mobilizował dotychczasowy brak wyników. Zaczęła już myśleć, że może księgi wcale tu nie było. Może Damon wyrzucił ją dawno temu. W przypływie gniewu na nią i jej odejście cisnął księgą z impetem przez okno. Albo leży teraz zasypana gdzieś w lesie, zostawiona tam przez Salvatora, bo nastręczała mu myśli o Heidi. Jeszcze inaczej, spalił ją w kominku. Zalał wpierw alkoholem, a potem podłożył ogień i patrzył jak okładka oraz kartki zamieniają się w proch. A może Damonowi wcale nie zależało na tej księdze? Może nie pamiętał lub nie miało dla niego znaczenia jak ważną stanowi to dla niej pamiątkę? Sprzedał ją pierwszej lepszej wiedźmie lub zostawił w śmietniku.
Pojedyncza łza przebiegła po policzku zmarłej, znikając w burzy rudych włosów. Heidi szybko wytarła pozostawiony przez nią ślad i przywołała się do porządku. Trzeba powrócić do przeglądania rzeczy Salvatora. Nie myśleć, działać.
-          Nie wiem jak wy, ale ja potrzebuję drinka – powiedziała głośno Bonnie. – Tylko nie z tych szklanek. – Wiedźma spojrzała z niesmakiem na stojące na stoliczku nocnym szkło. – Bez obrazy, Heidi, ale Damon to taki żigolak, że boję się czymś zarazić.
Bennetówna zachichotała, po czym przeskoczyła przez łóżko. Stanęła po drugiej stronie i zahaczyła o stojący tam stos książek, przewracając je. Zaklęła pod nosem, po czym pochyliła się by je pozbierać. Zaciekawił ją wybór książek Damona: „Przeminęło z wiatrem” Margaret Mitchell, „Tańczący z wilkami” Michael Blake, „Buszujący w zbożu” J.D. Salinger, a tuż pod „Lotem nad kukułczym gniazdem” Ken Keseya…
-          Hmm… - wymruczała.
-          Co jest, Bon? – zapytał Stefan, odwracając się do niej twarzą.
-          Niby ty jesteś jego bratem, Heidi też jest z nim blisko, a w końcu… - podniosła z ziemi zniszczoną księgę i pokazała ją okładką do wampira – okaże się, że to ja znam go najlepiej.

-          Ja poproszę hamburgera, piwo i… może do tego frytki – powiedział Damon do kelnerki, po czym z zapierającym dech w piersi uśmiechem oddał zarumienionej dziewczynie menu. Blondynka zabrała od niego kartę, po czym odeszła kręcąc biodrami. Wampir podążył za nią wzrokiem, ale jego myśli bardziej skupiały się na smaku krwi dziewczyny, niżeli na jej krągłościach. Po sekundzie odwrócił się z powrotem do Eleny.
Salvatore siedział wraz z Gilbertówną w Grillu. Było dosyć tłoczno, wiele par przyszło tu na romantyczną kolację przed organizowanym przez miasto pokazem filmów. Przygaszono więc światło, stoliki przykryto eleganckimi obrusami, postawiono małe różyczki w uroczych wazonikach oraz zapachowe świeczki dla utworzenia właściwego nastroju.
-          Po co zamówiłeś frytki? – zapytała Elena. – Hamburgera jeszcze rozumiem, trzeba zachować pozory, ale po co zamawiać więcej skoro i tak nie musisz jeść?
-          Taki facet jak ja i miałby się zadowolić jednym hamburgerem? To byłoby podejrzane. – Damon uśmiechnął się zadziornie, a szatynka przytaknęła, chichocząc. – Poza tym one nie są dla mnie tylko dla ciebie. – Elena zmarszczyła brwi w zdziwieniu. – Jak każda kobieta zamówiłaś tylko sałatkę z kurczakiem, a potem będziesz pożerać wzrokiem mojego przepysznego hamburgera z krwistym stekiem. Gentelman zamawia coś dodatkowego niby dla siebie, a potem pozwala to zjeść kobiecie. – Damon puścił oko do szatynki, a ta znowu zachichotała.

Choć Elena obawiała się, że ze względu na to, iż od dawna nie spędzała czasu sam na sam z wampirem, wieczór będzie przepełniony niezręczną ciszą, jednak jej obawy okazały się bezpodstawne. Zapomniała jak lekko rozmawia jej się ze starszym Salvatorem. Jego kokieteryjny, miejscami rubaszny humor choć często ją denerwował w takim samym stopniu wywoływał uśmiech na jej ustach. Martwiła się też czy atmosfera nie będzie zbyt napięta. W końcu w przeszłości Damon i ona mieli swoje momenty, jednakże teraz nie miało to znaczenia. Mimo jego dwuznacznych żartów, pozostawali jedynie przyjaciółmi. Elena zwierzyła mu się jak ostatnio Jenna narzeka, że dziewczyna traktuje dom rodzinny jak hotel i cały czas nocuje w pensjonacie, wtedy Damon opowiedział jak za młodu ojciec nigdy nie akceptował jego decyzji, stylu życia czy stosunków z kobietami. Podzielił się też z nią historiami o małym Stefanie, ich dorastaniu w XIX wieku. Elenie aż świeciły się oczy, kiedy wampir opowiadał o jej ukochanym. Oboje zaśmiewali się z odgrzebywanych wspomnień, czas mijał niezauważenie.
-          Brakowało mi tego. – Salvatore popatrzył na nią, nic nie rozumiejąc. – Naszych rozmów. Tak rzadko spędzamy razem czas. – Położyła swoją dłoń na jego i na ułamek sekundy na jej twarzy zagościł wyraz bólu. Podejrzewała dlaczego tak jest. Elena całe dnie poświęcała Stefanowi, a widok ich razem sprawiał Damonowi ból. Przypominał o tym, że on stracił swoją miłość.
-          Więc mam dla ciebie złą wiadomość. – Szatynka zmarszczyła brwi, a na jej twarzy mimowolnie wkradł się cień strachu. Wampir uścisnął jej dłoń uspokajająco. – Wyprowadzam się.
Sobowtóra zamurowało, zupełnie nie spodziewała się takiej nowiny. Otworzyła usta ze zdziwienia i niezdarnie zaczęła żądać wyjaśnień. Damon uśmiechnął się w sposób jaki jeszcze u niego nie widziała. Dobrotliwy, ciepły. Ponownie ścisnął jej dłoń, a potem odsunął rękę, dystansując się lekko.
-          Myślałem o tym od dłuższego czasu i doszedłem do wniosku, że będzie to najlepsze rozwiązanie – zaczął tłumaczyć. – W końcu zamieszkacie ze Stefanem razem, będę wam tylko przeszkadzać. – Elena chciała już zaprzeczyć, ale wampir uciszył ją gestem dłoni. – Nie myśl o tym tak, że uciekam przed wami albo czuję się niepotrzebny. Po prostu tego potrzebuję. Trochę przestrzeni żeby pomyśleć, zdystansować się od… tego całego bajzlu, a nie będę mógł tego zrobić w Mystic Falls. Wrócę, ale na razie muszę wyjechać. Nie widzę innej opcji.
***
Witam, w końcu jestem ;)
Teraz będą same ogłoszenia parafialne, także jeśli ktoś nie chce tego czytać to można przejść do komentowania. Zwykłe 'ok' czy 'nie ok' naprawdę nie zajmie dużo czasu, a zapewni banana na mojej twarzy ^^
Z kwestii organizacyjnych: jest to przedostatni post na tym blogu. Następny będzie już zakończeniem. Wszystko jest już prawie napisane, trzeba trochę to jeszcze ogarnąć, ale myślę, że do końca wakacji się wyrobię i planuję opublikować 31.08. Jeżeli komuś się podoba to będzie na osłodę roku szkolnego, a jak nie to ulży mu, że już koniec x)
Niczego jednak nie obiecuję odnośnie daty, bo zauważyłam, ze jak sama sobie coś postanawiam to wychodzi lepiej niż jak obiecuję tu wszem i wobec.
Ten rozdział też byłby wcześniej gdyby nie problemy z laptopem i najazd rodziny- cały wszechświat przeciwko mnie XD
Anyway, mam nadzieję, że się podobało i zapraszam do komentowania ^^

czwartek, 28 lipca 2016

Mściwy laptop znowu uderzył; EDIT 08.08.2016r.

