wtorek, 25 lutego 2014

Elijah


„Doniesienia o mojej śmierci są mocno przesadzone.”
                                                                     - Mark Twain 


02x14
Powoli przeciągnęłam się, po czym uchyliłam sennie powieki. Moje spojrzenie padło na czarnowłosego mężczyznę, który również się we mnie wpatrywał swymi niebieskimi oczami. Przysunęłam się bliżej niego i wtuliłam w jego klatkę piersiową, a on niedbale opuścił swoją rękę na moje biodro. Leżeliśmy tak przez chwilę, beztrosko napawając się obecnością drugiej osoby.
-         Zepsuję to - przerwał ciszę Damon – ale czy wiesz, że w pokoju obok leży moja dziewczyna ? – zaakcentował przesadnie ostatnie słowo – Andie Star. Wybuchowe wiadomości - podniosłam się nieco i posłałam mu swoje lekceważące spojrzenie.
-         Czyli zostałam twoją kochanką? – zmarszczyłam brwi, udając niezadowolenie – Od kiedy ?
-         Od wczorajszego wieczoru w wannie. – posłał mi jeden ze swoich aroganckich uśmieszków – Była przepyszna. – dorzucił, przejeżdżając językiem po rządku górnych zębów
Skrzywiłam się mimowolnie. Przypomniał mi, że ja jestem niestety skazana na krew z torebeczek. Dałam Damonowi kuksańca prosto pomiędzy żebra, ale kiedy już zamierzałam to powtórzyć chwycił mnie za łokieć, przewalił na plecy i zawisł nade mną.
-         I co teraz zrobisz, ślicznotko ? – zapytał z lubieżnym uśmiechem, po czym pocałował mnie zachłannie, a ja nie pozostałam mu dłużna. Wsunęłam palce w jego kruczoczarne włosy i oplotłam jego biodra swymi nogami, przyciągając go bardziej do siebie, a on przejechał dłońmi w górę mojego ciała, ściągając mi przy tym koszulkę nocną. Zjechał ustami na moją szyję, obdarzając mnie pocałunki, na co zamruczałam z rozkoszy. Kiedy przestał popchnęłam go, aby przewalił się na plecy, po czym usiadłam na niego okrakiem. Moje dłonie szybko odnalazły umięśniony tors Damona, a zachłanne usta już składały pożądliwe pocałunki na jego miękkich wargach, lecz wtem coś nam przerwało. Wsłuchałam się w odgłosy domu i do moich uszu doleciał głos obudzonej już Andie, która kierowała swe kroki do tego pokoju.
-         Damon ? – wołała niczego nieświadoma blondynka.
Niechętnie odsunęłam się od wampira, po czym wstałam z łóżka. Podeszłam nieśpiesznym krokiem do drzwi i otworzyłam je na oścież. Kilka kroków dalej stała najnowsza zabaweczka Damona. Przywołałam ją gestem ręki, a ona podeszła do mnie zdezorientowana, jej zdziwienie wzrosło kilkakrotnie kiedy weszła do pokoju, a na łóżku zobaczyła swojego „chłopaka”, moszczącego się wygodnie w pomiętej pościeli.
-         O co tutaj chodzi ? – zapytała Andie gniewnym tonem, a ja podrapałam się w głowę myśląc nad tym co jej wmówić za pomocą hipnozy – Damon, czekam na jakieś wyjaśnienia! – zawołała histerycznie, na co przewróciłam oczami i chwyciłam ją za ramiona, odkręcając w swoją stronę.
-         Nie jesteś zazdrosna. – powiedziałam wpływając na jej umysł – Wiesz, że do niczego nie doszło, ponieważ jestem tylko starą przyjaciółką Damona i Stefana. Nazywam się Heidi Santino. Poznałyśmy się przed chwilą, nic się nie wydarzyło. Wiesz tylko, że nocuję w pensjonacie Salvatorów. Nie pamiętasz z dzisiejszego ranka niczego, oprócz tego co ci powiedziałam. Teraz będziesz się już zbierać, bo masz prawdziwe urwanie głowy w pracy. – poklepałam ją delikatnie po ramionach i uśmiechnęłam się olśniewająco, na początku odpowiedziała mi zmieszanym spojrzeniem, ale później również się rozpromieniła, po czym wyszła z pokoju.

Byłam strasznie głodna, więc zeszłam na dół do piwnicy, zabrałam stamtąd dwa woreczki z krwią. Zawartość jednej torebeczki przelałam do szklanki, a drugą wzięłam pod pachę i skierowałam swe kroki w stronę salonu. Był tam już Alaric, któremu Damon wyjaśniał o co chodzi ze sztyletem na Pierwotnych. Skinęłam Ricowi głową na powitanie, uśmiechając się przy tym seksownie, po czym usiadłam na fotelu niedaleko nich.
-         Uważaj Ric. – powiedział Damon, przerywając swój wykład - Jest zazdrosna o Andie i najwyraźniej teraz ma ochotę na ciebie. - prychnęłam, lekceważąco przewracając przy tym oczami – W każdym bądź razie… Jakie ma pan plany na dziś, panie Saltzman ? – zapytał wampir, chowając przy tym sztylet oraz popiół z białego dębu z powrotem do jednej z szuflad komody.
-          Cóż, Jenna i ja mieliśmy jechać do jej rodzinnego domku nad jeziorem, ale jakoś nas wrobili w to całe przyjęcie historyczne u Lockwoodów.
-         Gdzie gościem honorowym będzie Elijah – odparł Damon z przebiegła miną.
-         Powiedz, że nie zamierzasz go zabić przy herbatce.
-         Nie, to by było głupie. Zanim go zabiję, chcę poznać jego motywy, ale myślę, że to już najwyższy czas abyśmy się  z Elijah oficjalnie poznali.
-         To zły pomysł, Damon. – wtrąciłam - Jest o wiele silniejszy od ciebie, pamiętasz? To Pierwszy! Mógłby cię z łatwością zabić.
-         Ale tego nie zrobi ze względu na umowę, którą zawarł z Eleną. Ma chronić wszystkich jej bliskich, a tak się składa, że ja zaliczam się do tego kręgu. Sama mówiłaś, że jest człowiekiem honoru.
-         Igrasz z jego cierpliwością – ostrzegłam, chociaż i tak wiedziałam, że to nic nie da.
-         Dobra, koniec z tym. – odparł kręcąc głową i już kierował się na gorę, do swojego pokoju, kiedy Ric zapytał:
-         A ty idziesz na tę całą szopkę, Heidi ? 
Damon odwrócił się do nas z grymasem na twarzy. Wiedziałam, że nie chce, abym szła. W końcu praktycznie całe swoje wampirze życie spędziłam na unikaniu Pierwotnych i on nie chciał mnie wplątywać w walkę z nimi.
Wzruszyłam ramionami, udając zastanowienie, choć już znałam odpowiedź na pytanie Rica.
-         Chyba pójdę – odparłam po chwili z olśniewającym uśmiechem.
-         Idealnie – odparł Damon z sarkazmem, a Ric uniósł na to pytająco brwi. Najwyraźniej mężczyzna nie znał powodu, dla którego wampir nie życzył sobie mojej obecności na spotkaniu. Po chwili brunet dodał:
-         Chodź na górę. Musimy się przebrać. W końcu ludzie nie przyjdą tam w starych koszulkach i majtkach. – pokazał wymownie na mój strój
-         Co za szkoda. – odparłam z seksownym uśmieszkiem i podeszłam do niego – Zaraz jak to „my” musimy się przebrać ? – Posłałam mu lubieżne spojrzenie, a on odpowiedział mi tym samym. Ric pokręcił tylko głową, kierując się w stronę wyjścia.

