„Życie nie jest sprawiedliwe. Tyle, że jest bardziej sprawiedliwe niż śmierć.”
- William Goldman
2x22
Ciemna noc, cmentarz. Szatynka idzie pewnie przed siebie. Otacza ją to
dziwne uczucie- wie po co zmierza akurat w tym kierunku, ale w tym samym czasie nie ma o tym pojęcia. To po prostu te niewytłumaczalne przeczucie, że
to tam jest. Ta rzecz po którą idzie, a może to osoba ? Dowie się na miejscu.
Po długim przedzieraniu się przez
prawie identyczne nagrobki, w końcu dostrzega cel swojej podróży. Śliwkowa
trumna. Bez wahania podchodzi bliżej, co uczyniwszy zauważa, że wieko jest
otwarte, jednak nikogo nie ma w środku, a biały atłas, którym wyściełane jest wnętrze,
został zabrudzony grudami piachu. Bonnie marszczy brwi, nic nie rozumiejąc i
dopiero teraz dostrzega, iż ktoś przytrzymuje jej lewe przedramię. Odwraca się
przerażona.
-
Pomóż mi
– szepcze Adelheid, puszczając Bennetównę, po czym od razu się rozmywa.
Czarownica budzi się z krzykiem, gwałtownie siadając na łóżku. Chwyta się
oburącz za klatkę piersiową, jakby chcąc utrzymać zwariowane serce na miejscu. Płuca
łapczywie nabierają powietrze, nie mogąc nacieszyć się zawartym w nim tlenie.
Podnosi lewą rękę do czoła i wtedy przypadkiem muska czyjąś dłoń. Zastyga, a z
jej gardła ponownie wydobywa się krzyk.
-
Ucisz
się! – syczy ruda, zatykając ręką jej usta. Oczy Bennetówny są szeroko rozwarte
z przerażenia, wpatrują się w dziewczynę pragnąc zadać tysiące pytań, których
zatkane wargi nie są w stanie wypowiedzieć.
Adelheid uśmiecha się szelmowsko, po czym odwraca się w stronę drzwi,
które już po chwili otwierają się szeroko. To ojciec nastolatki przybył zaalarmowany
krzykiem córki.
-
Coś się
stało, skarbie ? – pyta zziajany. Bonnie przenosi wzrok, na zabierająca rękę z
jej ust dziewczynę. Heidi nic sobie nie robi z obecności pana Bennetta.
Uśmiecha się jedynie tajemniczo, przykładając palec do swych warg i nakazując
tym samym, by szatynka nic o niej nie mówiła.
-
Wszystko
w porządku, tato – mówi Bonnie, wpatrując się w Adelheid, po czym przenosi wzrok
na swego ojca. Uśmiecha się uspokajająco. – Miałam po prostu zły sen.
Pan Bennett kiwa głową ze zrozumieniem, po czym burczy coś jeszcze o tym,
by Bonnie go tak nie straszyła. Wychodzi, zupełnie nie zwracając uwagi na
Santino. Kiedy tylko zamykają się za nim drzwi niedawno umarła wybucha śmiechem
i wstaje z łóżka, by poprzyglądać się pokojowi czarownicy. Tamta zaś odczekuje,
aż nie jest w stanie dosłyszeć kroków ojca, po czym wybucha.
-
Co tu
się dzieje ?!
-
Ciii! –
Santino ponownie przykłada palec do ust, a następnie szepcze konspiracyjnie –
Chyba nie chcesz, żeby twój tatuś nas usłyszał. – Mruga do Bennetówny, po czym
powraca do oglądania jej drobiazgów.
-
Nie
żartuję, Heidi. – Mulatka marszczy brwi, wyraźnie irytuje ją niepoważne
zachowanie wampirzycy - Co tu jest grane ? Jak… ?
-
To w
ogóle możliwe, że żyję ? Że twój ojciec mnie nie widział ? – dokańcza za nią
ruda, powracając do czarownicy na łóżko. – Nie wiesz ? Czy odpowiedź sama nie
nasuwa się na usta ? Jest bardzo prosta i można ją streścić jednym, krótkim,
trój literowym słowem- nie. N- I- E. To
bardzo dobre słowo, by powiedzieć NIE żyję, a co za tym idzie twój ojciec mnie
NIE widział.
Bonnie oniemiała z wrażenia. Kompletnie nie wiedziała, co powiedzieć.
Miała w głowie mętlik, a język uwiązł jej w gardle, jednak z tym nie było
problemu, gdyż Santino postanowiła ją wyręczyć i sama zaczęła mówić. Wstając z
łóżka i podążając w kierunku półek z bibelotami mulatki, rozpoczęła swoją
opowieść.
