czwartek, 8 maja 2014

Imię

„To brzmi prawie jak plan.”
    - Harlan Coben                                   

2x16
W nocy nie mogłam spać, cały czas przewracałam się nerwowo na łóżku, próbując znaleźć wygodną pozycję, ale to nic nie dało. Morfeusz najwidoczniej nie chciał mnie wziąć w swe ramiona. To całe wyjście Katherine z grobowca zupełnie wytrąciło mnie z równowagi. Dopiero gdzieś koło trzeciej nad ranem udało mi się zasnąć, ale już po niecałych czterech godzinach ponownie się przecknęłam. Nie miałam ochoty na kolejne godziny przewracania się na łóżku w poszukiwaniu snu, więc obudziłam Damona. Potrząsnęłam lekko jego ramieniem i powiedziałam szeptem:
-          Damon …
-          Hm ? – burknął, nie otwierając oczu.
-          Nie mogę spać. Obudź się.
Przewrócił się na plecy z ciężkim westchnieniem, a ja się na niego położyłam. Złożyłam ręce pod brodą i położyłam je na jego nagim torsie, on w końcu rozwarł powieki. Spojrzał na mnie badawczym wzrokiem, ale nic nie mówił. Po chwili wziął kosmyk moich rudobrązowych włosów między dwa palce i zaczął się nim bawić.
-          Niepokoi mnie Katherine – powiedziałam w końcu, a wampir ponownie skierował na mnie swój wzrok, wpatrywał się w  moje promieniście zielone tęczówki. Po chwili spuścił wzrok, ponownie nawinął sobie końcówki moich włosów na palec i rzekł:
-          Boisz się, że znowu namiesza mi w głowie ? – zapytał, a kiedy nie odpowiedziałam znowu zabrał głos - Niepotrzebnie. Już mnie nie obchodzi.
-          Kochałeś ją przez półtora wieku… - zaczęłam przyciszonym głosem, ale mi przerwał.
-          Więc, jak sama mówisz, zmarnowałem na to stanowczo za dużo czasu – odparł spokojnie, po czym wziął moją twarz w dłonie i pocałował lekko, po czym wpatrywał się we mnie swoimi błękitnymi oczami, jakby samym spojrzeniem chciał mnie zapewnić o prawdziwości swoich słów. Przygryzłam nerwowo wargę nie przekonana.
-          Jest coś jeszcze… - zaczęłam, ale się zawahałam. Damon nie przerywał mi, a jedynie kiwnął głową, abym mówiła dalej – Ona jest ścigana przez Klausa. Może zechcieć wymienić siebie na mnie.
-          W jaki sposób ? – zapytał, marszcząc brwi.
-          Może chcieć wykupić swoje winy u niego za informacje o mnie, chociażby gdzie jestem.
-          Myślałem, że się nie znacie. Skąd może wiedzieć o tym, że jesteś dla Klausa ważna ?
-          Oto właśnie chodzi, żeby się nie dowiedziała. Jeśli…
-          Spokojnie. – przerwał mi – Niczego się o tobie nie dowie. Nie pozna nawet twojego imienia.
-          Mam nadzieję. – odparłam z powątpiewaniem, po czym zmieniłam nieco temat – Katherine musiała wiedzieć, że sztylet zabije wampira.
-          Też o tym myślałem. Ona ma to do siebie, że dużo wie, a mało mówi i wciąż coś knuje za twoimi plecami.
-          Tylko nigdy nie wiesz co – dokończyłam za niego spokojnym głosem, marszcząc brwi w zastanowieniu. W końcu wzruszyłam ramionami, nie wiedząc co zrobić. Pocałowałam go w czubek nosa i zwlokłam się z łóżka. W drodze do łazienki zastąpił mi drogę.
-          A ty gdzie się wybierasz ? – zapytał z jednym ze swoich zadziornych uśmieszków.