Oszaleć można z tą technologią. Zdecydowanie nadszedł czas na kupno nowego laptopa. Mój obecny psuje się tylko co chwila i nic innego. Jak ostatnio to tylko tyle, że moja mama popsuła ładowarkę i leżał rozładowany to tak teraz coś się stało z procesorem. Jestem strasznie wściekła, bo nie wiadomo czy uda się odzyskać dane, a miałam tam dokończone już opowiadanie :C
Obecnie siedzę nielegalnie na komputerze brata, bo pojechał do dziewczyny i nie zabrał go ze sobą ;]
Także przepraszam za tak późne wieści.
Tak czy inaczej, facet który zajmuje się teraz moim staruszkiem ma zadzwonić jutro czy uda się coś jeszcze uratować. Także jeżeli będę zmuszona to napiszę od nowa, aczkolwiek wolę poczekać, bo to jednak nie będzie to samo, no i nie mam jakoś serca pisać tego od nowa. Byłam taka szczęśliwa, że już skończyłam, a tu takie coś :( To chyba nauczka na przyszłość, żeby robić kopie wszystkiego. Chociaż przyznaję, że mogłam się tego nauczyć ostatnim razem, jak trzeba już było odzyskiwać dane. Mam nadzieję, że i tym razem facetowi uda się uratować moje wypociny i inne rzeczy, bo na tym lapku jest praktycznie całe moje życie, także strasznie mi zależy :(
W każdym bądź razie, opowiadanie zostanie dokończone jeszcze w te wakacje.
Życzcie mi szczęścia i mam nadzieję do szybkiego zobaczenia ;)
***
EDIT: Laptop odzyskany dopiero dzisiaj, niestety wszelakie dane przepadły ;(
Facet ma jeszcze popróbować, ale mam się do niego zgłosić gdzieś dopiero za dwa miesiące.
Nie ma opcji, żeby blog tak długo czekał, także jak wszystko pójdzie dobrze to jeszcze dzisiaj zacznę pisać od nowa. Niestety w tym tygodniu wyjeżdżam, więc radziłabym nie spodziewać się posta prędzej niż w następnym tygodniu.
Mam nadzieję, że macie udane wakacje i przedmioty martwe wam nie dokuczają ;)
Do napisania! ;*

czwartek, 30 czerwca 2016

Śmierci nie oszuka nic..., cz.II

3x10
Gilbertówna otworzyła na oścież drzwi swojej szafy. Wpierw wpatrywała się tylko w jej zawartość, po czym zaczęła energicznie przerzucać wieszaki z jednej strony na drugą. Momentalnie stwierdziła, że ma zdecydowanie za mało sukienek, a jeżeli już jakąś spostrzegła, od razu dochodziła do wniosku, że nie sprawdzi się na dzisiejszy wieczór.
Po raz pierwszy od bardzo dawna wychodzili razem ze Stefanem na prawdziwą randkę. Salvatore stwierdził, że to najwyższy czas, by się zabawili. Damon się uspokoił, nikt im nie zagrażał, a w ich życiu takie okresy spokoju były prawdziwą rzadkością, toteż oboje się zgodzili, że wieczór tylko we dwoje im się jak najbardziej należy.
Świetnie się złożyło, że miasto urządzało pokaz filmowy pod gwiazdami. Stefan i Elena mieli zamiar najpierw pójść na elegancką kolację, a potem obejrzeć dwa dzieła wybrane przez mieszkańców Mystic Falls w głosowaniu internetowym.
Szatynka wyjęła kolejną kreację i przyglądała jej się przez kilka sekund, jednak po chwili namysłu rzuciła fioletową sukienkę na łóżku w poszukiwaniu czegoś innego.
-          Purpurowy to nie twój kolor? – Gilbertówna odwróciła się w stronę drzwi i dojrzała Stefana opierającego się o framugę z ramionami splecionymi na klatce piersiowej. Dziewczyna uśmiechnęła się na jego widok. Podeszła do ukochanego, zarzuciła mu ręce na szyję, po czym obdarzyła go długim pocałunkiem.
-          To indygo – odparła, odrywając się od jego miękkich ust. Uśmiechnęła się do chłopaka ponownie, po czym znów go pocałowała. – Nie mogę znaleźć niczego dobrego na dzisiejszy wieczór. Chciałabym wyglądać z klasą, ale jednak na luzie. – Powróciła do szafy i poczęła po raz wtóry przeglądać te same ubrania.
-          Jeśli o to chodzi… - zaczął Stefan, a Elena odwróciła się w jego stronę z granatową bluzką i kremową spódnicą w kwiaty o kolorze atramentu. – Chyba jednak nie uda nam się dzisiaj wyrwać. – Szatynka momentalnie posmutniała, a sekundę później na jej twarzy zagościł strach. Ubrania upadły jej na ziemię, a ona sama szybkim krokiem podeszła do wampira.
-          Czy Damon znowu cos zrobił? – zapytała marszcząc brwi ze zmartwienia. Salvatore jednak pokręcił głową. Posadził dziewczynę na łóżko, a sam podniósł części jej garderoby i zawiesił je ponownie na wieszakach.
-          Dzwoniła Bonnie – zaczął szatyn, siadając obok dziewczyny. - Pamiętasz jak po usłyszeniu mojej historii, Heidi powiedziała, że to może być ich trop? Szukały zaklęcia, które użyły tamte bliźniaczki, jednak wciąż nie znają inkantacji. Być może Damon jest w posiadaniu księgi, która je zawiera. Problem w tym, że Heidi wciąż nie chce go wtajemniczyć.
-          A co my mamy z tym zrobić? Poszukać tej księgi? Przecież Damon całymi dniami siedzi w swoim pokoju, nie ma szans, żeby pozwolił nam poszperać w swoich rzeczach. – Salvatore uśmiechnął się, a przebiegły błysk zagościł w jego oku.
-          I tutaj zaczyna się twoja rola…

Damon leżał nieruchomo na swym wielkim łożu i dosłownie nic nie robił. Wpatrywał się jedynie w drewniany sufit sypialni. Z wnikliwością przypatrywał się każdemu sękowi, przykładając do tego stanowczo zbyt dużo uwagi. Odciągało go to od myślenia o Heidi, o tym jak wiele wspomnień z nią związanych, miało miejsce właśnie w tym pokoju. Nie miał zamiaru zadręczać się wydarzeniami, które już minęły ani tymi, które mogłyby się wydarzyć, gdyby rudowłosa nie umarła. Jednak nie czuł się też na siłach by wyjść gdzieś i w aktywny sposób przegonić natarczywe myśli o zmarłej. Nie miał na to ochoty. Dodatkowo obawiał się, że w przypływie żalu powróci do szału mordowania, a tego nie chciał robić ze względu na Stefana. Nie zamierzał sprawiać mu problemów, dlatego w grę nie wchodziło również wyłączenie emocji. Stałby się nieobliczalny, a co nawet gorsze zapomniałby o Heidi, a mimo wszystko nie chciał o niej zapominać. Chciał tylko przestać o niej myśleć.
Z analizy kolejnego sęka wyrwała go Elena pukająca do jego otwartych drzwi. Odwrócił głowę w jej stronę i przywdział na twarz maskę zadziornego uśmiechu. Podniósł się na łokciach, po czym zlustrował dziewczynę wzrokiem i zagwizdał. Gilbertówna wyglądała zachwycająco, choć prosto. Miała na sobie czarną bluzkę oraz zamszową, brązową spódnicę, całość dokańczały piękne, sznurowane botki na obcasie, które stukotały dźwięcznie przy każdym jej kroku.
-          Czemu zawdzięczam tę przyjemność? Wystroiłaś się tak dla mnie? – zapytał unosząc brwi. Elena przewróciła oczami na jego komentarz. Wolnym krokiem podeszła do łóżka, po czym usiadła obok wampira.
-          Za to widzę, że ty nawet nie kłopotałeś się założeniem koszuli – odparła z przekąsem, pośpiesznie jednak odwracając uwagę od jego nagiego torsu.
-          Przyznaj, że tak ci się bardziej podobam – puścił do niej oczko. – Jeśli chcesz to mogę też pozbyć się spodni. Stefan nie musi o niczym wiedzieć - wymruczał uwodzicielsko.
-          Ale z ciebie świnia – Elena starała się stłumić śmiech.
-          Świnia, która potrafi dochować tajemnic – położył palec na swych pełnych ustach, po czym wstał z łóżka. – Więc co, jeśli nie oferty matrymonialne, cię do mnie sprowadza? – Podszedł do stoliczka z burbonem, po czym nalał sobie obficie do szklanki.
-          Właściwie to mam propozycję towarzyską, ale innego typu.
-          Zamieniam się w słuch -  upił łyk trunku, a następnie odwrócił się do szatynki z lubieżnym uśmiechem. Elena wpierw spuściła wzrok, a następnie skupiła się na jego przejrzyście niebieskich oczach, chcąc uniknąć widoku jego umięśnionego brzucha.
-          Co powiesz na to, że zamiast się rozbierać, założysz na siebie coś przyzwoitego i pójdziemy gdzieś razem, tylko we dwoje?
-          Nie podoba mi się ta część o ubieraniu…
-          Damon… - Gilbertówna skarciła go spojrzeniem, na co wampir się uśmiechnął.
-          Czy ja wiem, Elena… Słuchaj, czuję się za młody na randki, które nie kończą się w łóżku.
-          Masz ponad sto pięćdziesiąt lat.
-          Ale wizualnie i psychicznie jestem dwudziestoletnim ogierem. – Mrugnął do niej, uniósł nieznacznie szklankę, by następnie jednym haustem dopić zawartość szklanki. Odłożył kryształ na stoliczek, po czym uczynił kilka kroków w jej stronę. – Od takich rzeczy masz Stefana. Co z nim będzie, kiedy ja wejdę w jego rolę? – Rzucił się na łóżko i ponownie utkwił wzrok w suficie. Gilbertówna odwróciła się w jego stronę.
-          Umówił się z Bonnie. Ma jej pomóc w zrozumieniu historycznego kontekstu kilku zaklęć, podobno ma to jej pomóc w lepszym zrozumieniu ich.
-          Więc idź z nim. Zobaczysz jak twoja przyjaciółeczka odprawia swoje mambo dżambo, poznasz magię od kuchni. – Wykonał kilka bliżej nieokreślonych ruchów rękami, które miały naśladować czarodziejskie ruchy podczas rytuałów.
-          Nie, chcę wyjść z tobą – złapała go za ramię. – Daj spokój, Damon! Już nic razem nie robimy.
-          Ależ, kochanie, przecież wiesz, że jestem zawalony robotą. Poza tym jak ma nam na to starczyć pieniędzy? Przecież musimy wysłać małego Alexa do szkoły!
-          Nie żartuj, tylko chodź ze mną. Będzie świetnie!
-          Dlaczego ludzie mówią to zazwyczaj przed wieczorami, które zdecydowanie nie są świetne? – Spojrzał na Elenę, ale ta jedynie nieprzerwanie się w niego wpatrywała z pewną dozą podekscytowania. Westchnął znużony. – Dobra, ale jeśli z nudów się upiję, nie jęcz jak będziesz musiała odprowadzać mnie do domu.

