poniedziałek, 30 listopada 2015

Kości zostały rzucone

„Alea iacta est”  
                                       - Juliusz Cezar  
3x05
Martwa cisza zastygła pomiędzy Bonnie i Stefanem. Dziewczyna nie wiedziała zupełnie, co ma powiedzieć. Wpatrywała się jedynie w umarłą, rozważając wszystkie za i przeciw. Wiedziała, że Heidi nie chce nikomu mówić o swojej obecności. Twierdziła, iż to tylko skomplikowałoby sprawy i przyniosło same złe wypadki. Jednak Bonnie była innego zdania. Owszem, dużo by zaryzykowały. Przede wszystkim problemem był Damon, ale czy mogło zdarzyć się coś jeszcze gorszego? Porwał Elenę! Tęsknota doprowadzała go do szału, Bennetówna nie sądziła, że może mu się jeszcze pogorszyć, a ile mogły zyskać! Więcej ludzi oznacza więcej pomysłów. Stefan i Damon żyją o wiele dłużej niż Bonnie, może wiedzą o czymś co byłoby przydatne, a o czym Heidi i ona nigdy nie słyszały. Santino była zbyt uparta, by przyznać jej w tym rację. Twierdziła, iż żyje na tyle długo, by wiedzieć więcej od któregokolwiek z braci Salvatore. Jednak Bennetówna była innego zdania, zmotywowany Damon zrobiłby wszystko by wskrzesić rudowłosą. Nie stanowiłby już zagrożenia. Wszystkie problemy, zostałyby rozwiązane i zyskałyby więcej rąk do pomocy! Zostawało jednak jedno ale… Co jeśli im się nie uda?
-          Bonnie? Powiedz coś – odezwał się w końcu Stefan. Był zaniepokojony nagłą ciszą ze strony czarownicy. Czyżby o czymś wiedziała? Groziło im jakieś niebezpieczeństwo?
Mulatka odwróciła się w końcu w jego stronę. Spuściła wzrok nie mogąc patrzeć w szczerą zieleń jego oczu. Tak bardzo chciała mu powiedzieć. W  końcu był przyjacielem, mógł pomóc. Już nabrała powietrza, by odpowiedzieć, gdy doleciał do niej krzyk Adelheid.
-          Nic mu nie mów! – zawołała władczym głosem umarła. Wyglądała na naprawdę zdenerwowaną. Jej nozdrza były rozszerzone, oczy złowrogo błyszczały, a pięści były zaciśnięte. – Miałyśmy umowę, Bonnie. Rozwiążemy to same.
-          Nie widzisz, że nie dajemy rady? On może nam pomóc, nie musimy mówić Damonowi – odparła Bonnie, ponownie odwracając się w stronę rudowłosej.
Stefana zamurowało, nie wiedział co jego przyjaciółka robi. Spojrzał w stronę w którą patrzyła dziewczyna, lecz nikogo tam nie widział. Jednak, kiedy się przyjrzał… Zaczął dostrzegać jakiś kształt. Niewyraźny, ledwo widoczny, nie miał pojęcia co to może być.
-          Nie odzywaj się do mnie, on coś podejrzewa. Patrzy się w moją stronę – odpowiedziała Adelheid na w pół zła na Bennetównę, na w pół zaniepokojona Salvatorem. Za wszelką cenę nie chciała pozwolić wyjawić swojego sekretu. – Robimy postępy, damy radę same.
-          Jakie postępy? Miotamy się, nie wiedząc co robić. Zamierzam z tym skończyć – odparła Bennett, po czym zwróciła się do Salvatora. – Stefan…
-          Zamilcz! – po pokoju poniósł się krzyk Adelheid, a oczy zarówno Bonnie jak i Stefana zwróciły się na rudowłosą. Salvatore patrzył w zdumieniu na umarłą. Wyglądała całkowicie tak samo jak przed śmiercią. Nie myślał, że jeszcze kiedyś ją ujrzy.
-          Heidi… ? – powiedział jedynie wampir, nie mogąc wyrazić wszystkich pytań, które siedziały mu w głowie. Wpatrywał się przez chwilę w zastygłą Santino. Jej usta wypowiedziały bezgłośnie jego imię. Nie mógł w to uwierzyć. Całkowicie go sparaliżowało i jedyne co był w stanie zrobić to zaśmiać się niekontrolowanie, po czym przy pierwszym mrugnięciu oczu zniknęła ponownie, a go jeszcze raz ogarnął smutek.

Adelheid nadal przeszukiwała pokój w poszukiwaniu jakiś ważnych dla Damona pamiątek, które Bonnie mogłaby użyć do zaklęcia lokalizującego. W tym samym czasie Bennetówna wyjaśniała Stefanowi ich obecną sytuację. Santino nie była z tego powodu zadowolona. Zalewała ją żółć na samą myśl, że to właśnie ona samą siebie wydała. Miała ochotę coś zniszczyć, ale gdy tylko spróbowała jej ciało po raz kolejny przeleciało przez dany przedmiot.
Chyba nie ma nic bardziej frustrującego– pomyślała wściekła.
-          Więc była tu cały czas? – zapytał Stefan, kiedy Bonnie skończyła mówić, na co czarownica przytaknęła. Salvatore wypuścił głośno powietrze przez usta. To całkowicie zmieniało sytuację. – Musimy powiedzieć Damonowi.
-          Nie – warknęła Santino do Bennetówny, wiedząc że wampir nie może jej usłyszeć.- Mówiłam ci, że tak będzie.
-          Heidi się na to nie zgadza – odpowiedziała mulatka z głośnym westchnięciem.- Uważa, że w przypadku, kiedy nie udałoby nam się jej przywrócić do życia… Damonowi mogłoby się pogorszyć, choć ja nie widzę jak mogłoby być jeszcze gorzej. - Stefan pokiwał głową w zamyśleniu, przez chwilę wyobrażając sobie najgorsze możliwe scenariusze i nagle uderzyło go, co Heidi miała na myśli przez „pogorszyć”.
-          Mógłby się zabić – wykrztusił z siebie ochrypłym głosem Salvatore, a w oczach stanęły mu łzy przerażenia, które zniknęły zaraz po tym jak się pojawiły. – To ma sens, pewnie nadal ma nadzieję, że Heidi może jeszcze wrócić. Dlatego jeszcze tego nie zrobił i dlatego nękał cię wtedy w lesie. Chce mieć pewność zanim posunie się do ostatecznego.
Bonnie zamarła zaszokowana. O tym nie pomyślała. Nawet nie podejrzewała, iż starszy Salvatore mógłby odebrać sobie życie. Wiedziała, iż jego relacja z Heidi to coś więcej niż zwykła przyjaźń, lecz nie  myślała,  że  dosłownie  nie  może  bez  niej  żyć.
Natomiast Santino nie wyglądała na tak zdziwioną. Już od dawna to podejrzewała, choć nie chciała mierzyć się z tym faktem. Odpychała od siebie wszelkie nieprzyjemne myśli chcąc pozostać twardą. Jednak gdy patrzyła jak Damon coraz bardziej się stacza, ogarniał ją rozdzierający smutek.
-          Znalazłam – odezwała się po chwili nie zmąconej niczym ciszy Heidi. Stała przy małym stoliczku obok kominka. Mebel był całkowicie zapełniony chyba jedynymi nienaruszonymi butelkami z różnego rodzaju alkoholem, głównie whiskey. Bonnie zbliżyła się do miejsca, w którym stała umarła i wzięła do ręki wskazany przez nią flakon.
-          Gdybym wiedział, że wystarczy zwykły Burbon to szukanie poszłoby nam o wiele szybciej – zaśmiał się lekko Stefan.
-          To nie byle Burbon – odparła Heidi, wskazując na szyjkę butelki, która opatulona była skórą. – Widzisz to? To kawałek pierwszej skórzanej kurtki Damona. Dostał ją ode mnie w 1952 roku. Myślę, że nada się doskonale.