Przyciągnął mnie do siebie, po czym zachłannie pocałował. Szybko zanurzyłam palce w kruczoczarnych włosach wampira, przylegając do niego całym ciałem. Podniósł mnie do góry, a ja oplotłam swoje nogi wokół jego bioder. W tej pozycji zaniósł mnie z powrotem do łóżka, rzucił na kremową pościel i wymruczał do mojego ucha:
-          Nigdzie nie idziesz…

Około godziny później byłam już w pokoju Stefana. Ze znudzoną miną wysłuchiwałam narzekań Eleny, która właśnie się dowiedziała, że Katherine uciekła z grobowca. Może i by o tym nie wiedziała, ale panna Pierce postanowiła zabawić się w swoją ulubioną grę, czyli udawanie Gilbertówny. Po tym jak wszystkich nabrała stała zadowolona, oparta o framugę drzwi i przyglądała się swojemu sobowtórowi ze złowieszczym uśmieszkiem.
-          Co ona tutaj robi ? – spytała Elena wzburzona.
-          Zabicie Elijah złamało zauroczenie i uwolniło dziwkę z grobowca – wyjaśnił starszy Salvatore, a jego młodszy brat zapytał podenerwowanym głosem:
-          Jak to możliwe ?
-          Jest jednym z Pierwotnych. Mają różne specjalne umiejętności – odpowiedziała Pierce, przechodząc w głąb pokoju. Sięgnęła po długie, ptasie pióro, które Stefan trzymał niewiadomo po co na biurku i zaczęła je oglądać, przewracać miedzy palcami oraz stroszyć.
-          Nie chcę cię tu widzieć. – mówiła dalej Gilbertówna, chodząc zdenerwowana po pokoju, a nienawistne spojrzenie swych czekoladowych oczu skierowała na Katherine - Pozbądźcie się jej.
-          Potrzebujesz mnie, Eleno. – odparła Petrova przeciągając samogłoski w pierwszym wyrazie. Odkręciła się w naszą stronę i oparła o blat biurka Stefana, po czym dodała wyniosłym tonem – Jak wy wszyscy.
-          Ależ oczywiście. – odparłam przymilnym tonem, rozciągając szyderczy uśmiech na ustach – Wepchaj się i jeszcze powiedz, że jesteś niezbędna.
-          Wszyscy chcemy tego samego. Śmierci Klausa. – wyjaśniała Pierce, ale jak widać straciła cierpliwość, bo po chwili splotła ręce pod biustem i dodała złośliwym tonem -  A jednak latacie w kółko jak kurczaki z odciętymi głowami.
-          Nie potrzebuję twojej pomocy i jej nie chcę !
-          To niesamowicie głupio z twojej strony, Eleno. – odparła Katherine przesadnie akcentując trzecie słowo, po czym przeniosła swój wzrok na braci Salvatore i mnie -  Wiecie, gdzie jest Klaus ? Kiedy tu przybędzie ? Jak wygląda ? – Damon posłał w moją stronę pytające spojrzenie, ale ja pokręciłam głową.
-          Wiem tylko jak wygląda. – odparłam, wzruszając bezradnie ramionami - Starałam się maksymalnie od niego oddalić i nie wypytywać, a to trochę utrudnia zdobywanie informacji.
-          Kto by pomyślał ? – wtrąciła się Katherine - Ktoś tu zna tajemniczego Klausa. W dodatku tą osobą jest mój koszmar, jak to się wczoraj nazwałaś.
Petrova spoglądała na mnie z wyniosłym spojrzeniem, na co się uśmiechnęłam. Dobrze wiedziałam co robi. Próbowała mnie sprowokować, ale niech nie myśli, że tak łatwo jej się to uda.

Jakiś czas później poszłam z Damonem do piwnicy. Nie mam pojęcia skąd, ale wytrzasnął miotacz ognia, którym zamierzał spalić Elijah, bez narażania całego pensjonatu na strawienie przez płomienie. Usiadłam po turecku na wielkim kamieniu po środku pomieszczenia, a  wampir postawił butlę od urządzenia na podłodze, natomiast lufę chwycił oburącz i wycelował w Pierwotnego.
-          Jeden średnio krwisty Pierwszy ? – zapytał spoglądając w moją stronę z łobuzerskim uśmieszkiem.