-
Obudziłam
się dzisiejszej nocy. Na początku zupełnie nie wiedziałam, co się dzieje, gdzie
jestem, ale już po chwili wszystko do mnie wróciło. Wspomnienia uderzyły z mocą
wodospadu, wzmocnione dodatkowo obecnością kogoś, choć może raczej powinnam
powiedzieć czegoś, innego. Mojego ciała. – Adelheid przerwała na chwilę,
obracając w dłoniach jedną z drobnych figurek, znalezioną pośród rzeczy
Bennetówny. Był to porcelanowy słonik. Mała, tandetna figurka wywołała lekko
kpiący uśmiech na ustach Santino. Dziewczyna odwróciła się do szatynki, po czym
kontynuowała opowieść. – Na początku nie wiedziałam jak się wydostać. Widzisz,
moje obecne ciało ma pewne wady. Nie jest do końca materialne dlatego często po
prostu przenikam przez przedmioty, ale zdarza się, że mogę nawet coś złapać. - Adelheid
podrzuca słonika to góry, jednak gdy próbuje go ponownie przechwycić,
przelatuje przez jej ręce, rozbijając się na podłodze. – Choć to nie zawsze się
udaje.
Santino przeszła do biurka. Rozsiadła się wygodnie na fotelu i wykonała
na nim kilka obrotów, by w końcu przestać i zainteresować się zawartością
szuflad. Leżały w nich głównie książki do szkoły, jakieś papiery, opakowania po
przekąskach. Normalny bałagan, będący codziennością każdej nastolatki.
Natomiast, w odróżnieniu od ledwo zamykających się szafek, na blacie panowała
pustka, mącona jedynie przez lampkę oraz rozłożoną na środku potężną księgą
rodu Bennettów. Heidi aż oblizała wargi. Przez chwilę poruszała niespokojnie
palcami, aby zebrać się w sobie i w końcu chwycić za okładkę. Ku swemu
zdziwieniu zauważyła, że przewracanie kartek nie sprawia jej problemu, tak jak
to było z wyjściem z grobu czy chociażby z trzymaniem małego słonika, wręcz przychodzi
jej z łatwością. Ucieszona tym faktem postanowiła nagrodzić cierpliwość swojej
kompanki i w końcu przemówić.
-
Nie
powiedziałam ci jednak o czymś, co jak sądzę jest najistotniejsze. Zanim się
obudziłam, trafiłam do jakiegoś dziwnego miejsca. Szczerze mówiąc nie jestem
pewna co to było, ale mam pewną teorię. – Heidi uśmiechnęła pod nosem,
rozpoczynając swoje małe poszukiwania w księdze Bennetówny. - Nic nie
widziałam, dolatywały do mnie jedynie rozmyte głosy. Niektóre wręcz
wrzeszczały, inne ledwo było słychać, czasami były… rozmyte. Niewyraźne, jakby
dochodziły spod wody.
Santino ponownie zamilkła. Przewracała powoli kartki, wyraźnie czegoś
szukając. Po kilku minutach poszukiwań podniosła się energicznie z krzesła i
podała Bennetównie księgę, wskazując na jedną z pożółkłych kartek.
-
Druga
strona… - przeczytała czarownica. Uniosła wzrok na Santino nic nie rozumiejąc,
ale umarła zachęciła ją ruchem ręki, by czytała dalej. – Jest to tajemniczy
wymiar, rządzony od niepamiętnych czasów przez duchy zmarłych czarownic. Został
stworzony jako czyściec lub miejsce zawieszenia dla zmarłych nadnaturalnych
istot. Wampiry oraz wilkołaki z uaktywnionym wilczym genem pozostają w nim
samotni na wieki, błąkając się pomiędzy żywymi, sami pozostając niewidocznymi.
Czyste dusze są w stanie przejść dalej i osiągnąć spokój. – Bonnie przerwała
lekturę, ponownie zwracając wzrok ku Adelheid. – Czyste dusze ?
-
Nie jest
to dokładnie sprecyzowane. Tyczy się to świata zmarłych, a grzeczne czarownice
nie babrzą się w tym błotku. – wyjaśniła Santino, puszczając porozumiewawczo
oko. – Lepiej skupmy się na wiedźmach. Jak przeczytałaś wampiry i wilkołaki pozostają
w alienacji, natomiast czarownice do końca trzymają się razem. Zachowują
kontakt między sobą, a czasami komunikują się nawet z żywymi. Jednak ja jestem
swoistym wynaturzeniem. – Rudowłosa wstała z łóżka i zaczęła przechadzać się po
pokoju. – No cóż, nikogo tutaj ze mną nie ma, więc standardowo przyjęłabym, że
górę wzięła moja wampirza strona, ale z drugiej strony jesteś ty. Jedyna osoba,
która mnie widzi, słyszy, może ze mną rozmawiać.
-
Jak to
możliwe ? Skąd w ogóle wziął ci się pomysł, żeby mnie znaleźć ? – zapytała
szatynka, poprawiając się na łóżku. Heidi ustała, uśmiechnęła się szelmowsko i
popukała w skroń.