Już po chwili cała trójka stała w salonie Salvatorów. Na potężnym drewnianym stole leżała mapa Mystic Falls nad którą stała Bonnie. W jednej ręce trzymała skórę, a w drugiej mały, ostry nóż. Przez kilka minut Adelheid i Stefan przyglądali się w milczeniu jak czarownica przygotowuje się do zaklęcia. Na ustach Santino pojawił się rozmarzony uśmiech. Wyczuwała w powietrzu magię, a w takich chwilach czuła się bardziej żywa niż kiedykolwiek od jej śmierci.
-          Jestem gotowa – powiedziała Bonnie, otwierając do tej pory zamknięte oczy.
Stefan podszedł do niej i pewnie wyciągnął rękę. Wiedźma nacięła wewnętrzną stronę dłoni wampira nożem. Stefan zatrzymał w zaciśniętej pięści ostrze, by rana nie mogła się za szybko zagoić. Krople krwi skapywały na mapę, a Bonnie zaczęła inkantację. Czerwony płyn zwarł się w jedno i zaczął formować jedną stróżkę, która biegła od pensjonatu ku granicom miasta. Heidi chcąc wzmocnić moc czaru podeszła do mulatki i uścisnęła dłoń w której Bennetówna trzymała skórę, po czym poczęła wraz z czarownicą wypowiadać słowa zaklęcia.
-          Phasmatos Tribum Nas Ex Veras – rozniosły się głosy dwóch wiedźm po pokoju - Sequita Saguines, Ementas Asten Mihan Ega Petous…
Czarownice kontynuowały zaklęcie, jedynie poruszając bezgłośnie ustami w takt czaru. W pomieszczeniu czuć było wszechobecną moc. Lampy w całym pokoju zaczynały coraz jaśniej świecić, aż w końcu żarówki nie wytrzymały i nad głowami całej trójki rozbłysły iskry.
-          Mamy ich- wypowiedziały jednocześnie wiedźmy, wpatrując się mapę, a w umysłach mając dokładny obraz lokalizacji Damona i Eleny.

sobota, 31 października 2015

Rude kosmyki

                    „Na początku jest tajemnica, na końcu potwierdzenie(...)”  
                                                                               - Nicholas Sparks

3x04
Wszystko spowijał mrok. Widoczność była niemożliwie niska, co jednak nie sprawiało problemu Adelheid. Dziewczyna mknęła przed siebie, przenikając przez jakiekolwiek przeszkody. „W końcu jakiś plus mojej śmierci.”- pomyślała.
Musiała się śpieszyć, liczyła się każda minuta. Biegnąc, rozmyślała nad tym co zobaczyła. Nie mogła uwierzyć, iż Damon zamknął Stefana w piwnicy. Wiedziała, że nie było z nim najlepiej, jednak nie podejrzewała, by jego stan był na tyle zły. Choć to byłoby dla niej wielkim ciosem, łudziła się, iż w końcu przejdzie nad jej śmiercią do porządku dziennego. Obserwowała jego poczynania, jak każdej nocy upijał się i wysysał krew z niewinnych ludzi i sądziła, że tak musi być. Musi to przetrawić, a później będzie tylko lepiej. Jednak tygodnie mijały, a jego zachowanie nie ulegało poprawie, a teraz jeszcze to.
Oby coś się zmieniło, bo jeśli nie znajdziemy z Bonnie sposobu na wskrzeszenie mnie, z Damonem będzie ciężko.

Bonnie krążyła po lesie. Od godziny bezskutecznie nawoływała Damona i Elenę, ale nic nie wskazywało na to, że nagle wpadnie na którekolwiek z nich. Zaczynała naprawdę się niepokoić. Nie miała pojęcia, co planuje Salvatore ani do czego jest zdolny. Jednak Bennett wiedziała jedno, miała się czym martwić, zważając na jego obecny stan.
Czarownica przystanęła, wyczerpana poszukiwaniami. Postanowiła chwilkę odpocząć pod jednym z drzew. Odsunęła na bok, kilka szyszek i usiadła, opierając się o pień. Wypuściła głośno powietrze. W głowie kołatało jej się wciąż to samo pytanie: co dalej? Nie miała pojęcia gdzie jest, odeszła tak daleko, że już od dawna nie słyszała muzyki ani nie widziała świateł imprezy. Była zmęczona poszukiwaniami, ale mimo to chciała działać dalej. Problem  polegał na tym, iż nie mogła wymyśleć na czym te działania mogłyby polegać.
Gdy zaczęła się już pogrążać w tych ponurych rozważaniach usłyszała głos tuż za sobą:
-          Czemu leniuchujesz ?- zapytała Heidi, zblazowanym tonem. Zmarła opierała się nonszalancko o drzewo, spoglądając z góry na czarownicę.
-          Co tutaj robisz ? – zapytała szczerze zdziwiona, ale także uradowana Bonnie. Pojawienie się rudowłosej dawały jej pewne nadzieje. Jako duch nie męczyła się, mogła się sprawniej poruszać, a tym samym odnalezienie Damona i Eleny stawało się bardziej realnym celem. Jednak już po chwili Santino uśmierciła jej nowonarodzony entuzjazm.
-          Wystąpiły pewne komplikacje… - odparła umarła, po czym przykucnęła naprzeciwko czarownicy i opowiedziała jej o tym, co zastała w pensjonacie, po czym mulatka uraczyła ją historią o pojawieniu się i ucieczce starszego Salvatora.
-          Trzeba go odnaleźć – podsumowała Adelheid – i chyba nawet wiem jak.

Po ciemnym lesie niosły się odgłosy szarpaniny. Elena nie ustawała w swym oporze wobec wampira. Cały czas się wyrywała, pragnąc oswobodzenia, jednak bez żadnych skutków. Damon ciągnął ja dalej w las, niewiele robiąc sobie z jej wysiłków. Nie mógł przestać obsesyjnie myśleć o Bonnie. Ona musiała znać fortel na wskrzeszenie Heidi, po prostu musiała. Salvatore nie przyjmował innej wersji do wiadomości. Na pewno był sposób, a Bonnie o nim wiedziała. Trzeba ją jedynie odpowiednio zmotywować. Odwrócił się za siebie i spojrzał, na wciąż wierzgającą Gilbertównę. Chyba właśnie znalazł na to sposób.
-          Możesz przestać? – zapytał podenerwowanym tonem, przyciągając dziewczynę szarpnięciem do siebie. Przez chwilę mierzyli się spojrzeniami, czekając aż któreś z nich ulegnie, jednak to nie nastąpiło.
-          Dokąd mnie zabierasz? – wycedziła przez zaciśnięte zęby Gilbertówna, ale Damon nie raczył udzielić jej odpowiedzi. Przejechał po jej twarzy spojrzeniem, po czym odwrócił się i ruszył przed siebie, dalej ciągnąc za sobą dziewczynę.

Tymczasem Bonnie i Heidi doszły już do pensjonatu Salvatorów. Po drodze Santino wytłumaczyła Bennetównie swój prosty plan. Muszą jedynie znaleźć jakiś przedmiot należący do Damona oraz mapę Mystic Falls. Następnie rzucą czar lokalizacyjny, aby namierzyć Salvatora i tym samym uratować Elenę. Jednak już w chwili kiedy przekroczyły próg domu, cos je rozproszyło. Doszły do nich niepokojące dźwięki, płynące z piwnicy. Bennetówna zamarła.
-          Stefan… - wyszeptała, po czym szybko pobiegła na dół, by uwolnić przyjaciela.
Adelheid ruszyła tuż za nią. Bennetówna ruszyła korytarzem, a następnie skręciła w malutki korytarzyk i mocno pchnęła metalowe drzwi. Wymacała ręką pstryczek od światła i nim Santino zdążyła zauważyć czarownica była już na dole, dobijając się do drzwi celi.
-          Bonnie! – wykrzyknął Stefan, łapiąc za kraty przysłaniające małe okienko.
-          Dasz radę się wydostać ? – zapytała czarownica, odchodząc krok do tyłu, by widzieć przyjaciela. Salvatore pokręcił głową.
-          Damon wstrzyknął mi werbenę. Jestem zbyt słaby, aby wyważyć drzwi i nie wiem gdzie jest klucz.
-          Nic nie szkodzi – odparła Bennett uśmiechając się przy tym tajemniczo. – Odsuń się – poleciła, po czym uniosła dłonie na wysokość klatki piersiowej. Zamknęła oczy, jej czoło zmarszczyło się w skupieniu, a przez ciało przeszedł energetyczny dreszcz.  – Vatos! – wykrzyknęła, prostując jednocześnie ręce. W tym samym momencie drzwi wypadły z zawiasów i pod wpływem zaklęcia uderzyły w przeciwległą ścianę. Stefan wyjrzał przez próg i spojrzał z podziwem na wiedźmę.
-          No dalej, chyba nie chcesz tu siedzieć cały dzień? – powiedziała z uśmiechem mulatka, na co wampir również uniósł kąciki ust, opuszczając przy tym swoją celę.

