„Najważniejsze to uratować życie. Przynajmniej jego. Nie miała wyboru. Musiała odejść.”
- Harlan Coben
2x21
Jeremy sprowadził Stefana, Jennę oraz Alarica na dół do piwnicy, gdzie
spędził wraz z Bonnie i Heidi ostatnie kilka godzin. W tym czasie te dwie
ostatnie zostały na górze razem z Elijahą. Wampirzyca skierowała ich do dawnej
sali balowej, której już nic nie zostało z dawnej świetności. Posadzka była
potłuczona, witrażyki w ozdobnych drzwiczkach wybite, wokół kolumn wiły się
pnącza bluszczu oraz inne małe roślinki, a w kominku zdecydowanie od dawna nie
palono, mimo to był cały brudny od sadzy. Adelheid oparła się o niego i
spojrzała w zawieszone powyżej lustro. Było całe zakurzone i w kilku miejscach
pęknięte, aczkolwiek wampirzyca dostrzegała swe odbicie. Nieco zniekształcone,
ale oto patrzyła na siebie. Uśmiechnęła się lekko. Jest zmęczona,
przestraszona. Jej twarz nie była lekko blada, a raczej szara, choć może to od
kurzu spowijającego odbijającą taflę ? Niezależnie od tego, worki pod oczami, w
których malował się głód były
zdecydowanie prawdziwe.
-
O co
chodzi, Adelheid ? – spytał Elijah, wyjmując ręce z kieszeni garnituru. –
Myślałem, iż masz do mnie niecierpiącą zwłoki sprawę.
Wampirzyca odwróciła się od lustra, potakując głową. Podeszła do
Bennetówny, po czym stanęła za nią. Dotknęła jej ramienia, szukając ich
nadnaturalnej więzi. Chwyciła się jej kurczowo i przekazała Bonnie, co zamierza
zrobić. Szatynka drgnęła, po czym odwróciła się do niej z szokiem w oczach. Nie
wiedziała, że ich więź jest do tego zdolna. Zamrugała, po czym kiwnęła głową.
Pierwotny wyglądał na zaniepokojonego, ściskał i rozluźniał dłoń.
-
Co się
dzieje ? – spytał, marszcząc brwi. Heidi puściła Bennetównę, która odwróciła
się i wyszła z sali, jednak myślami pozostała cały czas w niej. Otworzyła usta
i zaczęła mamrotać coś bezgłośnie.
-
Musimy
porozmawiać – powiedziała w tym czasie wampirzyca, cofając się o krok w stronę
wyjścia. – Zaszły zmiany w naszym planie.
-
Zdążyłem
zauważyć – przytaknął Pierwotny również postępując krok, ale centralnie w jej
stronę. – Wytłumaczysz o co chodzi, czy będziemy kontynuować tę bezsensowną
gierkę ?
Adelheid przebiegł zimny dreszcz po plecach, co ona sobie myślała ?
Naprawdę zamierza oszukać Pierwotnego ? To z całą pewnością jeden z jej najzuchwalszych
planów. Przełknęła ślinę wraz ze strachem i nakazała sobie spokój. Rozluźniła
wszystkie mięśnie, po czym przeszła w swój normalny, lekko arogancki ton:
-
Elijah,
wiesz, że kocham gry, ale to raczej nie z tobą zwykłam się bawić. – Nieco
zadziorny uśmieszek wystąpił na jej usta, świetnie się czuła w swojej roli. W
myślach przyznała Mikaelsonowi rację- jest świetnym graczem.
Jednak Pierwotny zniecierpliwił się. Wypuścił powietrze przez nozdrza, po
czym rozluźnił dotychczas zaciśniętą pięść. Przeniósł ciężar ciała na drugą
nogę i odezwał się jak zwykle opanowanym głosem:
-
Nie mam
na to czasu – wypowiadając te słowa, ruszył w stronę wyjścia. Adelheid spanikowała.
Szybko sprawdziła więź łączącą ją z Bennetówną, jednak wyczuła, iż czarownica
nie jest jeszcze gotowa.
A więc pora na plan B. – pomyślała, po czym chwyciła, mijającego ją
Elijahę za ramię i wykorzystując element zaskoczenia, wypchnęła go w najdalszy
kąt sali. Pierwszy wpadł z hukiem na stojący tam fortepian, roztrzaskując go.