-          Wolę dobrze wysmażonego, ale jeśli się upierasz…
Damon mrugnął do mnie, po czym przeniósł swój wzrok na wampira i pociągnął za spust. Gorące płomienie omiotły Elijah, ale gdy tylko Salvatore przestał w niego celować płomienie szybko zgasły, a ciało Pierwotnego tylko skwierczało.
-          To na nic. Pierwsi są bardziej nieśmiertelni, niż my. Nie zabije ich kołek w serce chyba, że będzie z białego dębu, ani ogień, słońce czy jad wilkołaka. Nie wiele na nich działa.
-          Mogłaś to powiedzieć zanim zniosłem to ustrojstwo na dół – odparł posyłając mi karcące spojrzenie
-          Znasz mnie na tyle dobrze, że powinieneś wiedzieć, iż lubię wzbudzać irytację – powiedziałam z uśmiechem zeskakując z głazu. Podeszłam do Damona i przelotnie go pocałowałam. Wtedy weszła Katherine.
-          Um, przypalane ciało. Jak romantycznie. – rzekła posyłając nam wymowne spojrzenie, na co wzruszyłam ramionami. Oparłam się plecami o ścianę, a Pierce zwróciła się do Damona - Jeśli próbujesz odzyskać sztylet, to tracisz czas. Jest niezniszczalny.
-          Co ty nie powiesz – odpowiedział ironicznie wampir, po czym przeniósł swój wzrok ze skwierczącego ciała na sobowtóra. Przybliżył się do niej o kilka kroków i zapytał - Skąd tyle wiesz o Pierwotnych ?
-          Spędziłam 500 lat uciekając przed jednym z nich.
-          Kiedy powiedziałem ci, że planuję zabić Elijah, czemu mnie nie ostrzegłaś, że umrę, jeśli użyję sztyletu ? – zapytał czarnowłosy mrużąc oczy.
-          Jest tyle zasad. Aż może się pomieszać – odparła Katherine lekceważącym tonem. Przeszła w głąb pomieszczenia i trąciła Pierwszego zasznurowaną tenisówką.
-          Wiedziałaś, że umrę ?
-          Elijah wyjawił ci swój plan ? – odparła Pierce unikając odpowiedzi - Miał sztylet, by zabić Klausa ? – Damon tylko pokręcił zirytowany głową. Również nie odpowiedział na pytanie tylko zmienił temat.
-          Co tu jeszcze robisz ? – powiedział znużonym głosem
-          Dlatego, że mnie nie pogoniłeś – odparł sobowtór uśmiechając się promiennie. Damon skierował lufę od miotacza ognia na Katherine, a ona prychnęła wyniośle.
-          Nie ośmielisz się.
-          Ależ tak –  odparł Salvatore, pokazując rządek śnieżnobiałych zębów. Wampirzycy zrzędła mina. Opuściła wzrok na wylot lufy, po czym ponownie spojrzała brunetowi prosto w oczy. Oblizała wargi.
-          Damon, bądź rozsądny.
-          Błagam, byłby o niebo rozsądniejszy gdyby cię teraz spalił. Ja zrobiłabym to z przyjemnością. – powiedziałam, stając za Salvatore z kamienną twarzą – Podobno śmierć w ogniu jest najgorsza, zaraz po ugryzieniu przez wilkołaka.
-          Kto tu się nagle przemówił ? Tajemnicza rudowłosa, która zna Klausa… Zapewne nadal będziesz się kryła ze swoim imieniem, co rudziku ? – odparła Petrova ze złośliwym uśmieszkiem, jednak postanowiłam ją zignorować i tylko patrzyłam na nią nienawistnym spojrzeniem, nic nie odpowiadając, więc sobowtór po chwili sam zabrał głos - Pragnę śmierci Klausa tak samo jak wy. Nawet bardziej. Gdybym nie mówiła szczerze o chęci pomocy, to dawno by mnie już tu nie było, dobrze ? Możecie mnie nienawidzić, ale chcemy tego samego, a ty, Damon, wiesz, że zawsze dostaję to, czego chcę.
