„Niech już zacznie się złoty wiek.”
- Beck
3x01
Słońce wreszcie zabłysło nad Mystic Falls, najwyższa pora w końcu zbliżał
się już środek lata. Świetliste promienie znalazły lukę pomiędzy zasuniętymi
zasłonami, przebijając się do pokoju, w którym spała Caroline Forbes.
Dziewczyna burknęła pod nosem ciche przekleństwo i odwróciła się na drugi bok,
nie chcąc jeszcze wstawać z łóżka. Jej plan jednak się nie powiódł. Wibrujący
na nocnym stoliku telefon wyrwał ją z resztek snu, skutecznie uniemożliwiając
dalsze leniuchowanie. Blondynka podniosła urządzenie i mrużąc oczy przeczytała
ukazujący się napis: „Przygotowania do imprezy czas zacząć!”- zdawał się
radośnie wykrzykiwać wyświetlacz. Caroline z grymasem na twarzy wyłączyła
alarm. Kompletnie o tym zapomniała. Już dawno zaplanowała, że urządzi imprezę z
okazji miesiąca wakacji. Od początku starannie planowała to wydarzenie i
zaprosiła tłumy ludzi, wtedy jednak nie spodziewała się, że wydarzy się tak
wiele. Mimo iż od śmierci Tylera i Heidi minęły grubo ponad dwa miesiące, ona
wciąż myślała o tym każdego dnia.
-
Ale dziś
z tym koniec! – zakrzyknęła sama do
siebie, energicznie wstając z łóżka.
Nie mogła sobie pozwolić by choć przez chwilę dłużej użalać się nad sobą.
Mimo iż najchętniej zwinęłaby się w kłębek i schowała pod stertą kocy oraz poduszek, postanowiła to zakończyć.
Potrzebowała czegoś do zajęcia, czegoś co odciągnie jej myśli, a co się
nadawało do tego lepiej niż zorganizowanie letniej imprezy ? W końcu kto jak
kto, ale Caroline Forbes nie odwołuje żadnych przyjęć!
Tymczasem w pensjonacie Salvatorów atmosfera była o wiele mniej
motywująca. Świadoma tego faktu Elena postanowiła zeszłej nocy, że przenocuje u
Stefana, by w razie potrzeby pomóc mu z Damonem. Ku jej zdziwieniu starszy z
braci nie powodował większych problemów. Zalał się w trupa, więc młodszy
Salvatore położył go do łóżka. Para czekała do północy, na wszelki wypadek
gdyby Damonowi jednak zachciało się ekscesów, jednak nie doczekawszy się
niczego nadzwyczajnego poszli spać.
Już dzisiaj, podczas gdy wielki zegar w salonie wybijał dziesiątą,
Gilbertówna schodziła do kuchni na nieco spóźnione śniadanie. Ona i młodszy
Salvatore pozwolili sobie na chwilę zapomnienia, także Stefan wciąż był pod
prysznicem, a Elena zamierzała przygotować im śniadanie. Choć w rzeczywistości
jedynie ona potrzebowała takiego posiłku, pomyślała, iż będzie to miły gest,
jeśli przygotuje coś dla ukochanego.
Zmierzała właśnie po perskim dywanie, by już po chwili wkroczyć do
kuchni, ale na widok tego co zobaczyła za drewnianymi drzwiami, oniemiała. Przy
blacie stała około dwudziestoletnia dziewczyna w skąpej bieliźnie. Na blade
barki opadały jej sprężynki krótkich brązowych włosów z rudawymi refleksami.
Nieznajoma stała tyłem do Eleny, najwidoczniej nie zauważyła wchodzącej
szatynki. Gilbertówna odchrząknęła znacząco, by zasygnalizować swoją obecność
dwudziestolatce, na co ona podskoczyła lekko zaskoczona.
-
Przestraszyłaś
mnie – powiedziała odwracając się, po czym posłała sobowtórowi promienny
uśmiech.
-
Kim
jesteś ? – zapytała podejrzliwie Elena, choć już podejrzewała co może być
odpowiedzią na jej pytanie, a dziewczyna miała potwierdzić jej domysły.
-
Znajomą
Damona, Lindsay – przedstawiła się szatynka, podając Gilbertównie rękę. Ta
uchwyciła ją niepewnie, posyłając dość nieporadny uśmiech koleżance Salvatora.
Domyślała się bowiem jaką „znajomą” była dwudziestolatka. – Damon poprosił mnie
o kawę z burbonem – przerwała ciszę dziewczyna, wskazując na stojący
naprzeciwko niej ekspres. – Zaparzyć też dla ciebie ?
-
Nie,
dzięki. Mogę cię przeprosić na moment ? – zapytała Elena, po czym pośpiesznie
opuściła pomieszczenie. Błyskawicznie pokonała stare drewniane schody i lekko
zziajana wpadła do pokoju Stefana. Młodszy Salvatore właśnie opuszczał
łazienkę. Przepasany w pasie ręcznikiem stał nieopodal drzwi, wycierając włosy.