-          Umowa stoi, czekam na dole. – odparła energicznie dziewczyna. Wstała z łóżka i skierowała się do wyjścia. Odwróciła się jeszcze, spojrzała na pustą szklankę po burbonie. – Nie pij już więcej, zgadzam się na taszczenie twojego tyłka tylko w jedną stronę.
***
Rozdział dodany na szybko, bo oczywiście nie przygotuję wszystkiego wcześniej, tylko potem jak nie mam czasu i za osiem minut mam wychodzić.
Także tak:
1) Wiem, że rozdział jest krótki i hańba mi za to, tym bardziej, że miałam na niego tyle czasu. Jestem zła sama na siebie -,-
2) Do końca zostały dwa rozdziały!
3) Mam już wszystko rozpisane, co się wydarzy i część już napisaną.
4) Przewiduję, że z racji tego, że ten rozdział jest taki krótki i długo nic nie dodawałam, to next pojawi się wcześniej niż 30-tego ;)
5) Powodem takiego opóźnienia i braku mojej obecności na waszych blogach jest to, że mój laptop dopiero niedawno wrócił z naprawy. Staroć się tylko co chwila psuje :/
Wiem, że mogłam coś robić z telefonu, ale mam dosyć stary i każde wejście na nim do neta to prawdziwa katorga.
6) Jest tu ktoś jeszcze? Jeżeli ktoś przeczytał chociaż część niech napisze: jestem. Będę wdzięczna ;)

niedziela, 8 maja 2016

Śmierci nie oszuka nic..., cz.I

3x10
Delikatny stukot doleciał do uszu Damona Salvatore. Otworzył oczy i leniwie wstał z łóżka. Dobrze wiedział skąd dochodzi hałas. Od kilku dni budził go ten sam mały przybysz. Powoli rozsunął zasłony, by przywitać się z rudawo-szarym drozdem. Przywykł już do porannych wizyt ptaszka, które zawsze przebiegały tak samo. Wpierw stukanie, potem zwierzątko zjadało zostawione dla niego nasiona, następnie przysiadało na balustradzie balkonu, a gdy Damon rozsuwał zasłony spoglądało na niego przez kilka sekund, by w końcu odlecieć i powrócić następnego ranka. Tym razem nie było inaczej. Wampir zaśmiał się w duchu, gdyż wydawało mu się, iż drozd mrugnął na niego przed wyruszeniem w ponowną wędrówkę.
Po tym małym rytuale brunet zszedł na dół, by zaspokoić głód. Odkąd tydzień temu Stefan i Elena postanowili go wypuścić z celi, zachowywał się bez zarzutu. Jego napad szału oraz atak na Gilbertównę, uświadomiły mu ile błędów popełnił od śmierci Heidi. Choć wciąż za nią tęsknił, a przyszłość bez niej wydawała mu się raczej mdła, to starał się żyć dalej. Tak jak ona by tego chciała.
Zszedł po drewnianych schodach i w wampirzym tempie udał się do piwnicy. W mgnieniu oka znalazł się przy lodówce z woreczkami krwi, ukradzionymi z miejskiego szpitala. Początkowo Stefan, widząc poprawę swego brata, chciał go przekonać do przejścia na jego dietę. Jednak Damon szybko wyperswadował mu ten pomysł z głowy. To że nie zamierza atakować ludzi na ulicy nie oznacza, że zacznie się żywić zwierzęcą krwią. Skrzywił się na samą myśl o tym. Nie miał pojęcia jak jego młodszy brat może się godzić na takie, w jego mniemaniu, upokorzenie.
Chwycił pięć torebek życiodajnego płynu, gdyż pamiętał, że wczorajszego wieczoru wykończył cały zapas znajdujący się w lodówce na górze. Z typową dla siebie zręcznością i szybkością powędrował do kuchni. Kiedy tam dotarł, ustał w progu pomieszczenia z cynicznym uśmieszkiem. Nonszalancko oparł się o framugę, po czym zagwizdał.
-          Tylko nie pobrudźcie mi blatu – rzekł z przekąsem do Stefana i Eleny, których przyłapał w chwili zapomnienia. Para odskoczyła od siebie jak oparzona, na co wampir zaśmiał się pod nosem.
-          Damon! Miałeś się tak nie skradać… - Salvatore puścił uwagę Gilbertówny mimo uszu. Schował większość krwi do lodówki, wyrzucił puste opakowania, a jedną torebkę przelał do kryształowej szklanki. To wszystko zrobił w przeciągu kilku sekund, by jak najprędzej opuścić kuchnię. Tak naprawdę nie mógł znieść widoku zakochanych, wiedząc, że jego miłość leży w śliwkowej trumnie, metry pod ziemią.

