„Wszędzie
są drogi proste, lecz i manowce wszędy.”
- Leopold Staff
3x02
To popołudnie nie należało do najlepszych dla Damona Salvatora, nie to
żeby się tym przejmował. Od śmierci Heidi dni mijały mu tak samo, bezbarwnie.
Już od rana zaczynał pić, potem już mocno nagrzany jakoś znosił nużące wywody
jego brata i Eleny, o tym jak to nie powinien tak postępować, że musi żyć, że
to nie koniec świata. Damon zawsze podsumowywał je tak samo: stek bzdur. Bo
niby dla kogo miał żyć ? Jedyna osoba na której mu zależało, umarła. Został mu
tylko Stefan, ale on był za bardzo zajęty swoim własnym szczęściem z Eleną.
Damon nie miał nic przeciwko temu, Gilbertówna już go nie interesowała odkąd
odkrył, iż to nie ona jest miłością jego życia. Pragnął jedynie spokoju.
Wieczorami zawsze udawał, że idzie już spać, po czym usłyszawszy jak jego brat
z dziewczyną również szykują się do snu, wymykał się na zewnątrz. Zabawiał się
z przypadkową studentką, która nie mogła oprzeć się zabójczo przystojnemu
brunetowi. Następnie nad ranem kasował jej pamięć, wszczepiając błędne
wspomnienie o nadmiernym balowaniu, które wyjaśniałoby ból głowy, wywołany
ilością utraconej krwi, wypitej przez Damona. Jednak tym razem coś poszło nie
tak. Elena przyłapała dziewczynę w kuchni, nim Salvatore zdążył ją wygonić.
Więc mimo iż jego koleżanka na jedną noc już wygodnie siedziała sobie w
taksówce w drodze do domu, w głowie mając rozmyty obraz imprezy, której tak
naprawdę nie było, on musiał tkwić przed swoim rozgniewanym bratem, wysłuchując
tyrad o jego amoralnym zachowaniu.
-
Czy ty w
ogóle zdajesz sobie sprawę, co zrobiłeś ? – zapytał po raz wtóry Stefan. Opadały
mu ręce nad postawą Damona, choć musiał przyznać, iż nie był zaszokowany.
Wcześniej dziwiło go nader spokojne zachowanie brata, ale teraz wszystko się
wyjaśniło, on po prostu umiejętnie ich oszukiwał.
-
Tak,
Stefan, ale nie widzę w tym nic złego. Ja się rozerwałem, nie rozrywając przy
tym nikogo na strzępy, a dziewczyna wróciła z małym bólem głowy do akademik, po
co rozdmuchiwać sprawę ? – powiedział bagatelizująco Damon, popijając kolejny
łyk trunku z szybko pustoszejącej szklanki.
-
Rozdmuchiwać
? – powtórzył młodszy Salvatore. – Tutaj nie ma nic do rozdmuchiwania! To
poważna sprawa, twoje zachowanie może nas wydać.
-
Zawsze
wymazuję dziewczynom wspomnienia, nie pamiętają nawet, gdzie dokładnie były, a
co dopiero z kim.
Stefan jedynie westchnął ciężko na te słowa i przetarł dłonią spięte
czoło. Nie miał pojęcia jak przemówić Damonowi do rozumu, powoli tracił siły na
swojego brata.
W tym momencie Gilbertówna wkroczyła do salonu, właśnie skończyła
rozmawiać przez telefon. Podeszła lekko zdenerwowana do Stefana, ten od razu
poznał iż coś ją gryzie, lecz nie musiał nawet pytać, gdyż Elena od razu
zaczęła mówić.
-
To była
Caroline. Chciała nas zaprosić na imprezę z okazji miesiąca wakacji, kompletnie
o tym zapomniałam.
-
Chcesz
tam iść ? – zapytał Salvatore. Dobrze wiedział, iż Elena nie przeżywa tutaj
swojego najlepszego czasu, mając razem z nim oko na Damona.
-
Sama nie
wiem, chciałabym się wybrać z tobą, ale czy możemy ? Caroline bardzo nalegała,
wsiadła mi na sumienie. Mówiła że już nie spotykamy się razem, a teraz mielibyśmy
szansę spotkać się całą grupą. My, Caro, Matt, nawet Bonnie ma się pojawić.