Przyjechałam wraz z Damonem jego samochodem na to całe przyjęcie u Lockwoodów. Ubrałam się dość normalnie. Czarne spodnie i szpilki oraz zwykła biała koszula, a na to czarna skórzana kurtka z rękawem trzy czwarte. Rozpuściłam również włosy, które spływały łagodnymi falami na moje plecy. Stałam na uboczu, próbując nie rzucać się w oczy, aby Elijah mnie nie zobaczył. W ostateczności miałam wkroczyć do akcji.
Dostrzegłam, że Damon prowadzi Elijah do osobnego pokoju. Podeszłam bliżej drzwi, ale nie za blisko, żeby Pierwotny nie dostrzegł mnie od razu, kiedy będzie wychodził. Wzięłam włosy na ucho i wytężyłam słuch.
-         W czym mogę ci pomóc, Damon ?
-         Miałem nadzieję, że możemy zamienić słowo.
-         Gdzie Elena ? – zapytał Pierwotny
-         Bezpieczna ze Stefanem. Ukrywają się. Mamy drobny problem z wilkołakami.
-         Tak, słyszałem o tym.
-         Z pewnością. W końcu to twój czarownik pojawił się by uratować dzień. – odparł Damon. Niemal widziałam jak się uśmiecha przy tym zdaniu, zupełnie lekceważąc to z kim rozmawia.
-         Nie ma za co – powiedział z wyższością Elijah.
-         To sprawia, że wracamy do powodu, dla którego tutaj jesteś.
-         Może skupisz się na tym by Elena nadal była bezpieczna, a resztę zostawisz mnie ?
Już odetchnęłam z ulgą, gdyż usłyszałam kroki, świadczące o tym, że Elijah kieruje się w stronę wyjścia, ale wtem doszły do mnie odgłosy, który wydał Damon, przecinając powietrze z nadludzką prędkością.
-         Nie wystarcza mi taka odpowiedź – odparł młodszy wampir, a ja jęknęłam w duchu i spróbowałam jak najszybciej przedostać się do pokoju, w którym się znajdowali, nie zwracając przy tym niczyjej uwagi. Co było dość trudne, bo jak na złość, tłum wokół mnie powiększył się o kilku spóźnionych gości.
Usłyszałam, że Elijah przygważdża Damona do ściany. Przepchnęłam się już przez większość zgromadzenia, jeszcze tylko kilka kroków.
-         Młode wampiry są takie aroganckie. Jak śmiesz przychodzić tu i rzucać mi wyzwanie? – dolatuje do mnie głos Elijaha
-         Nie możesz mnie zabić, stary. – chrypie Damon - Nie taka była umowa.
-         Milcz – odparł Pierwszy wyzutym z emocji głosem.
Usłyszałam krzyk Damona i zrozpaczona chwyciłam za klamkę, zamknięte. Szarpnęłam jeszcze raz zdesperowana, ale to nic nie dało. Nie mogę tak po prostu, wyłamać zamka, nie tu przy wszystkich, więc pozostaje mi tylko wsłuchać się w to, co dzieje się za drzwiami.
Elijah odrzuca Damona, a tamten dyszy.
-         Jestem Pierwotnym. Okaż trochę szacunku. – mówi wampir, po czym dodaje - Zginiesz w chwili, gdy przestaniesz być przydatny, więc lepiej rób, co ci każę. Zapewnij Elenie bezpieczeństwo.
Usłyszałam, że Elijah wychodzi z pokoju, chciałam się wycofać, ale było już za późno. Stanęliśmy oko w oko. Wydawał się być zaskoczony moim widokiem.
-         Adelheid. Co za niespodzianka. – zamilkł na chwilę - Myślałem, że nie żyjesz lub, że mój brat już dawno cię odnalazł. Zdaje się, że miał co do ciebie wyjątkowy sentyment, czyżby już przestał cię szukać ?
-         Nie był w swych staraniach zbyt nadgorliwy skoro wciąż tu jestem, nieprawdaż ?
-         A może to ty tak wytrwale się przed nami chowałaś ? – zamyślił się, mierząc mnie wzrokiem – Co by było gdybym mu powiedział, że znalazłem jego starą zgubę ?
-         Zdaje się, że najpierw musiałbyś z nim zacząć rozmawiać. – odparłam z pół uśmiechem – Słyszałam, że wasze drogi się rozeszły. Co za szkoda. Jak brzmiała ta wasza przysięga ? – udałam zamyślenie – Ach, no tak. Zawsze i na zawsze. Co się z tym stało, Elijah ?
-         Zapewniam cię, że nie chcesz być już drugą osobą, która śmiała mnie zirytować.
-         Co z nim zrobiłeś ? – zapytałam z kamienną twarzą.
-         Nic o co musiałabyś się martwić. – odparł Pierwotny, po czym dodał - Zdaje się, że darzysz tego wampira sympatią, Adelheid. - nic na to nie odpowiedziałam , tylko twardo patrzyłam mu w oczy z nieprzeniknioną twarzą. – Dam ci radę. – przysunął się o krok bliżej – Trzymaj go z daleka ode mnie – wyszeptał mi do ucha.
Gdy tylko to powiedział oddalił się nieśpiesznie. Odwróciłam się jeszcze za nim, ale już znikł w tłumie. Odetchnęłam głęboko, po czym przestąpiłam próg pokoju i podeszłam do Damona, który przyciskał jakąś chustę do szyi, próbując zatamować upływ krwi. Jęknęłam cicho na jego widok, a on podniósł na mnie wzrok.
-         Mówiłam ci, żebyś z nim nie zadzierał. – rzekłam i wyciągnęłam do niego rękę, odsuwając szmatkę - Pokaż to.
Obejrzałam jego ranę. Głęboka na jakieś siedem centymetrów, ale już zaczęła się goić. Pomogłam Damonowi wstać z klęczek, po czym kazałam mu usiąść na pobliskim fotelu. Ja zaś wytarłam krew, która skapnęła na biurko, a zakrwawiony ołówek, prawdopodobnie narzędzie zbrodni, owinęłam w chusteczkę, po czym schowałam zawiniątko do kieszeni skórzanej kurtki. Następnie powróciłam do bruneta. Krwawienie było już mniejsze, a rana zmniejszyła się o pięć centymetrów. Zaczęłam wycierać rubinową ciecz z jego szyi. Po chwili mógł już mówić.
-         Widział cię ? – wychrypiał, a ja skinęłam głową nadal wycierając krew - Cholera – zaklął pod nosem.
-         Nic się nie stało – zmilkłam na chwilę - o tobie tego nie mogę powiedzieć. – powiedziałam krzywiąc się, ale on wstał i przytulił mnie
-         Wszystko w porządku, tylko będę trochę obolały. Teraz bardziej martwię się o ciebie.

Mystic Falls, około tysiąc lat temu

Rudowłosa dziewczyna siedzi skulona pod drzewem. Jej niegdyś biała suknia jest teraz zupełnie zabłocona, a przy dekolcie widać zaschnięte plamki krwi. Nie jej własnej lecz mężczyzny stojącego kilka metrów dalej, który rozmawia ze swym bratem.  Dziewczyna spogląda na niego z przestrachem. Nie ma pojęcia czemu tu wróciła. Przecież nie chciała z nim zostać. To on jej to zrobił. Zamienił ją w wampira wbrew jej woli. Przez niego jaj matka umarła, a ojciec ją wydziedziczył. Może dlatego tu przyszła? Bo nie miała się gdzie podziać? Bo nie miała już domu ? Bo została sama ?