Podniósł głowę. Nawet jeśli był zaskoczony, nie dał tego po sobie znać. Podniósł się, po czym otrzepał garnitur. Odszedł kawałek od zdemolowanego instrumentu, a butem odsunął od siebie kilka klawiszy, które wypadły przy niefortunnym upadku.
Podniósł głowę. Nawet jeśli był zaskoczony, nie dał tego po sobie znać. Podniósł się, po czym otrzepał garnitur. Odszedł kawałek od zdemolowanego instrumentu, a butem odsunął od siebie kilka klawiszy, które wypadły przy niefortunnym upadku.
Adelheid w tym czasie sprawdziła więź, jednak czarownica wciąż pracowała
nad zaklęciem. Pozostawało jedynie grać na czas.
Wampirzyca dokładnie obserwowała ruchy Elijahy, pragnęła wychwycić nawet najmniejszy akcent, oznaczający atak. Nie musiała długo czekać, Pierwotny zacisnął pięści, więc ona zrobiła to samo. Rozszerzyły jej się źrenice, poczuła przypływ adrenaliny, jednak wstrzymała się cierpliwie, więc nie doczekawszy się ataku z jej strony, Pierwszy sam ruszył. W odpowiednim dla wampira tempie wbiegł na Adelheid. Był od niej silniejszy, ale ona postanowiła to wykorzystać przeciwko niemu. Odskoczyła lekko w bok i przekierowała go na prostopadłą ścianę. Elijah zahamował, po czym ponownie na nią ruszył, a Heidi dostrzegła, że wyciągnął ręce w stronę jej szyi, chcąc skręcić jej kark. W ułamku sekundy podjęła ryzykowną decyzję.
Wampirzyca dokładnie obserwowała ruchy Elijahy, pragnęła wychwycić nawet najmniejszy akcent, oznaczający atak. Nie musiała długo czekać, Pierwotny zacisnął pięści, więc ona zrobiła to samo. Rozszerzyły jej się źrenice, poczuła przypływ adrenaliny, jednak wstrzymała się cierpliwie, więc nie doczekawszy się ataku z jej strony, Pierwszy sam ruszył. W odpowiednim dla wampira tempie wbiegł na Adelheid. Był od niej silniejszy, ale ona postanowiła to wykorzystać przeciwko niemu. Odskoczyła lekko w bok i przekierowała go na prostopadłą ścianę. Elijah zahamował, po czym ponownie na nią ruszył, a Heidi dostrzegła, że wyciągnął ręce w stronę jej szyi, chcąc skręcić jej kark. W ułamku sekundy podjęła ryzykowną decyzję.
Nie wypowiedziała słów zaklęcia na głos, nie musiała. W końcu to pierwszy
czar jakiego się nauczyła.
Twarz Pierwotnego wykrzywił grymas, przez pokój przeszedł jego zduszony krzyk.
Chwycił się oburącz za głowę. Poczuł jakby ktoś wkładał miliony rozżarzonych
prętów do jego czaszki, w rzeczywistości to Adelheid wywołująca u niego
tętniaka za pomocą magii.
Wampirzyca uśmiechnęła się pod nosem. Wciąż była w tym mistrzem. Wybiegła
z sali, wiedziała, że Bonnie jest już gotowa. Czarownica wypowiadała ostatnie
słowa czaru, a w tym samym czasie Elijah wstał i podbiegł do nich. Już miał powalić Adelheid na
ziemię, ale… wpadł w coś na wzór przezroczystej ściany. Odszedł dwa kroki do
tyłu, chwilowo zdezorientowany.
-
To
magiczna bariera – wytłumaczyła Heidi. – Bonnie rzuciła ten czar i w ostatniej
chwili uratowała mój zgrabny tyłek. – Odwróciła się do czarownicy. - Nie wiedziałam, że masz tyle siły, by na raz dokończyć zaklęcie
i powalić Pierwotnego.
Bennetówna zmarszczyła brwi, nie rozumiejąc, ale wampirzyca mrugnęła do
niej porozumiewawczo, by podjęła grę.
-
Ja też
nie wiedziałam – odpowiedziała nieco niepewnie, po czy, ich uwagę odwrócił
ponownie Elijah.
-
Co to ma
znaczyć ? – zapytał wzburzony, dotykając bariery.
-
Mówiłam
ci - odrzekła Adelheid. – Jesteś zbędny, a by upewnić się, że nie będziesz
przeszkadzał, zostaniesz tu zamknięty na dobę. – Wampirzyca trąciła Bennetównę.
