niedziela, 1 lutego 2015

Ofiara, cz.I z III



„Silni cyniczni z ironicznie zmrużonymi oczami”
                                                      - Małgorzata Hillar

2x21
W pokoju panowała niemal nieprzerwana cisza. Spokój zakłócał jedynie szelest kartek i oddechy trójki osób. Gdyby nie zewsząd otaczające ich świece zapanowałaby ciemność, jednak nie martwili się o zgaśnięcie płomieni, mimo iż wiatr co jakiś czas przemykał pomiędzy ruchliwymi ognikami. Jednak złotawy blask nie znikał, napędzany był magią.
Aczkolwiek taką aurę skupienia zawsze musi coś przerwać i nie inaczej było tym razem. Po pokoju rozniósł się dźwięk nadchodzącego połączenia. Bonnie i Jeremy podnieśli głowy, wyrywając się z zadumy, a Heidi czym prędzej rzuciła się do swojej kieszeni, by uciszyć telefon. Zerknęła na wyświetlacz, po czym odebrała:
-          Co jest, Stef ?
-          Heidi, czy Damon jest z tobą ? – zapytał Salvatore. Był wyraźnie podenerwowany, czuła jak jego głos drży. Zmarszczyła brwi.
-          Myślałam, że jest z tobą… Nie widziałam go odkąd…- nagle zalały ją wspomnienia podsłuchanej rozmowy między Damonem, a Eleną. Coś ścisnęło ją w żołądku, aż wykrzywiła wargi. Oblizała usta, po czym szybko dodała -  od wizyty Elijahy. Co się stało, Stef ?
-          Zniknął. Nie odbiera telefonu. Mieliśmy spotkać się u nas, a potem dojść do Bonnie… Heidi, Klaus zabrał już Elenę…- Salvatore był zrezygnowany, a wampirzyca miała mętlik w głowie. Czemu Damon nic jej nie powiedział ? Zawsze uprzedzał ją o swych planach, nawet tych najgłupszych. Coś musiało pójść nie tak. Tylko co ? Miała złe przeczucia. Zagryzła wargi i nakazała sobie spokój. Ktoś musi ogarnąć sytuację.
-          Stefan, słuchaj mnie uważnie. Zabierz Alarica i spotkamy się w domu stu zmarłych czarownic. Bonnie, Jeremy i ja już tu jesteśmy. Musimy porozmawiać. Znaleźliśmy sposób.

