“Ocean smutku, fale radości.”
- John Lennon i Paul McCartney
2x18
Nerwowo wierciłam się w satynowej
pościeli. Sprawy niezbyt dobrze się układały, a kiedy coś nie szło po mojej
myśli, dopadała mnie bezsenność. Wiedziałam, że Damon już nie śpi, więc za
kilka minut zrobi mi przymusową pobudkę. Nie chciałam tego. Nie tylko dlatego,
że po niespokojnej nocy łóżko wydawało mi się istnym rajem na ziemi, ale
również z powodu Salvatora. Kiedy wczoraj odkrył, że wymknęłam się z domu, mimo
iż miałam odpoczywać po tym całym „mambo-dżambo wiedźm” - jak to on określa –
nieco się wkurzył. Na początku byłam bezpieczna, bo byliśmy w pokoju razem z
Eleną i Stefanem, więc wampir nawet nie zaczął rozmowy na ten temat, a potem
szybko poszłam spać, mówiąc, że jestem potwornie zmęczona. Jednak wiedziałam,
że nie długo będę musiała z nim porozmawiać o tym co stało się w miejscu
spalenia stu czarownic, choć wolałabym to odwlekać w nieskończoność.
-
Heidi … - Damon potrząsnął lekko moim ramieniem– Musimy już
wstawać. Niedługo przyjdzie urzędnik i przepisze dom na Elenę, a to oznacza,
że…
-
Że będzie musiała nas zaprosić, tak wiem. – Przerwałam mu, po
czym przytuliłam głowę do jego nagiego torsu. – Jeszcze pięć minut…
-
Dobrze, więc może powiesz mi wreszcie co się wczoraj stało,
kiedy Bonnie pozyskiwała moc od tych wszystkich wiedźm ?
-
Później – odparłam, całując go w szyję i powoli przybliżając się do ust.
-
Heidi… - zaczął Damon, ale zamknęłam mu usta pocałunkiem.
Odwzajemnił go. Wtedy już wiedziałam, że na razie mi się udało.
-
Damon! Heidi! Pan
Henry już przyszedł! – dobiegł do nas głos Eleny, któremu towarzyszył stukot
jej butów na schodach. Odkleiłam się od Damona, ale okazało się to
niepotrzebne.
-
Nie! – Usłyszałam zdenerwowany głos Stefana. - Nie wchodź tam. Oni… zaraz zejdą. –
dokończył zmieszany, a Gilbertówna oddaliła się od sypialni.
Zachichotałam pod nosem, po czym
ponownie przybliżyłam się do Salvatora. Pogłaskałam go po policzku i spojrzałam
mu prosto w te przenikliwie niebieskie oczy. Uśmiechnęłam się figlarnie.
-
Dziś nikt nam nie będzie przeszkadzał.
Po kilkunastu minutach
schodziliśmy już na dół, a konkretniej do salonu. Damon dopinał jeszcze guziki
swej koszuli, gdy wkroczyliśmy do pomieszczenia, a wszyscy utkwili w nas
spojrzenia. Ze zdziwieniem odkryłam, że oprócz Stefana, Eleny oraz pana Henrego
– notariusz – swoją obecnością zaszczyciła nas również Bennetówna. Zmarszczyłam
brwi z niezadowolenia. Kolejna osoba, z którą musiałam porozmawiać, ale za nic
tego nie chciałam.
-
Co wam zajęło tak długo ? – spytała podirytowana Bonnie.
-
My… - zaczął Damon, obejmując mnie ramieniem, jednak jego
młodszy brat przeszkodził mu.
-
Lepiej nie pytać – powiedział, a ja puściłam do niego oczko.
Stefan odchrząknął zmieszany, następnie wskazał głową na drzwi. – Idziemy ?
Plan był taki, że my poczekamy na
zewnątrz. Kiedy dom będzie już własnością Eleny, ona nas zaprosi.
Damon wziął mnie za rękę i
okręcił, po czym przyciągnął do siebie. Uniósł lekko mój podbródek.
-
Zawstydzasz mojego brata. Jesteś okropna .
-
Wiem – odparłam, uśmiechając się zadziornie, a on mnie
pocałował.
Potem jak gdyby nigdy nic
wyszliśmy przed dom. Stefan tylko przewrócił oczami i ze zmęczonym
westchnięciem ruszył za nami, zapewne marząc by być gdzieś indziej.
Po zakończeniu wszystkich
formalności, Elena odprowadziła pana Henrego do drzwi. Otworzyła je, po czym
podziękowała notariuszowi i podała mu rękę. Pożegnali się, a następnie
mężczyzna odszedł.
Gilbertówna już się odwróciła i
wchodziła do środka, kiedy odchrząknęłam znacząco.
-
A my to co ? – zapytałam podirytowanym głosem, ze słodziutkim
uśmieszkiem przyklejonym na ustach. Dziewczyna odkręciła się w naszą stronę i
widząc naszą trójkę stojącą w progu, zrozumiała.
-
Przepraszam, kompletnie zapomniałam. Stefan – powiedziała
szatynka, a bracia wymienili znaczące spojrzenia. – Czy zechciałbyś wejść do
mojego domu ?
-
Z rozkoszą, dziękuję – odparł wampir, wchodząc. Wymienili się
uśmiechami podczas odgrywania tej szopki. W końcu Gilbertówna skierowała
spojrzenie swych czekoladowych oczu na starszego z braci.
-
Mamy po dwanaście lat, czy co ? – zapytał Damon, przewracając
oczami.
-
Jedno z nas na pewno ma – odparowała Elena, przestając się
uśmiechać. - Jeśli cię zaproszę, obiecujesz podporządkować się właścicielowi
tego domu?
-
Nie – odparł wampir z protekcjonalnym prychnięciem, a ja
zachichotałam pod nosem.
-
Mówię poważnie, Damon. Po mojemu, obiecałeś. Ja tu decyduję, a
to oznacza brak kłamstw i ukrytych planów.
-
Jasne, Eleno. Oczywiście – powiedział brunet przeciągając
samogłoski, a ja tym razem już głośno wybuchnęłam śmiechem.
-
W takim razie, proszę wejdź – odparła Gilbertówna, powracając
do swojego przymilnego uśmieszku.
Damon wszedł skwaszony do środka,
spoglądając na moją osobę karcącym spojrzeniem, gdyż wciąż rechotałam, po czym
zwrócił się do mnie i do szczerzącego się Stefana:
-
Ani słowa.
Zasłoniłam usta ręką, a po chwili
przestałam chichotać. W końcu wbiłam swe spojrzenie w szatynkę, która nadal
stała w progu. Wciąż się uśmiechała. Najwyraźniej czekała, aż poproszę ją, żeby
mnie wpuściła. Widziałam jak Damon powstrzymuje śmiech, będąc już w środku.