-          Czego dokładnie szukamy? – zapytał Salvatore.
Stali już na górze, w sypialni Damona i prowadzili swoje poszukiwania, przedmiotów potrzebnych do zaklęcia. Jednak nie było to takie proste, w pokoju panował okropny bałagan. Niedopowiedzeniem stulecia byłoby powiedzieć, iż w ostatnich czasach starszy z braci nie za bardzo zawracał sobie głowę sprzątaniem. Sypialnia wyglądała jak po przejściu huraganu. Kominek był ubrudzony sadzą, a ze środka wysypywał się węgiel. Większość szafek była pootwierana na oścież, a zawartość rozrzucona. Nie brakowało też brudnych ubrań zagracających podłogę, nie wspominając o licznych uszkodzeniach. Wiele mebli miało zadrapania na szlachetnym drewnie, szuflady leżały roztrzaskane, a drzwi szafy sterczały wyrwane z zawiasów. Na pościeli widoczne były ślady zaschniętej krwi, należącej do ofiar Damona. Podłoga lepiła się od rozlanych trunków, Bonnie musiała nieźle uważać, by nie wdepnąć w szkło z rozbitych butelek.
-          Czegoś co należy do Damona. Poza tym będzie nam potrzebna mapa Mystic Falls – odparła szatynka, omijając pozostałości jednej z szafek i kierując się w stronę stosu porozrzucanych papierów.
-          Nie możemy chwycić czegokolwiek i rzucić tego czaru? – Stefan podniósł jedną z czarnych koszulek Damona, po czym pokazał ją Bennetównie. Ona jednak pokręciła głową i powróciła do przeglądania papierzysk.
-          Nie, to musi być coś, co ma dla niego znaczenie emocjonalne, z czym czuje się związany. W innym wypadku czar nie zadziała lub będzie bardzo niedokładny. Nie wiesz jaka rzecz mogłaby być ważna dla Damona?
-          Nie mam pojęcia. Jedyne co mi przychodzi na myśl to jego samochód, ale zgaduję, że jest za duży do zaklęcia.
Stefan uśmiechnął się smutno. Bardzo zależało mu na czasie. Wiedział, iż z jego bratem musi być naprawdę źle, gorzej niż którekolwiek z nich podejrzewało. Nie chciał narażać Eleny na jego towarzystwo ani minuty dłużej niż to konieczne. Wpędzało go to w niezwykłą irytację. Jak może nie znać na tyle dobrze własnego brata? Nie wie jak się czuje, jak przeżywa śmierć przyjaciółki, nie wiem nawet czy ma jakąś drogą mu rzecz! Damon zawsze był skryty, a wraz z jego przemianą w wampira wyostrzyło to się. Nigdy się sobie nie zwierzali, ale po zmianie jego brat dostał wręcz obsesji na punkcie swojej prywatności. Sądził, że im mniej ktoś o nim wie, tym lepiej. Nawet jeśli tym kimś był Stefan.
-          Wiesz kto mógłby wiedzieć, czego szukać? – zapytał wampir. – Heidi.
Bonnie spojrzała odruchowo, na stojącą nieopodal Santino. Rudowłosa wzruszyła ramionami. Razem z nimi poszukiwała cennych pamiątek, ale jej jeszcze trudniej było przedrzeć się przez bałagan. Przez swoje niematerialne ciało nie mogła niczego podnieść, więc jedynie obserwowała czy z wierzchu nie leży coś cennego.
-          Czasami odnosiłem wrażenie, że oni naprawdę są razem, ale bez bycia razem, wiesz o co mi chodzi? Po prostu tak dobrze się dogadywali, zawsze było im trudno się rozstawać i za każdym razem jeszcze bardziej się cieszyli, że są zjednoczeni. Nie chętnie to przyznaję, ale Heidi znała Damona lepiej niż ja. Naprawdę by się nam teraz przydała. - Santino podniosła wzrok znad oglądanych właśnie papierów. Zmarszczyła brwi w zastanowieniu. Coś jej tu nie pasowało.
-          Zapytaj go dlaczego tyle o mnie mówi – nakazała Bennetównie. Bonie posłała jej pytające spojrzenie, nie wiedząc o co rudowłosej chodzi. – Zrób to. – Czarownica przewróciła oczami, ale posłusznie wykonała polecenie.
-          Stefan… - szatyn podniósł wzrok na mulatkę. – Um… Dlaczego tak nagle zacząłeś mówić o Heidi ? – Wampir westchnął ciężko i przeczesał dłonią włosy. Wyprostował się i podszedł do dziewczyny.
-          Miałem ci nie mówić dopóki nie odnajdziemy Eleny, nie chciałem cię rozpraszać – zaczął Salvatore. – Ktoś przyszedł przed tobą do pensjonatu. Zszedł na dół, do piwnicy. Nie wiem kto to był, mignął mi tylko przez chwilę, a potem od razu zniknął. Jakby rozpłynął się w powietrzu. – Heidi przysłuchiwała się temu z pewną obawą. Stefan rzeczywiście ją wtedy przestraszył, ale nie wiedziała, że takie emocje zadziałają na tyle silnie, by uczynić ją materialną. Czyżby się czegoś domyślał? – Na początku myślałem, że to tylko jakiś włamywacz, jednak to niemożliwe, by człowiek tak szybko uciekł. Potem zacząłem się zastanawiać czy to nie ktoś z mojej przeszłości albo Damona. Ktoś kto chciałby nam zaszkodzić, może jakiś poplecznik Klausa? Ale potem zobaczyłem w swojej dłoni to i zacząłem myśleć o Heidi. - Stefan wyciągnął z kieszeni pukiel rudych włosów, po czym pokazał go Bonnie, a ta zastygła ze zdziwienia. Dotknęła kosmyków z niedowierzeniem. Uniosła wzrok na Santino, nie wiedząc, co robić dalej.
***
Cześć ;) Od razu chcę przeprosić za tę małą obsuwę :c Niestety prawie cały piątek nie było mnie w domu, a jak już wróciłam to zdążyłam tylko posprzątać i wpadł do mnie mój gość Halloweenowy, a przy nim nie miałam nawet sposobności, żeby wstawić rozdział, a co dopiero go sprawdzić i poprawić. Także bardzo przepraszam :(
A co do rozdziału, co myślicie? 
Na jaki pomysł wpadł Damon i co chce zrobić z Eleną? 
Czy Bonnie, Heidi i Stefan znajdą zaginionych na czas?
I wreszcie: czy Stefan dowie się prawdy o Adelheid?
Czekam na wasze rozkminy i do zobaczenia 30.11. 
(tym razem naprawdę, obiecuję).
Dajcie mi również znać czy wy też obchodzicie Halloween ;)
Wszystkiego strasznego v--v
Love, Lenena ;*               

środa, 30 września 2015

Porwanie

„Nie odkładaj na jutro tego, co trzeba zniszczyć dziś.” 
                                                   - Harlan Coben

3x03
Noc była jeszcze młoda dla licealistów z Mystic Falls. Mimo późnej godziny nikt nie przejmował się głośną muzyką, gdyż na odludziu, obok jeziora, nie było żadnego dorosłego chcącego zrujnować młodzieży zabawę. Zdecydowana większość wywijała swe rozgrzane ciała na piaszczystym parkiecie, toteż żaden z imprezowiczów nie zawracał sobie głowy grupką przyjaciół stojącą na uboczu, nieco bliżej linii drzew. To było im bardzo na rękę, albowiem po raz pierwszy od dawna mogli się cieszyć swoim towarzystwem. Elena, Matt, Bonnie oraz organizatorka przyjęcia Caroline wesoło gawędzili, popijając już nie tak chłodne piwo z plastikowych kubeczków. Żartowali, za wszelką cenę unikając tematu śmierci dwójki z ich przyjaciół. Mimo wciąż wiszącego nad nimi widma wydarzeń sprzed ponad dwóch miesięcy, dobrze się bawili. Bonnie najmocniej radowało zjednoczenie z bliskimi, to ona najbardziej się od nich udsunęła, desperacko próbując znaleźć sposób na wskrzeszenie Adelheid. Teraz w końcu miała chwilę wytchnienia. Właśnie zakrztusiła się łykiem trunku, podczas opowiadanego przez Matta żartu. Mulatka szturchnęła blondyna łokciem, podczas gdy reszta zaśmiewała się z tego, że się trochę oblała.
-          Tobie już chyba wystarczy, Bonnie! – doleciał do uch wampira rozbawiony głos Gilbertówny. Czarnowłosy młodzieniec, ukrywał się między drzewami, całkowicie nie zauważony przez grupkę. Damon uśmiechnął się pod nosem.
Ciekawe – pomyślał Salvatore – czy byliby tacy rozbawieni, gdyby wiedzieli, że są obserwowani ?

Tymczasem znudzona Santino nie miała co ze sobą zrobić. Postanowiła, że nie będzie nawiedzać Bonnie na imprezie, należało jej się trochę spokoju. A skoro czarownica była jedyną osobą będącą w stanie zobaczyć Heidi, umarła nie miała zbyt wielu innych opcji na zabicie czasu. Postanowiła zrobić to co, od swojej śmierci robiła codziennie. W chwili, kiedy Bennetówna już smacznie spała, ona wymykała się z domu i szła do pensjonatu Salvatorów. Będąc tam Santino przyglądała się drzemiącemu Damonowi lub obserwowała jak to z kolei on ulatniał się z budynku na jedną ze swoich nocnych eskapad.
Tym razem czekał ją jednak zawód, ponieważ domiszcze stało całkowicie puste. Rudowłosa po kilka razy sprawdziła wszystkie pokoje, ale nigdzie nie było widać ni jednej żywej lub nieżywej duszy. Wydało jej się to dziwne, co prawda domyśliła się, że Gilbertówna zapewne wyszła na imprezę Caroline, ale Stefan ? Mało prawdopodobne, aby zostawił swego brata samego, no i właśnie, gdzie jest sam Damon ? Wtem wpadła na pomysł, iż może młodszy Salvatore zamknął bruneta w piwnicy. W końcu niebieskooki wampir nie był bez skazy. Ciągle odstawiał jakieś numery, było tylko kwestią czasu, kiedy Stefan się o tym dowie. Jak pomyślała tak też zrobiła i od razu udała się na dół, już w progu doszły do niej jakieś odgłosy. Z całą pewnością ktoś był tam zamknięty.
-          Damon ? – zawołała, jakby na chwilę zapomniawszy, iż nie może jej usłyszeć. Stawiała pewnie kolejne kroki po drewnianych stopniach. Gdy jej stopy dotknęły już betonowej podłogi, odruchowo wyciągnęła rękę, by zapalić światło, jednak jej dłoń przeleciała przez kamienną ścianę. – Świetnie – burknęła pod nosem, po czym szła dalej w ciemności, zmierzając do coraz głośniejszych odgłosów łomotania.
Przesuwając po omacku ręką po zimnej ścianie powoli podążała naprzód. Starała się jak mogła, wytężając wzrok, ale brak żadnych okien powodował wręcz egipskie ciemności. W końcu jej dłoń natknęła się na coś innego. Pod opuszkami poczuła metalowe drzwi, a hałas. ku jej zdziwieniu, ucichł. Zaciekawiona ustała na palcach, by zajrzeć do środka przez szparę częściowo przysłoniętą kratami. Już nachylała się do środka, gdy wtem ku jej twarzy ruszyła czyjaś dłoń. Nim Heidi zdążyła zareagować, ręka ochwyciła jej rude loki. Santino odskoczyła przestraszona, głośno wciągając powietrze.
-          Kto tam jest ?! – wykrzyknął Stefan. Santino nie mogła uwierzyć, czyżby ją zobaczył?
-          Stefan ? – zapytała, ale on już jej nie słyszał. Co raz ponawiał swoje pytanie, lecz nie dostał żadnej odpowiedzi, gdyż nie mógł już dojrzeć ani usłyszeć umarłej.
Damon musiał go tu zamknąć –pomyślała Santino. –Muszę znaleźć Bonnie. Musimy go powstrzymać nim zrobi coś głupiego!
Wybiegła z pomieszczenia, zostawiając Salvatora samego. Wciąż krzyczał i dopytywał kim jest odwiedzająca go osoba, a w jego dłoni nadal spoczywało kilka rudych kosmyków.