– Rzuć czar wyciszający, nie potrzebujemy, by zwracał na siebie uwagę.
Czarownica kiwnęła głową i przystąpiła do zaklęcia. Zamknęła oczy, po
czym mimowolnie podniosła ręce na wysokość klatki piersiowej. Jej usta
poruszały się to wolniej, to znów szybciej. Wokół było czuć unoszącą się magię…
Cóż przynajmniej niektórzy czuli. Heidi wciągnęła z lubością powietrze, przy
czym kąciki jej ust nieznacznie się uniosły. Przytaknęła jeszcze wiedźmie, a
następnie odwróciła się zdecydowanym krokiem. Przy wyjściu zatrzymał ją jeszcze
stłamszony głos Elijahy.
-
Rozumiesz,
iż to oznacza twoją śmierć ? – Adelheid odwróciła się powoli na pięcie.
-
Skarbie
jestem martwa już od tysiąca lat.
Chwilę później wampirzyca była już w piwnicy, gdzie niecierpliwie
oczekiwała jej reszta. Pierwszy poderwał się Stefan. Dojrzawszy ją tylko w drzwiach,
od razu do niej podbiegł. Heidi z daleka rozpoznała jego zdenerwowanie. Miał
rozbiegany wzrok, lekko trzęsące się dłonie, wyschnięte usta. Zapewne jej nie
ufa lub nie może zaufać. Nie tak jak Damon.
Na myśl o starszym Salvatorze przebiegły ją dreszcze. Od dawna nie miała
już od niego wieści… Adelheid gwałtownie wciągnęła powietrze, oczyszczając
umysł. To musi poczekać. W tej chwili najważniejszy jest jej plan. Jeśli się
powiedzie Damonowi nic nie będzie.
-
Gdzie
jest Elijah i Bonnie ? – spytał bezpośrednio Stefan, wypluwając z siebie te
słowa jakby brał udział w wyścigu. Heidi spojrzała prosto w jego zielone oczy,
po czym spokojnie odpowiedziała, wyraźnie akcentując każdą sylabę.
-
Bennet
zaraz do nas dołączy, a Elijah nie jest już częścią planu. Mówiłam wam.
Wyminęła go zamaszyście, niechcący trącając w ramię. Stanęła po środku
pomieszczenia, skupiając na sobie uwagę wszystkich. Salvatore podszedł do niej
po raz kolejny, lecz Adelheid uciszyła go ruchem ręki, jak tylko otworzył usta.
-
Znalazłam
lepszy sposób na pozbycie się Klausa – powiedziała, a głos lekko jej drżał. Wybrała
jedną osobę i patrzyła tylko na nią, próbując zapomnieć o reszcie. Padło na
Stefana. Starego, poczciwego Stefana. – Jak już wspominałam, nie potrzebujemy
do tego Elijahy. Wystarczę ja, Bonnie, Stefan i Alaric.
-
A co z
nami ? – Jeremy wskazał na siebie i Jennę.
-
Wy
jesteście bezużyteczni – odpowiedziała wampirzyca z nutą pogardy w głosie.
Gilbert wstał z buńczuczną miną, lecz w tym samym czasie do pokoju weszła
Bennetówna. Patrzyła zdezorientowana na Santino, a ta poinstruowała ją przez
ich więź, co wiedźma ma zrobić.
-
Nie! –
wyrywało się Bonnie na głos, na co zgromadzeni popatrzyli na nią z dziwnym
niezrozumieniem. Wampirzyca wzruszyła ramionami. Nie ważne, zrobię to sama.
Heidi zamknęła na chwilę oczy, odwróciła się do zebranych plecami, by nie
widzieli jak porusza bezgłośni ustami. Nagle rozwarła powieki, a w jej oczach
widać było dziwny błysk. W tym samym czasie Jeremy i Jenna padli nieprzytomni,
Stefan oraz Alaric złapali ich tuż nad ziemią.
-
Coś ty
zrobiła! – krzyknęła Bonnie, podbiegając do swego chłopaka. Ujęła jego twarz w
dłonie i zmartwionym gestem odgarnęła jego włosy z czoła.
-
Dobrze
wiesz, jakie są moje warunki. Oni nie muszą wiedzieć, więc się nie dowiedzą.
-
O co tu
chodzi ? – spytał wzburzony Alaric. Bennetówna wstała, posyłając Adelheid
nienawistne spojrzenie. Stanęła obok niej.