Role się odwróciły. Przewróciłam oczami podirytowana sytuacją, po czym westchnęłam.
-
Co ze mną, o jaśnie pani Gilbert ? – zapytałam tylko troszkę
złośliwie.
-
Obiecujesz się mnie słuchać i pomagać nam jeśli będziesz w
stanie ? – zapytała, na co niewyraźnie odburknęłam „tak”, kiwając przy tym
głową. – Obiecujesz , że będziesz się dobrze sprawować ?
-
Oczywiście i zacznę jeszcze merdać ogonem.
-
Myślałam, że masz rogi, ale skoro też ogon to możesz nim
pomachać. Jednak jeśli zgadzasz się na moje warunki to proszę, wejdź do środka.
-
Zgodzę się na wszystko oprócz abstynencji od alkoholu i seksu,
ślicznotko – odparłam, wchodząc, przy czym mrugnęłam do Gilbertówny.
Kiedy Elena, Bonnie oraz Stefan
skończyli lekcje, ponownie spotkaliśmy się w pensjonacie. Dziewczyny
opowiedziały nam o tym, co wydarzyło się na jednej z przerw.
Podeszła do nich ich znajoma z
tego samego rocznika. Najpierw normalnie rozmawiały. Dana, takie było jej imię,
przywitała się z nimi, po czym zaczęła opowiadać o jakimś niesamowicie
przystojnym facecie. Pytała w jego imieniu czy Elena będzie na dzisiejszej
imprezie – tańce w stylu lat sześćdziesiątych. Kiedy kazały przekazać temu
nieznajomemu, że Gilbertówna ma chłopaka, Dana się upierała.
„Mogłabyś przynajmniej się z nim
spotkać. Będzie na dzisiejszej zabawie. Poszukaj go. Ma na imię Klaus. Chce
wiedzieć czy zarezerwujesz dla niego swój ostatni taniec.”
-
Gdy zapytałam gdzie on jest, czy znajduje się w szkole, Dana
odpowiedziała, że nie wie. Była zahipnotyzowana.
-
Więc pójdziemy na tę imprezę i go znajdziemy.
-
Jak zamierzasz to zrobić ? Nawet nie wiemy, jak wygląda –
odrzekł Stefan swojemu bratu. Zmarszczył brwi w zastanowieniu.
-
Zakładam, że nie jest pryszczatym szesnastolatkiem – odparował
kąśliwie starszy Salvatore, po czym skinął na mnie głową. - Heid, wie jak on
wygląda. Jeśli go zobaczy, powie nam.
Wszyscy skierowali swe spojrzenie
na mnie. Wcześniej nie wiedzieli, że znałam Klausa, a ta informacja w znacznym
stopniu ułatwia nasz plan. Przewróciłam oczami na ich zdziwione miny.
-
Tak, to prawda. Znałam go przez jakiś czas, ale później się
odizolowałam.
-
Może być wszędzie. Zauroczył dziewczynę ze szkoły. Chyba nie
jest tam tak bezpiecznie jak myślałyście ? – powiedział nieco złośliwie Stefan
do swojej dziewczyny i jej przyjaciółki.
Gilbertówna już otwierała usta,
aby coś odpowiedzieć, kiedy rozległo się pukanie do drzwi. Wszyscy spojrzeliśmy
w tamtą stronę. To przyszedł Ric. Zamknął za sobą drzwi, po czym podszedł do
nas żwawym krokiem. Spojrzał na mnie zdziwionym wzrokiem, ale już po chwili
przestał się na mnie patrzeć i przeprosił za to, że się spóźnił. Nie dziwię mu
się, nie zawsze biorę udział w tych ich małych spotkankach.
-
Słuchaj, Ric, musisz zapisać mnie i Heidi jako opiekunów
dzisiejszej imprezy. Klaus poczynił pierwsze kroki – powiedział Damon, a
Saltzman skinął głową na znak, że to zrobi.
-
Dobrze, więc znajdziemy go i potem co ? Mamy jakiś plan ataku
? – zapytała Gilbertówna, wykonując bliżej nieokreślony ruch ręką.
-
Ja – odparła natychmiast Bennet. - Ja jestem planem. Nie ma
pojęcia ile mocy mogę zaczerpnąć. Jeśli go znajdziecie, ja go zabiję.
-
To nie będzie takie łatwe. To najgroźniejszy wampir w
historii.
-
Alaric ma rację. Co jeśli… - powiedział Damon, przerywając, by
znienacka rzucić się na Bonnie i ją przetestować.
Bennet tylko uniosła dłoń. Za
pomocą swej mocy odepchnęła wampira na pobliski stolik, przewracając go.
Wszyscy spojrzeliśmy na wiedźmę z podziwem, a ona spokojnie opuściła rękę.
Starszy Salvatore wychylił się znad przewróconego mebla i utkwił zdziwione
spojrzenie w czarownicy. Bonnie
uśmiechnęła się zadziornie.
-
Ja jestem pod wrażeniem – rzekł Stefan, spoglądając z uśmiechem
na powalonego brata. Damon natomiast wstał i podszedł z powrotem do nas, po
drodze potrącając brata. Przewróciłam na to oczami, uśmiechając się przy tym.
Uwielbiam te ich braterskie przepychanki.
-
Nieważne, że jest Pierwotnym. Pokonam każdego kto się do mnie
zbliży. – Bonnie odwrócił się w stronę Gilbertówny. - Mogę go zabić, Eleno.
Wiem, że mogę.
Szatynka uśmiechnęła się lekko i
skinęła głową przyjaciółce.
Wtedy wszyscy zaczęli się
rozchodzić. Bracia Salvatore i Elena poszli na górę szukać jakiś ciuchów z
dekady, Alaric pojechał do szkoły zapisać mnie oraz Damona jako opiekunów na
dzisiejsze tańce. Natomiast Bonnie miała iść do domu, również by się przebrać.
Już miałam iść na górę razem z Damonem, kiedy naszła mnie myśl. Mogę odwieźć
Bennet do domu. Normalnie nie bawiłabym się w szofera, ale to doskonała okazja,
aby przedyskutować zdarzenie z domu stu czarownic. Będziemy same, swobodnie
porozmawiamy i wszystko jej wyjaśnię. Nie tracąc czasu, wcieliłam swój plan w
życie. Najpierw skłamałam Damonowi, że jadę po zapasy krwi do szpitala. Nie
zadawał żadnych pytań, gdyż wiedział, że muszę jeść więcej niż normalny wampir,
tym bardziej jeśli chcę się wzmocnić przed akcją z Klausem. Potem ruszyłam
szybko za wychodząca Bonnie. Wsiadała już do auta Saltzmana.