-         Niklaus obawiam się, że popełniłeś okropny błąd. – doleciał do niej głos Elijah – Plotki szybko się roznoszą. Już pół wsi wie co zrobiłeś tej dziewczynie. Podnoszą się głosy, by zorganizować na nas obławę i nawet nasz ojciec zamierza cię ukarać za ten postępek.
-         Jak zwykle dramatyzujesz, drogi Elijah. Lepiej zobacz co udało mi się stworzyć. – odparł z półuśmiechem Klaus, po czym przywołał rudowłosą gestem dłoni – Chodź tu do nas, kochana.
Kobieta nie zareagowała. Wciąż siedziała skulona pod drzewem. Z zielonych oczu płynęły łzy, a kosmyki  włosów latały w nieładzie wokół jej twarzy. Wreszcie zwróciła pełne odrazy spojrzenie na swojego „stwórcę”. Wykrzywiła twarz w grymasie, jakby zobaczyła najszkaradniejszą rzecz na świecie, po czym splunęła na ziemię.
Niklaus nie pozwalał sobie na taką zniewagę. W nadludzkim tempie przemierzył dzielącą ich odległość. Spojrzał z wyższością na dziewczynę, w której oczach tym razem nie było już nawet śladu strachu. Promieniowała z nich odwaga i pewność siebie, co nadmiernie zdziwiło młodszego syna Mikaelsona. Pomyślał wtedy, że w tej dziewczynie coś jest. Sam jej wygląd wzbudzał zainteresowanie: niesforne rude kosmyki, promieniście zielone oczy, szczupłe, ale umięśnione ciało i buńczuczna postawa ciała. Niklaus Mikaelson postanowił, że chce, aby ta rudowłosa piękność pozostała z nim. W końcu mu się należała, była jego pierwszym „eksperymentem”, należała do niego. Od teraz, aż po kres wieczności.
-         Wstawaj. – rozkazał wampir władczym tonem, po czym zacisnął mocno rękę na ramieniu dziewczyny i pociągnął ją do góry, zmuszając tym samym do wstania. Następnie popchnął ją w stronę swego brata. Elijah przytrzymał rudowłosą, chroniąc ją przed upadkiem.
-         Nie tak należy obchodzić się z damami, Niklausie. – upomniał młodszego brata. Czuł, że dziewczyna trzęsie się w jego ramionach. Wydawała mu się taka krucha lecz te złudzenie minęło tak szybko jak się pojawiło, gdyż panienka odepchnęła go od siebie i odeszła pewnym krokiem. Na drodze stanął jej Klaus, który znienacka pojawił się przed nią.
-         Dokąd się wybierasz, droga Adelheid? – zapytał z przymilnym uśmieszkiem
-         Adelheid ?! – zapytał wzburzony Elijah, widocznie nie rozpoznał wcześniej dziewczyny – Niklaus co żeś uczynił! Przemieniłeś w wampira córkę czarownicy ?!
-         Uspokój się, bracie. Jej matka nie żyje, nie słyszałeś o tym ? Zmarła, kiedy dowiedziała się czym stało się jej jedyne dziecko, a ta tutaj straciła swą moc. Nic nam nie zrobi, nie rozumiesz ? Teraz to my dyktujemy warunki! To my jesteśmy najpotężniejsi!
Santino tylko wpatrywała się w niego nienawistnym spojrzeniem. 
Możesz tak sobie myśleć , ale nie znasz prawdy. Nie wiesz, że ja jako jedyna zachowam swoją moc. Nigdy się nie dowiesz, pragnąłbyś mnie zatrzymać tym bardziej, ale to ci się nie uda. Ucieknę.
I tak też zrobiłam. Miesiąc później, kiedy rodzeństwo Mikaelsonów uciekało z Mystic Falls, ja odłączyłam się od nich. Jedyne co zabrałam z mojej rodzinnej wioski to księga zaklęć matki, którą ukradłam ze swojego dawnego domu w dniu ucieczki.
Od tamtej pory nie widziałam Klausa, ani jego rodzeństwa, aż do dzisiaj.

Po tym incydencie z Elijah, odwiozłam Damona do pensjonatu. Ric również z nami wyszedł. Teraz we troje siedzieliśmy w salonie Salvatorów, popijając leniwie burbon. Damon rozłożył się wygodnie na fotelu, a ja i Saltzman siedzieliśmy obok siebie na kanapie.
-          Raz udało mu się mnie zaskoczyć – powiedział wampir w zamyśleniu.
-          Tak, ale tylko raz próbował. – odparłam z półuśmieszkiem, na co Ric parsknął śmiechem, po czym zapytał:
-          Jak tam gardło ?
-          Obolałe – odparł Damon, upijając kolejny łyk trunku.
-          Ostrzegałam cię przed nim,
-          Tak, wiem. Jak zwykle miałaś rację – odpowiedział wampir przewracając oczami.
-          Elijah to straszny koleś, ale ma niezłą fryzurę. Nalać wam kolejnego ? – zapytał Ric wstając po czym wziął ode mnie i Damona szklanki.
-          Trudno go będzie zabić.
-          Trudno? To prawie niemożliwe, skarbie.
-          Zastanowiłbym się dwa razy, nim bym uwierzył, że ten sztylet i trochę kurzu załatwią sprawę. – powiedział Ric dolewając bursztynowego płynu do szklanek – Potrzebne nam dodatkowe informacje.
-          Skończyły mi się źródła, a nasza nadnaturalna wikipedia, Heidi, wie tylko tyle, że kołek z białego dębu może go zabić, ale te drzewo już dawno spłonęło.
-          Nigdy nie chciałam mieć do czynienia z Pierwszymi, a kiedy się odsuwasz trudno znaleźć informacje – odparłam kąśliwym tonem.
-          Nie masz jakiś kontaktów ? – wtrącił Ric, podając mi burbon
-          Nie mam od… ponad 500 lat. – odparłam, upijając łyk trunku, po czym wstałam z sofy -  Idę po krew. Przyniosę ci trochę na to gardło – powiedziałam do Damona.
-          Seksowna pielęgniareczka. – uśmiechnął się olśniewająco – Podoba mi się to.
Podeszłam do bruneta, po czym pocałowałam go przeciągle w usta. Uśmiechnęłam się i poklepałam wampira po ramieniu, a następnie skierowałam swe kroki w stronę piwnicy, ciągle przysłuchując się rozmowie.
-          Heidi ma 500 lat ? – zapytał Ric z niedowierzaniem
-          Więcej, ale nie powie ci ile – odparł Damon.
-          Ty wiesz ? – Damon prychnął na to, a ja w tym czasie sięgnęłam po dwa worki z krwią i kierowałam się już w stronę salonu.
-          Oczywiście, że tak.
-          Co jest pomiędzy wami ? – zapytał po chwili milczenia Ric
-          Stara przyjaciółka, jest bardziej  jak siostra. Poznałem ją zanim stałem się wampirem.
-          Jak to jest siostra to mamy tu klasyczny przykład kazirodztwa. – odparł Ric, a Damon roześmiał się na głos - A co z tą laską z wiadomości ?
W tym momencie weszłam żwawym krokiem do pokoju i podałam Damonowi torebkę z rubinowym płynem, a sama usiadłam koło Rica.
-          Gadacie o Andie ? – zapytałam, upijając łyk życiodajnej cieczy
-          Yep. Ma ikrę, co ? – odparł wampir
-          Tylko jej nie zabijaj, proszę. – powiedział Ric po krótkiej chwili
-          Gdybym to zrobił, kto zrelacjonowałby jej śmierć ?
-          Po prostu tego nie rób. To przyjaciółka Jenny i wystarczy, że okłamuję ją we wszystkich innych sprawach. Nienawidzę kłamstw.
-          Przygnębiasz mnie tą swoją prawością, profesorku – powiedziałam, na co Ric tylko westchnął przeciągle, po czym sięgnął do kieszeni spodni po telefon, by zobaczyć godzinę.
Swoja drogą to tragiczne, że ludzie tak łatwo odchodzą od zegarków. Ten świat tak szybko się zmienia… Czuję się jakbym dopiero wczoraj brała udział w demonstracji, aby wyegzekwować takie same prawa dla kobiet, jakie mieli już mężczyźni.
-          O Boże, muszę iść. Muszę odebrać Jennę. – rzekł Ric, wyrywając mnie z zadumy - Nie kłopoczcie się. Sam trafię do wyjścia – powiedział, wstając z kanapy.
-          Powodzenia – odparł Damon przeciągając się leniwie w fotelu.
-          Pa, Ric. – pożegnałam się z mężczyzną.
Kiwnął mi głową, po czym wyszedł szybkim krokiem z salonu. Damon westchnął przeciągle, zamykając oczy, a ja już miałam zapytać czy gardło przestało go boleć, lecz wtem usłyszeliśmy jakiś hałas, dobiegający z korytarza. Wampir szybko podniósł się z fotela i skierował swe kroki w tamtą stronę. Nieco zdezorientowana ruszyłam za nim. Kiedy tam dotarliśmy, naszym oczom ukazał się wstrząsający widok. Ric dyszał ciężko z wbitym w brzuch nożem. Podbiegłam do niego szybko i wyciągnęłam narzędzie z jego ciała, po czym spojrzałam na jego dłoń. Uspokoiłam się, gdyż zauważyłam na niej pierścień Gilbertów. Pozwoli mu wrócić do życia, jeśli został zaatakowany przez nadnaturalną istotę.
Nagle znikąd pojawił się wilkołak i skoczył z nadludzką siłą oraz prędkością na Damona. Odsunęłam od siebie Rica, który osunął się na ziemię, po czym ruszyłam na napastnika, lecz wtem inny wilkołak złapał mnie od tyłu. Odchyliłam głowę uderzając go w nos, czym zwaliłam mężczyznę z nóg. Odwróciłam się z zamiarem skręcenia mu karku, ale pojawiło się ich więcej, doszło jeszcze dwóch facetów i kobieta ze strzelbą. Ruszyłam na nich, lecz jeden z nich wyciągnął broń. Drewniany nabój trafił mnie w sam w sam środek czoła. Obaliłam się na podłogę, a jeden z wilkołaków podbiegł do mnie i wstrzyknął mi werbenę. Ostatkiem sił odwróciłam się w stronę Damona. Również już leżał, a mężczyzna, który wcześniej na niego skoczył, podniósł się z miejsca obok, gwizdnął przeciągle, po czym powiedział:
-          Cholera, ale jesteś silny. Poszła na ciebie cała strzykawka werbeny.
Kobieta ze strzelbą wyszła naprzód, a Damon spojrzał na nią z nienawiścią.
-          Weźcie tego. – wskazała końcem lufy na Alarica – Nie żyje. Przy okazji ją też zabierzcie. – powiedziała, a ja poczułam jak czyjeś silne ręce łapią mnie za kostki, po czym zostałam brutalnie przeciągnięta po ziemi do salonu. Straciłam przytomność.