-          Znalazłaś coś?
 Zrezygnowany głos Bennetówny rozniósł się po pokoju. Adelheid choć nie chciała, mogła udzielić jej jedynie przeczącej odpowiedzi. Odkąd Stefan opowiedział czarownicy swoją historię, obie próbowały znaleźć rodzinną księgę zaklęć, która należała wieki temu do matki Santino. Niestety bez rezultatów.
-          Może mogłybyśmy znowu przeszukać miejsce śmierci czarownic?
-          Heidi, sprawdzałyśmy tam już trzy razy-  odparła mulatka ze zrezygnowaniem, po czym rozłożyła bezradnie ręce i rzuciła się na swoje łóżko. Zaczynała mieć tego naprawdę dosyć. Przeszukiwanie tych samych ksiąg po raz wtóry było nużące, a brak efektów tym bardziej zniechęcał dziewczynę do dalszej pracy. Nie mogła uwierzyć, że są jednocześnie tak blisko i tak daleko od  rozwiązania. – Jesteś pewna,  że tam znajdziemy jakieś informacje jak cię przywrócić? Może coś z moich ksiąg mogłoby nam pomóc?
-          Wątpię. Zaklęcie o którym mówił Stefan jest niezwykle rzadko spotykane. Aż dziw bierze, że te dziewczyny z jego opowieści o nim słyszały! – zawołała umarła, ze zniecierpliwieniem przerzucając kolejne kartki, mimo iż już wiedziała, że to nie księga matki spoczywa teraz na jej kolanach. – Jednak wszystko pasuje. Moje życie i Klausa było ze sobą związane, więc kiedy on umarł ja także powinnam. Jednak tak się nie stało, ponieważ duchy martwych czarownic połączyły ciebie i mnie silniejszą więzią niż tą którą miałam z nim. Wszystko po to byśmy mogły go pokonać. Dlatego moja matka kazała mi pamiętać o tobie i dlatego ty jesteś jedyną osobą, która jest w stanie mnie zobaczyć. Jeżeli to wszystko jest prawdą to będę mogła wrócić, bo cząstka mojej duszy, energii życiowej czy jakkolwiek chcesz to nazwać znajduje się w tobie.
-          Wiem, wiem. Tłumaczyłaś mi. – Bonnie przetarła twarz dłońmi. Wszystko było takie skomplikowane. Czuła, że to za dużo jak na jej głowę. – I wiem też, że to brzmi tak samo szalenie jak za pierwszym razem, kiedy o tym mówiłaś. Jednak nie rozumiem dlaczego mamy szukać jakiejś księgi, skoro mówiłaś, że znasz inkantację.
-          Mówiłam, że znam jej tłumaczenie – podkreśliła zirytowanym głosem Santino. - To te zdanie wypowiedziane przez jedną z sióstr w opowieści Stefana: śmierci nie oszuka nic, oprócz naszej więzi. Jednak nie wiemy jak brzmi w oryginale. Nie ma możliwości, że się domyślimy w których językach zapisano zaklęcie, w jakiej kolejności, czy nie potrzeba czegoś jeszcze, czy nie musi się to odbyć w określonym miejscu… - Adelheid westchnęła ciężko, kończąc tę nieprzyjemną wyliczankę. Podobnie jak Bennetównę męczyła ją cała sytuacja. - Musimy po prostu dalej szukać.
Bonnie podniosła się na łokciach. Przez chwilę wpatrywała się w przestrzeń pustym wzrokiem. Analizowała dni minionego tygodnia, bezwładnie majtając przy tym nogami. Heidi już miała powiedzieć, żeby przestała, bo zaczyna jej to działać na nerwy, lecz Bennetówna pierwsza zabrała głos.
-          Może Damon nie oddał nam wszystkich twoich ksiąg? – Zmarła rzuciła jej pytające spojrzenie. – Pomyśl o tym. Wie czym jest ta księga, wie jak ważna była dla ciebie, a on, choć nie daje po sobie tego poznać, nadal cierpi po twojej stracie. To cząstka ciebie, myślisz że tak po prostu by mi ją oddał? Poza tym z tego co on wie, nie ma absolutnie żadnego sposobu na wskrzeszenie cię, więc po co miałby mi ją oddawać? – Heidi nie odzywała się. Zastygła w bezruchu ze spuszczonym wzrokiem. W tej chwili Bonnie domyśliła się o co chodzi.
-          Już o tym myślałam… - przyznała ściszonym głosem i nim mulatka zdążyła jej przerwać wzburzonymi krzykami, Santino podniosła się energicznie z łóżka. Zrzuciła księgę znajdującą się na jej kolanach i poczęła z pasją wyrzucać swoje myśli do wstrząśniętej Bonnie. – To nie jest tak, że ja nie chcę wrócić. Oczywiści, że tego chcę! Ale co jeśli podążamy za fałszywym tropem? Co jeśli nie ma sposobu? Pobiegniesz do Damona, zaczniesz mu opowiadać o tej wielkiej szansie, którą niby mamy przed sobą, a potem co? Prima aprilis? Jednak niczego takiego nie było? Jednak nam się nie udało? – Bonnie mogła dostrzec czysty strach w oczach Adelheid. – Nie rozumiesz, że to by go zniszczyło? Teraz… Teraz jest wszystko w porządku. Żyje swoim życiem, nie sprawia kłopotu Stefanowi. W końcu się z tym wszystkim pogodził, ruszył na przód, a ty chcesz to wszystko zniszczyć? – Umarła oddychała głośno przez usta. Wzburzenie minęło tak szybko jak się pojawiło. Padła na łóżko obok czarownicy, przez kilka minut nie wypowiedziała choćby słowa. W końcu wzięła mulatkę za rękę i empatycznie potarła jej skórę kciukiem z pewną czułością wpatrując się w ich splecione dłonie. – Bonnie, wiem że też chcesz bym wróciła. Nie musisz tego mówić, ale ja to wiem. Nie uważasz jednak, że mamy trochę za mało informacji, żeby się tak ekscytować? Historyjka sprzed stu lat, a jej bohaterkom nawet nie udało się dokonać tego, na co my się porywamy.
-          Ale trzeba próbować. – Wiedźma ścisnęła mocniej dłoń rudowłosej. Santino podniosła na nią wzrok i ku jej miłemu zaskoczeniu zobaczyła na ustach mulatki ciepły uśmiech. Nigdy wcześniej nie czuła się tak zżyta z Bennetówną. – Wiem, że nie chcesz narażać Damona. Może mi się to nie podobać, ale to akceptuję. Nie musisz się obawiać, mam plan.
***
Patrząc po raz kolejny na ten rozdział, dochodzę do wniosku, że mogłam go inaczej rozegrać :/
Tak to jest jak się pisze na bieżąco i na bieżąco wrzuca.
No nic trudno, i tak zamierzam w przyszłości poprawić całe to opowiadanie XD
***
Opublikowanie rozdziału będzie przesunięte.
Poprawy, poprawy, poprawy...

niedziela, 10 kwietnia 2016

Decyzja Bonnie

“To ciągle mniej niż obietnica, lecz odrobinę więcej niż złudna nadzieja.”
                                                            - David Levithan "Każdego dnia" 
3x09
Heidi wzięła głęboki wdech. Rozluźniła mięśnie twarzy, przybierając obojętny wyraz twarzy i przekroczyła drewniany próg drzwi. Żwawym krokiem przeszła po drewnianych panelach, kierując swe kroki prosto do salonu, gdzie spodziewała się zobaczyć Bonnie. Ku jej zdziwieniu nie miały zostać same. Gdy tylko postawiła stopę w pokoju, zauważyła że czarownicy towarzyszy Stefan oraz Elena. Skierowała pytające spojrzenie na Bennetównę, ponieważ tylko ona mogła je zobaczyć. Wpatrywały się w siebie przez chwilę. Gołym okiem można było dostrzec, iż mulatka myśli o czymś intensywnie. Wszystkie trybiki w jej głowie pracowały na najwyższych obrotach, próbując podjąć decyzję, myśląc jak to wszystko rozegrać.
-          Usiądź, Heidi – powiedziała w końcu wiedźma. Nie rozkazywała, ale też nie prosiła. Starała się, by jej głos brzmiał pewnie, a ton był opanowany. Wiedziała jak wybuchowa jest Adelheid, a ostatnie na czym jej zależało to wyprowadzenie zmarłej z równowagi.
Lecz rudowłosa już na dźwięk swojego imienia zmarszczyła brwi. Spojrzała skonsternowana na Elenę nadal się nie odzywając. – Ona wie.
Heidi rzuciła złowrogie spojrzenie w stronę Gilbertówny. Zarówno ona jak i Stefan czekali cierpliwie, aż Bennetówna porozumie się z Santino.
Samej zmarłej nie podobał się fakt, że bez jej zgody Stefan lub Bonnie wyjawili sekret jej istnienia kolejnej osobie. Jak tak dalej pójdzie, ta wiadomość w końcu dotrze do Damona, a jak na razie Adelheid chciała tego uniknąć.
-          Co tu się dzieje? – wycedziła nieufnie zmarła wampirzyca. Jej górna warga unosiła się lekko, co było znakiem iż jest już poważnie zdenerwowana. Bennetówna dostrzegła to i pragnąc załagodzić sytuację powiedziała:
-          Proszę, usiądź. Chcemy porozmawiać i wszystko ci wyjaśnić. – Heidi ściągnęła usta w wąską linię. Oderwała wzrok od czarownicy i rozejrzała się pobieżnie po salonie. Wybrała krzesło naprzeciwko trójki swoich rozmówców. Usiadła ostrożnie na brzegu mebla, pochyliła się, opierając łokcie na kolanach, po czym wbiła lodowate spojrzenie w Bennetównę.
-          Co się stało? – zapytała wypranym z emocji głosem. Nie miała ochoty na owijanie w bawełnę. Była niezadowolona z sytuacji i pragnęła szybko dojść do jej sedna.
-          Stefan, ja i Elena rozmawialiśmy o… twojej sytuacji. Dosz…
-          Po pierwsze to czemu ona o wszystkim wie? – przerwała zdenerwowana Adelheid, podkreślając stanowczo czwarte od tyłu słowo. Odwróciła się do Gilbertówny, ciskając błyskawice wzrokiem. Czuła wewnętrzne wzburzenie, którego nie była w stanie dłużej kontrolować. – Ta mała suka wszystko mi zepsuje.
Jak tylko wypowiedziała te słowa, Santino zauważyła, że Stefano patrzy na nią. Dokładnie na nią, nie błądzi gdzieś wzrokiem, tylko patrzy prosto na nią. Gilbertówna również podniosła wzrok i odwróciła się w jej stronę. Na jej twarzy było widać czyste zdziwienie, niedowierzenie. Wciągnęła cicho powietrze, a jej wargi poruszały się bezwiednie, jakby chciała coś powiedzieć, ale nie mogła znaleźć właściwych słów.
Adelheid ułożyła usta w złowrogim uśmiechu, uniosła nieco rękę i pomachała jej. Elena aż podskoczyła. Mrugnęła, a kiedy z powrotem otworzyła oczy, Santino już nie było. Chwyciła Stefana za rękę, rozglądając się dookoła, przez chwilę złudnie myśląc, iż zmarła jedynie gdzieś sobie poszła.
-          Chyba przestraszyłam naszą kochaną, biedną Elenę – powiedziała dziecinnym głosem Adelheid, po czym uśmiechnęła się jadowicie. – Naprawdę nie cierpię tej małej.
-          Nie chciałaś powiedzieć: nie cierpię jak blisko była z Damonem? – zapytała sarkastycznie Bennetówna, unosząc wysoko brwi. – Słuchaj, nie mamy czasu na tę mściwą zazdrość. Musimy porozmawiać. Dojdziemy do tego dlaczego Elena wie o wszystkim, pozwól, że ci wszystko wyjaśnię.