-
Ric! – zawołałam, a mężczyzna zgasił silnik. Podeszłam do
nich. – Podrzucę naszą małą czarownicę. Ty masz nie po drodze, a ja i tak mam
coś do załatwienia w okolicy.
Mrugnęłam do niego, po czym
skinęłam na Bennetównę, a ta ruszyła za mną. Zrównałyśmy się krokiem, a Bonnie
powiedziała:
-
Nie jestem pewna czy mi się to podoba.
-
Ja też nie skaczę z radości, ale musimy porozmawiać. Z resztą
nie masz zbyt wielkiego wyboru. – Wskazałam na odjeżdżający samochód Saltzmana,
a następnie otworzyłam drzwi do mojego rovera 620. – Wsiadaj.
Czarownica wykonała moje
polecenie, po czym ja zrobiłam to samo.
Wsadziłam kluczyki do stacyjki, a
silnik przyjemnie zamruczał. Uśmiechnęłam się pod nosem, ten dźwięk nigdy mi
się nie znudzi. Cofnęłam trochę, a następnie z piskiem opon ruszyłam z
podjazdu, szybko zostawiając pensjonat Salvatorów, a raczej Eleny, daleko w
tyle.
Połowę drogi przejechałyśmy w
milczeniu. Wszystkie okna były otwarte, więc włosy powiewały nam na wietrze, a
w uszach szumiało od zawrotnej prędkości tak, że prawie w ogóle nie było
słychać włączonego radia. Nie przepadałam za wolną jazdą. Kiedy prowadziłam
zawsze lepiej mi się myślało, łatwiej zbierałam myśli.
-
Myślałam, że chciałaś porozmawiać – przerwała ciszę Bonnie,
zamykając okno koło siebie, a ja zrobiłam to samo z pozostałymi. Wiedziałam, że
nie mogę odkładać tej rozmowy w nieskończoność. Zjechałam na pobocze i tam
ustałam.
-
W rzeczy samej, czarownico – odparłam. Przez chwilę panowała
cisza. Zastanawiałam się co jej powiedzieć. Co muszę, a co mogę zachować dla
siebie. W końcu zadecydowałam. Odchrząknęłam i zaczęłam mówić. – Czy zdajesz
sobie sprawę co się wtedy stało ? Na miejscu spalenia stu czarownic ?
-
Wiedźmy dały mi ostrzeżenie, a ja przejęłam ich moc – odparła
Bennet. Zmarszczyła brwi, nie rozumiejąc dokąd zmierzam.
-
Cóż… To nie wszystko. Czarownice połączyły się z tobą.
Otwierając się na ciebie, pozwoliły ci korzystać z ich siły. Wręcz w pewien
sposób oddały ci swoje moce.
-
Tak, to wiem. Nie rozumiem tylko czemu ty tam byłaś ? Czemu
wiedźmy w ogóle cię wpuściły do domu ?
-
Nie przerywaj mi, Bennet. Do tego zmierzam – odparłam
zniecierpliwionym głosem. – Chodzi o to, że czarownice nie połączyły tylko
siebie i ciebie, ale także w pewien sposób ciebie i mnie. Możemy synchronizować
naszą moc, zupełnie jakbyśmy były jedną osobą.
-
Po co mi wampirza siła do pokonania Klausa ? Nie pomorze mi –
Bonnie wzruszyła ramionami, a ja stawałam się coraz bardziej podirytowana. Ta
dziewczyna wciąż nic nie rozumie. Przewróciłam oczami, przeklinając w duchu
siebie za te wcześniejsze kłamstwa. Westchnęłam przeciągle.
-
Znów mi przerywasz, Bennet, a od kilku godzin nic nie jadłam.
Uwierz, twoje gadanie wcale mnie nie obłaskawia, tylko sprawia, że coraz
bardziej zaczynasz przypominać dużą torebkę z krwią – powiedziałam oprys odsuwając od siebie tę myśl. Faktycznie byłam głodna, ale to nie
mogło mi teraz siedzieć w głowie. Tym bardziej gdy w samochodzie jedynym
źródłem pokarmu mogła być dla mnie ta mała wiedźma. – Pamiętasz, co poczułaś,
kiedy mnie pierwszy raz dotknęłaś ? Jakby pomieszanie czegoś miłego i znanego z
śmiercią oraz złem. Jakby wiedźma i
wampir w jednej osobie. Jednak ty wiesz, że to niemożliwe, więc ja postanowiłam
wykorzystać twoją wiedzę przeciw tobie. Powiedziałam, że byłam wiedźmą, ale
zostałam wampirem. Jednak to nie prawda. – Spojrzałam Bonnie prosto w oczy. –
Miałaś rację na początku. Jestem mieszańcem wiedźmy i wampira.kliwie,
mimo woli oblizując wargi. Odetchnęłam głęboko,
Zamilkłam, a Bennetówna wpatrywała
się we mnie rozszerzonymi ze zdziwienia oczami. Wargi miała lekko rozchylone,
jakby chciała coś powiedzieć, ale nie wiedziała jak to zmieścić w jednym
pytaniu. Niemal widziałam jak chodzą wszystkie trybiki w jej głowie. W końcu
wyszeptała:
-
Niemożliwe…
-
Możliwe, ale potrzeba do tego wielkiej mocy. Stało się tak
tylko w moim przypadku. Kiedy przemieniono mnie w wampira, moja matka była
zrozpaczona. Chciała przywrócić mnie do życia, ale nie była dostatecznie
potężna, więc poprosiła o pomoc mego ojca. Ten jednak podczas rytuału
wskrzeszenia zwątpił, twierdząc, że jest dla mnie za późno. Matka,
przygnieciona ciężarem zaklęcia, umarła. Jednak jej wysiłek nie poszedł na
marne. Z pomocą przyszły zmarłe czarownice, które zmieniły mnie w mieszańca.
Dzięki nim normalnie funkcjonuję. Muszę jeść ludzkie jedzenie, ale także pić
krew. Ponadto mam dostęp do swej mocy, a nieskromnie przyznaję, że jestem
potężna.
-
Nie wierzę ci. Dlaczego wiedźmy miałyby to zrobić dla ciebie ?
I jaki to ma związek ze mną ? – dopytywała Bennet z wątpiącą miną, a ja
westchnęłam znużona. Już nawet nie zwróciłam jej uwagi, że ponownie mi przerywa
tylko ciągnęłam dalej.