Gilbertówna omal na niego nie wpadła, wparowując do pomieszczenia.
-
Co się
stało ?
-
Damon
się stał.
Ten dzień nie różnił się za bardzo od poprzedniego dla Bonnie Bennett. Po
szybkim śniadaniu od razu ruszyła do Mystic Grill, by tam spędzić popołudnie na
wertowaniu książek. Nadal nie znalazła zaklęcia, które mogłoby wskrzesić Heidi,
a sama zainteresowana również na nic nie wpadła. Jednak Santino nie ustawała w
swych próbach, co jakiś czas podając Bennetównie nowe tytuły i lokalizacje
ksiąg, jednak jak na razie nic nie przyniosło oczekiwanych efektów.
-
Mam dość
– mruknęła pod nosem wiedźma, po kilku godzinach sterczenia nad magicznymi
receptami, różnymi rytuałami oraz obrzędami. Przetarła zamykające się powieki,
po czym ruchem ręki przywołała kelnerkę i złożyła zamówienie na kubek mocnej
kawy.
-
Daj spokój,
wiem że jesteśmy już blisko – odparła jej Adelheid.
Odkąd wydostała się ze swojego grobu – a przynajmniej jej duch to uczynił
– praktycznie nie odstępowała Bennetówny na krok. Razem szukały odpowiedniego
zaklęcia, choć musiały uważać, by nikt nie zauważył jak kartki ksiąg są
przewracane przez niewidoczną dla innych Santino lub chociażby jak czarownica
mówi do rudowłosej. Dlatego zazwyczaj udawały się w mniej publiczne miejsca, jednak
o tej godzinie Grill był praktycznie pusty.
-
Bonnie
Bennett, nie mów mi, że nawet wakacje spędzasz z tymi księgami! – Mulatka aż podskoczyła
ze strachu. Kompletnie nie zauważyła zbliżającej się bezszelestnie Forbes.
-
Przestraszyłaś
mnie, Care! Czemu się tak skradasz ? – zapytała Bonnie z uśmiechem na twarzy.
Cieszyła się z widoku Caroline, dawno się nie widziały, ponieważ ona spędzała
całe dnie na poszukiwaniu sposobu na wskrzeszenie Adelheid, a Forbes usunęła
się w cień, przeżywając swoją żałobę po Tylerze.
-
Wybacz, wampirze
nawyki – odparła konspiracyjnym szeptem blondynka, przysiadając się do
koleżanki. – Wpadłam tylko na chwilę. Chciałam wywiesić ogłoszenie o imprezie
nad jeziorem z okazji miesiąca wakacji.
-
Jednak
ją organizujesz ? – zapytała szczerze zdziwiona Bennett. – Myślałam, że ją
odwołasz, ze względu na… ostatnie wydarzenia.
-
Myślę,
że właśnie ze względu na to muszę ją urządzić. Wszystkim nam potrzebna jest chwila
zapomnienia. A co nadaje się do tego lepiej niż kilka drinków w towarzystwie
przyjaciół ? – Caroline przybrała swoją udawaną, poważną minę, po czym nachyliła się tajemniczo
do Bonnie. – Mam nadzieję, że nie zabraknie też ciebie, czarownico.
-
Sama nie
wiem, Care. – Mulatka zaczęła się wykręcać.
Wiedziała, że przydałoby się jej trochę luzu, ale jednocześnie miała
silne postanowienie odnalezienia odpowiedniego zaklęcia. Nie miała zamiaru wymigiwać
się od tego tylko ze względu na jakąś imprezę. Przed oczami miała swój cel i
radość jaką wywoła jeśli uda jej się przywrócić Heidi.
-
Przemyśl
to. Liczę na ciebie, Bon – odparła Caroline, mrugając porozumiewawczo do
dziewczyny, po czym wstała od stolika i opuściła Mystic Grill. Bonnie patrzyła
jak blondynka odchodzi, a w myślach rozważała jej słowa.
-
Myślę,
że powinnaś iść – odezwała się do tej pory milcząca Adelheid.
-
Daj
spokój, już przyzwyczaiłam się do twojego trupiego oddechu na moim karku –
zażartowała wiedźma. – Nie potrzebuję przerwy.
-
Może ty
nie, ale ja chętnie od ciebie odpocznę. Przysięgam, jeśli nie byłabyś jedyną
osobą, która mnie widzi… - Heidi nie dokończyła zdania, widząc iż Bennetówna
już chichocze. – Poważnie, idź już do domu i tak niedługo będzie tu zbyt
tłoczno, żeby pracować. Poza tym jak będziesz się tak zamęczać to twój
wykończony mózg i tak nic nie wykombinuje, a ja chciałabym wrócić do żywych
jeszcze w tym stuleciu.