Zapadła już noc i kamieniołomy Stevensena spowił nieprzenikniony mrok. Pomiędzy drzewami co jakiś czas przemykał szeleszczący wiatr, który jedynie wzmagał przerażenie Eleny Gilbert. Szła krętą ścieżką, tuż za prowadzącą Gretą, jedną z czarownic Klausa. Jednak przez wszechobecną ciemność dziewczyna co chwila się potykała o wystające korzenie i kamienie. W końcu upadła, rozdzierając sobie spodnie. Czarownica spojrzała na nią z politowaniem. Wykonała przeciągły ruch ręką, a po obu stronach ścieżki rozbłysły płomienie ognia. Gilbertówna odskoczyła do tyłu zaskoczona tym widokiem. Czarownica nic nie powiedziała, a jedynie pociągnęła ją mocno za ramię, nakazując by szła dalej.
W końcu dotarły do małej polany, nie wielkiej przestrzeni całkowicie wolnej od drzew. Jednak coś innego przyciągnęło uwagę sobowtóra. Kilka kroków przed nimi leżała nieruchomo dziewczyna.
Elena zakryła usta ręką, a w jej oczach zaskrzyły się łzy. Wyrwała się z uścisku Grety i popędziła do kobiety. Uklękła obok niej, odwracając ją na plecy, by zobaczyć twarz, a jej najgorsze przypuszczenia okazały się prawdą. Nagle dziewczyna ocknęła się, gwałtownie wciągając powietrze. Usiadła wyprostowana, rozglądając się dookoła, gdy wtem spostrzegła sobowtóra.
-          Elena ? – zapytała Caroline, przysuwając się do przyjaciółki. – Co się dzieje?
-          Klaus cię wybrał – odpowiedziała Greta zamiast Gilbertówny. Uśmiechała się przy tym złowrogo, jakby myślała, iż nic lepszego i tak nie mogło Forbes spotkać. – Będziesz wampirem złożonym w rytuale.
-          Ale dlaczego ? – zapytał sobowtór. Elena wstała i postąpiła kilka kroków w kierunku czarownicy. - Zrobiłam wszystko tak jak kazał. Nie uciekłam. Stoję tutaj i jestem gotowa do ofiary. Wypuście ją!
Greta ponownie machnęła ręką, tym razem bardziej zamaszyście, a zaklęcie odrzuciło Gilbertównę kilka metrów dalej. Forbes rzuciła się w stronę przyjaciółki, lecz wtem drogę zagrodziła jej ściana ognia. Cofnęła się trochę do tyłu, po czym spojrzała w stronę Grety. Czarownica stworzyła dwa styczne do siebie pierścienie ognia, zamykając kobiety wewnątrz nich.
-          Dlaczego tak brutalnie, kochana ? – doleciał do nich zmysłowy głos wraz ze swoim właścicielem. Niklaus Mikaelson dumnie kroczył w ich stronę, a za nim podążał Maddox . Czarownik prowadził za sobą uśpionego mężczyznę. Za pomocą zaklęcia lewitował w powietrzu, podążając za wampirem i jego poplecznikiem. - Możesz go rzucić koło ołtarza – zwrócił się Niklaus do Maddoxa, ten jedynie kiwnął głową, po czym jednym ruchem ręki opuścił mężczyznę nieopodal kamienia ukształtowanego na kształt podestu z wnęką. Ciało opadło z głuchym łomotem na ziemię i wtedy Elena dojrzała jego twarz.
-          Damon ! – krzyknęła podbiegając do płomieni, ale gdy tylko się zbliżyła, one rozpaliły się jeszcze bardziej, co zmusiło ją do odwrotu. Klaus zaśmiał się widząc tę nieudolną walkę z żywiołem.
-          Tak… Próbował uratować twoją blond przyjaciółkę i wilkołaka, jednak uciekając z miejsca zbrodni nie zauważyli Maddoxa. Co za pech… - Pierwotny  uśmiechnął się arogancko, po czym zwrócił się do czarownika – Idź po ostatnią ofiarę. Niedługo zaczynamy.

Adelheid kroczyła niecierpliwie po pokoju. Wyraźnie się denerwowała, w końcu miała powód. Za chwilę ma zdradzić swoją największą tajemnicę i to nie jednej, ale trzem osobom na raz. Przez głowę przebiegały jej same czarne obrazy. Czar się nie udaje, Klaus pozostaje żywy, a jej sekrety w rękach Jeremiego, Alarica, Stefana oraz Bonnie. Pierwotny dowiaduje się o tym i ściga ją z jeszcze większą zapalczywością, aż do końca jej lub jego egzystencji.
Bonnie wraz z młodym Gilbertem patrzyli na nią zaniepokojeni. Ten drugi nie był świadomy o co chodzi, nie miał pojęcia, czym jest ten ich wielki plan. Co chwila rzucał Bennetównie pytające spojrzenia, ale ta tylko kręciła głową, w niemym geście nakazując cierpliwość.
W końcu dźwięk kół hamujących nieopodal za lasem przerwał marsz wampirzycy. Przystanęła i słabo uśmiechnęła się do czarownicy.
-          Już są – mówi, skierowała się w stronę wyjścia, a szatynka podniosła się z swojego miejsca, po czym popędziła za nią wraz z Gilbertem.
Wyszli przed posiadłość i nie musieli długo czekać. Już po chwili dostrzegli zbliżające się do nich… cztery postacie. Adelheid zmarszczyła czoło. Przecież miał być jedynie Alaric oraz Stefan. Wytężyła wzrok i zamarła.
-          Widzę, że się nie zrozumieliśmy, Stefan –wypaliła cierpkim tonem Santino. – Kiedy mówiłam „Zabierz Alarica i przyjedź” ty pewnie usłyszałeś „Hej, robimy imprezę. Sprowadź tak wielu ludzi jak to możliwe.” - Wampirzyca wymownie popatrzyła na dodatkowych gości- Jennę i Elijahę. Salvatore jedynie westchnął przeciągle, jak zwykle niezadowolony z zachowania Adelheid.
-           Elijah jest częścią planu. Elena wypiła eliksir, Bonnie doprowadza Klausa do stopnia bliskiego śmierci, Elijah go zabija. Jeżeli są jakieś zmiany, to wybacz, ale jest na tyle istotnym elementem, że musi o nich wiedzieć.
-           Cóż, mój program go nie przewiduje, jest zbędny – odpowiedziała wampirzyca, nie ustępując, po czym zmierzyła Pierwotnego nieufnym spojrzeniem. Następnie uśmiechnęła się krzywo. – Przepraszam za twój stracony czas, możesz odejść.
-          Adelheid rozumiem twoją niechęć, ale nie masz się czego obawiać. Dzisiaj z mojej ręki padnie jedynie Niklaus, jednak odradzałbym ten ton.
Santino niechętnie kiwnęła głową, a w myślach kiełkował jej już kolejny plan. Zagryzła usta i tym razem jej spojrzenie padło na ciotkę Eleny. Kiwnęła głową w jej stronę, po czym zwróciła się do Salvatore:
-            A ona co tutaj robi ? – Stefan oblizał usta, po czym je otworzył, jednak zamiast niego odezwała się Jenna:
-          Nie mogłam zostać w pensjonacie – powiedziała stanowczo i z pewną zaciętości w głosie, czego Adelheid nie omieszkała zauważyć. – Tu chodzi o Elenę.
-          Oczywiście – prycha wampirzyca, po czym zachichotała. – Jakże śmiałam nawet pytać. Zawsze chodzi o Elenę.
-          Skończ już z tą dziecinadą, Heid – przerywa jej Stefan. – Mów o co chodzi.
-          W porządku, ale… nie tu. Przejdźmy do domu, dobrze ? – powiedziała, po czym odwróciła się i poszła już w stronę wejścia, zostawiając resztę za sobą.