-
Do niedawna sama nie miałam pojęcia, czemu to zrobiły. Jednak
podczas tego przekazania ich mocy tobie, wreszcie się dowiedziałam, a odpowiedź
jest bardzo prosta. Klaus. Wiedźmy powiedziały, iż zostałam stworzona, by z
pomocą innej potężnej czarownicy móc go zabić. W ten sposób nie zginiesz, gdyż
odciążę cię, zabierając część ciężaru zaklęcia na siebie. Jednak, aby nic ci
się nie stało potrzebujemy czegoś więcej. Komety, pełni księżyca, wiesz o co
chodzi. W innym wypadku mogą wystąpić drobne efekty uboczne…
-
Takie jak… ? – dopytywała Bennetówna ze zmarszczonymi brwiami.
-
Zanik mocy, zapadnięcie w śpiączkę, wprowadzenie w stan
wegetacyjny i tym podobne. Uwierz mi, nic przyjemnego.
-
Wszystko pięknie, tylko czemu miałabym ci ufać ? Skąd mam
wiedzieć, że nie kłamiesz z tylko sobie znanych powodów ? Może wszystko jest
tylko sprytnie zmyśloną historyjką ?
Prychnęłam pogardliwie. Młode
pokolenie, takie aroganckie.
Rozejrzałam się dookoła,
upewniając się czy nikt nas nie obserwuje, po czym skupiłam się. Zamknęłam
oczy, a zaciśnięte dłonie wysunęłam do przodu, nadgarstkami do góry. Po chwili
rozwarłam powieki. Rozluźniłam dłonie, na których w tym momencie znajdowały się
płomyki ognia. Uśmiechnęłam się zadziornie do Bonnie i już wiedziałam, że mi
wierzy.
Jak tylko odwiozłam Bennetównę do
jej domu, wróciłam do pensjonatu. Było już późno, więc nie miałam czasu
zahaczyć o bank krwi. Z tego powodu od razu skierowałam swe kroki do piwnicy i
lodówki pełnej woreczków wypełnionych rubinowym płynem. Zachłannie przyssałam
się do jednego, uprzednio rozrywając zapięcie. Piłam łapczywie, więc szybko
opróżniłam torebeczkę. Już chwyciłam po następną, kiedy usłyszałam głos za
sobą.
-
Myślałem, że jedziesz do banku krwi. – Wzdrygnęłam się i
natychmiast odwróciłam. Odetchnęłam z ulgą.
-
Przestraszyłeś mnie, Damon.
-
Nie miałem takiego zamiaru – odparł brunet. Podszedł kilka
kroków, po czym zabrał mi woreczek i sam zaczął z niego pić. – To gdzie byłaś ?
-
Mam ci się meldować za każdym razem jak zmienię plany ?
Uśmiechnęłam się zadziornie, po czym sięgnęłam do lodówki po
kolejną torebeczkę. Byłam taka głodna. Sama siebie zadziwiłam, że tak długo
wytrzymałam w towarzystwie Bennetówny. Pociągnęłam leniwie łyk krwi, obmyślając
kolejne kłamstwo. Powinnam być ostrożniejsza. Mogłam najeść się później, kiedy
miałabym pewność, że jestem sama, a tak Damon przyłapał mnie na kłamstwie.
–
Pojechałam do Grilla. Trochę się zasiedziałam i nie zdążyłam
zajechać do banku krwi.
Wzruszyłam ramionami, jakbym
mówiła „Nic takiego”. Wampir wpatrywał się we mnie uważnym spojrzeniem. Czułam,
że mi nie uwierzył, jednak na moje szczęście postanowił odpuścić. Również
wzruszył ramionami, po czym skierował się w stronę wyjścia. Odetchnęłam z ulgą
i również wyszłam
-
Gdzie są moje ciuchy z lat sześćdziesiątych ? – zapytałam,
kiedy wchodziliśmy po schodach na górę. Chciałam jak najszybciej zmienić temat.
-
Nie wiem. Zapytaj Stefana – odparł zimnym tonem, po czym
przyśpieszył kroku, zostawiając mnie w tyle. Przystanęłam na korytarzu i jęknęłam.
Świetnie, po prostu świetnie. Tylko tego mi brakowało, zezłoszczonego Damona.
Westchnęłam zmęczona, po czym skierowałam swe kroki do pokoju Stefana.
-
O, tu są moje ciuchy – powiedziałam na widok Eleny grzebiącej
w pudłach z ubraniami.
-
Przepraszam, myślałam, że to krewnych Stefana – powiedziała
Gilbertówna ze skruszoną miną. Uśmiechnęłam się i podeszłam do niej.
-
Niektóre pewnie tak, ale to jest akurat moje. –
Sięgnęłam po czarną sukienkę na ramiączka w białe kroki. Miała dekolt w
kształcie serca, a w pasie była przepasana czarną wstążką. - Pewnie Damon
wyniósł to wszystko tutaj. Szczerze mówiąc nie cierpiałam tej dekady. Te
psychodeliczne lub geometryczne wzorki. Moda była wtedy okropna, a o niektórych
fryzurach to lepiej nawet nie wspominać. – Wzdrygnęłam się teatralnie, po czym
znowu się uśmiechnęłam. – Ale były też plusy. Beatlesi, Woodstock, Twiggy...
Zamilkłam wspominając dawne lata,
ale już po chwili się otrząsnęłam. Pogrzebałam jeszcze trochę w kartonach i
znalazłam czarne szpilki z odsłoniętym palcem. Wzięłam je do jednej ręki, a
sukienkę do drugiej.
-
Ja biorę to, a reszta jest do twojej dyspozycji. – Po raz
ostatni uśmiechnęłam się do szatynki i już chciałam wychodzić, kiedy
zauważyłam, że Elena marszczy brwi. – O co chodzi ?
-
Nie, nic. – Gilbertówna otrząsnęła się z zadumy i zarumieniła.
Na jej usta wyskoczył lekki uśmiech. – Po prostu chyba pierwszy raz jesteś dla
mnie miła.
Byliśmy już w liceum, gdzie
odbywała się potańcówka. Sala były wystrojona w serpentyny, balony, zewsząd
zwisały powycinane kształty kwiatów, a gdzieniegdzie można było dostrzec
błyszczące sznury. Z głośników rozchodziła się muzyka z dekady. Na jednej ze
ścian były puszczane przez projektor momenty z lat sześćdziesiątych. Ważne
wydarzenia, urywki filmów i tym podobne, natomiast naprzeciw znajdował się
stary Volkswagen T2- wóz typowy dla hipisów. Był pomalowany w psychodeliczne
wzorki, kwiaty oraz uśmiechy, a przed nim stał sprzęt DJ’a oraz malutka scena z
mikrofonem. Dodatkowo z sufitu zwisała wielka kula dyskotekowa, błyszcząca na
wszystkie strony.