-
Jest
coś, o czym musicie wiedzieć, nim pójdziemy zabić Klausa – odpowiedziała
wampirzyca. – Bonnie nadal jest naszą tajną bronią, będzie w stanie zrobić to
co trzeba i nie będziemy musieli tego nazwać misją samobójczą.
-
Jak ? – spytał
prosto Stefan. Heidi uśmiechnęła się szczerze. Znają się tak długo… W wyobraźni
już widzi jego zdziwioną minę.
-
Patrz –
powiedziała i odwróciła się do stojących za nią niezapalonych świec. - Phasmatos Incendia.
Saltzman i Salvatore przenieśli wzrok na wskazane przez wampirzycę
miejsce i zaniemówili. Patrzyli, a właściwie wgapiali się w gorejące knoty. Ten
drugi powoli podniósł wzrok, wpierw kieruje swe spojrzenie na uśmiechającą się
Heidi, po czym przeniósł spojrzał na Bennet.
-
Bonnie,
czy ty… - zaczął chcąc się upewnić co do tego, co właśnie zobaczył, ale nie
dane było mu dokończyć.
-
Nie –
przerwała mu Santino. – To wszystko tylko ja.
-
Jak…? – spytał
po chwili niezmąconej niczym ciszy, kręcąc w niezrozumieniu głową. Wampirzyca
parsknęła śmiechem pod nosem. Widok zdezorientowanego Stefana był dla niej
wręcz komiczny, ale już po chwili przywołała się do porządku i spoważniała.
-
Nie mamy
tyle czasu, bym zdążyła wszystko opowiedzieć. Musicie wiedzieć tylko tyle, że
jestem wiedźmą, a właściwie hybrydą wiedźmy i wampira. – Stefan otworzył usta,
by coś powiedzieć, ale Heidi nie dała mu dojść do słowa. – Nie przerywaj mi. Ja
mówię ty przyjmujesz do wiadomości – dodała beznamiętnym tonem.
Szybko podeszła do księgi leżącej w kącie, na podłodze i wyjęła z niej
kawałek kartki. Był to plan tego jak będzie przebiegała ofiara, który Santino
wcześniej rozrysowywała dla Bonnie.
-
Te trzy
okręgi to miejsca w których będą wilkołak, wampir oraz sobowtór. Przed nimi
stoi ołtarz, gdzie wiedźma będzie podtrzymywać zaklęcie za pomocą kamienia
księżycowego i krwi dwóch pierwszych ofiar. Nie wiadomo tylko, czy Klaus nie
załatwi sobie dodatkowej ochrony. Tutaj wchodzicie wy, unieszkodliwiacie
wiedźmę oraz każdego, kto chciałby nam przeszkodzić, po czym zabieracie
ocalałych czyli Elenę i ewentualnie dwie inne ofiary. Ja i Bonnie zajmujemy się
Klausem.
-
W jaki
sposób ? – wreszcie doszedł do głosu Salvatore.
-
Zaczerpniemy
moc z pełni księżyca, - zaczęła tłumaczyć Bennetówna - pomoże on nam w utrzymaniu magicznej więzi
między nami. Pozwala nam korzystać z naszych mocy nawzajem. Potem zjednoczymy
nasze siły i razem zabijemy Pierwszego.
-
Bez
żadnych efektów ubocznych ? – spytał Alaric, na co Adelheid przełknęła
niezauważalnie ślinę.
-
Żadnych
– przytaknęła, po czym zwróciła się do Bonnie – Zrób czar lokacyjny.
Księżyc wszedł w odpowiednią fazę. Świecił jasno nad głowami trzech ofiar
rytuału. Wiedźma, dostrzegłszy iż już czas, zbliżyła się do małego, kamiennego
ołtarzyka. Przywołała Niklaus ruchem ręki, a ten podszedł do niej nieśpiesznie.
Poruszał się z gracją prawdziwego drapieżnika, a w jego oczach błyszczała ekscytacja.
Sięgnął do kieszeni i wyjął kamień księżycowy.
-
Spędziłem
pięćset lat szukając tego – powiedział, wpatrując się w trzymany nad ołtarzem kamień,
po czym podał go Grecie. – Nienawidzę się z nim rozstawać.
-
Księżyc
jest teraz najwyżej – powiedziała wiedźma, wpatrując się w niebo. – Już czas.
Pierwszy kiwnął głową, nawołując czarownicę, by przystąpiła do rytuału.