Działanie werbeny przestawało działać, a ja powoli budziłam się do życia. Mięśnie wciąż miałam sztywne i nie mogłam się poruszać, ale dobiegały już do mnie wszystkie bodźce z otoczenia. Usłyszałam głosy ludzi stojących nade mną.
-          To wampir ? – zapytał jakiś mężczyzna
-          Była dość silna, ale dziwnie pachnie. – wilkołak wciągnął głośno powietrze nosem - Trochę jak wampir, ale nie do końca. Coś też jak człowiek.
-          Zobaczymy.  Jeśli się obudzi to jest wampirem, jeśli nie to Stevie i Jim zabili dwoje ludzi – powiedziała kobieta. Zdaje się, że miała na imię Jules. Damon wspominał, że do Mystic Falls zawitała wilkołaczyca o takim imieniu. – Na wszelki wypadek przywiążcie ją łańcuchami do tego filara.
Na te słowa ponownie pochwyciły mnie czyjeś niedelikatne ręce. Przeciągnięto moje ciało po podłodze, po czym dosłownie rzucono mą drobną osobą na drewnianą belkę i starannie przywiązano solidnymi łańcuchami. Następnie usłyszałam, że wilkołaki odeszły kawałek dalej, więc postanowiłam uchylić nieco powieki. Dostrzegłam Damona. Siedział kilkanaście kroków ode mnie. Był przytwierdzony do krzesła grubymi łańcuchami, a na szyi miał metalową obrożę z czymś w rodzaju drewnianych naboi, wbijających mu się w skórę. Jego czarna koszula zupełnie przesiąkła krwią, spływającą z ran. Drgnęłam rozwścieczona na ten widok. Już miałam szarpnąć za łańcuchy, by się uwolnić, lecz wtem pochwyciłam spojrzenie wampira. Brunet popatrzył na mnie twardo i pokręcił przecząco głową na znak, bym się nie ruszała, więc postanowiłam go na razie posłuchać.
-          Dzień dobry, słonko. – powiedział wilkołak, który wcześniej zaatakował Damona – Miło, że już się obudziłeś. Wiesz, pewnego razu widziałem film, takie porno z torturami. W każdym razie mieli tam takie obroże, naprawdę fajna sprawa. Trochę ją przerobiłem, dodałem parę drewnianych gwoździ, a kiedy pociągnę… - wilkołak chwycił za łańcuchy przymocowane do obroży, po czym szarpnął. Damon zawył z bólu, gdy drewno wbiło się głębiej w jego skórę. Drgnęłam ledwo zauważalnie i zacisnęłam mocno powieki. Nie mogłam na to patrzeć.
-          Słyszałam, że masz kamień księżycowy – odezwała się Jules, a wilkołak rozluźnił ucisk na szyję Damona. Rozchyliłam nieco powieki. W salonie rozbrzmiał śmiech Salvatora.
-          Gdybyś tylko wiedziała jak ironiczna jest ta chwila. – ponownie się zaśmiał, po czym spoważniał – Powiem ci jak to przebiegnie. Będziecie mnie torturować, ja nic nie powiem, ktoś straci serce. Ostatnim razem był to twój chłoptaś Mason – Damon wypowiedział imię zmarłego wilkołaka z odrazą.
-          Tym razem będziesz to ty. – odparła Jules, po czym skinęła głową na mężczyznę, trzymającego łańcuchy od obroży – Stevie! – wilkołak gwałtownie szarpnął, a po pokoju rozniósł się krzyk Damona.

Czułam , że powoli działanie werbeny ustępowało. Wszyscy skupili się na Damonie , więc spróbowałam poruszyć ręką, by sprawdzić czy odrętwienie już minęło. Udało się. Zachęcona tym małym sukcesem, postanowiłam wyswobodzić dłoń z łańcuchów. Wykrzywiłam boleśnie nadgarstek i chwyciłam za wiążący mnie metal. Potem już tylko czekałam na odpowiedni moment, kiedy inni tak bardzo zaabsorbują się czymś innym, że nie zauważą mojego oswobodzenie.
-          Wiesz , co jest najlepsze w śrucie ? – zapytała Jules Damona - Rozrzut po całym ciele, maksymalne szkody. – wampir przytaknął, jakby całkowicie się z nią zgadzał. Wilkołaczyca wzięła broń do ręki i wycelowała w niego - Gdzie kamień księżycowy ?
-          Pogódź się z tym , skarbie . Nigdy go nie dostaniesz .
Poczułam mały podmuch wiatru, a zaraz potem doleciał do mnie znajomy głos Pierwotnego wampira.
-          Tego szukacie ? – zapytał Elijah, a wszyscy, łącznie ze mną, odwrócili się w jego stronę. Stał oparty o framugę drzwi, a w ręce trzymał kamień księżycowy. Podniósł na nas wzrok, po czym podszedł luźnym krokiem do stolika, który stał kilka kroków od wilkołaków oraz Damona i położył na nim kamień – Śmiało. Weźcie go.
Elijah odsunął się kawałek, robiąc miejsce wilkołakom. Jeden z nich podbiegł w nadludzkim tempie, ale kiedy był już prawie przy kamieniu, Pierwotny doskoczył do niego. Z łatwością zanurzył rękę w klatce piersiowej likantropa i wyrwał mu serce. Martwe ciało mężczyzny opadło bez życia na kanapę.