Kiedy weszliśmy na salę- Ja,
Damon, Elena, Stefan, Bonnie oraz Jeremy- do mikrofonu podeszła Dana.
-
Dziękuję wszystkim za przybycie – powiedziała, szeroko się
uśmiechając. Ludzie przestali tańczyć i zaczęli klaskać. Gdy umilkli, dziewczyna
ponownie zabrała głos. – Mamy specjalną
dedykację dla Eleny od Klausa.
Z głośników poleciała piosenka The
Mamas And The Papas „Dedicated To The One I Love”. Kątem oka zauważyłam, że
Gilbertówna się wzdrygnęła. Wszyscy zaczęliśmy się rozglądać, jakbyśmy
oczekiwali, że za chwilę z tłumu wyłoni się
Klaus z transparentem „Tutaj jestem!”.
-
To był żałosny, tani numer – powiedział Damon. – Stara się nas
przestraszyć.
-
Nigdzie go nie widzę – odpowiedziałam, wciąż się rozglądając.
-
Może go tu nie ma – rzekł młodszy Salvatore, obejmując swoją
dziewczynę. – Może chce, żebyśmy tylko uwierzyli, że czai się za każdym rogiem.
-
Nieźle mu się to udaje – odburknęłam, wzdrygając się mimo
woli. Sama świadomość, iż Pierwotny ukrywa się gdzieś, aby za chwilę na nas
wyskoczyć, przyprawiała mnie o ciarki.
-
To impreza, ludzie! Wmieszajmy się w tłum - zarządził starszy
Salvatore – Niech to on przyjdzie do
nas.
-
Dobry pomysł –
przytaknęła Bonnie. Wzięła młodego Gilberta za rękę i pociągnęła go w stronę
tańczącego tłumu.
-
Nie, nie. Nie mam ochoty na tańce – oponował chłopak, ale
Bennetówna zlekceważyła jego sprzeciw.
Już po chwili zniknęli pomiędzy
tańczącymi. Stefan postanowił pójść w ich ślady. Wystawił rękę do Eleny.
Dziewczyna uśmiechnęła się słabo. Chwyciła jego dłoń i również ruszyli na
parkiet. Ja z Damonem natomiast podeszliśmy do stojącego nieopodal Rica.
-
Specjalna dedykacja, co? – zagaił Saltzman, gdy nas dojrzał. -
Ten koleś to świr.
-
Nie zaimponował mi – odrzekł mu znudzonym tonem Damon.
-
Nie ? – zapytał Alaric, marszcząc brwi, na co wampir wzruszył
ramionami.
-
Najwyraźniej nie jest w formie.
Nadal rozglądałam się za Klausem,
lecz nigdzie nie mogłam go dostrzec.
Stefan kiwnął głową na Damon, aby
ten podszedł do nich, po czym młodszy z braci ruszył w kierunku Caroline,
zostawiając Gilbertównę samą. Starszy Salvatore przeprosił mnie oraz Rica i w
mgnieniu oka znalazł się przy Elenie. Obserwowałam jak tańczą.
-
Nie jest ci dziwnie patrzeć jak Damon tańczy z inną ? –
zapytał Saltzman. Na początku się wzdrygnęłam, bo zapomniałam już, że mężczyzna
nadal tu stoi.
-
Uwierz mi, przez te wszystkie lata widziałam go z różnymi
dziewczynami. Przyznaję to z bólem, ale Elena nie jest najgorszą z nich. -
Saltzman zaśmiał się, po czym podał mi rękę.
-
Może nie będziemy gorsi ? – zapytał z nonszalanckim uśmiechem,
a ja zmarszczyłam brwi, wciąż się uśmiechając.
-
Ric, kiedy stałeś się taki śmiały ? – Mężczyzna zrobił
zakłopotana minę i już chciał się wycofać, kiedy chwyciłam jego dłoń. – Ale
jestem zaszczycona. Chodź, zanim się rozmyślisz, czarusiu. - Puściłam mu oczko,
na co on się uśmiechnął, a już po chwili kręciliśmy się na parkiecie. Wciąż
tańczyliśmy, gdy Damon zmienił partnerkę na Bonnie. O czymś z nią zawzięcie
dyskutował, ale nie mogłam dosłyszeć przez muzykę.
-
Jak będziesz się tak patrzeć wypalisz w nich dziurę –
powiedział Alaric ze śmiechem, na co ja również się roześmiałam.
-
Przepraszam, po prostu nie powiedziałam Damonowi o… czymś.
Teraz mam wrażenie jest przez to na mnie zły.
Prawie wygadałam się Ricowi o
sprawie stu czarownic. Musiałam być bardziej ostrożna. Wystarczy, że Bonnie i
Damon wiedzą o mojej czarodziejskiej naturze, reszta nie musi.
Saltzman zmarszczył brwi.
-
Coś, to… Jesteś bardzo dokładna w wyznaniach.
-
Uznałam, że tak będzie sprawiedliwie – odparłam z uśmiechem. –
Ty również mi nic nie mówisz.
-
Skoro tak chcesz… - odrzekł ugodowym tonem. – To może powiesz
co sądzisz o posunięciu Klausa ? - Zdziwiłam się na te słowa i w pierwszej
chwili zaniemówiłam. Wzruszyłam ramiona.
-
Czy ja wiem ? Stać go na więcej, w końcu to Pierwotny, a
zahipnotyzować dziewczynę może każdy wampir. Krótko mówiąc: nie popisał się.
Potem Alaric gdzieś poszedł.
Mówił, że musi załatwić jakieś nauczycielskie sprawy. Nie mogłam nigdzie
dojrzeć nikogo z naszych, więc poszłam do stolika z ponczem. Nalałam sobie
trochę do plastikowego kubka, po czym spróbowałam. Skrzywiłam się.
Bezalkoholowe. Świetnie. Mimo, że przed wyjściem wypiłam dwa woreczki z krwią,
to jednak w tym tłumie nie czułam się zbyt komfortowo, a brak alkoholu na pewno
nie poprawiał mi nastroju. Wszystko mnie drażniło. Te wszystkie kiczowate
stroje, których nigdy nie lubiłam, i pryszczaci nastolatkowie je noszący.
Wzdrygnęłam się. Po chwili usłyszałam szept w moim uchu.
-
Czemu stoisz tu tak sama, ślicznotko ? – Odsunęłam się mimo
woli, po czym szturchnęłam mężczyznę w bark.