Wampir popatrzył na nią chwilę, po czym opuścił lufę. Sobowtór odetchnął, po czym skierował się do wyjścia. Wychodząc, poklepała Damona po torsie. Kiedy była już przy drzwiach, zawahała się. Odwróciła się przodem do Salvatore i dodała beznamiętnym tonem:
-          Chciałam wydostać się z grobowca. Nie miało dla mnie znaczenia, kto za to zapłaci. Wiedziałam, że umrzesz.
Starszy Salvatore skierował na nią spojrzenie swych jasnoniebieskich oczu, a ona odwróciła się na pięcie i wyszła. Ruszyłam szybko za Pierce, przepełniona złością na nią, ale Damon chwycił mnie za rękę i przyciągnął do siebie. Zamarłam na chwilę zdziwiona, ale objęłam go troskliwie ramionami, gładząc spokojnymi ruchami po karku.

Przeszukiwałam wraz z Damonem różne pudła z domku nad jeziorem Eleny. Znajdowały się w nich dzienniki Johnatana Gilberta. Było ich całkiem dużo, zresztą nie ma się co dziwić. Prowadził je, aż do końca swego szalonego życia. Wtem do salonu weszła Katherine. Westchnęłam znużona na jej widok. Coraz bardziej miałam jej dość. Pierce nie zrażona moją wrogością podeszła do nas żwawym krokiem.
-          Co kombinujecie ?
-          Nie twoja sprawa – odparł wampir, nie odrywając wzroku od notatników.
-          Dąsasz się teraz ? – zapytała, przybliżając się do nas jeszcze o  parę kroków. Lustrowała wzrokiem pamiętniki Gilberta, po czym podniosła wzrok swoich czekoladowych oczu na mnie, kiedy powiedziałam:
-          Jak to się dzieje, że przez cały dzień za nami łazisz, królewno ?- uśmiechnęłam się przesadnie, po czym od razu zmyłam ten sztuczny uśmiech z twarzy. Petrova tylko wywróciła lekceważąco oczami i odparła:
-          W zasadzie to tylko za nim – wskazała na Damona – A jak to się dzieje, że ty zawsze jesteś z nim ? Może jesteś kolejną, zakochaną w nim duszyczką ? – prychnęłam na to szczerym śmiechem. Pierce, nie zwracając na mnie uwagi, wciąż się szczerzyła.
-          To dzienniki Gilberta ? – z powrotem zwróciła się do Damona, a ten nic jej nie odpowiedział tylko mruczał pod nosem jakieś daty – Jak mam ci pomóc, skoro nie chcesz powiedzieć, co zamierzasz ? – zapytała zirytowana.
-          Może trudno jest ci to zrozumieć, ale kiedy ciągle łżesz ludzie przestają mieć ochotę na marnowanie tlenu, by z tobą porozmawiać – odparłam złośliwym tonem, na co Katherine jedynie przewróciła lekceważąco oczami. Stanęła obok Damona i pstryknęła mu przed oczami palcami, aby zwrócić na siebie jego uwagę. On natomiast nie odrywając oczu od notatników, mruknął na odczepnego:
-          Wiesz, gdzie grupa czarownic została tutaj zmasakrowana kilka stuleci temu ?
-          Nie – odparł sobowtór, robiąc zdziwioną minę.
-          Więc nie możesz mi pomóc.
Katherine westchnęła znużona. Chciała  chwycić jeden z dzienników, ale Damon odtrącił jej rękę. Spojrzała na niego, widocznie nie spodziewała się tego. Niczym dziecko w piaskownicy chciała mu oddać tym samym, lecz brunet chwycił ją za dłoń, którą chciała go uderzyć. W wampirzym tempie przenieśli się na ławeczkę obok fortepianu. Katherine leżała na plecach, a Damon miał kolano pomiędzy jej nogami, jedną ręka trzymał ją za szyję, a drugą uderzył w klawisze instrumentu.