Korzystając z zamieszania, zaczęłam wprowadzać w życie swój plan oswobodzenia się. Zacisnęłam dłoń na łańcuchu, który oplatał moje nadgarstki i szarpnęłam. Ręka nienaturalnie się wykręciła, ale byłam już prawie wolna. Drugą dłonią sięgnęłam trochę bardziej w bok, po czym pociągnęłam za więzy na ramionach. Łańcuchy opadły z łoskotem na podłogę. Wszyscy zwrócili zdziwione spojrzenia na mnie. Nastawiłam sobie wykręconą rękę, po czym rzuciłam się na dwa wilkołaki, które próbowały uciec. Jedną dłonią wyrwałam serce jednemu, drugą drugiemu. Dwa ciała opadły z głuchym łoskotem na podłogę, a ja spojrzałam na nie z nieskrywaną radością. Podniosłam wzrok i zauważyłam, że pozostał już tylko Stevie, który nadal trzymał łańcuchy Damona. Jules najwidoczniej się zmyła.
Elijah podszedł wolnym krokiem do ostatniego wilkołaka, a ten skulił się. Przykucnął i zaciągnął kołnierz kurtki na głowę. Wyglądał tak żałośnie, że aż parsknęłam śmiechem.
-          Co z tobą , kochany ? – zapytał Elijah Steviego, po czym pociągnął go za ramię, aby wstał - Chcesz spróbować ? – wilkołak przecząco kręcił głową - Nie ? Tak? Nie ? Gdzie wilkołaczyca ? – powiedział Pierwszy, rozglądając się po pokoju.
-          Nie wiem. – odparł Damon
-          To bez znaczenia. – rzekł Elijah, po czym ponownie skupił wzrok na Steviem. Mężczyzna przełknął gorączkowo ślinę, obawiając się najgorszego. Pierwotny wampir przesunął po nim obojętnym spojrzeniem, po czym walnął go w żuchwę, z taką siłą, że aż skręcił mu kark. Rzucił bezwładne ciało Steviego na podłogę, a następnie odkręcił się w stronę Damona. Zerwał z niego łańcuchy, najpierw te, które oplatały jego nadgarstki, a potem te z brzucha. Odszedł kilka kroków do tyłu i odchylił głowę - Zdajesz sobie sprawę , że już trzeci raz ratuję ci życie ?
Salvatore nic nie odpowiedział, a Elijah odszedł po drodze zabierając kamień księżycowy ze stolika. Podeszłam do Damona i delikatnie zdjęłam mu obrożę, uważając by nie zahaczyć żadnym gwoździem o jego skórę. Teraz już bez problemu wstał, po czym przytulił mnie ciepło. Dopiero teraz poczułam, że w mojej głowie wciąż tkwi kula. Jęknęłam cicho, na co Damon odsunął mnie od siebie, spojrzał zatroskanym spojrzeniem na moje czoło i wyjął te cholerstwo.
-          Dzięki – odparłam pocierając bolące miejsce, które już zaczęło się goić.
Damon tylko uśmiechnął się w odpowiedzi i wyjął telefon, który nagle rozdzwonił się w jego kieszeni. Wampir spojrzał zdziwiony na wyświetlacz, po czym odebrał.
-          O co chodzi Bennet ? – zapytał, zabierając się za sprzątanie zakrwawionych łańcuchów, a ja szerzej otworzyłam oczy ze zdumienia. Bonnie nie cierpi Damona, coś musiało być na rzeczy skoro do niego zadzwoniła.
-          Musimy porozmawiać. – dobiegł do mnie głos ze słuchawki – Zmusiłam jednego z czarowników Elijaha do powiedzenia prawdy za pomocą zaklęcia. Zdradził nam jak Elijah planuje zabić Klausa.
-          Zamieniam się w słuch – odparł Damon, przerywając porządki.
-          Powiedział, że po ofierze Klaus będzie osłabiony i to ich jedyna szansa, a to oznacza…
-          Że od początku chciał poświęcić Elenę – przerwał Bennetównie Damon.
-          Tak. Ofiara jest częścią planu Elijah.
-          Zrozumiałem. Głośno i wyraźnie. – wampir rozłączył się, po czym spojrzał na mnie – Słyszałaś ?
-          Mówiłam ci – odparłam, wzruszając ramionami.
-     Tak i znów miałaś rację. Gratuluję. – przeniósł swój wzrok na Rica – Patrz kto się wreszcie obudził. Nareszcie, stary. Ominęła cię cała zabawa. 

poniedziałek, 10 lutego 2014

Home sweet home

„Tęsknię za nią, bo ją kocham. A kiedy kogoś kocham, chcę żeby zawsze przy mnie był.”
-  Lauren Myracle                
02x13
Stałam już przed drzwiami pensjonatu Salvatorów. Przywiozła mnie taksówka, ponieważ mój samochód nadal był tutaj.
Serce waliło mi jak oszalałe, choć zazwyczaj jego bicie było wolniejsze od ludzkiego. Obawiałam się co zobaczę, kiedy przejdę przez próg tych drzwi. W jakim stanie będzie Damon? Czy spotkam tu któregoś z pierwotnych? A może coś gorszego?
Jeszcze mogę się wycofać. Mogę odwrócić się na pięcie i wrócić do Nowego Jorku, do Lee…
Coś skręca mi się boleśnie w żołądku na samą myśl o nim, o tym, że jest tak daleko. Nawet to, że nie wypijemy dzisiaj razem kawy.
Odgoniłam te myśli zirytowana. Przecież i tak wiem, że nie odejdę. Damon mnie potrzebuje i bez względu na wszystko mu pomogę. Uśmiechnęłam się pod nosem. W końcu zobaczę się z Damonem.
Czuję się rozbita. Zdaję sobie sprawę, że bez względu na to czy będę w Mystic Falls, czy w Nowym Jorku to będę jednocześnie szczęśliwa i pełna tęsknoty.
Kręcę głową zdenerwowana. Odwlekam nieuniknione. Z lekką zgrozą sięgam do klamki, która na przekór mi i moim obawom, ustępuje naciskowi dłoni. Drzwi odchylają się z cichym skrzypnięciem, a ja wchodzę z obawą do wielkiego domu Salvatorów. Próbuję wypatrzyć jakiś oznak, że coś jest nie tak, na przykład pustych butelek po rozmaitych trunkach, walających się gdzieś po podłodze bądź śladów krwi na boazerii, świadczących o walce, lecz nic takiego nie dostrzegam. Za to moim oczom ukazuje się coś innego, a raczej ktoś. Kilka kroków przede mną z wampirzą szybkością pojawił się Damon Salvatore. Jego niebieskie oczy wpatrywały się we mnie z niedowierzeniem. Przez sekundę pochłaniałam go wzrokiem. Miał na sobie tylko ręcznik i był cały mokry. Zapewne przed chwilą wyszedł spod prysznica. Krople powolnie spływały z jego umięśnionego ciała, mocząc dywan, a niesforne kosmyki przykleiły mu się do czoła. 
-          Heidi … - powiedział ze zdziwieniem i radością w głosie.
Przebiegłam szybko tę krótką odległość, która nas dzieliła, po czym rzuciłam mu się w ramiona. Jego mokre ciało moczyło mi ubranie, ale nie przejmowałam się. Chciałam czerpać z tej chwili jak najwięcej. Ściskał mnie przez chwilę kurczowo, tak samo jak ja jego. Wtuliłam głowę w szyję wampira. Odetchnęłam głęboko, wdychając słodki, unikalny zapach Damona.
-          Dobrze być z powrotem – powiedziałam w jego ramię.
Puściłam go niechętnie, po czym uśmiechnęłam się szeroko, napawając się jego obecnością. On również odpowiedział mi uśmiechem.
Wysiliłam swoje wampirze umiejętności, sprawdzając czy nikogo innego nie ma w domu. Pusto. Najwyraźniej Stef poszedł na polowanie. Ucieszyłam się jeszcze bardziej. To znaczy, że mamy czas tylko dla nas.
-          Co tutaj robisz ? – zapytał Damon, wyrywając mnie z moich rozmyślań
-          Odsłuchałam twoje wiadomości.
-          Dzwoniłem do ciebie jeszcze gdzieś godzinę temu.
-          Byłam w samolocie, nie chciałam już odbierać, bo wiedziałam, że będziesz chciał mnie przekonać, abym została w Nowym Jorku, a i tak bym nie zawróciła. – nagle zrzędła mi mina – Przykro mi z powodu Rose.
Damon drgnął, ledwo dostrzegalnie, po czym zamarł z kamienną twarzą. Wiedziałam, że nie chce dać po sobie poznać, iż zależało mu na tamtej wampirzycy.
Niewiele razy w moim życiu nie wiedziałam co mam powiedzieć, ale to właśnie była jedna z tych sytuacji. Przestąpiłam nerwowo z nogi na nogę, a Damon wciąż milczał.
-          Żałuję, że nie odbierałam, może… może razem byśmy coś wymyślili…
-          To bez znaczenia – przerwał mi – Nie ma żadnego lekarstwa. Nie mogłabyś nic zrobić. – przełknął ślinę i rozchmurzył się – Swoją drogą dlaczego nie odbierałaś?
-          Po pierwsze to nie chciałam, by Lee usłyszał twój głos…
-          Czyli mu nie powiedziałaś, że nie masz już ochoty mnie zabić? – odparł z aroganckim uśmieszkiem, a ja skrzywiłam się. Nie lubię ukrywać czegoś przed Lee.
-          A po drugie… - odparłam ignorując jego pytanie – Sądziłam, że jeśli nie usłyszę twojego głosu to będę mniej tęsknić. – poczułam, że moje policzki zalewają się purpurą, więc wlepiłam wzrok w swoje buty – Nie podziałało.
Kątem oka dostrzegłam, że Damon uśmiechnął się pod nosem. Zrobił krok w moją stronę, po czym objął mnie czule, a ja wtuliłam się w jego klatkę piersiową.
-          Ja też tęskniłem, Heid. Witaj w domu.

