poniedziałek, 30 listopada 2015

Kości zostały rzucone

„Alea iacta est”  
                                       - Juliusz Cezar  
3x05
Martwa cisza zastygła pomiędzy Bonnie i Stefanem. Dziewczyna nie wiedziała zupełnie, co ma powiedzieć. Wpatrywała się jedynie w umarłą, rozważając wszystkie za i przeciw. Wiedziała, że Heidi nie chce nikomu mówić o swojej obecności. Twierdziła, iż to tylko skomplikowałoby sprawy i przyniosło same złe wypadki. Jednak Bonnie była innego zdania. Owszem, dużo by zaryzykowały. Przede wszystkim problemem był Damon, ale czy mogło zdarzyć się coś jeszcze gorszego? Porwał Elenę! Tęsknota doprowadzała go do szału, Bennetówna nie sądziła, że może mu się jeszcze pogorszyć, a ile mogły zyskać! Więcej ludzi oznacza więcej pomysłów. Stefan i Damon żyją o wiele dłużej niż Bonnie, może wiedzą o czymś co byłoby przydatne, a o czym Heidi i ona nigdy nie słyszały. Santino była zbyt uparta, by przyznać jej w tym rację. Twierdziła, iż żyje na tyle długo, by wiedzieć więcej od któregokolwiek z braci Salvatore. Jednak Bennetówna była innego zdania, zmotywowany Damon zrobiłby wszystko by wskrzesić rudowłosą. Nie stanowiłby już zagrożenia. Wszystkie problemy, zostałyby rozwiązane i zyskałyby więcej rąk do pomocy! Zostawało jednak jedno ale… Co jeśli im się nie uda?
-          Bonnie? Powiedz coś – odezwał się w końcu Stefan. Był zaniepokojony nagłą ciszą ze strony czarownicy. Czyżby o czymś wiedziała? Groziło im jakieś niebezpieczeństwo?
Mulatka odwróciła się w końcu w jego stronę. Spuściła wzrok nie mogąc patrzeć w szczerą zieleń jego oczu. Tak bardzo chciała mu powiedzieć. W  końcu był przyjacielem, mógł pomóc. Już nabrała powietrza, by odpowiedzieć, gdy doleciał do niej krzyk Adelheid.
-          Nic mu nie mów! – zawołała władczym głosem umarła. Wyglądała na naprawdę zdenerwowaną. Jej nozdrza były rozszerzone, oczy złowrogo błyszczały, a pięści były zaciśnięte. – Miałyśmy umowę, Bonnie. Rozwiążemy to same.
-          Nie widzisz, że nie dajemy rady? On może nam pomóc, nie musimy mówić Damonowi – odparła Bonnie, ponownie odwracając się w stronę rudowłosej.
Stefana zamurowało, nie wiedział co jego przyjaciółka robi. Spojrzał w stronę w którą patrzyła dziewczyna, lecz nikogo tam nie widział. Jednak, kiedy się przyjrzał… Zaczął dostrzegać jakiś kształt. Niewyraźny, ledwo widoczny, nie miał pojęcia co to może być.
-          Nie odzywaj się do mnie, on coś podejrzewa. Patrzy się w moją stronę – odpowiedziała Adelheid na w pół zła na Bennetównę, na w pół zaniepokojona Salvatorem. Za wszelką cenę nie chciała pozwolić wyjawić swojego sekretu. – Robimy postępy, damy radę same.
-          Jakie postępy? Miotamy się, nie wiedząc co robić. Zamierzam z tym skończyć – odparła Bennett, po czym zwróciła się do Salvatora. – Stefan…
-          Zamilcz! – po pokoju poniósł się krzyk Adelheid, a oczy zarówno Bonnie jak i Stefana zwróciły się na rudowłosą. Salvatore patrzył w zdumieniu na umarłą. Wyglądała całkowicie tak samo jak przed śmiercią. Nie myślał, że jeszcze kiedyś ją ujrzy.
-          Heidi… ? – powiedział jedynie wampir, nie mogąc wyrazić wszystkich pytań, które siedziały mu w głowie. Wpatrywał się przez chwilę w zastygłą Santino. Jej usta wypowiedziały bezgłośnie jego imię. Nie mógł w to uwierzyć. Całkowicie go sparaliżowało i jedyne co był w stanie zrobić to zaśmiać się niekontrolowanie, po czym przy pierwszym mrugnięciu oczu zniknęła ponownie, a go jeszcze raz ogarnął smutek.