-          Jeśli cię to pocieszy, to cieszę się, że nie umarłeś – powiedział sobowtór, dysząc, po czym pogłaskała wampira po policzku. Odtrącił ją i wstał. Katherine roześmiała się, a potem również się podniosła. Ustała tak blisko, że ich twarze dzieliło zaledwie kilka centymetrów - Emily Bennett powiedziała mi o masakrze. To było ważne wydarzenie w folklorze czarownic. – odsunęła się od niego i podeszła do mnie oraz notatników Gilberta – Kiedy czarownica umiera gwałtowną śmiercią, uwalnia mistyczną energię, dzięki czemu miejsce jej śmierci jest przepełnione mocą.
-          Elijah chciał znaleźć miejsce masakry – odparłam obojętnym tonem. Damon, również podszedł do stolika, gdzie rozłożone były pamiętniki.
-          I co zamierzał potem zrobić ? – zapytała Pierce, przenosząc na mnie swój wzrok.
-          Nie wiemy – odrzekłam, wzruszając ramionami. Na chwilę zamilkliśmy, po czym usłyszałam, że ktoś wchodzi do salonu.
-          Co powiedzieli tata czarownik i synuś czarownik ? – zapytał Damon, nie podnosząc wzroku znad pamiętników. Natomiast ja i Katherine odwróciłyśmy się w stronę Stefana, który właśnie wrócił ze spotkania z czarownikami Elijah. Młodszy Salvatore stał oparty o framugę drzwi. Spojrzenie swych zielonych oczu utkwił w Petrovej.
-          Czy ona nie miała stąd odejść lub umrzeć ? – zapytał
-          Ostatni raz powtarzam, że chcę pomóc. – powiedziała zirytowana Pierce - Możemy nie bawić się w tajemnice?
-          Stefciu, mów czego się dowiedziałeś, bo chcę już stąd wyjść. – rzekłam znużona - Kto by pomyślał, że towarzystwo panny Katherine nie jest takie przyjemne ?
Młodszy Salvatore uśmiechnął się pod nosem i zrobił ten swój ruch brwiami, po czym postąpił parę kroków w naszą stronę i tak powoli się zbliżał, mówiąc:
-          Elijah nie miał broni, by zabić Klausa, ale wierzył, że jeśli czarownik zaczerpnie dość mocy… - Ach, te dramatyczne pauzy Stefana - Żadna nie będzie potrzebna.
-          Czyli nadal szukamy tego tajemniczego cmentarzyska stu wiedźm ? – zapytałam, a młodszy Salvatore przytaknął – Idealnie, czyli spędziłam dodatkowe chwile w towarzystwie naszego kochanego sobowtóra, żeby dowiedzieć się, że mamy szukać tego co właśnie szukaliśmy – odparłam zirytowana. Sięgnęłam szybko po trzy pamiętniki Johnatana Gilberta i pomaszerowałam w stronę wyjścia.
-          Gdzie idziesz ? – zawołał jeszcze za mną Damon.
-          Do Grilla. – odwróciłam się w ich stronę i wskazałam na Katherine – Wykorzystałam już dzisiejszą dawkę znoszenia sobowtórów. – wymieniłam z Pierce nienawistne spojrzenia, po czym uniosłam nieco do góry notatniki - Jak skończę te, wrócę po następne. – powiedziałam po czym wyszłam stamtąd jak najszybciej.
Wsiadłam w mojego rovera 620 i pojechałam w stronę Grilla. Na drodze nie było zbyt dużo ludzi, więc mogłam rozkoszować się szybką jazdą, co w takiej małej mieścinie jak Mystic Falls jest rzadkością. Po kilkunastu minutach byłam już pod Grillem. Niemal z fizycznym bólem opuszczałam siedzenie mojego ukochanego wozu, ale wiedziałam, że nie mogę cały czas nim jeździć. Muszę przejrzeć pamiętniki Gilberta, aby znaleźć w nich coś o tej masakrze czarownic. Skrzywiłam się, odkręcając w stronę Grilla. Przez okna widziałam, że jest tam mnóstwo ludzi i nawet bez wampirzego słuchu mogłam stwierdzić, że gra głośna muzyka. Wzruszyłam ramionami, nie miałam gdzie pójść, a ogłuszające rytmy jakiejś wynajętej kapeli oraz jeszcze bardziej ogłuszające wycie ludzi były sto razy lepsze od Katherine. Przeszłam żwawym krokiem przez próg, po czym rozejrzałam się znudzonym wzrokiem po sali. Gdzieś w tłumie dostrzegłam Elenę, Bonnie, Caroline i Jennę. Wygląda na to, że dzisiaj mam pecha. Szybko skierowałam swe kroki do baru, byle mnie nie zobaczyły, usiadłam na stołku i zamówiłam burbon, po czym zaczęłam czytać.