Poszłam do pokoju Damona, aby się rozpakować. Przekroczyłam próg drzwi ciekawa czy coś się zmieniło podczas mojej nieobecności. Rozejrzałam się dookoła, ale wszystko wyglądało tak samo jak przed moim wyjazdem. Ta sama drewniana podłoga i boazeria na ścianach. Wielkie dwuosobowe łóżko z czterema kolumnami stało w tym samym miejscu, naprzeciwko znajdował się zimny kominek, a nad nim obraz, którego nazwiska twórcy nie pamiętałam. Niedaleko malowidła wisiał plazmowy telewizor.  Prostopadła ściana składała się prawie wyłącznie z wielkich okien, na które opadały stare, ciężkie zasłony. Nigdy mi się nie podobały, ale tym razem uśmiechnęłam się na ich widok. Miło wracać do miejsca, które jest stałe.
Podeszłam do łóżka, po czym położyłam na nim swoją niewielką torbę. Pakowałam się w pośpiechu, więc nie zabrałam ze sobą zbyt wiele.
Obróciłam się lekko w prawo i dostrzegłam chyba jedyną rzecz, poza zmienioną pościelą, która się zmieniła w tym pomieszczeniu, a mianowicie był to stos książek koło łóżka. „Przeminęło z wiatrem” Margaret Mitchell leżało na wierzchu zamiast powieści Jacka Londona „Zew krwi”.
Przejechałam palcami po okładce i uśmiechnęłam się. Tak, miło jest wrócić.
Moje rozmyślania przerwały podniesione głosy braci Salvatore. Nieśpiesznie ruszyłam w ich stronę.
-          Sprowadziłeś Johna Gilberta ? To twój pomysł na uratowanie Eleny ? – mówił zirytowany Damon
-          Głupi ruch, Stef – powiedziałam, opierając się o framugę drzwi – Nie ma mnie kilka dni, a ty chcesz wszystko schrzanić?
Odwrócił się zaskoczony w moją stronę. Widocznie nie spodziewał się, że wrócę tak szybko.
Luźnym krokiem przeszłam przez pokój, po czym przytuliłam go serdecznie. Najpierw niezręcznie, ale on też odwzajemnił uścisk. Wypuściłam go z objęć, a on zapytał ze zmarszczonymi brwiami :
-          Co ty tutaj robisz ? Myślałem, że wrócisz dopiero za rok.
-          To nie było w planach, Stefanie. – odpowiedziałam, uśmiechając się – A teraz gadaj, po jaką cholerę zwaliłeś nam na głowę wujaszka Johna ?

-          Pojechałem szukać Isobel i zamiast niej znalazłem Johna. – zaczął wyjaśniać wampir -  Powiedział, że może pomóc, a my rozpaczliwie potrzebujemy pomocy.
-          Nie aż tak rozpaczliwie. – wytknął bratu Damon - Koleś próbował zrobić ze mnie pieczeń.
-          To jeden z twoich idiotyczniejszych planów, Stefciu.
-          Nowy znajomy Bonnie pracuje dla Elijaha, więc musimy przyjąć, że kamień księżycowy nie został zniszczony. Elena pokłada wszelkie nadzieje w układzie, wedle którego Elijah ma chronić jej bliskich.  Ufacie Elijah? Bo ja nie. Jest Pierwotnym, nie można mu ufać. Przecież nie możemy go zabić, bo najwyraźniej się nie da.
-          Nadal nie doszedłeś do części pod tytułem „Czemu John Gilbert ma być rozwiązaniem”. – odparłam sceptycznie
-          Wie o ofierze. Isobel mu powiedziała. Powiedział, że zna sposób, aby chronić Elenę.
-          Niby jaki ? – powiedział Damon mrużąc oczy
-          Nie chce powiedzieć, przynajmniej nie mi. – wyjaśnił młodszy Salvatore
-          Świetna robota, Stefan, pierwszorzędna. Jakbym nie miał dość problemów. – odpowiedział mu brat, po czym Damon i ja skierowaliśmy się do wyjścia, ale zatrzymał nas głos Stefana.
-          Przykro mi z powodu Rose. – Damon odwrócił się do brata, po czym odrzekł:
-          Wszystko jedno. Znałem ją raptem pięć minut.
-          I zależało ci na niej przez pięć minut. – zripostował Stefan - Zastanawia mnie, o czym to świadczy.
-         To znaczy, że się przejmuję. – kpił Damon - Że robi się ze mnie facet zdolny do wielkich czynów. Lepiej miej się na baczności, bo być może będę zmuszony sam odegrać rolę bohatera i cię ubiec.
-         Wtedy pożyczę od ciebie trochę żelu, Stef. Zrobię Damonowi bohaterskie włosy.- uśmiechnęłam się sztucznie do wampira, przesadnie akcentując słowo „bohaterskie”, po czym wyszłam wraz z jego bratem z pokoju młodszego Salvatore i skierowaliśmy swe kroki do salonu. Gwałtownie odwróciłam się do bruneta z niezadowoloną miną.
-         Myślę, że ufacie nie tym co trzeba.
-         Co masz na myśli ? – odpowiedział, marszcząc brwi.
-         John to ślepy zaułek. – wyjaśniłam - Nawet jeśli zna sposób na uratowanie Eleny to będzie chciał to zrobić po swojemu. Czyli z krzywdą dla któregoś z was lub obu. Elijah natomiast to człowiek honoru i dotrzymuje słowa. Jeśli obiecał, że ochroni bliskich Eleny  to tak zrobi. Pytanie brzmi czy umowa obejmowała także sama Elenę ? – zamyśliłam się na chwilę - Dziwi mnie jego zachowanie.
-         Co dokładniej ? – zapytał, nic nie rozumiejąc.
-         Klaus i Elijah to bracia. Tworzyli rodzinę i współpracowali. Elijah wręcz bardzo nalegał na to, aby ich rodzina pozostała razem. Nie rozumiem, więc czemu chce działać przeciwko bratu.
-         Żyłaś w ich czasach. Wiesz coś co mogłoby się nam przydać ? Czy może ich coś zabić ?
-         Każdy ma jakąś słabość, coś co można użyć przeciwko niemu. W naturze musi być zachowana równowaga. – zamyśliłam się, wracając pamięcią do dawnych czasów - Kiedyś istniało pewne drzewo – odparłam po chwili - z którego kołek mógł zabić Pierwszego, ale z tego co pamiętam spalili je.
-         Nie ma niczego innego ? – zapytał Damon z rezygnacja w oczach
-         Nie słyszałam. Zawsze starałam trzymać się od nich jak najdalej, a zdobywanie informacji nie jest łatwe w takiej sytuacji. – wzruszyłam bezradnie ramionami, zastanawiając się przez chwilę - A co z Bonnie ? Nie znalazła czegoś w swojej księdze ?
-         Niestety. Tam jest mowa jedynie o rzucaniu zaklęć.
-         A właśnie… Myślisz, że ta wiedźma domyśla się czym jestem ? Nie zdążyłam tego sprawdzić zanim… - zawahałam się na chwilę, ale Damon dokończył już za mnie:
-         Zanim wyjechałaś ? – skrzywił się lekko, ale ciągnął dalej – Nie wiem. Bennetówna i ja nie jesteśmy w najlepszych stosunkach. Mi na pewno by o tym nie wspomniała, szczególnie, że wie, iż jesteśmy blisko. – wzruszył ramionami
-         A Elena nic nie mówiła ?
Pokręcił tylko przecząco głową, a ja westchnęłam przeciągle. To oznacza, że mam dwie możliwości. Albo powiem Bonnie prawdę albo będę musiała wymyślić jakieś naprawdę dobre kłamstwo. Skłaniam się bardziej do tej drugiej opcji, ale najpierw muszę wybadać co Broomhilda* rzeczywiście wie.
-         Będę musiała sprawdzić naszą małą Bennet. – odparłam, krzywiąc się na samą tę myśl
-         Ty sprawdź wiedźmę, a ja zajmę się Johnem. – powiedział Damon uśmiechając się przebiegle. Widocznie mu nękanie wujaszka przychodzi ze znacznie większą ochotą niż mi dręczenie czarownicy.