Greta wrzuciła kamień do wnęki ołtarza, ale gdy tylko amulet dotknął
ścianki naczynia zaczął się roztapiać. Rozbłysły iskry, a wkrótce potem ich
miejsce zastąpił ogień. Wiedźma uniosła ręce na wysokość bioder i poczęła
wypowiadać inkantację.
W tym czasie Niklaus szedł do swych ofiar.
-
Możemy ?
– powiedział z uśmiechem, podchodząc do wyjącego Tylera.
Rozległ się nieco głośniejszy głos Grety, a ognisty okrąg rozstąpił się
przed Pierwotnym. Podszedł powoli do wilkołaka.
Oczy Tylera połyskiwały żółcią, chwiejnie stanął na nogi. Przechylał się raz w prawą, raz w lewą stronę, czym wyraźnie bawił Niklausa. Pierwszy zaśmiał się w głos. Tyler nie wytrzymał. Ze zwierzęcą pasją rzucił się na Klausa, jednak ten jakby od niechcenia złapał go w locie za szyję. Przydusił go powoli, uśmiechając się na widok przebierających w powietrzu nóg wilkołaka. W końcu rzucił go na ziemię. Pozwolił mu zachłysnąć się powietrzem, po czym doskoczył do niego i go unieruchomił. Przytwierdził ręce chłopaka nad głową, odsłaniając klatkę piersiową, a następnie zamaszystym ruchem wbił w nią swą dłoń. Wokół rozniósł się ryk rannego, ale trwał tylko chwilę… Klaus chwycił go za serce, po czym wyrywał je zamaszyście, uśmiechając się przy tym szaleńczo.
Oczy Tylera połyskiwały żółcią, chwiejnie stanął na nogi. Przechylał się raz w prawą, raz w lewą stronę, czym wyraźnie bawił Niklausa. Pierwszy zaśmiał się w głos. Tyler nie wytrzymał. Ze zwierzęcą pasją rzucił się na Klausa, jednak ten jakby od niechcenia złapał go w locie za szyję. Przydusił go powoli, uśmiechając się na widok przebierających w powietrzu nóg wilkołaka. W końcu rzucił go na ziemię. Pozwolił mu zachłysnąć się powietrzem, po czym doskoczył do niego i go unieruchomił. Przytwierdził ręce chłopaka nad głową, odsłaniając klatkę piersiową, a następnie zamaszystym ruchem wbił w nią swą dłoń. Wokół rozniósł się ryk rannego, ale trwał tylko chwilę… Klaus chwycił go za serce, po czym wyrywał je zamaszyście, uśmiechając się przy tym szaleńczo.
Mięśnie chłopaka rozluźniły się, ciało już nie walczyło. Pierwotny podniósł
się i otrzepał ubranie z piachu, z lubością chłonął każdy zrozpaczony krzyk,
wydobywający się z ust Caroline czy Eleny. Podszedł nieśpiesznie do ołtarza, po
czym podniósł dłoń z sercem nad wnękę. Ścisnął je z całej siły, a krew spłynęła
do naczynia, łącząc się z kamieniem księżycowym.
-
Powiedz
mi czy to działa… - rzekł z maniakalnym uwielbieniem w głosie.
-
Działa.
Wszystko idzie po twojej myśli – odpowiedziała mu wiedźma, na chwilę
przerywając inkantację.
Pierwotny odrzucił serce wilkołaka na bok, wymienił krótkie spojrzenie z
Gretą, po czym schylił się po kołek leżący obok ołtarza i ruszył w stronę dwóch
pozostałych ognistych okręgów.
-
Kiedy
tylko będziesz gotowa Greto! – krzyknął, na co odpowiedział mu głos czarownicy,
wypowiadającej słowa zaklęcia.
-
… En Terrum Incendium, Phasmatos Salves A Distum.
Kolejny okrąg się rozwarł przy akompaniamencie błagalnych wrzasków
Eleny. Caroline natomiast była nadzwyczaj spokojna, postępowała jedynie małe
kroczki do tyłu. Klaus uśmiechnął się do niej, po czym w wampirzym tempie znalazł
się tuż za nią.
-
Dokąd
uciekasz , kochana ? – wyszeptał jej wprost do ucha, na co wampirzyca zadrżała.