~Kilka godzin wcześniej~
-          Więc o czym chciałeś ze mną porozmawiać, Stefanie? -  zawołała Bennetówna, chodząc po salonie. Nigdy nie miała szansy dobrze przyjrzeć się temu miejscu. Teraz miała okazję rzucić okiem na stare obrazy oraz gobeliny wiszące na ścianach, czy chociażby dostrzec zdobienia na drewnianych meblach. Nigdy też nie zwróciła uwagi na stojący w odległym kącie pomieszczenia zabytkowy fortepian. Właśnie miała do niego podejść i przekonać się czy nadal można z niego wydobyć jakąś czystą nutę, kiedy usłyszała za sobą głos młodszego Salvatora.
-          Oto twoja woda. – Bonnie odwróciła się do wampira, po czym wzięła obiecany jej wcześniej napój. Dawno przestało ją przerażać nagłe pojawianie się Stefana tuż za jej plecami. Skierowała się do dwóch małych sof  i klapnęła na jednej z nich. Szatyn powędrował za nią już w ludzkim tempie, usiadł naprzeciwko, marszcząc brwi. Zastanawiał się jak dobrać słowa. – Wczoraj po twoim wyjściu dużo myślałem o Heidi. Wiem, co powiedziałaś, ale nie sądzę aby to było dobre rozwiązanie…
-          Też sporo o tym wszystkim myślałam. Nie chcę karać Damona kosztem Heidi, tylko… Mam mętlik w głowie i nie za bardzo wiem co robić. – Bonnie wzruszyła ramionami oraz uniosła dłonie w geście bezradności. Stefan natomiast się wyprostował.
-          Cóż w takim razie… Myślę, że mam ci do opowiedzenia historię, która mogłaby nam pomóc.

Prawie sto lat temu, w1917 roku, przeżywałem jeden ze swoich gorszych okresów. Atakowałem ludzi, piłem ich krew do ostatniej kropli, maniakalnie myślałem tylko o tym. Tułałem się wtedy przez północno-wschodni Meksyk, zostawiając za sobą szlak martwych ciał. W końcu natrafiłem na wioskę Monterrey. Mój głód stał się silniejszy, rządza krwi była nie do odparcia, a ludzie stanowili łatwy łup. Zabijałem ich na ulicy, a tych którzy skryli się w swych domach, do których nie mogłem wejść, ponieważ nie byłem zaproszony, i tak czekała śmierć. Podpalałem ich posiadłości. Płonęli żywcem lub kończyli z moimi kłami w ich gardłach, gdy wybiegali na zewnątrz, chcąc ustrzec się przed ogniem. Zabiłem wszystkich… A przynajmniej tak mi się wydawało. Po każdym moim ataku szału, przychodziła chwila… opamiętania, wyrzutów sumienia. Zawsze byłem wtedy przerażony swymi czynami. Zmasakrowane ciała walały się dookoła, większość była rozczłonkowana. Wtedy przepraszałem te zwłoki, składałem je w całość i ustawiałem w codziennych pozycjach.
W końcu zabrałem się za ostatnią osobę. Była to około dwudziestoletnia dziewczyna o porcelanowej skórze i długich, blond włosach. Jej udało się zostać w jednym kawałku, więc chciałem jedynie usadzić  ją przy stole. Kiedy pochyliłem się nad nią, doleciało do mnie ciche łkanie, dochodzące z szafy naprzeciwko mnie. Odstąpiłem od dziewczyny, po czym skierowałem się w stronę hałasu. Już miałem chwycić za rączkę od drzwi mebla, kiedy nagle skrzydła otworzyły się z wielką mocą, która rzuciła mnie na przeciwległą ścianę. Z głuchym łoskotem opadłem na podłogę, podniosłem wzrok i dostrzegłem, że z szafy wybiegła dziewczyna bardzo podobna do mojej ofiary. Uklękła nad martwym ciałem, nie przestając szlochać.
-          Siostrzyczko… Siostrzyczko! – pociągnęła nosem, po czym wtuliła twarz w pierś zmarłej. – Nie zostawiaj mnie, miało być inaczej… - doleciał do mnie jej stłumiony głos. – Nie pozwolę ci umrzeć. Śmierci nie oszuka nic, oprócz naszej więzi, pamiętasz?
Potem położyła ręce nad klatką piersiową bliźniaczki i zaczęła mówić jakieś inkantacje w nieznanym mi języku. Widać było, że bardzo się starała, powtórzyła zaklęcie co najmniej osiem razy. Po każdej próbie spoglądała z nadzieją na zwłoki, ale nic się nie działo. W końcu zrezygnowana opadła na ciało siostry z rozpaczliwym okrzykiem.
-          Miałaś do mnie wrócić! – Leżała tak przez kilka minut, a ja widziałem jedynie jak jej ramiona unoszą się w spazmach płaczu. Podniosłem się z ziemi, wciąż będąc w fazie wyrzutów sumienia, podeszłem do niej, bełkocząc przeprosiny.
-          Przepraszam, przepraszam, przepraszam… - Chwiejąc się, wyciągnąłem rękę, by położyć ją na jej ramieniu. Chciałem jej pomóc, pocieszyć. Wtedy ona podniosła się gwałtownie i odwróciła w moją stronę z furią malującą się na twarzy. Dzięki jednemu ruchowi jej ręki, przeleciałem przez pół pokoju, uderzając w stojący pod ścianą kredens.
-          Gdybyś przyszedł chwilę później, ty cholerny pasożycie! – wykrzyknęła z wściekłością. Zbliżyła się i skierowała na mnie zaklęcie. Nagle poczułem jakby ktoś rozciął mi głowę tępą siekierą i włożył do środka rozżarzone węgle. – Miałyśmy plan… ale wtedy wpadłeś ty – ostatnie słowo wypowiedziała z najwyższym obrzydzeniem, a ból w skroniach wzmocnił się. – Powiedziała, że rytuał został zakończony, żebym się schowała, że żyje we mnie, że we mnie jest jej energia, więc i tak do mnie wróci… Ale nie wróciła! – wykrzykując te zdanie, wykonała zamaszysty ruch ręką, łamiąc mi tym samym bark. Zawyłem z bólu. – Zapłacisz mi za to – wyszeptała złowrogo. Wykonała kolejny krok w moim kierunku, ale nie zwróciła uwagi na rozsypane szkło. Syknęła, kiedy jeden z kawałków przekłuł jej delikatną skórę. Chwilowy brak skupienia, zakończył pulsujący ból głowy, a to i słodki zapach krwi, sączący się ze  zranionej stropy, pobudziło apetyt. W kolejnym przypływie rządzy rzuciłem się na nią.