Bonnie? – pomyślał Damon. To go autentycznie
zaciekawiło. Czarownica była jego jedyną szansą na powrót Santino, ale od czasu
pogrzebu nie mógł się z nią spotkać, nie przy bezustannej obstawie w postaci
jego brata i Eleny. Próbował się do niej dodzwonić, ale ona wciąż ignorowała
jego połączenia.
-
Myślę,
że powinniście iść. – zaczął Salvatore, czym skupił na sobie uwagę dwójki. –
Zabawcie się, odpocznijcie, poradzę sobie jedną noc bez niańki.
-
Jestem
innego zdania, tym bardziej po dzisiejszej… sytuacji – odparł Stefan, po czym
zwrócił się do Gilbertówny. – Ale ty powinnaś iść, spotkasz się z przyjaciółmi,
a ja poradzę sobie z Damonem.
To się jeszcze okaże – pomyślał Salvatore, w głowie już szykując
sobie plan, kiedy para rozmawiała, o tym co zrobić. W końcu stanęło na tym, że
Elena pójdzie nad jezioro, a Stefan zostanie sam z bratem, co doskonale
pasowało do szyków Damona.
Tymczasem w domu Bennettów, Bonnie szykowała się na dzisiejszy wieczór.
Była rozdarta pomiędzy uroczo dziewczęcą, czerwoną sukienką, a stylowym
kompletem składającym się z białej, luźnej koszuli, czarnej kamizelki i
dżinsowych spodenek.
Kiedy tak nie mogła zdecydować w co się ubrać, do pokoju wpadła
rozpromieniona Santino.
-
Heidi,
przepraszam, że wywlokłam sprawę Damona, nie chciałam… - zaczęła mulatka, ale
nie dane jej było skończyć. Rudowłosa energicznie jej przerwała.
-
Właśnie
na kogoś wpadłam na ulicy! Zderzyłam się ramionami z jakimś mężczyzną i on to
poczuł! – trajkotała ciągle Santino. – Co prawda mnie nie zobaczył, ale…
-
Heidi, to wspaniale! W końcu jakiś przełom –
tym razem to Bennetówna jej przerwała. – Jak to się stało ?
-
Szczerze
mówiąc to nie jestem pewna – opanowała się już zmarła. Kontynuowała dalej
spokojnym tonem, jak to miała w zwyczaju. – Po prostu wyszłam wściekła z Grilla
i idąc chodnikiem kogoś potrąciłam. Próbowałam to później powtórzyć, ale mi się
nie udawało, przenikałam przez wszystkich tak jak zawsze.
Bennetówna spochmurniała. Zrobiły jeden krok naprzód, ale jednocześnie
dwa w tył. Rudowłosa widząc nagły spadek zadowolenia na twarzy czarownicy, nie mogła wytrzymać i uśmiechnęła się, na co Bonnie zmarszczyła brwi, nic nie rozumiejąc.
-
Jest coś
jeszcze – powiedziała, a Bennet szturchnęła ją w ramię za zwodzenie jej, Santino
zachichotała. – Kiedy zderzyłam się z tym chłopakiem moje gwałtowne emocje
nagle uciekły ode mnie, poczułam spokój. Myślę, że o to właśnie chodzi. Silne
uczucia mogą mieć wpływ na moją materialność wśród żywych.
Impreza trwała w najlepsze, goście zgromadzili się dosyć wcześnie. Część
z nich szalała w wodzie, inni tańczyli na parkiecie, którym była plaża, a
pozostali kręcili się koło stołów zastawionych słonymi przekąskami oraz
podobnymi pysznościami, a także napojami z i bez alkoholu. Kiedy nastała noc
nad głowami balowiczów rozbłysły połyskujące lampiony. Część z par uległa
romantycznej atmosferze i oddaliła się w bardziej zaciszne miejsca, jednak
nadal wiele gości wywijało swe młodzieńcze ciała na piaszczystym ringu tańca.
Caroline patrzyła na to wszystko z dumą. Całkiem samej udało jej się
zorganizować naprawdę niezłą imprezę. Była tak zajęta, że nawet przez moment
tego wieczoru nie pomyślała o Tylerze.
To chyba jakiś rekord – pomyślała blondynka, pokrzepiając się w
myślach, gdy wtem z zamyślenia wyrwała ją Elena.
-
Care! –
zawołała szatynka, przytulając się do przyjaciółki na powitanie. – Świetna
impreza! Spisałaś się – powiedziała uśmiechając się do wampirzycy. – Gdzie
reszta ?