Nim zdążyła choćby pomyśleć o ucieczce, Pierwotny złapał ją w pasie i
przyciągnął do siebie. Jego żelazny uścisk zacisnął się na jej biodrze. Caroline
przyśpieszył oddech. Niklaus wyjął kołek, skierował go tak, że wampirzyca
doskonale go widziała, był tuż przed jej twarzą. Załkała. Pierwszy przesunął
broń za jej uchem i odgarnął nią jej włosy. Zjechał niżej, po lewym ramieniu i
zatrzymał się na piersi. – Już czas… - wyszeptał. Uniósł kołek, przygotowując
się do zadania ostatecznego ciosu.
-
Infero Eseri Gratas, Disasustos Vom,
Mas Pro Je Ta Sue Te! Victamas Veras! – z pagórka zeszły Bonnie i Adelheid, trzymając się
za ręce wypowiadały słowa zaklęcia. Niklausowi wypadł kołek z ręki. Upadł na
ziemię, trzymając się oburącz za głowę, a Caroline uciekła.
Heidi kątem oka dostrzegła, że Stefan skręcił
Grecie kark, a Maddox leży już postrzelony z broni Alarica. Czar więżący Elenę
przestaje działać wraz z chwilą śmierci czarownicy. Ognisty okrąg zniknął, a Caroline
podbiegła do sobowtóra, po czym obie skierowały się w stronę Stefana i Alarica. Ten drugi podniósł nieprzytomnego
Damona, wraz z dziewczynami uciekają. Zostaje jedynie Stefan.
-
Phasmatos Tribum, Niha Sue Exilum,
Disasustos Vom, Mas Pro Je Ta Sue Te! Levam, Mina Sue Te, Disasustos Vom, Mas
Pro Je Ta Sue Te! – Moc zaklęcia odepchnęła Klausa do tyłu, rzucając nim o ziemię. Jego
wrzaski roznoszą się w noc.
-
Nie! Byłaś martwa! – krzyknął do Bennetówny, jednak
żadna z czarownic nie zwróciła uwagi na jego słowa, a jedynie kontynuowały
inkantację.
-
Phasmatos Veras! Fes Matos Tribum, Mas Pro Tes Unum! Victas Ex Melam,
Phasmatos Vanem!
Wokół nich pojawił się ogień. Parzył, dusił, a dym
kłuł w oczy, mimo to nie przestały, zachęcane jękami bólu Pierwotnego. Zebrał
się porywisty wiatr, a ciemne chmury krążyły nad ich głowami. Choć nie padało
zewsząd było widać lśniące pioruny.
Adelheid kiwnęła do Bennetówny głową. Wiedziały, iż
to jest ten moment. Santino puściła dłoń wiedźmy i podeszła do zwijającego się
z bólu Pierwszego. Patrzył na nią z szokiem w oczach, a ona uśmiechnęła się.
Nie złowieszczo, złośliwie, czy choćby z pogardą. Po prostu się uśmiechnęła.
Wypełniał ją spokój.
-
Ty… Jak…?! – zasyczał wampir przez zaciśnięte zęby,
jednak Heidi nie zamierzała uraczyć go odpowiedzią. Wyciągnęła rękę i pogładziła
go po policzku.
-
Do zobaczenia w piekle Klaus. – To mówiąc, przeniosła swoją dłonią i
zanurzyła ją w jego klatce piersiowej. - Mas Pro Je Ta Sue Te!
Wyrywała mu serce. Wtedy wszystko ustało. W uszy biła ogłuszająca cisza.
Nie było już płomieni, piorunów, ani wiatru, jedynie gwieździsta noc i księżyc
chowający się za chmurami.
Adelheid wstała znad martwego ciała, odwróciła się do Bennetówny z
wyrazem czystej radości na twarzy, śmiała się. Chciała podbiec do czarownicy,
ale nogi odmówiły jej z posłuszeństwa. Szybko opadała z sił. Zachwiała się,
mimo to nic nie zakłóciło jej śmiechu.
-
Zrobiłyśmy to Bonnie! Zrobiłyśmy! – krzyknęła, a
pojedyncza łza spłynęła jej po policzku. Łza szczęścia. Nie miała siły trzymać
serca pierwotnego w dłoni, wypadło jej i potoczyło się po ziemi, zostawiając
ścieżkę krwi. Zamknęła oczy i upadła na zimną ziemię.
-
Heidi! –
to ostatnie, co usłyszała. Stefan i Bonnie podbiegli do niej, próbując ją ocucić,
ale to nic nie dało. Bennetówna wiedziała, że już nie mogą jej pomóc, mimo to
nie przestała potrząsać martwym ciałem.