Czas mijał mi szybko, a że umiałam się skupić mimo hałasu to byłam już w połowie pierwszego pamiętnika Johnatana. Muszę przyznać, że miał okropny charakter pisma, a im późniejsza data tym było gorzej. Najwyraźniej wzięłam jakiś notatnik z końców jego życia, bo opisywał swoje doznania podczas pobytu w zakładzie dla obłąkanych, gdzie spędził ostatnie lata swego szalonego żywota.
-          Witam wszystkich! Brawa dla kapeli. Czyż nie są świetni ? – usłyszałam znajomy głos.
Podniosłam głowę znad opisu rzekomego spisku, który miał na celu zabicie Gilberta. Na scenie ujrzałam Caroline. Barbie najwyraźniej postanowiła spróbować swoich mocy na scenie.
-          Jest pewien facet. Chciał, żebym mu powiedziała, co do niego czuję. Jakby to było takie proste. Samo to, że dużo gadam, nie znaczy, że wiem o czym mówię. Teraz czuję się jak wariatka i nie wiem, jak wyrazić swoje uczucia.– wokalista zespołu spróbował po raz pierwszy zabrać mikrofon Caroline, ale ona jedynie lekko odtrąciła jego rękę i mówiła dalej - Mogę zaśpiewać. Tak ! Tak… Zaśpiewam. 
Potem zaczęła rozmawiać z głównym piosenkarzem. Odgarnęłam włosy za ucho, aby przez szumy rozchodzące się po sali dosłyszeć o czym mówią. Wygląda na to, że wampirza Barbie zamierza użyć swoich nadnaturalnych mocy, do zahipnotyzowania kapeli.
-          Daj spokój, zejdź ze sceny – powiedział wokalista.
-          Pozwolisz mi spełnić moje marzenia o byciu gwiazdą rocka i będziesz moim chórkiem – blondynka wpłynęła na umysł mężczyzny, a ten oczywiście bezkrytycznie przyjął to co mu powiedziała.
-          Co zaśpiewasz ?
Caroline wyszeptała coś do ucha wokaliście, a on skinął głową i podał tytuł piosenki reszcie zespołu. Zaczęli grać „Eternal Flame” zespołu The Bangles. Aż zaczęłam nucić pod nosem do wtóru Forbes. Muszę przyznać, że ma ładny głos, choć oczywiście nie dorówna Vicki Peterson, ale nie najgorzej. W przypływie filantropi zaczęłam jej nawet słuchać. Kiedy skończyła śpiewać refren, Matt wszedł na scenę. Ona zaczęła coś do niego mówić, ale Donovan zamknął jej usta pocałunkiem. Uśmiechnęłam się pod nosem. Muszę przyznać, że nawet lubię Caroline, a przynajmniej nie wywołuje u mnie żądzy mordu.
Moje rozmyślania przerwało dzwonienie telefonu. Spojrzałam na wyświetlacz. Damon.
-          Co jest, ptysiu ? – zapytałam żartobliwym tonem.
-          Tak jakby spaliłem jednego z czarowników Elijah i teraz jego ojciec chce dopaść Elenę, żeby mógł ją wymienić na swoją córkę, która jest przetrzymywana przez Klausa, ale poza tym to wszystko jest idealnie. – odparł sarkastycznie - Gdzie jesteś ?
-          W Grillu. Gra tu kapela. Wiesz, wydaje mi się, że widziałam gdzieś tu Elenę. Odnajdę ją i przypilnuję, aby nic jej się nie stało dopóki nie przybędziesz ty lub Stefan.