-
Damon! Przestraszyłeś mnie. – Brunet wzruszył ramionami,
uśmiechając się przy tym arogancko. Złapał mnie za skrzyżowane pod biustem ręce
i rzekł:
-
Lepiej chodź na parkiet. Nie do twarzy ci z tym grymasem na
twarzy.
Pociągnął mnie w stronę tańczącego
tłumu. Uśmiechnęłam się. Wampir zawsze umiał mnie rozchmurzyć, nawet gdy w
pierwszej chwili tego nie chciałam. Obrócił mnie, po czym przyciągnął do
siebie. Kołysaliśmy się chwilę, a następnie Damon złapał mnie za ręce.
Zeszliśmy do dołu, a gdy się wyprostowaliśmy, Salvatore chwycił mnie za biodra
i uniósł do góry. Kiedy mnie opuścił, wziął mą twarz w dłonie. Pogłaskał mój
policzek, po czym pocałował w usta. Oparłam swoje czoło o jego, dzięki butom na
obcasie nie musiałam stawać na palcach.
-
Czy to oznacza, że już nie jesteś zły ? – zapytałam, nie
otwierając oczu.
-
Jeśli nie chcesz mi powiedzieć, co stało się w domu zmarłych
czarownic to… - zaczął wampir zmęczonym tonem, ale mu przerwałam.
-
Chcę. Po prostu… Nie teraz, nie tutaj. W porządku ? –
odsunęłam się od niego o krok. Na początku się skrzywił, ale po chwili ponownie
się uśmiechnął.
-
Dobrze – odparł spokojnym tonem, choć wiedziałam, że tylko
ukrywa irytację. Uśmiechnęłam się nieśmiało, po czym pocałowałam go namiętnie.
-
Nie odpychaj mnie, Damon – wyszeptał z ustami przy jego
ustach.
-
Nigdy – odparł brunet ponownie mnie całując. Po chwili
usłyszeliśmy chrząknięcie. Odsunęłam się od wampira i z wściekłością spojrzałam
na Stefana oraz Jeremiego. To młodszy Salvatore nam przerwał.
-
Wiecie, że jesteście na licealnej potańcówce, a robicie tu za
opiekunów ? – zapytał Jeremy protekcjonalnym tonem. Wywróciłam na to oczami.
-
O co chodzi ? – odparłam zirytowana i przysunęłam się do
Damona. Wampir objął mnie, kładąc swoją rękę na moim biodrze.
-
Chcieliśmy zapytać czy nie widzieliście gdzieś Bonnie lub
Eleny. Alaric też zniknął. Nigdzie nie możemy ich znaleźć – wytłumaczył Stefan.
Szybko ustaliliśmy, że się
rozdzielimy, rozszerzając w ten sposób obszar poszukiwań. Jeremy miał obejść
wszystkie wyjścia, Stefan teren na zewnątrz, Damon klasy, a ja korytarze.
Ruszyliśmy nie chcąc tracić czasu. Przez jakiś czas krążyłam po korytarzach bez
żadnego pomysłu jak mogłabym przyśpieszyć poszukiwania. Wyostrzyłam wszystkie
zmysły, aż w końcu doleciał do mnie głośny huk. Natychmiast ruszyłam w stronę
hałasu. Na korytarzu stały odwrócone do mnie plecami Bonnie i Elena, a pod
szafkami leżał Alaric. Podniósł się ze śmiechem.
-
Czy wspominałem, że znam czarownika, który umie wykonać
całkiem dobre zaklęcie obronne ? – zapytał, prostując się. Spojrzał w moją
stronę. – Och… Któż nas zaszczycił swoją obecnością ? Adelheid Santino… -
wysyczał przeciągając samogłoski. Dziewczyny odkręciły się w moją stronę, a ja
zmarszczyłam brwi.
-
Alaric ? – zapytałam, podchodząc bliżej do Bonnie i Eleny.
-
Heidi, to Klaus. Opętał Rica – powiedziała z przerażeniem
Gilbertówna. Przeszedł mnie dreszcz. Klaus…
-
Tęskniłaś za mną, moja droga ? Muszę przyznać, że ukrywałaś
się dosyć długo, ale nie martw się. Dziś nie jesteś na mojej liście.
To samo tyczy się panny Gilbert, natomiast ty – wskazał na Bonnie – to już inna
sprawa.
Rzucił się na Bennetównę z głuchym
warknięciem, ale ta jednym ruchem ręki wystrzeliła go w powietrze. Ciało
Alarica uderzyło w szkolną gablotę z trofeami. Upadł na podłogę, a szkło
posypało się na twarz nauczyciele, raniąc go w kilku miejscach, jednak wciąż
się uśmiechał.
-
Będziesz musiała bardziej się postarać, wiedźmo. A kiedy
skończysz z tym ciałem, zdobędę nowe. Może Jeremiego ? – powiedział ze
śmiechem.
-
Uciekajcie ! – krzyknęłam, popychając dziewczyny w stronę
wyjścia. Zatrzasnęłam za nami drzwi i dogoniłam Elenę oraz Bonnie. Z
przeciwległego końca korytarza nadbiegł Damon.
-
Co się stało ? – zapytał wampir.
-
Klaus jest w ciele Alarica- wyjaśniła szybko Bonnie. – Opętał
go.
-
Natychmiast idź znaleźć Stefana – zwrócił się Damon do Eleny.
Gilbertówna przytaknęła i od razu wybiegła. Salvatore poczekał, aż stukot jej
butów nieco się oddali, po czym zapytał Bennetónę:
-
Możesz go zabić ?
-
Chroni go jakieś zaklęcie obronne – wyjaśniła Bonnie, ale jej
przerwałam.
-
Damon, to zbyt potężny czar. Ona nie da rady go złamać. Może
zabić siebie lub Alarica. Nawet z moją pomocą istnieje ryzyko, że nie uda nam
się go zabić.
-
Powiedziałaś jej… ? – zapytał Salvatore z gniewem.
-
Tak, Bonnie wie, że jestem pół czarownicą. Wie też, że nie
może o tym nikomu powiedzieć. – Bennetówna skinęła głową, po czym powiedziała:
-
Damon, nawet jeśli uda nam się złamać ten czar i przepędzić
Klausa z ciała Alarica to on opęta kogoś innego. Wie, że odzyskałam swoje moce.
Stara się mnie zabić.
-
Nie. Klaus dzisiaj nie wygra. – powiedział Salvatore, po czym
ponownie zwrócił się do Bonnie – Nadal jesteś gotowa na wszystko, aby go zabić
?- Bennet skinęła głową, po czym Damon wyjawił nam swój plan.
Czekaliśmy z Damonem na dalszy
bieg wydarzeń. Po jakimś czasie zauważyliśmy, że biegną w naszą stronę Stefan i
Elena. Przystanęli na nasz widok, zasapani. Gilbertówna zmarszczyła brwi,
rozglądając się.