Bonnie znalazłam na memoriale, organizowanym przez panią burmistrz Lockwood, „byśmy jako społeczność zaczęli się leczyć po stracie tak wielu bliskich”, czytaj „wiem, że naszych mieszkańców pożerają wampiry, więc urządzę imprezę, abyśmy mogli smucić się razem”. Jakże to miłe z jej strony.
Bennetówna była z młodszym bratem Eleny. Podeszłam do nich, żwawym krokiem przedzierając się przez tłum ludzi.
-         Bonnie! Jeremy! Co tam u was słychać? – powiedziałam ze sztucznym uśmiechem
-         Elena mówiła, że wróciłaś. - skrzywił się Jeremy, po czym odpowiedział nieufnie - Czego chcesz ?
-         Bez tego złowrogiego tonu, Gilbert. Nie mam powodu, żeby cię zabijać, ale czy do tego trzeba motywu ? – rzekłam ze śmiechem – Nie denerwuj się, przyszłam do twojej dziewczyny. Bennet. – zwróciłam się do Bonnie –Musimy pomówić.
-         Nie widzę po co. – powiedział Jeremy, zastępując mi drogę do wiedźmy
-         A ja nie widzę dlaczego wciąż się wtrącasz, Gilbert. Denerwowanie to chyba u was rodzinne hobby, a ja nie lubię, kiedy ktoś gra mi na nerwach. – spoważniałam, odsłaniając na chwilę moją wampirzą twarz oraz ostre jak brzytwa kły
-         W porządku, Jeremy. – powiedziała Bonnie uspokajająco - Za chwilę wrócę.
-         Idealnie. – odparłam z uśmiechem - Jakbyś chciał ją odebrać to będziemy w Grillu. Nie przychodź dopóki ja nie wyjdę, bo skręcę ci kark i to tak, że nikt nie zauważy. Uwierz mi, mam w tym wprawę. Wiem też o twoim pierścieniu. Tym lepiej, wrócisz, ale może nie będziesz już taki upierdliwy.
Pomachałam oszołomionemu Jeremiemu i wraz z Bonnie ruszyłam w stronę Grilla. Było tam tłoczno, a ja odczuwałam spory głód, więc musiałam się hamować, aby nie ukazać swojej wampirzej twarzy czy wydłużonych kłów.
Wybrałam stolik w rogu, żeby nikt nam nie przeszkadzał podczas rozmowy. Zdjęłam z ramion skórzaną kurtkę i odłożyłam ją na siedzenie obok, po czym usiadłam. Wampiry nie odczuwają zmian temperatury, jednak ja przez swoją wiedźmową część tak.
Bonnie z wahaniem zajęła miejsce naprzeciwko mnie.
-         Nie musiałaś mu grozić. – zaczęła swoje narzekanie na temat mojego zachowania względem młodego Gilberta
-         Musiałam. Zaczyna mnie denerwować, a niewiele dziś zjadłam. Niech trzyma się z daleka ode mnie, chyba, że chcesz abym zjadła go sobie na lunch.
Uśmiechnęłam się promieniście jakbym jej mówiła, że cieszę się, iż ją spotkałam, po czym uciszyłam ją kładąc palec na ustach. Mrugnęłam do niej porozumiewawczo wskazując głową na zbliżającą się kelnerkę.
Zamówiłam talerz frytek oraz kawę, a Bonnie poprosiła jedynie o wodę.
Byłam niesamowicie głodna. Nie tylko na krew, ale też na ludzkie jedzenie, które musiałam spożywać ze względu na to, że jestem w połowie czarownicą.
Kiedy kelnerka oddaliła się z naszym zamówieniem, Bonnie od razu przeszła do rzeczy.
-         O czym chcesz mówić ? – zapytała ostro, zaplatając ramiona w obronnym geście
-         Wiem co widziałaś, kiedy mnie dotknęłaś. Chciałam to wyjaśnić. – odparłam spokojnie
-         Czym jesteś ?
-         Jestem wampirem, złotko. – uśmiechnęłam się odsłaniając rządek równych śnieżnobiałych zębów jak z reklamy pasty do zębów.
-         Kłamiesz. Jesteś czymś więcej.
-         Oj, nie schlebiaj mi już tak. – spuściłam głowę, udając zakłopotanie
Kątem oka ujrzałam w oddali kelnerkę, wracającą z naszym zamówieniem, więc ponownie uciszyłam Bennetównę. Uśmiechnęłam się olśniewająco do szatynki i zahipnotyzowałam ją, abym nie musiała płacić, na co Bonnie patrzyłam się gniewnie. W pewnym sensie dobrze się złożyło, czarownica może przekonać się na własne oczy o moich wampirzych zdolnościach, co urzeczywistni moje kłamstwo. Kelnerka oddaliła się na chudych nogach, a ja zaczęłam jeść frytki, nic nie mówiąc.
-         Przestań sobie ze mną pogrywać. – powiedziała w końcu Bonnie. Patrzyła na mnie wyzywającym wzrokiem. Jej brązowe oczy wpatrywały się we mnie twardo, mieszała się w nich niecierpliwość i ciekawość, z nutką złości. Już otwierałam usta, aby odpowiedzieć, że myślałam, iż lubi gry, choć zapewne woli się w nie bawić z młodszymi braćmi swoich przyjaciółek, ale wtem z wnętrza kieszeni moich spodni rozdzwonił się telefon. Damon. Posłałam Bonnie pseudo przepraszające spojrzenie, po czym puściłam do niej oko i odebrałam.
-         Rozmawiałaś z wiedźmą ? – rozbrzmiał głos w słuchawce
-         Robię to w tej chwili.
-         Dobrze. Ja idę wyciągnąć Barbie z obozowiska wilka. – już zamierzałam odpowiedzieć, że idę z nim, w gruncie rzeczy nawet lubiłam Caroline. Przydawała mi się, kiedy była jeszcze człowiekiem i pozostał mi do niej pewien sentymentalizm, ale Damon od razu rzekł, że mam się nigdzie nie ruszać dopóki nie skończę sprawy z Bennetówną -  To tylko jedna wilkołaczyca. Będzie tam też Stefan, więc spokojnie damy radę, a ty musisz wyjaśnić Bonnie tą całą sytuację, więc nawet nie myśl o misji „Na ratunek”.  – uśmiechnęłam się pod nosem, po czym teatralnie nabrałam powietrza do nosa oraz głośno je wypuściłam.
-         Niech ci będzie. – odparłam, po czym się rozłączyłam. Schowałam telefon do kieszeni i ponownie skupiłam się na czarownicy. - Na czym to my …
-         Czemu grasz na czas ? – zirytowała się wiedźma - Myślałam, że chcesz porozmawiać.
-         Dobrze, a więc… - zastanowiłam się chwilę, pukając palcami o brodę - Pytałaś mnie czym jestem, a jak myślisz ? – westchnęła na to znużona 
-         Myślałam na początku, że połączeniem czarownicy i wampira, ale to niemożliwe. Sprawdziłam w księdze - wyjaśniła. Pokiwałam głową. Dobrze, przynajmniej wierzy, że prawda jest niemożliwa. Teraz wystarczy przyszykować jej talerz kłamstw przysypany lekko prawdą. 
-         Nie byłaś tak daleko. – odparłam z uśmiechem. - Jestem martwą wiedźmą. – kiwnęła głową, abym kontynuowała - Byłam czarownicą, ale zostałam przemieniona w wampira. Wampir nie może być czarownicą, jak już wspomniałaś. To wszystko.
-         Znowu kłamiesz. W takim razie dlaczego chciałaś to ukryć ? Czemu chciałaś o tym ze mną porozmawiać ? – przewróciłam zirytowana oczami, ależ ona upierdliwa. Zaczyna mnie denerwować.
-         Ponieważ wyglądałaś na zdziwioną i byłoby mi nie na rękę gdybyś wyciągnęła jakieś błędne wnioski, a ukrywałam to, ponieważ… - głęboki wdech i wydech dla urzeczywistnienia tego kłamstwa – Wraz z moją przemianą, straciłam wszystko co miałam. Moja moc przepadła, rodzina się mnie wyparła, nie mam już nawet takiego kontaktu z naturą, który ty zapewne odczuwasz. Nic nie pozostało. – wbijam wzrok w stolik – Brakuje mi tego, a nie chciałam ci tego opowiadać, tym bardziej, że ty masz wszystko co ja straciłam wraz z śmiercią. - Podniosłam na nią wzrok pełen zazdrości i złości. - Dlatego nie możesz o tym nikomu powiedzieć. To by mnie zrujnowało, a ja już się przyzwyczaiłam do mojej ciepłej posadki potężnej wampirzycy.
Bonnie patrzyła na mnie z mieszanymi odczuciami, widziałam to w jej oczach. Zdecydowanie mi nie ufała, ale też nie miała podstaw, aby mi nie uwierzyć. Wszystko co jej powiedziałam pokrywało się z tym co czytała w swojej magicznej księdze, a na pewno nikt nic nie wspominał o odczuciach związanych z dotykaniem czarownicy przemienionej w wampira. Wampir to wampir i nikt nie przejmuje się tym, kim  był za życia.
-         Nikomu nie powiem. – odparła w końcu z nieprzeniknioną twarzą
-         Dobrze. Sprawa rozwiązana, a teraz możesz już zaprosić chłopaka. – odparłam uśmiechając się olśniewająco
Podniosłam się powoli z krzesła i założyłam na siebie czarną kurtkę, po czym bezzwłocznie wyszłam, zostawiając na stoliku niedokończone frytki oraz już wystygłą kawę.
Oby to kupiła - pomyślałam, oglądając się za siebie. Po raz ostatni rzuciłam niepewne spojrzenie na Bonnie.