W tym samym czasie imprezowanie trwało w najlepsze. Co młodsze osoby już się wykruszyły, ale zdecydowana większość nadal się świetnie bawiła. Chłopcy pod wpływem alkoholu wypowiadali niestworzone historie, zapowiadali plany, które miały szybko przejść w zapomnienie wraz z porannym uczuciem kaca. Dziewczęta wcale nie pozostawały w tyle. Wlewały w siebie kolejne trunki, rozgrzewając przy tym ciała, co powodowało coraz śmielsze ruchy w stronę płci przeciwnej.
Choć Bonnie nie wypiła aż tak wiele, to jednak ilość kubeczków wystarczyła, by przyprawić ją o lekką dezorientacje. Po znalezieniu stoliczków z przekąskami, miała niemały problem z odnalezieniem przyjaciół. Zapuściła się nieco głębiej w las, jednak doszła do wniosku, że to jednak nie ten kierunek. Postanowiła zawrócić, lecz wtem usłyszała za sobą odgłos łamanej gałązki. Natychmiast się odwróciła, ale nikogo nie dostrzegła. Przestraszona ruszyła czym prędzej do przodu, ale niespodziewanie na coś wpadła. Z impetem wylądowałaby na ziemi, lecz to coś, a raczej ktoś chwycił ją w połowie drogi.
-          Witaj, Bonnie – powiedział przymilnie Damon, odsłaniając w uśmiechu rządek równych, śnieżnobiałych zębów. – Co ty tu robisz ? Niebezpiecznie jest pałętać się samej po lesie.
-          Raczej co ty tu robisz. – Bennetówna wściekle wyrywała ramię z uścisku Salvatora. Mimo zamroczenia umysłu alkoholem pozostała wobec niego podejrzliwa i miała ku temu powody. – Elena mówiła, że zostałeś w pensjonacie ze Stefanem.
-          Przestarzała informacja – odparł wampir, wzruszając przy tym ramionami. – Stef, postanowił dać mi trochę przestrzeni.
Do czarownicy niezbyt przemawiała ta historia. Cofnęła się kilka kroków do tyłu chcąc oddalić się jak najdalej od bruneta. Z daleka czuć od niego było alkohol i mulatka była pewna, iż wypił znacznie więcej niż ona, a dobrze wiedziała, że wypity Damon to nie to samo co łagodny Damon.
-          Ale ty w to nie wierzysz, prawda ? – zapytał niebieskooki z ironicznym wyrazem twarzy, postępując kolejne kroki za Bennetówną. – Nie. Ty wiesz, po co tu jestem.– Salvatore roześmiał się maniakalnie, po czym wnet zamilkł. Jego twarz diametralnie się zmieniła, ukazując oblicze demona. Z wampirzą siłą i prędkością przybił dziewczynę do najbliższego drzewa. – Sprowadź ją z powrotem, Bonnie!
Czarownica nie dała się jednak zaskoczyć. Szybko przeprowadziła kontratak poprzez zaklęcie wywołujące u wampirów tętniaka. Żyły w głowie Damona pękały za każdym razem, gdy się na nowo wyleczyły, powodując obezwładniający ból. Brunet padł na ziemię z krzykiem.
-          Nie ma sposobu! – wykrzyknęła Bennett - Myślisz, że nie sprowadziłabym ich, gdybym mogła ? Tylera i Heidi ? Myślisz, że nie szukałam zaklęć, uroków, rytuałów ?
-          Bonnie ? – Z nikąd przed nimi pojawiła się Gilbertówna. Stała rozkojarzona, nie mogąc uwierzyć własnym oczom. Rozproszona Bennett, uwolniła Damona spod mocy zaklęcia. Ten szybko podniósł się z ziemi i chwycił Elenę w pasie, po czym zniknął, rozpływając się w ciemnej nocy.

***
No i jak tam ? Szczerze się przyznam, że rozdział był pisany nieco w pośpiechu. Zupełnie się jeszcze nie ogarnęłam po wakacjach i jakoś wcale nie mogę sobie znaleźć czasu x)
Ogólnie to nawet mi się podoba, a co wy sądzicie ? ;)
Jak myślicie, co wyniknie ze sceny w piwnicy ? Czyżby Stefek miał się dowiedzieć o Heidi ?
A Damon? Co sądzicie o jego całym zachowaniu i porwaniu Eleny ? Jakieś domysły jak to się rozwinie ?
Zapraszam do komentowania, a do was zajrzę dopiero gdzieś w okolicach weekendu.
Widzimy się 30.10. ;)
Przesyłam całuski, Wasza Lenena ;*

niedziela, 30 sierpnia 2015

Ucieczka

„Wszędzie są drogi proste, lecz i manowce wszędy.”

- Leopold Staff                                           


3x02
To popołudnie nie należało do najlepszych dla Damona Salvatora, nie to żeby się tym przejmował. Od śmierci Heidi dni mijały mu tak samo, bezbarwnie. Już od rana zaczynał pić, potem już mocno nagrzany jakoś znosił nużące wywody jego brata i Eleny, o tym jak to nie powinien tak postępować, że musi żyć, że to nie koniec świata. Damon zawsze podsumowywał je tak samo: stek bzdur. Bo niby dla kogo miał żyć ? Jedyna osoba na której mu zależało, umarła. Został mu tylko Stefan, ale on był za bardzo zajęty swoim własnym szczęściem z Eleną. Damon nie miał nic przeciwko temu, Gilbertówna już go nie interesowała odkąd odkrył, iż to nie ona jest miłością jego życia. Pragnął jedynie spokoju. Wieczorami zawsze udawał, że idzie już spać, po czym usłyszawszy jak jego brat z dziewczyną również szykują się do snu, wymykał się na zewnątrz. Zabawiał się z przypadkową studentką, która nie mogła oprzeć się zabójczo przystojnemu brunetowi. Następnie nad ranem kasował jej pamięć, wszczepiając błędne wspomnienie o nadmiernym balowaniu, które wyjaśniałoby ból głowy, wywołany ilością utraconej krwi, wypitej przez Damona. Jednak tym razem coś poszło nie tak. Elena przyłapała dziewczynę w kuchni, nim Salvatore zdążył ją wygonić. Więc mimo iż jego koleżanka na jedną noc już wygodnie siedziała sobie w taksówce w drodze do domu, w głowie mając rozmyty obraz imprezy, której tak naprawdę nie było, on musiał tkwić przed swoim rozgniewanym bratem, wysłuchując tyrad o jego amoralnym zachowaniu.
-          Czy ty w ogóle zdajesz sobie sprawę, co zrobiłeś ? – zapytał po raz wtóry Stefan. Opadały mu ręce nad postawą Damona, choć musiał przyznać, iż nie był zaszokowany. Wcześniej dziwiło go nader spokojne zachowanie brata, ale teraz wszystko się wyjaśniło, on po prostu umiejętnie ich oszukiwał.
-          Tak, Stefan, ale nie widzę w tym nic złego. Ja się rozerwałem, nie rozrywając przy tym nikogo na strzępy, a dziewczyna wróciła z małym bólem głowy do akademik, po co rozdmuchiwać sprawę ? – powiedział bagatelizująco Damon, popijając kolejny łyk trunku z szybko pustoszejącej szklanki.
-          Rozdmuchiwać ? – powtórzył młodszy Salvatore. – Tutaj nie ma nic do rozdmuchiwania! To poważna sprawa, twoje zachowanie może nas wydać.
-          Zawsze wymazuję dziewczynom wspomnienia, nie pamiętają nawet, gdzie dokładnie były, a co dopiero z kim.
Stefan jedynie westchnął ciężko na te słowa i przetarł dłonią spięte czoło. Nie miał pojęcia jak przemówić Damonowi do rozumu, powoli tracił siły na swojego brata.
W tym momencie Gilbertówna wkroczyła do salonu, właśnie skończyła rozmawiać przez telefon. Podeszła lekko zdenerwowana do Stefana, ten od razu poznał iż coś ją gryzie, lecz nie musiał nawet pytać, gdyż Elena od razu zaczęła mówić.
-          To była Caroline. Chciała nas zaprosić na imprezę z okazji miesiąca wakacji, kompletnie o tym zapomniałam.
-          Chcesz tam iść ? – zapytał Salvatore. Dobrze wiedział, iż Elena nie przeżywa tutaj swojego najlepszego czasu, mając razem z nim oko na Damona.
-          Sama nie wiem, chciałabym się wybrać z tobą, ale czy możemy ? Caroline bardzo nalegała, wsiadła mi na sumienie. Mówiła że już nie spotykamy się razem, a teraz mielibyśmy szansę spotkać się całą grupą. My, Caro, Matt, nawet Bonnie ma się pojawić.
Bonnie? – pomyślał Damon. To go autentycznie zaciekawiło. Czarownica była jego jedyną szansą na powrót Santino, ale od czasu pogrzebu nie mógł się z nią spotkać, nie przy bezustannej obstawie w postaci jego brata i Eleny. Próbował się do niej dodzwonić, ale ona wciąż ignorowała jego połączenia.
-          Myślę, że powinniście iść. – zaczął Salvatore, czym skupił na sobie uwagę dwójki. – Zabawcie się, odpocznijcie, poradzę sobie jedną noc bez niańki.
-          Jestem innego zdania, tym bardziej po dzisiejszej… sytuacji – odparł Stefan, po czym zwrócił się do Gilbertówny. – Ale ty powinnaś iść, spotkasz się z przyjaciółmi, a ja poradzę sobie z Damonem.
To się jeszcze okaże – pomyślał Salvatore, w głowie już szykując sobie plan, kiedy para rozmawiała, o tym co zrobić. W końcu stanęło na tym, że Elena pójdzie nad jezioro, a Stefan zostanie sam z bratem, co doskonale pasowało do szyków Damona.