Adelheid nadal przeszukiwała pokój w poszukiwaniu jakiś ważnych dla Damona pamiątek, które Bonnie mogłaby użyć do zaklęcia lokalizującego. W tym samym czasie Bennetówna wyjaśniała Stefanowi ich obecną sytuację. Santino nie była z tego powodu zadowolona. Zalewała ją żółć na samą myśl, że to właśnie ona samą siebie wydała. Miała ochotę coś zniszczyć, ale gdy tylko spróbowała jej ciało po raz kolejny przeleciało przez dany przedmiot.
Chyba nie ma nic bardziej frustrującego– pomyślała wściekła.
-          Więc była tu cały czas? – zapytał Stefan, kiedy Bonnie skończyła mówić, na co czarownica przytaknęła. Salvatore wypuścił głośno powietrze przez usta. To całkowicie zmieniało sytuację. – Musimy powiedzieć Damonowi.
-          Nie – warknęła Santino do Bennetówny, wiedząc że wampir nie może jej usłyszeć.- Mówiłam ci, że tak będzie.
-          Heidi się na to nie zgadza – odpowiedziała mulatka z głośnym westchnięciem.- Uważa, że w przypadku, kiedy nie udałoby nam się jej przywrócić do życia… Damonowi mogłoby się pogorszyć, choć ja nie widzę jak mogłoby być jeszcze gorzej. - Stefan pokiwał głową w zamyśleniu, przez chwilę wyobrażając sobie najgorsze możliwe scenariusze i nagle uderzyło go, co Heidi miała na myśli przez „pogorszyć”.
-          Mógłby się zabić – wykrztusił z siebie ochrypłym głosem Salvatore, a w oczach stanęły mu łzy przerażenia, które zniknęły zaraz po tym jak się pojawiły. – To ma sens, pewnie nadal ma nadzieję, że Heidi może jeszcze wrócić. Dlatego jeszcze tego nie zrobił i dlatego nękał cię wtedy w lesie. Chce mieć pewność zanim posunie się do ostatecznego.
Bonnie zamarła zaszokowana. O tym nie pomyślała. Nawet nie podejrzewała, iż starszy Salvatore mógłby odebrać sobie życie. Wiedziała, iż jego relacja z Heidi to coś więcej niż zwykła przyjaźń, lecz nie  myślała,  że  dosłownie  nie  może  bez  niej  żyć.
Natomiast Santino nie wyglądała na tak zdziwioną. Już od dawna to podejrzewała, choć nie chciała mierzyć się z tym faktem. Odpychała od siebie wszelkie nieprzyjemne myśli chcąc pozostać twardą. Jednak gdy patrzyła jak Damon coraz bardziej się stacza, ogarniał ją rozdzierający smutek.
-          Znalazłam – odezwała się po chwili nie zmąconej niczym ciszy Heidi. Stała przy małym stoliczku obok kominka. Mebel był całkowicie zapełniony chyba jedynymi nienaruszonymi butelkami z różnego rodzaju alkoholem, głównie whiskey. Bonnie zbliżyła się do miejsca, w którym stała umarła i wzięła do ręki wskazany przez nią flakon.
-          Gdybym wiedział, że wystarczy zwykły Burbon to szukanie poszłoby nam o wiele szybciej – zaśmiał się lekko Stefan.
-          To nie byle Burbon – odparła Heidi, wskazując na szyjkę butelki, która opatulona była skórą. – Widzisz to? To kawałek pierwszej skórzanej kurtki Damona. Dostał ją ode mnie w 1952 roku. Myślę, że nada się doskonale.

Już po chwili cała trójka stała w salonie Salvatorów. Na potężnym drewnianym stole leżała mapa Mystic Falls nad którą stała Bonnie. W jednej ręce trzymała skórę, a w drugiej mały, ostry nóż. Przez kilka minut Adelheid i Stefan przyglądali się w milczeniu jak czarownica przygotowuje się do zaklęcia. Na ustach Santino pojawił się rozmarzony uśmiech. Wyczuwała w powietrzu magię, a w takich chwilach czuła się bardziej żywa niż kiedykolwiek od jej śmierci.
-          Jestem gotowa – powiedziała Bonnie, otwierając do tej pory zamknięte oczy.
Stefan podszedł do niej i pewnie wyciągnął rękę. Wiedźma nacięła wewnętrzną stronę dłoni wampira nożem. Stefan zatrzymał w zaciśniętej pięści ostrze, by rana nie mogła się za szybko zagoić. Krople krwi skapywały na mapę, a Bonnie zaczęła inkantację. Czerwony płyn zwarł się w jedno i zaczął formować jedną stróżkę, która biegła od pensjonatu ku granicom miasta. Heidi chcąc wzmocnić moc czaru podeszła do mulatki i uścisnęła dłoń w której Bennetówna trzymała skórę, po czym poczęła wraz z czarownicą wypowiadać słowa zaklęcia.
-          Phasmatos Tribum Nas Ex Veras – rozniosły się głosy dwóch wiedźm po pokoju - Sequita Saguines, Ementas Asten Mihan Ega Petous…
Czarownice kontynuowały zaklęcie, jedynie poruszając bezgłośnie ustami w takt czaru. W pomieszczeniu czuć było wszechobecną moc. Lampy w całym pokoju zaczynały coraz jaśniej świecić, aż w końcu żarówki nie wytrzymały i nad głowami całej trójki rozbłysły iskry.
-          Mamy ich- wypowiedziały jednocześnie wiedźmy, wpatrując się mapę, a w umysłach mając dokładny obraz lokalizacji Damona i Eleny.