-
Miło, że
korzystasz z tych szarych komóreczek znajdujących się pod kopułą, którą zwiesz
głową. – odparła z lekkim przekąsem, po czym powróciła do maszerowania. – Tutaj
wracamy do naszych tajemniczych głosów. Otóż to nie był pierwszy raz, kiedy je
słyszałam. Należą one do duchów zmarłych
wiedźm, a jeden z nich nie był taki tajemniczy… - Heidi przełknęła ślinę, po czym po chwili zawahania dokończyła - należał do mojej matki. I tak jak mówiłam, to wszystko było bardzo nie wyraźne, nie wszystko usłyszałam, ale z tego co zrozumiałam, spór toczył się o moje życie pośmiertne- czy mam dołączyć do wiedźm czy błądzić jako wampir ? Tak jak sama zakładałam, plan był taki, bym skończyła jak na nieśmiertelną przystało, jednak spotkało się to z pewnymi głosami, a raczej głosem sprzeciwu.
wiedźm, a jeden z nich nie był taki tajemniczy… - Heidi przełknęła ślinę, po czym po chwili zawahania dokończyła - należał do mojej matki. I tak jak mówiłam, to wszystko było bardzo nie wyraźne, nie wszystko usłyszałam, ale z tego co zrozumiałam, spór toczył się o moje życie pośmiertne- czy mam dołączyć do wiedźm czy błądzić jako wampir ? Tak jak sama zakładałam, plan był taki, bym skończyła jak na nieśmiertelną przystało, jednak spotkało się to z pewnymi głosami, a raczej głosem sprzeciwu.
-
Twoja mama
? – zapytała Bonnie, powoli zaczynając rozumieć.
-
Bingo,
Sherlocku. Niewiele pamiętam, ale jedno z ostatnich rzeczy jakie sobie
przypominam to jak mówiła o jakiejś luce. Następne wspomnienie to przebudzenie
z echem twojego imienia w uszach. Bonnie Bennett, myślę że możesz mnie
wskrzesić.
***
UWAGA, NOTKA OD AUTORA! Możesz pominąć i przejść do komentowania :)
***
Hejka, wiem że długo się nie odzywałam, ale pod koniec roku miałam strasznie dużo pracy i nie mogłam się skupić na niczym innym, ale już jestem także mam nadzieję, że ktoś jeszcze czekał na rozdział ;)
Pod ostatnią notką pojawiły się pytania, po jakimś czasie przestałam na nie odpowiadać, bo stwierdziłam, że to takie sprawy o których dobrze byłoby powiedzieć w notce, także przepraszam jeśli ktoś poczuł się urażony. Wszystkie komentarze czytam i bardzo mnie motywują :)
Szczerze mówiąc zdziwiłam się, że aż tyle ich było i wgl kogoś obeszło, że to już koniec- strasznie się cieszę, że jednak komuś przypadły do gustu te moje wypociny ;>
Okey, żeby nie przedłużać:
1. Czy to już koniec ?
Tak, postanowiłam zakończyć to opowiadanie. Znalazłam się w takim miejscu, że zakończenie, które szykuję w miarę mnie zadowala, a nie widzę sensu, żeby to ciągnąć. Głównie przez początek. Nie wiem czy ktoś to wgl czytał, ale jest po prostu do niczego. Zdaję sobie z tego sprawę, gdyż na początku to sama nie wiem po co to wrzucałam, bo za bardzo się w to nie wciągnęłam, potem był taki komentarz, który sprawił, że się zaangażowałam i naprawdę pokochałam pisanie bloga. Dlatego, gdy skończę "Nową postać..." zacznę nową historią, która (mam nadzieję) będzie od początku do końca taka jaka powinna być.
2. Nie możesz zrobić kolejnej części ?
Ta notka jest jakby ostatnim rozdziałem do sezonu drugiego. Następne będą wchodziły w skład trzeciego, krótszego cyklu, który będzie całkowicie spod mojej ręki, nie wzorowany na serialu.
3. Jak mogłaś zabić Klausa ?
A mogłam :D Nie, tak na serio to miałam, co do niego inne plany. Gdybym nie zmierzała do zakończenia Klaus miałby swoją historię, poznalibyśmy jego przeszłość z Heidi (nawet był napisany pod to rozdział), mieliby swój wątek miłosny, ale ponieważ zbliżam się do końca, uznałam, że nie ma co się w to zagłębiać, bo nie miałabym jak tego rozwinąć. Także w tym świecie Mikaelson pozostaje czarnym charakterem i umiera.
4. Już prawie koniec miesiąca, gdzie rozdział ?
Miałam go już napisanego wcześniej, ale postanowiłam się wstrzymać do 30-tego, gdyż już do końca tej historii posty będą się pojawiać właśnie tego dnia. Także do zobaczenia 30.07. :)