Rozłączyłam się, po czym schowałam notatniki Gilberta do swojej torby. Przeszukiwałam spojrzeniem salę, aż w końcu ją znalazłam. Też właśnie kończyła rozmawiać. Jak najszybciej to możliwe w ludzkim tempie pokonałam dzielącą nas odległość. Również mnie dostrzegła. Spoglądał na mnie z zaniepokojona miną.
-          Czarownik chce cię dopaść – wyrzuciłam z siebie, chwytając ją za ramię i prowadząc w kierunku toalet.
-          Wiem, przed chwilą dzwonił Stefan. Gdzie mnie ciągniesz ? – zapytała marszcząc brwi, po czym wyrywała mi swoją rękę.
-          Mam się tobą zająć, aż nie przyjdzie Stefan lub Damon. Chodź – kiwnęłam głową w stronę ubikacji.
-          Toalety ?
-          Tak. Czasami najprostsze rozwiązania są najlepsze. – wepchnęłam jej do środka męskiej ubikacji i weszłam zaraz za nią – Teraz siedź cicho, a ja będę nasłuchiwać, czy ktoś nie idzie.
Tak też zrobiłam. Odgarnęłam włosy za uszy i wytężyłam słuch. Usłyszałam trzask pękających lamp, reflektorów oraz innych szklanych przedmiotów, krzyki ludzi, ale gdy się bardziej skupiłam, dotarły do mnie kroki dwóch osób. Ktoś się zbliżał. Ustałam przodem do wejścia, osłaniając swoim ciałem Elenę. Drzwi otworzyły się ze skrzypieniem, a do środka wpadli Stefan oraz Caroline. Gilbertówna odetchnęła z ulgą i pobiegła w ramiona ukochanego, który ją przytulił.
-          W samą porę, bohaterze – odparłam sarkastycznie do Salvatore.
-          Spokojnie, mamy plan, ale ktoś musi wyprowadzić stąd Elenę. Heidi… ? – zapytał Stefan, posyłając mi błagalne spojrzenie.
-          W porządku. – odparłam z dezaprobatą – Co szykujemy na walniętego czarownika ?
-          Caroline odciągnie uwagę doktora Martina, wtedy ja wyprowadzę Elenę z Grilla. Przed wejściem będzie czekać Katherine. Ty, Heidi, zabierzesz Elenę w jakieś bezpieczne miejsce, a ja pojadę z Pierce do Gilbertów. Jeżeli czarownik nie porzuci zamiaru oddania Eleny na śmierć, to pójdzie do jej domu, a tam natknie się na Katherine.
-          Wszystko pięknie i cudownie, Stefciu, ale mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę z jednego. – zrobiłam krótką pauzę, a Salvatore uniósł brwi, czekając na odpowiedź – Katherina go zabije, wiesz o tym prawda ?
-          Nie musi do tego dojść.
-          Ale dojdzie.
-          Porozmawiam z nim, wyjaśnię wszystko, może przejść na naszą stronę. – mówił uparcie Stefan, a ja patrzyłam na niego z powątpiewaniem – Nie marnujmy czasu. Chodźmy.
Wszyscy wyszliśmy z łazienki. Caroline kierowała się w stronę czarownika, natomiast Salvatore, Elena oraz ja poszliśmy jak najkrótszą drogą do wyjścia. Kiedy przepychaliśmy się przez tłum, który uciekał w panice, doktor Martin nas zauważył. Zmierzał długimi krokami w naszą stronę, aż do momentu, gdy Forbes na niego skoczyła. Stefan przyspieszył kroku, ciągnąc za sobą Elenę. Po chwili byliśmy już na zewnątrz. Zgodnie z planem zastaliśmy tam Pierce. Czekała po drugiej stronie ulicy, ale gdy tylko nas zobaczyła podeszła. Włosy miała wyprostowane, a ubrania zdecydowanie należały do Gilbertówny, jednak coś się nie zgadzało.
-          Naszyjnik. – powiedziałam szybko – Elena musi oddać jej swój naszyjnik. Szczegół, ale ja bym się zorientowała, a nie możemy popełniać błędów.