-          Była martwa w przeciągu minuty.
Bonnie wpatrywała się w Stefana z szeroko otwartymi oczami. Przez kilka chwil nie mogła wydobyć z siebie nawet słowa. Przełknęła głośno ślinę, po czym wypuściła ciężko powietrze. Wiedziała, że młodszy Salvatore posiada swoją mroczną przeszłość, lecz nigdy w to nie wnikała, a sam wampir nie był skory do zwierzeń. Teraz wiedziała, jaki był tego powód.
-          Dlaczego mi o tym wszystkim mówisz? – wyszeptała w końcu ochrypłym głosem.
-          Tak jak mówiłem, wydaje mi się, że to nam może pomóc we wskrzeszeniu Heidi – powiedział po czym westchnął ciężko i potarł oczy dłońmi. – Słuchaj, wiem, że to nie jest przyjemna historia i sam nie lubię wracać do tego okresu z mojego życia, ale jeśli ma to nam pomóc…
-          Stefan, ja nie powiedziałam, że chcę wskrzesić Heidi – przerwała mu mulatka. Salvatore wyprostował się zaskoczony. Zmarszczył brwi, a jego usta już ułożyły się w niemym pytaniu. – Mówiłam, że mam mętlik w głowie, ale to nie znaczy, że chcę ją wskrzesić. – Pokręciła gwałtownie głową. – Znaczy chcę ją wskrzesić, ale… czuję, że to by było nie w porządku względem Eleny. – Czarownica spuściła wzrok na swe paznokcie, jakby nagle manicure stał się o wiele ciekawszy niż ta rozmowa. Nieśmiało zerknęła w stronę Stefana i dostrzegła dobroduszny uśmiech na jego ustach.
-          Może zapytamy ją o zdanie?

~Teraźniejszość~
-          Więc o moim życiu ma zadecydować święta Gilbert? Doskonale – prychnęła pogardliwie Heidi, zakładając ręce na piersiach. Odwróciła wzrok od Bennetówny.
-          Elena? – zwróciła się czarownica do dziewczyny. – Jesteś pewna, że chcesz z nią teraz rozmawiać? – Gilbertówna pokiwała twierdząco głową, po czym z pewną konsternacją rozejrzała się po pokoju.
-          Gdzie ona jest? – zapytała przyjaciółki.
Adelheid przewróciła lekceważąco oczami, jakby niezdolność Eleny do zobaczenia jej, oznaczała całkowitą bezużyteczność sobowtóra. Bennetówna zaś wskazała na krzesło naprzeciwko nich, więc dziewczyna skierowała tam swój wzrok. Nie mogła jednak dostrzec rudowłosej, więc jedynie błądziła wzrokiem w okolicy miejsca, gdzie była jej twarz.
-          Nie chcę cię karać za coś, co zrobił Damon – przemówiła niespokojnym głosem. – Jego też nie chcę karać. Wiem jak się ostatnio zachowywał, ale trzeba mu pomóc, a nie odbierać mu jedyny powód do życia. Nie mogłabym wstawać codziennie, cieszyć się z dnia, wiedząc, że zabroniłam tego samego tobie. Możesz mnie nie lubić, jednak ja nic do ciebie nie mam. – Spuściła wzrok i westchnęła, jakby zrzuciła z siebie wielki ciężar. Oblizała wargi, po czym spojrzała niemal prosto w oczy Santino. – Jednak to Bonnie decyduje o tym czy cię przywróci, bo w razie konsekwencji, to ona dostanie rykoszetem.
Elena najwyraźniej skończyła, gdyż odwróciła się w stronę ukochanego wampira i wtuliła w jego klatkę piersiową. Heidi przez chwilę analizowała jej słowa. Przeszukiwała zakamarki swojej pamięci, myśląc o czymś intensywnie. W końcu skierowała spojrzenie porażająco zielonych oczu na Bonnie.
-          To jak będzie, Bennett?

poniedziałek, 29 lutego 2016

"Musimy porozmawiać"


3x08
Słońce ponownie wzniosło się nad Mystic Falls. Ciepłe promienie rozlały się po miasteczku, zapowiadając kolejny bezchmurny dzień dla mieszkańców. Strumienie światła wkradały sie wszędzie, nawet nie chciane. W ten oto sposób zawitały w pokoju śniadej nastolatki, budząc ją z niespokojnego snu. Dziewczyna uniosła niechętnie powieki i przewróciła się na drugi bok, by promyki nie mogły dosięgnąć jej twarzy. Nie zamierzała wstawać. Czuła moralnego kaca z powodu wypowiedzianych dzień wcześniej słów, a nie była gotowa na naprawienie sytuacji. Miała mętlik w głowie. Najchętniej zagrzebałaby się w pościeli, pozwalając Morfeuszowi pochwycić się w ramiona. Jednak bożek najwyraźniej nie chciał jej odwiedzić. Bennetówna przewracała się prze jakiś czas na łóżku, próbując najróżniejszych pozycji, jednak w końcu poddała się i wstała.
Rozejrzała się z pewnym przestrachem, jednak już po chwili z ulgą stwierdziła, że rudowłosej nigdzie nie ma. To ona zajmowała jej myśli. Po wczorajszej rozmowie ze Stefanem sporo rozważała nad losem zmarłej. Nadal uważała, że Damon nie zasługuje na Heidi, ani na nic dobrego. Jednak nie chciała karać Santino za przewinienia Salvatora. Wbrew własnej woli, bardzo zżyła się z wampirzycą i pragnęła przywrócić ją do życia, bardziej niż cokolwiek innego. Mimo wszystko za każdym razem, gdy przekonywała się, by dalej dążyć do wskrzeszenia rudowłosej, przed jej oczami ukazywał się obraz zakrwawionej Eleny, zaatakowanej przez Damona. Czy to nie byłaby zdrada względem Gilbertówny?

Stefan również wstawał już z łóżka. Podszedł do balkonu i odsłonił ciężkie zasłony. Przez chwilę patrzył na rozciągający się przed nim widok. Las wyglądał wspaniale, wiewiórki przeskakiwały z gałęzi na gałąź, a mała grupa królików korzystała z kąpieli słonecznych, nie zauważając zbliżającego się do nich drapieżnika. Stefan nawet przez szybę, był w stanie usłyszeć szelest liści, poruszonych lekkim podmuchem wiatru. Zapragnął wyjść na zewnątrz, ale powstrzymał się. Nie chciał obudzić Eleny skrzypieniem drzwi. Odwrócił się w stronę ukochanej, drzemała wciąż, z lekko zmarszczonymi brwiami i przewracała się z boku na bok. Miała zły sen? W objęciach Salvatora jakoś przetrwała noc w miarę spokojnych warunkach. Lecz gdy tylko wampir oderwał od niej ramiona, zaczęła się wiercić niespokojnie. Stefan zastanawiał się czy jej nie obudzić. Na pewno się męczyła, ale rzeczywistość mogła jej się wydać jeszcze bardziej przygnębiająca. W końcu
Salvatore wpadł na pewien pomysł. Podszedł do łóżka i usiadł na jego krawędzi, tuż obok Eleny. Dotknął policzka dziewczyna, po czym zamknął oczy w skupieniu. Jako wampir mógł wniknąć do jej umysłu, kiedy była nieświadoma. Jednak było to dla niego trudne ze względu na jego dietę, która składała się ze zwierząt, a nie jak większości wampirów z ludzi. Po kilku minutach starań zauważył, że Gilbertówna się rozluźnia, on natomiast poczuł wzbierający głód. Odgarnął jeszcze Elenie włosy za ucho i pocałował ją w czoło, po czym wstał z łóżka. Podszedł do niewielkiej szafy, wyciągnął z niej byle jaką koszulkę oraz ciemne dżinsy. Ubrał się, a następnie zszedł na dół. Zanim wyjdzie na polowanie chciał przyrządzić coś dla ukochanej, w razie gdyby się obudziła przed jego powrotem. Skierował swe kroki do kuchni. Wyjął odpowiednie składniki i zaczął przygotowywać naleśniki. Po przygotowaniu masy, kiedy chciał już wylewać pierwszą porcję na rozgrzaną patelnie, usłyszał natarczywe pukanie do drzwi. Odstawił wszystko i w wampirzym tempie ruszył do drzwi, by gość nie zdążył obudzić Eleny. Nacisnął klamkę, a jego oczom ukazała się Bennetówna. Był nieco zdziwiony jej widokiem o tak wczesnej porze, nie wspominając nawet o wczorajszym dość ostrym wyjściu.
-          Bonnie?  Co tu robisz?
-          Szukam Heidi. Rozglądam się za nią, odkąd wstałam, ale nigdzie jej nie widać. Pomyślałam, że może jest u Damona. – Imię starszego Salvatore wypowiedziała z prawdziwym obrzydzeniem. – Mogę wejść?
-          Tak, jasne – odparł Stefan , odsuwając się na bok, by przepuścić mulatkę. – Właściwie to nawet dobrze, że jesteś. Musimy porozmawiać.