Tymczasem w domu Bennettów, Bonnie szykowała się na dzisiejszy wieczór. Była rozdarta pomiędzy uroczo dziewczęcą, czerwoną sukienką, a stylowym kompletem składającym się z białej, luźnej koszuli, czarnej kamizelki i dżinsowych spodenek.
Kiedy tak nie mogła zdecydować w co się ubrać, do pokoju wpadła rozpromieniona Santino.
-          Heidi, przepraszam, że wywlokłam sprawę Damona, nie chciałam… - zaczęła mulatka, ale nie dane jej było skończyć. Rudowłosa energicznie jej przerwała.
-          Właśnie na kogoś wpadłam na ulicy! Zderzyłam się ramionami z jakimś mężczyzną i on to poczuł! – trajkotała ciągle Santino. – Co prawda mnie nie zobaczył, ale…
-           Heidi, to wspaniale! W końcu jakiś przełom – tym razem to Bennetówna jej przerwała. – Jak to się stało ?
-          Szczerze mówiąc to nie jestem pewna – opanowała się już zmarła. Kontynuowała dalej spokojnym tonem, jak to miała w zwyczaju. – Po prostu wyszłam wściekła z Grilla i idąc chodnikiem kogoś potrąciłam. Próbowałam to później powtórzyć, ale mi się nie udawało, przenikałam przez wszystkich tak jak zawsze.
Bennetówna spochmurniała. Zrobiły jeden krok naprzód, ale jednocześnie dwa w tył. Rudowłosa widząc nagły spadek zadowolenia na twarzy czarownicy, nie mogła wytrzymać i uśmiechnęła się, na co Bonnie zmarszczyła brwi, nic nie rozumiejąc.
-          Jest coś jeszcze – powiedziała, a Bennet szturchnęła ją w ramię za zwodzenie jej, Santino zachichotała. – Kiedy zderzyłam się z tym chłopakiem moje gwałtowne emocje nagle uciekły ode mnie, poczułam spokój. Myślę, że o to właśnie chodzi. Silne uczucia mogą mieć wpływ na moją materialność wśród żywych.

Impreza trwała w najlepsze, goście zgromadzili się dosyć wcześnie. Część z nich szalała w wodzie, inni tańczyli na parkiecie, którym była plaża, a pozostali kręcili się koło stołów zastawionych słonymi przekąskami oraz podobnymi pysznościami, a także napojami z i bez alkoholu. Kiedy nastała noc nad głowami balowiczów rozbłysły połyskujące lampiony. Część z par uległa romantycznej atmosferze i oddaliła się w bardziej zaciszne miejsca, jednak nadal wiele gości wywijało swe młodzieńcze ciała na piaszczystym ringu tańca.
Caroline patrzyła na to wszystko z dumą. Całkiem samej udało jej się zorganizować naprawdę niezłą imprezę. Była tak zajęta, że nawet przez moment tego wieczoru nie pomyślała o Tylerze.
To chyba jakiś rekord – pomyślała blondynka, pokrzepiając się w myślach, gdy wtem z zamyślenia wyrwała ją Elena.
-          Care! – zawołała szatynka, przytulając się do przyjaciółki na powitanie. – Świetna impreza! Spisałaś się – powiedziała uśmiechając się do wampirzycy. – Gdzie reszta ?
-          Nie widziałam jeszcze Bonnie, a Matt poszedł po lód do drinków.  A ty  przyszłaś sama ? Gdzie Stefan ? – zapytała Forbes, rozglądając się za zielonookim Salvatorem.
-          Nie mógł przyjść. Wiesz, musi mieć oko na Damona. Jeszcze nie doszedł do siebie po tym wszystkim…
-          Nie, ani słowa więcej! – przerwała blondynka. – Dzisiaj nie ma miejsca na smutki. Gadamy, pijemy, szalejemy- liczy się tylko ta noc!

Tymczasem w pensjonacie Salvatorów panowała napięta atmosfera. Starszy Salvatore co jakiś czas popijał szkocką z kryształowej szklaneczki, zupełnie nie zwracając uwagi na wciąż bacznie obserwującego go brata. Stefan nie miał zamiaru spuścić oka z Damona choćby na sekundę. Cały dzień nie zostawiał bruneta samego, chodził wszędzie tam gdzie on, do sypialni po inny rodzaj whiskey, do piwnicy po torebkę z krwią, a teraz siedzieli już od dłuższego czasu w salonie, a otaczała ich jedynie coraz cięższa cisza.
-          Może się napijesz, bracie ? – powiedział starszy z nich do drugiego, unosząc w górę szklankę z alkoholem. – Wyglądasz na spiętego.
-          Nie, dziękuję – odparł zwięźle szatyn. Nie miał zamiaru wplątywać się w podstępne dyskusje Damona, mógł go zwieźć i tym samym doprowadzić do swojego uwolnienia. Nie mógł pozwolić sobie na takie ryzyko.
-          Jesteś pewien ? To może zjesz małe co nieco ? Wyglądasz mizernie, jakaś mała wiewiórka by ci nie zaszkodziła. – Stefan nie odpowiadał. – Daj spokój, bracie! Chcesz to mogę się nawet wybrać z tobą. Nauczysz mnie jak polować na Bambi, będzie wspaniale! – powiedział Salvatore z udawanym entuzjazmem. – Może gdy zobaczę cię na polowaniu, przekonam się do tej drakońskiej diety ?
-          O co ci chodzi, Damon ? – zapytał podejrzliwie Stefan, marszcząc przy tym brwi. Nie ważne co jego brat mówi, on nie da się nabrać na przymilny ton.
-          Ja ? – odparł niewinnie brunet. – Nic. Chcę ci jakoś wynagrodzić moje ostatnie zachowanie, Stef. No dalej, nie bądź taki! Pobaw się ze swoim starym braciszkiem.
Damon uśmiechał się przy tym szczerze. Przypominał wtedy Stefanowi jaki był zanim obaj umarli. Brakowało jeszcze, żeby dał mu kuksańca i sugestywnie zaproponował braterską bójkę czy grę w football. Młodszy Salvatore skarcił się za tę myśl. Powoli gierki Damona go zmiękczały, a wiedział, że nie może sobie na to pozwolić.
-          Nie jestem zainteresowany – odpowiedział sucho, następnie odwrócił się, by odejść kawałek, lecz wtem zjawił się przed nim brunet.
-          Szkoda, bracie – rzekł, po czym jednym ruchem ręki skręcił kark Stefanowi. – Wielka szkoda.
***
Hejka, ludziki! ;)
Co tam u was słychać ? Też ubolewacie nad końcem wakacji ? Bo ja bardzo ;c
Anyway, jak wam się podobał rozdział ?
Myślicie, że Bon Bon i Heid wreszcie do czegoś doszły ? Czy to ich dokądś doprowadzi, a może znowu utkną w martwym punkcie ? Btw, cieszę się, że polubiliście tę dwójkę razem ;)
A co myślicie o Caro ? Jej postawa pod tytułem "Zapomnę o moim zmarłym chłopaku" jest słuszna czy raczej nie ?
No i last but not least: Damon! Przesadził w dążeniu do celu ? Myślicie, że coś zrobi ze Stefkiem, a może ruszy prosto nad jezioro i tam zacznie rozrabiać?
Czekam na wasze komentarze i zapraszam na nn 30.09.
Kocham, Wasza Lenena ;*