Gilbertówna niechętnie rozpięła zapinkę, wyciągnęła werbenę z naszyjnika i podała go Katherine. Ta zapięła go na swojej szyi, po czym uśmiechnęła się złośliwie.
-          Leży idealnie – powiedziała z wyższością Pierce, a Elena posłała jej wrogie spojrzenie.
Stefan nie zwracając uwagi na sobowtóra, wyjaśnił mi co mam zrobić. Teraz musiałam zawieść Gilbertównę do pensjonatu, przeczekać tam całą akcję unieszkodliwienie czarownika. Gdyby coś poszło nie tak, obronić ją, a jak tylko Stefan zadzwoni, że już jest po wszystkim, mam odwieźdź Elenę do jej domu.
-          Wszystko jasne ? – zapytał jeszcze Salvatore.
-          Tak. Najpierw rola szofera, potem ochroniarza, a następnie znowu szofera– uśmiechnęłam się złośliwie na co Stefan tylko westchnął, po czym przytulił Elenę, prosząc, aby była ostrożna. Po chwili oswobodzili się ze swoich uścisków, ale odchodząc Stefan zwrócił się jeszcze do mnie:
-          Zaopiekuj się nią, Heidi – kiwnęłam głową, składając niemą obietnicę, że tak zrobię, a w tym czasie Katherine odwróciła się z przebiegłym uśmieszkiem.
-          Heidiii… - wypowiedziała me imię jakby je smakując, a ja wzdrygnęłam się mimowolnie – A więc to tak się nazywasz, rudziku.

Po niecałej godzinie było już po wszystkim. Czarownik został zabity, tak jak przewidywałam, więc jak tylko Stefan do mnie zadzwonił, odwiozłam Elenę do domu. Teraz czekałam razem z nią i Damonem na Stefana oraz Katherine. Gilbertówna westchnęła przeciągle, po czym zapytała:
-          Jak przekonaliście Katherine do udawania mnie przed doktorem Martinem ?
-          Nie musieliśmy. To był jej pomysł - odparł Damon, a Elena zrobiła wielkie oczy ze zdziwienia.
-          To nie dobrze – odparła dziewczyna ponownie wzdychając. Usłyszałam kroki dochodzące ze strony schodów, więc odwróciłam się. Stefan i Katherine schodzili powoli.
-          Wszystko załatwione – powiedział młodszy Salvatore, mając na myśli pozbycie się ciała czarownika. On oraz Petrova ustali naprzeciwko nas.
-          Zapewne chcesz to z powrotem – rzekła Pierce do swojego sobowtóra, zdejmując naszyjnik. Elena natychmiast się wyprostowała. – Ale twoje rzeczy będą potrzebowały prania – powiedziała Katherine, ukazując plamę z krwi przy dekolcie, którą zapewne zdobyła pożywiając się na doktorze Martinie. Gilbertówna wciągnęła gwałtownie powietrze. Podeszła szybkim krokiem do Pierce i chwyciła za naszyjnik zwisający leniwie z jej ręki. Elena oblizała wargi, po czym zwróciła się do braci Salvatore oraz mnie.
-          Zabierzcie ją stąd, nim Jenna wróci – powiedziała opanowanym tonem, na co Stefan pokiwał głową.
-          Tylko tyle masz mi do powiedzenia ? – zapytała Pierce zirytowana.
-          To nie zmienia moich uczuć do ciebie  - odparła spokojnie Elena.
-     Też niezbyt cię lubię, skoro już rozmawiamy szczerze. – odparł starszy sobowtór, po czym uśmiechnęła się sarkastycznie – W zasadzie… Z przyjemnością patrzyłabym na twoją śmierć, ale jeśli mamy spróbować zabić Klausa, to musisz żyć. Więc nie stanowię dla ciebie zagrożenia, Eleno. Jeśli macie zamiar w coś uwierzyć, uwierzcie w to.
***
AKTUALIZACJA: Niestety coś się stało z moim komputerem, więc w najbliższym czasie nie będą dodawane nowe rozdziały ;/ W miarę możliwości postaram się wpadać do was, ale to z oczywistych względów również mam utrudnione, ale obiecuję się starać.
Do jak najszybszego zobaczenia ;*