Tymczasem Damon siedział, jak mu się wydawało, samotnie w celi. Podniósł się z pryczy i poczłapał w kierunku drzwi. Sięgnął do okienka, w którym stały kraty, po czym zdjął stamtąd wcześniej zostawioną torebeczkę z krwią. Z obrzydzeniem stwierdził, że większość płynu zakrzepła, a całość zamieniła się w raczej odpychającą maź z grudkami. Opakowanie było prawie pełne, lecz on nie zamierzał próbować jak zawartość smakuje. Wczoraj wypił zaledwie dwa łyki, wystarczająco by przeżyć i poruszać się tak żwawo jak człowiek, jednak nie zapewnia to sytości ani żadnych wampirzych sztuczek. Normalnie wychłeptałby cały woreczek na raz, a może nawet skusił się na trzy kolejne, jednak nie tym razem. Potrzebował umiaru. Nadszedł czas na zmiany. Postanowił poczekać na wizytę Stefana i dostawę świeżej krwi. Z burczeniem w brzuchu powlókł się z powrotem na łóżko.
Heidi obserwowała działania ukochanego, sama leżąc na pryczy. W nocy nie zmrużyła oka choćby na chwilę. Już nie musiała, skoro w pełni umarła. Zamiast na sen, przeznaczyła ten czas na przyglądanie się Damonowi. Sama się sobie dziwiła jak bardzo ją wystraszył swoim wybrykiem. Gdyby mogła, ostro by mu za to przygadała. Jednak nie miała takiej możliwości, więc jedynie cieszyła się jego bliskością. Zastanawiała się o czym myśli. Zauważyła, że jego mięśnie są napięte. Łokcie oparł o kolana, a dłońmi przejechał po twarzy, by w końcu mogły spocząć na jego ustach.
Jest zdenerwowany, to dobrze – pomyślała. – Czyli przejmuje się tym co zrobił, nie daje mu to spokoju. Czuje.
Przejechała palcem po jego przedramieniu. Robiła tak co jakiś czas, by sprawdzić, czy może jakimś trafem poczuje jej dotyk. Jednego razu, w nocy, już myślała, że nastąpił jakiś przełom, ale wampira najwidoczniej tylko coś zaswędziało, gdyż tylko się podrapał, po czym przewrócił się na drugi bok, nie uchyliwszy nawet powiek. Heidi nie liczyła na jakiś cud. Już wiedziała, co powoduje chwilową jej obecność w rzeczywistym świecie. Silne emocje sprawiają, iż jest w stanie zmaterializować się na kilka chwil, ale nic więcej. Jednak nie mogła się powstrzymać od głaskania silnych ramion bruneta. Od tego zajęcia oderwało ją dopiero głośne kaszlnięcie. Damon podniósł wzrok, a Santino aż podskoczyła zaskoczona i prędko odwróciła się w stronę drzwi. W okienku dojrzała Bennetównę.
-          Co się stało, Bonnie? – zapytała rudowłosa, powracając do gładzenia skóry Salvatora.
-          Musimy porozmawiać – odparła z powagą wiedźma, po czym kiwnęła głową w kierunku wyjścia z piwnicy i sama ruszyła w tamtą stronę.
-          Gdzie idziesz? – zapytał Damon, nie zdając sobie sprawy iż Bennetówna nie mówiła do niego. Podszedł do drzwi i chwycił za kraty. - Bonnie, nie mogę stąd wyjść! Musimy porozmawiać tutaj. Bonnie!
Santino przewróciła oczami na brak dyskrecji, ze strony czarownicy. Wstała z pryczy, minęła nieco szamoczącego się Damona i jeszcze raz przejechała dłonią po jego barku. Przeniknęła przez zamknięte drzwi, nie śpiesząc się, ruszyła na górę.
Dziwiło ją zachowanie Bennetówny. Myślała, że będzie chciała od niej trochę odpocząć i z radością przyjmie chwilowy brak Santino wokół siebie.
Widocznie nie może się mną nacieszyć – zażartowała zmarła w myślach.
Dodatkowo nie pasował jej ten poważny ton. Czyżby Bonnie miała do przekazania złe wieści? Może zamierzają razem ze Stefanem powiedzieć Damonowi o jej istnieniu? Może Elenie się pogorszyło i umiera? Może Bonnie już wie, że nie ma sposobu na wskrzeszenie jej?
Natłok tych myśli wypełnił Adelheid strachem. Zadrżała i zawahała się przed postawieniem kolejnego kroku na drewnianych stopniach.
To głupie, przecież i tak musisz tam wejść – wyrzuciła sobie, po czym z dozą obawy pchnęła drzwi i ruszyła przed siebie.

***
No, kto by pomyślał, znowu jestem na czas ;D To jest chyba metoda, muszę mówić, że będę mniej więcej w okolicach jakiejś daty to wtedy pojawię się  na czas x)
Anyway, chcę wyjaśnić dwie sprawy:
1. W tym rozdziale miało być coś na temat wskrzeszenia, jednak postanowiłam zamieścić to dopiero w następnym.
2. Kiedy pisałam, że Heidi szaleje nad Damonem nie chodziło mi o to, że zwariowała. Przez jej miłość do niego, czasami przymyka oko na pewne jego zachowania. Pisząc szaleństwo miałam na myśli to, że go szalenie, bezgranicznie kocha i wybaczy mu wszystko.
Także to tyle chciałam powiedzieć. Piszcie komentarze, dodawajcie swoje uwagi i nie bójcie się krytykować;)
Do zobaczenia w okolicach 30.03.
Wasza Lenena :*                              
PS Swoją drogą strasznie mi się podoba proporcja pomiędzy dialogami, a opisami w tym rozdziale, chyba pierwszy raz mi się tak udało :D

sobota, 30 stycznia 2016

Miniona noc, miniona noc...

„Przeszłość jest znana, a przyszłość niepewna.”
                                                                    - Małgorzata Gutowska-Adamczyk 
 
3x07
To prawda, co mówią. Czas porusza się z różnymi prędkościami. Czasami miesiące trwają sekundę, a jedna minuta całą wieczność. Zeszła noc wracała do Damona jakoby wszystko wydarzyło się w przeciągu mrugnięcia oka. Porwanie. Elena. Krew. Heidi… Zatrzymanie. Smutek na jej twarzy, jej pięknej, bladej twarzy, otoczonej wianuszkiem rudych kosmyków. Czy to mu się wydawało? Przewidziało? Czy to wszystko mogło być tylko jedną wielką iluzją, wytworzoną przez jego udręczony tęsknotą umysł? Nie mógł zdecydować czy uwierzyć rozumowi, który dobitnie twierdził, że Santino tam nie było, czy zaufać intuicji, która szeptała mu odmienne teorie. Mimo wszystko słowa wypowiedziane przez wampirzycę – lub jego własną podświadomość – wyraźnie go prześladowały.
„Nie odzyskasz mnie w ten sposób.”
W tym momencie zdał sobie sprawę z tego co zrobił, od czasu kiedy Heidi umarła. I ta wiedza wcale go nie uszczęśliwiła. Był wielkim ciężarem i prawdziwym utrapieniem dla Bonnie, Stefana i… Eleny. O niej wolał nie myśleć. Na samo wspomnienie tego, co jej zrobił, odczuwał wielkie pragnienie wyłączenia. Jedno pstryk! Gotowe, wszystkie emocje wyłączone. Nie po raz pierwszy myślał by wyciszyć swoje uczucia, jednak tego nie zrobił. Początkowo kazał sobie pozostać w tym „lepszym” stanie, by nie zatracić potrzeby dążenia do wskrzeszenia Heidi, poza tym uznawał to za formę kary. Pokutę za pozwolenie jej na odejście, cierpienie w cierpieniu. Jednak teraz przyświecał mu lepszy powód, by pozostać „włączonym”.
Ona by tego chciała- pomyślał. – Heidi chciałby, żebym żył dalej… Albo przynajmniej spróbował.