-
Co wy tu robicie ? Gdzie jest Bonnie ?
-
Robi to co musi – odparł spokojnie Damon, podchodząc o dwa
kroki bliżej do swojego brata i dziewczyny. Elenie gwałtownie przyśpieszył
puls, zaczęła szybciej oddychać. Oczy zaszły jej gniewem.
-
Co ?!
-
Gdzie ona jest ? – zapytał młodszy Salvatore jeszcze
opanowanym głosem.
-
Stefan, pozwól jej to zrobić – powiedziałam, podchodząc do
niego bliżej. Złapałam go za ramię, ale wampir strząsnął moją rękę.
-
Do cholery, gdzie ona jest ?! – powiedział podniesionym głosem
Salvatore. W tym samym czasie rozległ się krzyk Bennetówny. Dobiegał ze
stołówki, znajdującej się dwa korytarze dalej.
-
Bonnie! – zawyła Elena, rzucając się w stronę głosu
przyjaciółki. Pobiegła, a za nią ruszył Stefan oraz Damon i ja.
Gilbertówna z łomoczącym sercem
biegła przez korytarze. Doskoczyła do wejścia od stołówki, a zaraz po niej my
wszyscy. Dziewczyna po raz kolejny zawołała imię przyjaciółki. Czarownica
odwróciła się w naszą stronę. Uśmiechnęła się lekko do Eleny, po czym jednym
ruchem ręki zatrzasnęła drzwi. Nim odwróciła się w stronę zwijającego się z
bólu Klausa, dojrzałam, że z jej nosa leciały strużki krwi, włosy były w
nieładzie, a sama Bonnie ledwo stała na nogach. Po jej policzku poleciała
pojedyncza łza.
Elena waliła w zamknięte drzwi,
szarpała za klamkę i wciąż krzyczała imię przyjaciółki. Stefan próbował jej
pomóc, ale to było na nic. Nie mogli otworzyć drzwi.
Bonnie wyciągnęła rękę, a Klaus
zawył z bólu. Jego bark wygiął się nienaturalnie. Bennetówna wypowiadała
zaklęcia, sprawiające coraz więcej cierpienia Pierwotnemu, a wszystko wokół
emanowało nadmiarem energii. Z lamp zawieszonych u sufitu poleciały iskry,
automaty z jedzeniem świeciły różnorodnymi kolorami, a kartki z tablic na
ogłoszenia latały w różne strony, poruszane nadnaturalnym wiatrem.
W końcu coś się zmieniło.
Czarownica zawyła przeraźliwie, a wszystko rozbłysło oślepiającym światłem.
Klaus powstał z klęczek, a Bonnie zachwiała się. Odwróciła się w stronę Eleny.
Zmęczony uśmiech wystąpił na jej usta, po czym straszliwe spazmy objęły całe
jej ciało. Upadła na ziemię. Drzwi puściły, nie trzymane już mocą jej magii.
Zrobiło się cicho. Klaus zniknął.
Elena wbiegła do stołówki, a zaraz
za nią my. Dziewczyna uklękła przy martwym ciele przyjaciółki. Położyła sobie
jej głowę na kolana, wciąż powtarzając jej imię i szlochając.
-
Stefan, ona nie oddycha! Ona nie oddycha… - Szatynka chwyciła
nadgarstek zmarłej. – Nie mogę znaleźć jej pulsu. Stefan, proszę, zrób coś… Daj
jej swoją krew, proszę. Zrób coś ! – Dziewczyna coraz mocniej szlochała, głos
się jej łamał. Spojrzała błagalnie na klęczącego koło niej wampira, ale ten
pokręcił głową.
-
Jest za późno… - powiedział młodszy Salvatore, zachrypniętym
głosem. – Przykro mi.
-
Nie… - powtarzała Gilbertówna, głaszcząc Bennetównę po
policzku. – Nie, proszę. Bonnie, nie…
Podeszłam do nich wraz z Damonem.
Przykucnęłam koło młodszego Salvatore i złapałam go za ramię. Odwrócił się do
mnie. Miał rozpacz wymalowaną na twarzy.
-
Stefan, zabierz stąd Elenę. My zajmiemy się ciałem –
powiedziałam, a wampir skinął mi głową. Wstał z klęczek.
-
Jak to się zajmiecie ? Co to znaczy ? – krzyczała Elena. Damon
podszedł do niej i przykucnął przed Bennetówną.
-
Szeryf nie może się o
tym dowiedzieć. Ostatnią rzeczą jaką
potrzebujemy jest kolejny zagadkowy zgon – powiedział przenosząc głowę
czarownicy z kolan sobowtóra na podłogę.
-
To jest Bonnie! –
krzyknęła dziewczyna. Damon westchnął, po czym zwrócił się do Stefana:
-
Zabierz ją do domu.
Młodszy z braci zbliżył się do
Eleny i pomógł jej wstać. Szeptał jej coś do ucha uspokajającym tonem.
Dziewczyna opierała się o niego całym swoim ciężarem. Nagle zesztywniała.
-
Jeremy… O mój Boże, Jeremy. Co z Jeremym? – zapytała
roztrzęsionym głosem.
-
Znajdę go – odpowiedziałam.
Elena zawyła z bólu, zalewając się
łzami. Stefan wziął ją na ręce i wyprowadził z sali. Damon obejrzał się jeszcze
za nimi, po czym spojrzał na czarownicę. Miała wciąż otwarte oczy. Wpatrywała
się martwym wzrokiem w sufit. Salvatore dłonią zamknął jej powieki. Wziął ją na
ręce, po czym wyszliśmy.
Damon poszedł na parking, by
zanieść ciało Bonnie do bagażnika samochodu. Ja w tym czasie miałam odnaleźć
Jeremiego, co przyszło mi dosyć łatwo. Młody Gilbert stał niedaleko wejścia na
salę gimnastyczną, gdzie nadal odbywały się tańce. Rozglądał się na wszystkie
strony, a kiedy mnie dojrzał, uśmiechnął się lekko i podbiegł do mnie.
Powiedział, że nigdzie nie może znaleźć nikogo z naszych. Szybko go uciszyłam,
po czym nakazałam by szedł za mną. Zaprowadziłam go do samochodu Damona. Wampir
stał oparty o drzwiczki od strony kierowcy. Czekał na nas.
-
Co się stało ? – dopytywał Gilbert. Zmarszczył brwi i
rozejrzał się dookoła. – Gdzie są wszyscy ?