czwartek, 30 lipca 2015

Tajemnica

„Niech już zacznie się złoty wiek.”
- Beck                                         

3x01
Słońce wreszcie zabłysło nad Mystic Falls, najwyższa pora w końcu zbliżał się już środek lata. Świetliste promienie znalazły lukę pomiędzy zasuniętymi zasłonami, przebijając się do pokoju, w którym spała Caroline Forbes. Dziewczyna burknęła pod nosem ciche przekleństwo i odwróciła się na drugi bok, nie chcąc jeszcze wstawać z łóżka. Jej plan jednak się nie powiódł. Wibrujący na nocnym stoliku telefon wyrwał ją z resztek snu, skutecznie uniemożliwiając dalsze leniuchowanie. Blondynka podniosła urządzenie i mrużąc oczy przeczytała ukazujący się napis: „Przygotowania do imprezy czas zacząć!”- zdawał się radośnie wykrzykiwać wyświetlacz. Caroline z grymasem na twarzy wyłączyła alarm. Kompletnie o tym zapomniała. Już dawno zaplanowała, że urządzi imprezę z okazji miesiąca wakacji. Od początku starannie planowała to wydarzenie i zaprosiła tłumy ludzi, wtedy jednak nie spodziewała się, że wydarzy się tak wiele. Mimo iż od śmierci Tylera i Heidi minęły grubo ponad dwa miesiące, ona wciąż myślała o tym każdego dnia.
-          Ale dziś z tym koniec! –  zakrzyknęła sama do siebie, energicznie wstając z łóżka.
Nie mogła sobie pozwolić by choć przez chwilę dłużej użalać się nad sobą. Mimo iż najchętniej zwinęłaby się w kłębek i schowała pod stertą kocy oraz  poduszek, postanowiła to zakończyć. Potrzebowała czegoś do zajęcia, czegoś co odciągnie jej myśli, a co się nadawało do tego lepiej niż zorganizowanie letniej imprezy ? W końcu kto jak kto, ale Caroline Forbes nie odwołuje żadnych przyjęć!

Tymczasem w pensjonacie Salvatorów atmosfera była o wiele mniej motywująca. Świadoma tego faktu Elena postanowiła zeszłej nocy, że przenocuje u Stefana, by w razie potrzeby pomóc mu z Damonem. Ku jej zdziwieniu starszy z braci nie powodował większych problemów. Zalał się w trupa, więc młodszy Salvatore położył go do łóżka. Para czekała do północy, na wszelki wypadek gdyby Damonowi jednak zachciało się ekscesów, jednak nie doczekawszy się niczego nadzwyczajnego poszli spać.
Już dzisiaj, podczas gdy wielki zegar w salonie wybijał dziesiątą, Gilbertówna schodziła do kuchni na nieco spóźnione śniadanie. Ona i młodszy Salvatore pozwolili sobie na chwilę zapomnienia, także Stefan wciąż był pod prysznicem, a Elena zamierzała przygotować im śniadanie. Choć w rzeczywistości jedynie ona potrzebowała takiego posiłku, pomyślała, iż będzie to miły gest, jeśli przygotuje coś dla ukochanego.
Zmierzała właśnie po perskim dywanie, by już po chwili wkroczyć do kuchni, ale na widok tego co zobaczyła za drewnianymi drzwiami, oniemiała. Przy blacie stała około dwudziestoletnia dziewczyna w skąpej bieliźnie. Na blade barki opadały jej sprężynki krótkich brązowych włosów z rudawymi refleksami. Nieznajoma stała tyłem do Eleny, najwidoczniej nie zauważyła wchodzącej szatynki. Gilbertówna odchrząknęła znacząco, by zasygnalizować swoją obecność dwudziestolatce, na co ona podskoczyła lekko zaskoczona.
-          Przestraszyłaś mnie – powiedziała odwracając się, po czym posłała sobowtórowi promienny uśmiech.
-          Kim jesteś ? – zapytała podejrzliwie Elena, choć już podejrzewała co może być odpowiedzią na jej pytanie, a dziewczyna miała potwierdzić jej domysły.
-          Znajomą Damona, Lindsay – przedstawiła się szatynka, podając Gilbertównie rękę. Ta uchwyciła ją niepewnie, posyłając dość nieporadny uśmiech koleżance Salvatora. Domyślała się bowiem jaką „znajomą” była dwudziestolatka. – Damon poprosił mnie o kawę z burbonem – przerwała ciszę dziewczyna, wskazując na stojący naprzeciwko niej ekspres. – Zaparzyć też dla ciebie ?
-          Nie, dzięki. Mogę cię przeprosić na moment ? – zapytała Elena, po czym pośpiesznie opuściła pomieszczenie. Błyskawicznie pokonała stare drewniane schody i lekko zziajana wpadła do pokoju Stefana. Młodszy Salvatore właśnie opuszczał łazienkę. Przepasany w pasie ręcznikiem stał nieopodal drzwi, wycierając włosy. Gilbertówna omal na niego nie wpadła, wparowując do pomieszczenia.
-          Co się stało ?
-          Damon się stał.