Leniwie piłam burbon w salonie pensjonatu Salvatorów. Damon wrócił jakiś czas temu.
Okazało się, że wilkołaków było więcej niż się spodziewali i były lepiej uzbrojone, ale w ostatniej chwili przybył czarownik od Elijaha, który ich uratował. Powiedział, że przyszedł, aby dotrzymać umowy, jaką Elena zawarła z Elijahem.
Stefan odprowadzał Caroline do domu, więc na razie mieliśmy cały dom dla siebie.
-         Podsumowując, dobrze, że się nie pojawiłaś, bo czarownik mógł cię rozpoznać i zaprowadzić do Elijaha. – powiedział Damon upijając ostatni łyk trunku ze swojej szklanki
-         Bardziej niż Elijah martwi mnie Klaus, ale jak na razie nie widzę, żeby się choćby zbliżał do Mystic Falls, więc w zasadzie nawet jakbym przyszła to nic by się nie stało. Tym bardziej, że jest wątpliwe, aby czarownik wiedział kim jestem. – wzruszyłam ramionami
Naszą rozmowę przerwał dzwonek do drzwi. Damon poszedł otworzyć, a ja zostałam na kanapie, dopijając burbon. Wstałam z sofy i w wampirzym tempie podeszłam do barku, dolewając sobie trunku. Po chwili doszedł mnie z korytarza głos Damona:
            -          Czego chcesz ?
-         Nie skończyliśmy naszej rozmowy. – usłyszałam wujka Johna, a już po chwili pojawił się w salonie. Kiedy mnie zobaczył przystanął zaskoczony, widocznie nie spodziewał się zastać nikogo poza Damonem. – Kto to jest ? – zapytał pokazując na mnie ręką
-         Stara przyjaciółka braci Salvatore – odparłam zanim Damon zdążył coś powiedzieć. Nie chciałam, aby John dowiedział się choćby jak brzmi moje imię. Mógłby o mnie wypytać Isobel, a od takich plotek już tylko krok do zostania poddaną Klausa.
-         A jakieś imię? – dopytywał John
-         A jakie imię lubisz, skarbie ? – odparłam uśmiechając się seksownie , na co John odwrócił się do Damona i zapytał:
-         Czy ona jest tu niezbędna ?
-         Jeśli dział ci  na nerwy to jak najbardziej tak. – odparł Damon uśmiechając się przekornie – Przejdź do rzeczy.
-         Dobrze, a więc rozmyślałem i patrząc obiektywnie ty, Damonie, i  Stefan, robicie co w waszej mocy, by chronić Elenę.
-         Zgodzę się co do tego. – odarł wampir – Mów dalej.
-         Przynoszę prezenty. – rzekł John i podszedł do stolika, stojącego za kanapę. Rozłożył na nim jakieś zawiniątko. W wampirzym tempie znalazłam się koło nich, by móc lepiej widzieć. John wyjął sztylet oraz buteleczkę z popiołem.
-         Co to, do cholery ? – zapytał Damon
-         Sposób na zabicie Pierwotnego. – odpowiedział John i zaczął wyjaśniać – W tej fiolce jest popiół z białego dębu, który pamięta czasy genezy Pierwszych. Należy zanurzyć sztylet w popiele, a potem wbić go w serce Pierwotnego. – John podał wszystko Damonowi, a ten najpierw spojrzał na mnie, a później zapytał Gilberta:
-         Skąd to wszystko wiesz?
-         Od Isobel. Jest dobra w zdobywaniu informacji, ale to już wiesz. – odparł John z przebiegłym uśmieszkiem
Czyli Isobel – biologiczna matka Eleny – wie o wszystkim co się tutaj dzieje i z tatuśkiem Johnem chcą się wmieszać. Niezbyt mi się to podoba.
-         Gdzie jest Isobel ? – zapytał Damon
-         Powiedzmy, że jeśli dopnie swego, Klaus nigdy nie zjawi się w Mystic Falls. – odparł wymijająco John - W sprawach dotyczących Eleny, ty i ja, Damonie, jesteśmy po tej samej stronie. – odwrócił się twarzą do mnie – Nie jestem natomiast pewien twoich zamiarów.
-         O mnie się nie bój. – odparłam z kamienną twarzą – Twojej córeczce nic nie grozi z mojej strony.
John skinął głową, po czym wyszedł, pozostawiając sztylet i fiolkę z popiołem w rękach Damona. Wampir zawinął te przedmioty z powrotem w szmatkę i schował w jednej z szafek pod barkiem. Odwrócił się w moją stronę z pytającą miną.
-         Nie słyszałam wcześniej o tym popiele – odparłam od razu - ale drzewo się zgadza. To był właśnie biały dąb.
-         Myślisz, że John coś kombinuje ? – zapytał Damon – W końcu gdybym spróbował zabić Pierwszego i by mi się nie udało, to ja bym skończył martwy zamiast Elijaha.
-         Nie wiem… - zastanowiłam się przez chwilę – Z drugiej strony ty i Stefan jesteście teraz najlepszą obroną dla Eleny, więc głupim ruchem byłoby usunięcie was. John zdaje sobie z tego sprawę, ale co w takim razie szykuje?
-         Sam chciałbym wiedzieć.

Damon zaprosił Andie Star. Dziewczynę z wiadomości, która wcześniej podrywała go w Grillu.
Kiedy oni zabawiali się z sobą nawzajem, ja zadzwoniłam do Lee. Miło było usłyszeć jego głos, choćby
przez słuchawkę telefonu. Opowiadał mi o tym, co się u niego działo, że miał okazję skorzystać z
pierścienia przeciwsłonecznego, ponieważ w Nowym Jorku było dzisiaj wyjątkowo słonecznie. Co jakiś
czas pytał mnie też gdzie jestem, ale zgrabnie udawało mi się unikać odpowiedzi.
W tym samym czasie, Bonnie, Elena oraz Caroline nocowały u tej ostatniej. Mała wiedźma opowiadała swoim przyjaciółkom o dziwnej rozmowie, którą przeprowadziła po południu z Heidi.
-         Nie wierzę jej. – powiedziała na koniec Bennetówna - Na pewno coś ukrywa, ale dlaczego nie chce powiedzieć ? Czyżby coś szykowała na nas?
Rozejrzała się po zmartwionych twarzach przyjaciółek, ale nic im nie przychodziło na myśl. W gruncie rzeczy żadna z nich nie znała wampirzycy za dobrze. Wiedziały jedynie, że jest starsza od braci Salvatore i poznała ich przed Katherine.
Elena zaproponowała, że może wypytać o Santino Stefana lub Damona, ale wątpi aby któryś coś jej powiedział. Młodszy z braci z powodu niewiedzy, a starszy dlatego, że zapewne Heidi nie kazała mu nic mówić.
-         Wiem jedno. – powiedziała Bonnie – Dziś w Grillu próbowała mnie oszukać.

***
A więc wracam po przerwie ;D Mam nadzieję, że rozdział się wam spodobał.
Jestem tak trochę nielegalnie na komputerze, więc będę się streszczać.
Przepraszam, że tak długo nie odpowiadałam na komentarze, ale przez dłuższy czas nie wchodziłam na bloggera. Z tego też powodu nie odwiedzałam waszych blogów, ale obiecuję wszystko nadrobić w najbliższym czasie. Tak więc, zaprasza, do komentowania i zostawiania mi linków do was. Na pewno prędzej czy później zajrzę na każdy pozostawiony ;)
Do napisania,
bye ;*