-
Nie
widziałam jeszcze Bonnie, a Matt poszedł po lód do drinków. A ty przyszłaś sama ? Gdzie Stefan ? – zapytała
Forbes, rozglądając się za zielonookim Salvatorem.
-
Nie mógł
przyjść. Wiesz, musi mieć oko na Damona. Jeszcze nie doszedł do siebie po tym
wszystkim…
-
Nie, ani
słowa więcej! – przerwała blondynka. – Dzisiaj nie ma miejsca na smutki.
Gadamy, pijemy, szalejemy- liczy się tylko ta noc!
Tymczasem w pensjonacie Salvatorów panowała napięta atmosfera. Starszy
Salvatore co jakiś czas popijał szkocką z kryształowej szklaneczki, zupełnie
nie zwracając uwagi na wciąż bacznie obserwującego go brata. Stefan nie miał
zamiaru spuścić oka z Damona choćby na sekundę. Cały dzień nie zostawiał
bruneta samego, chodził wszędzie tam gdzie on, do sypialni po inny rodzaj
whiskey, do piwnicy po torebkę z krwią, a teraz siedzieli już od dłuższego
czasu w salonie, a otaczała ich jedynie coraz cięższa cisza.
-
Może się
napijesz, bracie ? – powiedział starszy z nich do drugiego, unosząc w górę
szklankę z alkoholem. – Wyglądasz na spiętego.
-
Nie,
dziękuję – odparł zwięźle szatyn. Nie miał zamiaru wplątywać się w podstępne
dyskusje Damona, mógł go zwieźć i tym samym doprowadzić do swojego uwolnienia.
Nie mógł pozwolić sobie na takie ryzyko.
-
Jesteś
pewien ? To może zjesz małe co nieco ? Wyglądasz mizernie, jakaś mała wiewiórka
by ci nie zaszkodziła. – Stefan nie odpowiadał. – Daj spokój, bracie! Chcesz to
mogę się nawet wybrać z tobą. Nauczysz mnie jak polować na Bambi, będzie
wspaniale! – powiedział Salvatore z udawanym entuzjazmem. – Może gdy zobaczę
cię na polowaniu, przekonam się do tej drakońskiej diety ?
-
O co ci
chodzi, Damon ? – zapytał podejrzliwie Stefan, marszcząc przy tym brwi. Nie
ważne co jego brat mówi, on nie da się nabrać na przymilny ton.
-
Ja ? –
odparł niewinnie brunet. – Nic. Chcę ci jakoś wynagrodzić moje ostatnie
zachowanie, Stef. No dalej, nie bądź taki! Pobaw się ze swoim starym
braciszkiem.
Damon uśmiechał się przy tym szczerze. Przypominał wtedy Stefanowi jaki
był zanim obaj umarli. Brakowało jeszcze, żeby dał mu kuksańca i sugestywnie zaproponował
braterską bójkę czy grę w football. Młodszy Salvatore skarcił się za tę myśl.
Powoli gierki Damona go zmiękczały, a wiedział, że nie może sobie na to
pozwolić.
-
Nie
jestem zainteresowany – odpowiedział sucho, następnie odwrócił się, by odejść
kawałek, lecz wtem zjawił się przed nim brunet.
-
Szkoda,
bracie – rzekł, po czym jednym ruchem ręki skręcił kark Stefanowi. – Wielka szkoda.
***
Hejka, ludziki! ;)
Co tam u was słychać ? Też ubolewacie nad końcem wakacji ? Bo ja bardzo ;c
Anyway, jak wam się podobał rozdział ?
Myślicie, że Bon Bon i Heid wreszcie do czegoś doszły ? Czy to ich dokądś doprowadzi, a może znowu utkną w martwym punkcie ? Btw, cieszę się, że polubiliście tę dwójkę razem ;)
A co myślicie o Caro ? Jej postawa pod tytułem "Zapomnę o moim zmarłym chłopaku" jest słuszna czy raczej nie ?
No i last but not least: Damon! Przesadził w dążeniu do celu ? Myślicie, że coś zrobi ze Stefkiem, a może ruszy prosto nad jezioro i tam zacznie rozrabiać?
Czekam na wasze komentarze i zapraszam na nn 30.09.
Kocham, Wasza Lenena ;*