-
Musisz się o czymś dowiedzieć, Jeremy – zaczął Damon, po czym
otworzył drzwi od strony pasażera. - Wsiadaj do samochodu. Heidi wszystko ci
opowie po drodze.
Chłopak posłusznie wykonał
polecenie. Usiadł na tylnim siedzeniu, czekając na wyjaśnienia. Opadłam na miejsce
obok niego. Przez chwilę zastanawiałam się, co powiedzieć, a Jeremy w tym
czasie wbijał we mnie swe dociekliwe spojrzenie. Przełknęłam ślinę.
-
Bonnie umarła – zaczęłam, a nastolatek otworzył usta, ale ja
błyskawicznie mu je zakryłam ręką, nim zdążył cokolwiek powiedzieć – Najpierw
mnie wysłuchaj. Dobrze? – Jeremy skinął głową, więc zabrałam dłoń. Widziałam,
że w oczach już stanęły mu łzy. – Bonnie musiała umrzeć. Klaus opętał ciało
Alarica. Zupełnie nas tym zaskoczył, nie biliśmy na to przygotowani. Chciał ją
zabić i nie miał zamiaru przestać, póki nie osiągnie swojego celu, a my nie
byliśmy w stanie go powstrzymać. Musiał uwierzyć, że czarownica, która jest
zdolna go pokonać, umarła. Dlatego Bonnie rzuciła zaklęcie, które zakłóca
wszelkie funkcje życiowe. Wygląda jakby umarła, ale się obudzi… i nic jej nie
będzie.
Zawieźliśmy Bonnie do domu stu
zmarłych czarownic. Wiedźmy za nic nie dadzą tu wejść Klausowi, więc będzie
bezpieczna. Damon odjechał jak tylko nas podrzucił, natomiast ja, Jeremy i
wciąż martwa Bennet weszliśmy do domu. Wzięłam dziewczynę na ręce i zaniosłam
ją do piwnicy. Po drodze zajechaliśmy do jej domu, więc Gilbert niósł bagaż z
najpotrzebniejszymi rzeczami, a także laptop oraz przenośnym routerem wifi, by
czarownica mogła porozmawiać z Eleną przez łącze internetowe, jak tylko się
obudzi.
Jeremy rozłożył koc na środku
pokoju, a ja położyłam tam wiedźmę. Przypatrywałam się jej przez chwilę, po
czym otrząsnęłam się. Podniosłam się z klęczek i ustałam w progu drzwi.
Powiedziałam Jeremiemu, że jak tylko się upewnię, iż Bennet ożyła, to się stąd
wynoszę. Nie wiem, czemu chciałam zostać. Po prostu czułam, jakby ta mała
wiedźma była dla mnie ważna. Jakby była moją rodziną… Natychmiast odepchnęłam
od siebie tę myśl. Bennet na pewno nie jest kimś mi bliskim i jeżeli połączy
nas jakieś cieplejsze uczucie od ukrytej wrogości to śmiało będę mogła to nazywać
cudem.
Moje przemyślenia przerwał Jeremy,
który zawołał:
-
Budzi się !
Natychmiast doskoczył do Bonnie. Dziewczyna kilka razy zamrugała,
po czym uśmiechnęła się radośnie do swojego chłopaka. Rzuciła mu się
natychmiast w objecie. Spojrzała na miejsce w progu drzwi, gdzie jeszcze przed
chwilą stałam, ale już mnie tam nie było.
W wampirzym tempie przeniosłam się
przed posesję i z tą samą zawrotną prędkością wracałam do pensjonatu, wciąż
uśmiechając się pod nosem.
Udało się.
Weszłam cała rozpromieniona do
sypialni Damona, niestety Salvatore był w kompletnie innym nastroju. Sączył
burbon ze szklanki, a gdy zobaczył mnie w wejściu sięgnął po drugie szkło z
trunkiem, które stało na komodzie i podał mi je.
-
Czemu jesteś taki naburmuszony? – zapytałam, biorąc alkohol do
ręki, po czym upiłam łyk. – Klaus oszukany, Bonnie żyje. Wszystko poszło po
naszej myśli.
-
To przez Elenę – odparł brunet, również sącząc burbon. – Nie
chce by Bonnie ryzykowała swoim życiem dla niej. Ma zamiar znaleźć inny
sposób.- Westchnął przeciągle, po czym wlał w siebie na raz resztę trunku.
Odłożył szklankę i zmarszczył brwi, podchodząc do mnie. Objął mnie w pasie. –
Nie miałaś mi o czymś powiedzieć ?
Westchnęłam. Odsunęłam się od
wampira i również odstawiłam szklankę. Nerwowo obracałam pierścionek z
kamieniem lapis lazuli, który ochraniał mnie przed słońcem. Gdy już zebrałam
myśli, przełknęłam ślinę oraz powiedziałam:
-
Chciałeś wiedzieć co wydarzyło się na miejscu spalenia stu
czarownic – zaczęłam. – Kiedy Bonnie
przejmowała moce tych wszystkich zmarłych wiedźm, ja zostałam wprowadzona w
pewnego rodzaju trans. Zeszłam do piwnicy i widziałam te wszystkie umarłe czarownice.
Słyszałam je, czułam. Mogłam dojrzeć jak ich magia spływa na tą Bennet. Wtedy
stało się coś dziwnego. Poczułam ogromny ból w okolicach serca. Czarownice w
pewien sposób połączyły mnie i Bonnie w jedno. Możemy korzystać nawzajem z
naszych mocy jakbyśmy były tą samą osobą, a gdy czarujemy razem, jedna z nas
odciąża drugą. W ten sposób Bonnie nie umrze mimo całej tej energii, którą
posiada! Jedyne czego potrzebujemy to na przykład pełnia księżyca lub
przelatującą kometa, żeby nie wystąpiły jakieś niepożądane skutki uboczne.
-
Nie umrze ? – zapytał z niedowierzaniem Damon, podchodząc do
mnie. Pokręciłam przecząco głową.
-
Wiedźmy powiedziały mi coś jeszcze. Powiedziały, że po to
zostałam stworzona. Po to by zabić Klausa.
-
A więc jesteś naszą tajemniczą bronią – odparł brunet,
uśmiechając się, na co ja również wyszczerzyłam zęby. – Wypijmy za to.
Damon nalał nam jeszcze po jednej
szklaneczce burbonu. Mieliśmy co świętować. W końcu śmierć Klausa będzie naszym
zwycięstwem. Nie będzie zagrażał Elenie, ani żadnemu z jej bliskich, nie będzie
mnie już ścigał… Tak, to była zdecydowanie dobra wiadomość.
Nie powiedziałam Damonowi tylko o jednym. Jak tylko wypełnię swoje
przeznaczenie, umrę.