Ten dzień nie różnił się za bardzo od poprzedniego dla Bonnie Bennett. Po szybkim śniadaniu od razu ruszyła do Mystic Grill, by tam spędzić popołudnie na wertowaniu książek. Nadal nie znalazła zaklęcia, które mogłoby wskrzesić Heidi, a sama zainteresowana również na nic nie wpadła. Jednak Santino nie ustawała w swych próbach, co jakiś czas podając Bennetównie nowe tytuły i lokalizacje ksiąg, jednak jak na razie nic nie przyniosło oczekiwanych efektów.
-          Mam dość – mruknęła pod nosem wiedźma, po kilku godzinach sterczenia nad magicznymi receptami, różnymi rytuałami oraz obrzędami. Przetarła zamykające się powieki, po czym ruchem ręki przywołała kelnerkę i złożyła zamówienie na kubek mocnej kawy.
-          Daj spokój, wiem że jesteśmy już blisko – odparła jej Adelheid.
Odkąd wydostała się ze swojego grobu – a przynajmniej jej duch to uczynił – praktycznie nie odstępowała Bennetówny na krok. Razem szukały odpowiedniego zaklęcia, choć musiały uważać, by nikt nie zauważył jak kartki ksiąg są przewracane przez niewidoczną dla innych Santino lub chociażby jak czarownica mówi do rudowłosej. Dlatego zazwyczaj udawały się w mniej publiczne miejsca, jednak o tej godzinie Grill był praktycznie pusty.
-          Bonnie Bennett, nie mów mi, że nawet wakacje spędzasz z tymi księgami! – Mulatka aż podskoczyła ze strachu. Kompletnie nie zauważyła zbliżającej się bezszelestnie Forbes.
-          Przestraszyłaś mnie, Care! Czemu się tak skradasz ? – zapytała Bonnie z uśmiechem na twarzy. Cieszyła się z widoku Caroline, dawno się nie widziały, ponieważ ona spędzała całe dnie na poszukiwaniu sposobu na wskrzeszenie Adelheid, a Forbes usunęła się w cień, przeżywając swoją żałobę po Tylerze.
-          Wybacz, wampirze nawyki – odparła konspiracyjnym szeptem blondynka, przysiadając się do koleżanki. – Wpadłam tylko na chwilę. Chciałam wywiesić ogłoszenie o imprezie nad jeziorem z okazji miesiąca wakacji.
-          Jednak ją organizujesz ? – zapytała szczerze zdziwiona Bennett. – Myślałam, że ją odwołasz, ze względu na… ostatnie wydarzenia.
-          Myślę, że właśnie ze względu na to muszę ją urządzić. Wszystkim nam potrzebna jest chwila zapomnienia. A co nadaje się do tego lepiej niż kilka drinków w towarzystwie przyjaciół ? – Caroline przybrała swoją udawaną,  poważną minę, po czym nachyliła się tajemniczo do Bonnie. – Mam nadzieję, że nie zabraknie też ciebie, czarownico.
-          Sama nie wiem, Care. –  Mulatka zaczęła się wykręcać.
Wiedziała, że przydałoby się jej trochę luzu, ale jednocześnie miała silne postanowienie odnalezienia odpowiedniego zaklęcia. Nie miała zamiaru wymigiwać się od tego tylko ze względu na jakąś imprezę. Przed oczami miała swój cel i radość jaką wywoła jeśli uda jej się przywrócić Heidi.
-          Przemyśl to. Liczę na ciebie, Bon – odparła Caroline, mrugając porozumiewawczo do dziewczyny, po czym wstała od stolika i opuściła Mystic Grill. Bonnie patrzyła jak blondynka odchodzi, a w myślach rozważała jej słowa.
-          Myślę, że powinnaś iść – odezwała się do tej pory milcząca Adelheid.
-          Daj spokój, już przyzwyczaiłam się do twojego trupiego oddechu na moim karku – zażartowała wiedźma. – Nie potrzebuję przerwy.
-          Może ty nie, ale ja chętnie od ciebie odpocznę. Przysięgam, jeśli nie byłabyś jedyną osobą, która mnie widzi… - Heidi nie dokończyła zdania, widząc iż Bennetówna już chichocze. – Poważnie, idź już do domu i tak niedługo będzie tu zbyt tłoczno, żeby pracować. Poza tym jak będziesz się tak zamęczać to twój wykończony mózg i tak nic nie wykombinuje, a ja chciałabym wrócić do żywych jeszcze w tym stuleciu.
-          Jesteś pewna ? – zapytała nie do końca przekonana Bennett. Chciała wreszcie spędzić trochę czasu z przyjaciółmi, ale z drugiej strony nie była skora do zostawienia Santino na lodzie. Podczas wakacji kobiety bardzo się do siebie zbliżyły, choć mogły nie być do końca tego świadome.
-          Tak, idź i szykuj się na imprezę. Ja poszwendam się trochę po mieście, zacznę wreszcie rozkoszować się samotnością. Kto wie może nawet uda mi się nastraszyć jakiś małolatów ?
Bonnie uśmiechnęła się na te słowa. Mimo ich niepowodzeń Adelheid nie traciła ducha walki, wciąż była sobą. Waleczna, pozytywna, mawiała, iż jedyne czego jej brakuje to alkohol, jednak Bennett dobrze wiedziała, że to nie wszystko za czym tęskni. Najdotkliwszy był brak Damona. Czasem gdy rudowłosa odpływała myślami, czarownica dostrzegała smutek malujący się na twarzy nieżywej. Podejrzewała, że to właśnie wtedy Santino pozwalała sobie na myśli o Salvatoru. Choć Bonnie nie była pewna jak blisko Heidi była z Damonem, to podejrzewała, iż ich znajomość wykraczała daleko poza ramy słowa przyjaźń. To właśnie konfrontacji z starszym Salvatorem czarownica bała się najbardziej. Jeszcze przed pogrzebem wampir wypytywał ją o możliwość powrotu Santino, jednak ona za każdym razem odpowiadała, że nie ma na to sposobu. Po tym jak Adelheid po raz pierwszy przyszła do jej sypialni jako duch, Bonnie od razu chciała wszystkich powiadomić, jednak rudowłosa całkowicie jej tego zabroniła i bynajmniej nie zrobiła tego w uprzejmy sposób.
-          Co jeśli nad jeziorem będzie też Damon ? – zapytała Bonnie, nie podnosząc wzroku na Heidi. Bała się reakcji nieżywej na to pytanie, gdyż wyczuwała, że temat Damona jest dla byłej wampirzycy wrażliwy.
Udawała, że całą jej uwagę pochłania pakowanie ksiąg do torby, ale gdy przez dłuższy czas nie doszła do niej żadna odpowiedź ze strony Santino, mulatka odważyła się spojrzeć rudowłosej w oczy. Zmarła drastycznie spochmurniała, popadła w jedną z jej głębokich zadum, jednak gdy tylko poczuła spojrzenie Bennetówny na sobie, od razu przybrała obojętną minę.
-          To proste, zostań przy swoim. Powiedz mu, że nie ma absolutnie żadnego sposobu na przywrócenie mnie do świata żywych, ani tym bardziej na jakikolwiek kontakt ze mną.
-          Nadal nie rozumiem, dlaczego chcesz pozostawić swoje życie po życiu w tajemnicy…
-          Bonnie – zaczęła poważnie Santino, a dziewczynie aż ścierpła skóra na dźwięk jej chłodnego, formalnego głosu – w tej chwili szanse na mój powrót wynoszą zero. Nie chcę, aby ktokolwiek, a zwłaszcza Damon, wiązał swe myśli z duchem, z którym nawet nie może porozmawiać. W wypadku naszego niepowodzenia złudne nadzieje jakie mu damy, mogą przynieść jedynie szkody. Dlatego masz mu zupełnie nic nie mówić. Ma ruszyć dalej i zostawić mnie daleko za sobą, jasne ?
Jednak zanim Bennett zdążyła odpowiedzieć, Adelheid już wyszła. Była wściekła, czuła w sobie nadmiar energii, której nie potrafiła się pozbyć. Ruszyła rozjuszonym krokiem dalej przez chodnik, kiedy nagle… wpadła na kogoś. Mężczyzna odwrócił się z grymasem na twarzy, chcąc nawrzeszczeć na osobę, która go potrąciła, jednak nie zauważywszy nikogo, rozejrzał się, wzruszył ramionami i poszedł dalej.
Heidi ustała skonsternowana. Wszystkie jej emocje jakby nagle wyparowały, a ona poczuła całkowity spokój. Wreszcie natrafiła na jakiś trop- uśmiechnęła się szelmowsko na tę myśl.
    -          Ciekawe…
***
Hejka! Jak się podobał rozdział ? ;)
Myślicie, że impreza Caro wypali ? Sądzicie, że zachowuje się płytko, a może ją rozumiecie ?
Co wyniknie z konfrontacji Stefana i Eleny z Damonem ? Myślicie, że przemówią mu do rozumu ?
A jak podobał wam się team Bonnie&Heidi  ? Sądzicie, że trop na jaki wpadła Santino wreszcie ich dokądś doprowadzi czy nadal będą stały w miejscu ?
Dajcie mi znać, co sądzicie- jestem mega ciekawa waszych opini :)
Następny rozdział 30.08.
Wasza Lenena ;*