Ogniste kręgi denerwowały Caroline, czuła się klaustrofobicznie. Jakby z każdym jej oddechem płomienie przybliżały się coraz bardziej. Ciężko wciągała powietrze i z trudem je wydychała. Otuliła swe ramiona dłońmi. Przechodziły ją zimne dreszcze, mimo wszechogarniającego ciepła. Bała się. Po prostu się bała. Nie chciała umierać… nie ponownie, nie na zawsze. Popatrzyła się na Gilbertównę, która spogląda to na nią to na Damona. 
-          Elena… Powiedz coś, odciągnij moje myśli od tego – mówi, po czym również spogląda na leżącego kilka metrów dalej Damona. – Co z nim ? Czemu się nie rusza ? Gdyby mu skręcili kark już dawno, by się podniósł.
-          Klaus nie jest taki głupi – odpowiada sobowtór,  przenosząc swe spojrzenie na wampirzycę. – Pewnie Greta albo ten Maddox rzucili na niego jakiś czar, sama nie…
Gilbertówna nie dokończyła zdania, przerwał jej żałosny krzyk, który rozniósł się echem w ciemności. Na przemian do uszu dziewczyn dolatywały jęki i powarkiwania.
Wilkołak szedł na miejsce swej zguby. Po chwili Caroline i Elena go ujrzały. Tyler Lockwood szedł skulony, a Maddox ciągnął go za ramię, powstrzymując przed upadkiem, by w końcu rzucić go na ziemię nieopodal dziewczyn. Jak tylko jego ciało dotknęło ziemi Greta wykonała powłóczysty ruch ręką i powstało kolejne, styczne do pozostałych, koło.
-           Co się ze mną dzieje ? –wyjęczał Tyler, kuląc się na ziemi i ściskając swój brzuch. Po czole spływał mu pot, a tęczówki co jakiś czas zalewały się żółcią, zmieniając oczy na bardziej zwierzęce, wilcze.
-          Maddox rzucił urok, by spowolnić twoją przemianę. Twoje wnętrze próbuje wydostać się na zewnątrz. - Tyler krzyknął, a wokół rozniósł się odgłos łamanych kości. – To będzie boleć, bardzo boleć, ale nie możemy pozwolić byś w zwierzęcej furii wskoczył w ogień.
Kąciki ust Grety wykrzywiły się w czymś na rodzaj złośliwego uśmiechu, po czym powróciła na swoje miejsce obok Klausa i Maddoxa. Spojrzała w niebo, na księżyc, a następnie zwróciła spojrzenie swych ciemnobrązowych oczu na Pierwotnego:
-          Już niedługo.