Bennetówna obserwowała Damona przez małe okienko z kratami. Wampir siedział w celi, w piwnicy pensjonatu Salvatorów, a ona rozmyślała o wydarzeniach minionej nocy.
Kiedy wczoraj Bonnie i Stefan go odnaleźli, klęczał nad nieprzytomną Eleną, był cały umazany w jej krwi. Czarownica zadrżała na ten widok, do jej umysłu na moment wkradła się najgorsza myśl z możliwych. Odepchnęła bruneta od przyjaciółki, po czym przytuliła ją do siebie jakby w ten sposób chciała ją obronić przed napastnikiem. Odczuła prawdziwą ulgę, kiedy sprawdziła, że Gilbertówna oddycha. Nieregularnie, ale jednak. Reszta potoczyła się bardzo szybko. Nim Damon zdążył cokolwiek powiedzieć, Stefan skręcił mu kark. Przerzucił go sobie przez ramię i zaniósł do samochodu. W tym czasie Bennetówna monitorowała stan dziewczyny. Jednak nic niepokojącego się nie działo. Gilbertówna po chwili się obudziła. Była przerażona, ale Bonnie kazała jej zachować spokój i jedynie głęboko oddychać. Po chwili wrócił Stefan. Wziął Elenę na ręce, po czym w trójkę ruszyli przez ciemny las.
-          Myślisz o wczorajszej nocy? – z zamyślenia wyrwał ją młodszy Salvatore.
Bennetówna nie zauważyła jak schodził do piwnicy, była za bardzo pogrążona w swoich myślach. Odwróciła się do niego, pokiwała głową, ale kiedy już otworzyła usta, aby coś powiedzieć, on położył palec na swoich wargach , nakazując milczenie i wskazał na celę, w której siedział Damon. Bonnie zrozumiała o co mu chodzi, przeszli na górę, do salonu.
-          Wciąż nie mogę w to uwierzyć – powiedziała mulatka, siadając.
Zrezygnowana oparła się o tył kanapy i wgapiła wzrok w sufit. Salvatore w tym czasie podszedł do stolika z trunkami i nalał im obojgu po szklaneczce koniaku. Choć nie pił tak dużo jak jego starszy brat, to jednak w tym momencie bardzo mu zależało na odrobinie alkoholu. Powrócił do Bennetówny, podał jej napój, który ona przyjęła z wdzięcznością, sam usiadł naprzeciwko.
-          Nie wiem, po prostu myślałam, że ze wszystkich ludzi na świecie, Elena jest ostatnią, którą by skrzywdził. – Stefan pokiwał głową w zamyśleniu, po czym wziął potężny łyk trunku.
-          Myślę, że nigdy nie była. Przynajmniej nie naprawdę. – Bonie popatrzyła na niego pytająco, na co on uniósł ramiona w dziwnym geście bezradności. – Mogła zajmować co najwyżej drugie miejsce. – Stefan jednym haustem dopił do końca koniak, oblizał usta, po czym wstał. Odwrócony plecami do Bennetówny, oparł się o stojący nieopodal stolik. Bonnie zauważyła napięcie w mięśniach jego ramion, nie uszło jej uwadze, iż jest wykończony, nie tyle fizycznie, co psychicznie.
-          Jak ona się ma? – Salvatore westchnął ciężko. Po chwili odwrócił się do przyjaciółki, a jego twarz była wyprana z emocji, podobnie jak głos.
-          Lepiej. Teraz śpi. Damon musiał jej dać swojej krwi, bo nie ma żadnej rany, ale kiedy ją kładłem co chwila dotykała swojej szyi. Nadal jest obolała i roztrzęsiona. Mówiła też, że czuje dziwne pulsowanie, ale to sprawka wampirzej krwi w jej organizmie, powinno minąć najpóźniej jutro. – Przetarł oczy dłońmi, a na jego twarzy ujawnił się przez chwilę grymas udręczenia. – Pójdę sprawdzić, co u niej. Może już się obudziła. – Uśmiechnął się sztucznie, po czym ruszył w kierunku schodów, a gdy jego stopa dotknęła już pierwszego stopnia usłyszał jeszcze głos Bonnie.
-          Stefan?
-          Tak? - Odwrócił się do dziewczyny nadal z uśmiechem naklejonym na twarz, ale ona zachowywała śmiertelną powagę. To nieco zaniepokoiło Salvatora.
-          Myślę, że nie mogę mu pomóc. – Stefan zmarszczył brwi i przekrzywił lekko głowę w bok, nic nie rozumiejąc. – Po tym, co zobaczyłam… Nie sądzę, żebym była w stanie wskrzesić Heidi. Nie dla niego. On na to nie zasługuje, na nią nie zasługuje. – Wampir dostrzegł, że w czarownicy coś wzbiera. Wulkan emocji miał za chwilę wybuchnąć. – Ma robić bałagan, a my za każdym razem powinniśmy to posprzątać? I jeszcze dostanie nagrodę za to, że tym razem nikogo nie zabił? Nie wydaje mi się. – Dziewczyna energicznie wstała z kanapy. – Wybacz, Stefan, ale ja nie będę brać w tym udziału. Nie będę mu pomagać. – Mulatka szybko ruszyła do drzwi i wyszła, kończąc ich rozmowę głośnym trzaśnięciem, zostawiając Salvatora samego, z milionem niewypowiedzianych myśli oraz echem jej słów w uszach.

Stefan po paru godzinach zszedł na dół, do piwnicy. Musiał dać Damonowi jego porcję krwi do wypicia. Wolał nie myśleć o tym co robi, wolał całkowicie nie myśleć o całej sytuacji, a jedynie pogrążyć się w przyjemnym otępieniu i obojętności. Mechanicznie wykonywał wszystkie czynności. Podejść do lodówki. Wyjąć woreczek z krwią. Podejść do okienka z kratami. Położyć tam torebeczkę. Nie patrzeć na brata. Odejść. Bez słowa.
Damon także nic nie powiedział, nawet się nie ruszył . Siedząc na swojej pryczy, rozmyślał zanurzony we własnym świecie. Nawet się nie domyślał, że tuż przed jego nosem leżała Heidi. Jej nogi zwisały z prowizorycznego łóżka, ręce ułożyła pod głową, którą wygodnie opierała na kolanach Salvatora. Próbowała przeczesać jego włosy, ale jej palce jedynie przenikały przez kruczoczarne kosmyki. Zataczała małe kółka na przedramieniu wampira, ale on niczego nie czuł. Pocałowała swoją dłonią i przekazała pocałunek na usta ukochanego, ale on tego nie widział.
Jako jedyna nie skupiała się na wydarzeniach zeszłej nocy, napawała się Damonem. Przy tym pojedyncza myśl nieustannie kołatała się w jej głowie: Czy to możliwe, że jestem tak blisko Ciebie, a jednocześnie tak daleko? Jednak wolała nie odpowiadać sobie na to pytanie.
***
<BABLANIE AUTORKI, ŚMIAŁO MOŻESZ POMINĄĆ>
Dziesięć min do północy, ale udało mi się opublikować rozdział trzydziestego ;D
Anyway, mogą tu wystąpić błędy, od razu uprzedzam ;)
Powiem wam, że mam teraz strasznie chorobowy okres. Najpierw przez tydzień miałam jęczmień, tak mi powieka spuchła, że jedyne co widziałam to rozmazane plamy. Potem mi przeszło i na dwa dni wróciłam do szkoły, żeby następnie zmyć się na trzy dni na wycieczkę. Na wyjeździe za dobrej pogody nie było i następny tydzień znowu się źle czułam, dzisiaj np. obudziłam się z gorączką 38.5 Jej! <nie polecam>
Tak czy inaczej, jestem! I jak mówiłam, trochę mi się zdycha także gdybym popełniła jakieś błędy, to śmiało je wytykajcie. Będę wdzięczna ^^
Zapraszam także do podsyłania swoich linków, ponieważ mam ferie i mnóstwo czasu do zabicia, podczas siedzenia w domu, to z chęcią poczytam ;)
No i oczywiście czekam na komentarze :D
Chcę zwrócić waszą uwagę szczególnie na ostatnią scenę, to jest to o czym już pisałam, czyli szaleństwo Heidi nad Damonem. To jak nie zwraca uwagi na nic tylko na niego.
Buźka i do zoba w okolicach 29.02. ;)
Lenena               
PS Mam dobry humor, bo jakoś podoba mi się ten rozdział ^^