wtorek, 30 czerwca 2015

Przebudzenie

„Życie nie jest sprawiedliwe. Tyle, że jest bardziej sprawiedliwe niż śmierć.”
- William Goldman             
2x22
Ciemna noc, cmentarz. Szatynka idzie pewnie przed siebie. Otacza ją to dziwne uczucie- wie po co zmierza akurat w tym kierunku, ale w tym samym czasie nie ma o tym pojęcia. To po prostu te niewytłumaczalne przeczucie, że to tam jest. Ta rzecz po którą idzie, a może to osoba ? Dowie się na miejscu.
Po długim przedzieraniu się  przez prawie identyczne nagrobki, w końcu dostrzega cel swojej podróży. Śliwkowa trumna. Bez wahania podchodzi bliżej, co uczyniwszy zauważa, że wieko jest otwarte, jednak nikogo nie ma w środku, a biały atłas, którym wyściełane jest wnętrze, został zabrudzony grudami piachu. Bonnie marszczy brwi, nic nie rozumiejąc i dopiero teraz dostrzega, iż ktoś przytrzymuje jej lewe przedramię. Odwraca się przerażona.
-          Pomóż mi – szepcze Adelheid, puszczając Bennetównę, po czym od razu się rozmywa.
Czarownica budzi się z krzykiem, gwałtownie siadając na łóżku. Chwyta się oburącz za klatkę piersiową, jakby chcąc utrzymać zwariowane serce na miejscu. Płuca łapczywie nabierają powietrze, nie mogąc nacieszyć się zawartym w nim tlenie. Podnosi lewą rękę do czoła i wtedy przypadkiem muska czyjąś dłoń. Zastyga, a z jej gardła ponownie wydobywa się krzyk.
-          Ucisz się! – syczy ruda, zatykając ręką jej usta. Oczy Bennetówny są szeroko rozwarte z przerażenia, wpatrują się w dziewczynę pragnąc zadać tysiące pytań, których zatkane wargi nie są w stanie wypowiedzieć.
Adelheid uśmiecha się szelmowsko, po czym odwraca się w stronę drzwi, które już po chwili otwierają się szeroko. To ojciec nastolatki przybył zaalarmowany krzykiem córki.
-          Coś się stało, skarbie ? – pyta zziajany. Bonnie przenosi wzrok, na zabierająca rękę z jej ust dziewczynę. Heidi nic sobie nie robi z obecności pana Bennetta. Uśmiecha się jedynie tajemniczo, przykładając palec do swych warg i nakazując tym samym, by szatynka nic o niej nie mówiła.
-          Wszystko w porządku, tato – mówi Bonnie, wpatrując się w Adelheid, po czym przenosi wzrok na swego ojca. Uśmiecha się uspokajająco. – Miałam po prostu zły sen.
Pan Bennett kiwa głową ze zrozumieniem, po czym burczy coś jeszcze o tym, by Bonnie go tak nie straszyła. Wychodzi, zupełnie nie zwracając uwagi na Santino. Kiedy tylko zamykają się za nim drzwi niedawno umarła wybucha śmiechem i wstaje z łóżka, by poprzyglądać się pokojowi czarownicy. Tamta zaś odczekuje, aż nie jest w stanie dosłyszeć kroków ojca, po czym wybucha.
-          Co tu się dzieje ?!
-          Ciii! – Santino ponownie przykłada palec do ust, a następnie szepcze konspiracyjnie – Chyba nie chcesz, żeby twój tatuś nas usłyszał. – Mruga do Bennetówny, po czym powraca do oglądania jej drobiazgów.
-          Nie żartuję, Heidi. – Mulatka marszczy brwi, wyraźnie irytuje ją niepoważne zachowanie wampirzycy - Co tu jest grane ? Jak… ?
-          To w ogóle możliwe, że żyję ? Że twój ojciec mnie nie widział ? – dokańcza za nią ruda, powracając do czarownicy na łóżko. – Nie wiesz ? Czy odpowiedź sama nie nasuwa się na usta ? Jest bardzo prosta i można ją streścić jednym, krótkim, trój literowym słowem- nie. N- I- E.  To bardzo dobre słowo, by powiedzieć NIE żyję, a co za tym idzie twój ojciec mnie NIE widział.
Bonnie oniemiała z wrażenia. Kompletnie nie wiedziała, co powiedzieć. Miała w głowie mętlik, a język uwiązł jej w gardle, jednak z tym nie było problemu, gdyż Santino postanowiła ją wyręczyć i sama zaczęła mówić. Wstając z łóżka i podążając w kierunku półek z bibelotami mulatki, rozpoczęła swoją opowieść.
-          Obudziłam się dzisiejszej nocy. Na początku zupełnie nie wiedziałam, co się dzieje, gdzie jestem, ale już po chwili wszystko do mnie wróciło. Wspomnienia uderzyły z mocą wodospadu, wzmocnione dodatkowo obecnością kogoś, choć może raczej powinnam powiedzieć czegoś, innego. Mojego ciała. – Adelheid przerwała na chwilę, obracając w dłoniach jedną z drobnych figurek, znalezioną pośród rzeczy Bennetówny. Był to porcelanowy słonik. Mała, tandetna figurka wywołała lekko kpiący uśmiech na ustach Santino. Dziewczyna odwróciła się do szatynki, po czym kontynuowała opowieść. – Na początku nie wiedziałam jak się wydostać. Widzisz, moje obecne ciało ma pewne wady. Nie jest do końca materialne dlatego często po prostu przenikam przez przedmioty, ale zdarza się, że mogę nawet coś złapać. - Adelheid podrzuca słonika to góry, jednak gdy próbuje go ponownie przechwycić, przelatuje przez jej ręce, rozbijając się na podłodze. – Choć to nie zawsze się udaje.
Santino przeszła do biurka. Rozsiadła się wygodnie na fotelu i wykonała na nim kilka obrotów, by w końcu przestać i zainteresować się zawartością szuflad. Leżały w nich głównie książki do szkoły, jakieś papiery, opakowania po przekąskach. Normalny bałagan, będący codziennością każdej nastolatki. Natomiast, w odróżnieniu od ledwo zamykających się szafek, na blacie panowała pustka, mącona jedynie przez lampkę oraz rozłożoną na środku potężną księgą rodu Bennettów. Heidi aż oblizała wargi. Przez chwilę poruszała niespokojnie palcami, aby zebrać się w sobie i w końcu chwycić za okładkę. Ku swemu zdziwieniu zauważyła, że przewracanie kartek nie sprawia jej problemu, tak jak to było z wyjściem z grobu czy chociażby z trzymaniem małego słonika, wręcz przychodzi jej z łatwością. Ucieszona tym faktem postanowiła nagrodzić cierpliwość swojej kompanki i w końcu przemówić.
 -          Nie powiedziałam ci jednak o czymś, co jak sądzę jest najistotniejsze. Zanim się obudziłam, trafiłam do jakiegoś dziwnego miejsca. Szczerze mówiąc nie jestem pewna co to było, ale mam pewną teorię. – Heidi uśmiechnęła pod nosem, rozpoczynając swoje małe poszukiwania w księdze Bennetówny. - Nic nie widziałam, dolatywały do mnie jedynie rozmyte głosy. Niektóre wręcz wrzeszczały, inne ledwo było słychać, czasami były… rozmyte. Niewyraźne, jakby dochodziły spod wody.
Santino ponownie zamilkła. Przewracała powoli kartki, wyraźnie czegoś szukając. Po kilku minutach poszukiwań podniosła się energicznie z krzesła i podała Bennetównie księgę, wskazując na jedną z pożółkłych kartek.
-          Druga strona… - przeczytała czarownica. Uniosła wzrok na Santino nic nie rozumiejąc, ale umarła zachęciła ją ruchem ręki, by czytała dalej. – Jest to tajemniczy wymiar, rządzony od niepamiętnych czasów przez duchy zmarłych czarownic. Został stworzony jako czyściec lub miejsce zawieszenia dla zmarłych nadnaturalnych istot. Wampiry oraz wilkołaki z uaktywnionym wilczym genem pozostają w nim samotni na wieki, błąkając się pomiędzy żywymi, sami pozostając niewidocznymi. Czyste dusze są w stanie przejść dalej i osiągnąć spokój. – Bonnie przerwała lekturę, ponownie zwracając wzrok ku Adelheid. – Czyste dusze ?
-          Nie jest to dokładnie sprecyzowane. Tyczy się to świata zmarłych, a grzeczne czarownice nie babrzą się w tym błotku. – wyjaśniła Santino, puszczając porozumiewawczo oko. – Lepiej skupmy się na wiedźmach. Jak przeczytałaś wampiry i wilkołaki pozostają w alienacji, natomiast czarownice do końca trzymają się razem. Zachowują kontakt między sobą, a czasami komunikują się nawet z żywymi. Jednak ja jestem swoistym wynaturzeniem. – Rudowłosa wstała z łóżka i zaczęła przechadzać się po pokoju. – No cóż, nikogo tutaj ze mną nie ma, więc standardowo przyjęłabym, że górę wzięła moja wampirza strona, ale z drugiej strony jesteś ty. Jedyna osoba, która mnie widzi, słyszy, może ze mną rozmawiać.
-          Jak to możliwe ? Skąd w ogóle wziął ci się pomysł, żeby mnie znaleźć ? – zapytała szatynka, poprawiając się na łóżku. Heidi ustała, uśmiechnęła się szelmowsko i popukała w skroń.
-          Miło, że korzystasz z tych szarych komóreczek znajdujących się pod kopułą, którą zwiesz głową. – odparła z lekkim przekąsem, po czym powróciła do maszerowania. – Tutaj wracamy do naszych tajemniczych głosów. Otóż to nie był pierwszy raz, kiedy je słyszałam. Należą one do duchów zmarłych
wiedźm, a jeden z nich nie był taki tajemniczy… - Heidi przełknęła ślinę, po czym po chwili zawahania dokończyła - należał do mojej matki. I tak jak mówiłam, to wszystko było bardzo nie wyraźne, nie wszystko usłyszałam, ale z tego co zrozumiałam, spór toczył się o moje życie pośmiertne- czy mam dołączyć do wiedźm czy błądzić jako wampir ? Tak jak sama zakładałam, plan był taki, bym skończyła jak na nieśmiertelną przystało, jednak spotkało się to z pewnymi głosami, a raczej głosem sprzeciwu.
-          Twoja mama ? – zapytała Bonnie, powoli zaczynając rozumieć.
-          Bingo, Sherlocku. Niewiele pamiętam, ale jedno z ostatnich rzeczy jakie sobie przypominam to jak mówiła o jakiejś luce. Następne wspomnienie to przebudzenie z echem twojego imienia w uszach. Bonnie Bennett, myślę że możesz mnie wskrzesić.
***
UWAGA, NOTKA OD AUTORA! Możesz pominąć i przejść do komentowania :)
***
Hejka, wiem że długo się nie odzywałam, ale pod koniec roku miałam strasznie dużo pracy i nie mogłam się skupić na niczym innym, ale już jestem także mam nadzieję, że ktoś jeszcze czekał na rozdział ;)
Pod ostatnią notką pojawiły się pytania, po jakimś czasie przestałam na nie odpowiadać, bo stwierdziłam, że to takie sprawy o których dobrze byłoby powiedzieć w notce, także przepraszam jeśli ktoś poczuł się urażony. Wszystkie komentarze czytam i bardzo mnie motywują :)
Szczerze mówiąc zdziwiłam się, że aż tyle ich było i wgl kogoś obeszło, że to już koniec- strasznie się cieszę, że jednak komuś przypadły do gustu te moje wypociny ;>
Okey, żeby nie przedłużać:
1. Czy to już koniec ?
Tak, postanowiłam zakończyć to opowiadanie. Znalazłam się w takim miejscu, że zakończenie, które szykuję w miarę mnie zadowala, a nie widzę sensu, żeby to ciągnąć. Głównie przez początek. Nie wiem czy ktoś to wgl czytał, ale jest po prostu do niczego. Zdaję sobie z tego sprawę, gdyż na początku to sama nie wiem po co to wrzucałam, bo za bardzo się w to nie wciągnęłam, potem był taki komentarz, który sprawił, że się zaangażowałam i naprawdę pokochałam pisanie bloga. Dlatego, gdy skończę "Nową postać..." zacznę nową historią, która (mam nadzieję) będzie od początku do końca taka jaka powinna być.
2. Nie możesz zrobić kolejnej części ?
Ta notka jest jakby ostatnim rozdziałem do sezonu drugiego. Następne będą wchodziły w skład trzeciego, krótszego cyklu, który będzie całkowicie spod mojej ręki, nie wzorowany na serialu.
3. Jak mogłaś zabić Klausa ?
A mogłam :D Nie, tak na serio to miałam, co do niego inne plany. Gdybym nie zmierzała do zakończenia Klaus miałby swoją historię, poznalibyśmy jego przeszłość z Heidi (nawet był napisany pod to rozdział), mieliby swój wątek miłosny, ale ponieważ zbliżam się do końca, uznałam, że nie ma co się w to zagłębiać, bo nie miałabym jak tego rozwinąć. Także w tym świecie Mikaelson pozostaje czarnym charakterem i umiera.
4. Już prawie koniec miesiąca, gdzie rozdział ?
Miałam go już napisanego wcześniej, ale postanowiłam się wstrzymać do 30-tego, gdyż już do końca tej historii posty będą się pojawiać właśnie tego dnia. Także do zobaczenia 30.07. :)