-
Jesteś
pewna ? – zapytała nie do końca przekonana Bennett. Chciała wreszcie spędzić
trochę czasu z przyjaciółmi, ale z drugiej strony nie była skora do zostawienia
Santino na lodzie. Podczas wakacji kobiety bardzo się do siebie zbliżyły, choć
mogły nie być do końca tego świadome.
-
Tak, idź
i szykuj się na imprezę. Ja poszwendam się trochę po mieście, zacznę wreszcie
rozkoszować się samotnością. Kto wie może nawet uda mi się nastraszyć jakiś
małolatów ?
Bonnie uśmiechnęła się na te słowa. Mimo ich niepowodzeń Adelheid nie
traciła ducha walki, wciąż była sobą. Waleczna, pozytywna, mawiała, iż jedyne
czego jej brakuje to alkohol, jednak Bennett dobrze wiedziała, że to nie
wszystko za czym tęskni. Najdotkliwszy był brak Damona. Czasem gdy rudowłosa
odpływała myślami, czarownica dostrzegała smutek malujący się na twarzy
nieżywej. Podejrzewała, że to właśnie wtedy Santino pozwalała sobie na myśli o
Salvatoru. Choć Bonnie nie była pewna jak blisko Heidi była z Damonem, to
podejrzewała, iż ich znajomość wykraczała daleko poza ramy słowa przyjaźń. To
właśnie konfrontacji z starszym Salvatorem czarownica bała się najbardziej.
Jeszcze przed pogrzebem wampir wypytywał ją o możliwość powrotu Santino, jednak
ona za każdym razem odpowiadała, że nie ma na to sposobu. Po tym jak Adelheid
po raz pierwszy przyszła do jej sypialni jako duch, Bonnie od razu chciała
wszystkich powiadomić, jednak rudowłosa całkowicie jej tego zabroniła i
bynajmniej nie zrobiła tego w uprzejmy sposób.
-
Co jeśli
nad jeziorem będzie też Damon ? – zapytała Bonnie, nie podnosząc wzroku na
Heidi. Bała się reakcji nieżywej na to pytanie, gdyż wyczuwała, że temat Damona
jest dla byłej wampirzycy wrażliwy.
Udawała, że całą jej uwagę pochłania pakowanie ksiąg do torby, ale gdy
przez dłuższy czas nie doszła do niej żadna odpowiedź ze strony Santino,
mulatka odważyła się spojrzeć rudowłosej w oczy. Zmarła drastycznie spochmurniała,
popadła w jedną z jej głębokich zadum, jednak gdy tylko poczuła spojrzenie Bennetówny
na sobie, od razu przybrała obojętną minę.
-
To
proste, zostań przy swoim. Powiedz mu, że nie ma absolutnie żadnego sposobu na
przywrócenie mnie do świata żywych, ani tym bardziej na jakikolwiek kontakt ze
mną.
-
Nadal
nie rozumiem, dlaczego chcesz pozostawić swoje życie po życiu w tajemnicy…
-
Bonnie –
zaczęła poważnie Santino, a dziewczynie aż ścierpła skóra na dźwięk jej
chłodnego, formalnego głosu – w tej chwili szanse na mój powrót wynoszą zero.
Nie chcę, aby ktokolwiek, a zwłaszcza Damon, wiązał swe myśli z duchem, z
którym nawet nie może porozmawiać. W wypadku naszego niepowodzenia złudne
nadzieje jakie mu damy, mogą przynieść jedynie szkody. Dlatego masz mu zupełnie
nic nie mówić. Ma ruszyć dalej i zostawić mnie daleko za sobą, jasne ?
Jednak zanim Bennett zdążyła odpowiedzieć, Adelheid już wyszła. Była wściekła,
czuła w sobie nadmiar energii, której nie potrafiła się pozbyć. Ruszyła
rozjuszonym krokiem dalej przez chodnik, kiedy nagle… wpadła na kogoś.
Mężczyzna odwrócił się z grymasem na twarzy, chcąc nawrzeszczeć na osobę, która
go potrąciła, jednak nie zauważywszy nikogo, rozejrzał się, wzruszył ramionami
i poszedł dalej.
Heidi ustała skonsternowana. Wszystkie jej emocje jakby nagle wyparowały,
a ona poczuła całkowity spokój. Wreszcie natrafiła na jakiś trop- uśmiechnęła
się szelmowsko na tę myśl.
-
Ciekawe…
***
Hejka! Jak się podobał rozdział ? ;)
Myślicie, że impreza Caro wypali ? Sądzicie, że zachowuje się płytko, a może ją rozumiecie ?
Co wyniknie z konfrontacji Stefana i Eleny z Damonem ? Myślicie, że przemówią mu do rozumu ?
A jak podobał wam się team Bonnie&Heidi ? Sądzicie, że trop na jaki wpadła Santino wreszcie ich dokądś doprowadzi czy nadal będą stały w miejscu ?
Dajcie mi znać, co sądzicie- jestem mega ciekawa waszych opini :)
Następny rozdział 30.08.
Wasza Lenena ;*