poniedziałek, 10 lutego 2014

Home sweet home

„Tęsknię za nią, bo ją kocham. A kiedy kogoś kocham, chcę żeby zawsze przy mnie był.”
-  Lauren Myracle                
02x13
Stałam już przed drzwiami pensjonatu Salvatorów. Przywiozła mnie taksówka, ponieważ mój samochód nadal był tutaj.
Serce waliło mi jak oszalałe, choć zazwyczaj jego bicie było wolniejsze od ludzkiego. Obawiałam się co zobaczę, kiedy przejdę przez próg tych drzwi. W jakim stanie będzie Damon? Czy spotkam tu któregoś z pierwotnych? A może coś gorszego?
Jeszcze mogę się wycofać. Mogę odwrócić się na pięcie i wrócić do Nowego Jorku, do Lee…
Coś skręca mi się boleśnie w żołądku na samą myśl o nim, o tym, że jest tak daleko. Nawet to, że nie wypijemy dzisiaj razem kawy.
Odgoniłam te myśli zirytowana. Przecież i tak wiem, że nie odejdę. Damon mnie potrzebuje i bez względu na wszystko mu pomogę. Uśmiechnęłam się pod nosem. W końcu zobaczę się z Damonem.
Czuję się rozbita. Zdaję sobie sprawę, że bez względu na to czy będę w Mystic Falls, czy w Nowym Jorku to będę jednocześnie szczęśliwa i pełna tęsknoty.
Kręcę głową zdenerwowana. Odwlekam nieuniknione. Z lekką zgrozą sięgam do klamki, która na przekór mi i moim obawom, ustępuje naciskowi dłoni. Drzwi odchylają się z cichym skrzypnięciem, a ja wchodzę z obawą do wielkiego domu Salvatorów. Próbuję wypatrzyć jakiś oznak, że coś jest nie tak, na przykład pustych butelek po rozmaitych trunkach, walających się gdzieś po podłodze bądź śladów krwi na boazerii, świadczących o walce, lecz nic takiego nie dostrzegam. Za to moim oczom ukazuje się coś innego, a raczej ktoś. Kilka kroków przede mną z wampirzą szybkością pojawił się Damon Salvatore. Jego niebieskie oczy wpatrywały się we mnie z niedowierzeniem. Przez sekundę pochłaniałam go wzrokiem. Miał na sobie tylko ręcznik i był cały mokry. Zapewne przed chwilą wyszedł spod prysznica. Krople powolnie spływały z jego umięśnionego ciała, mocząc dywan, a niesforne kosmyki przykleiły mu się do czoła. 
-          Heidi … - powiedział ze zdziwieniem i radością w głosie.
Przebiegłam szybko tę krótką odległość, która nas dzieliła, po czym rzuciłam mu się w ramiona. Jego mokre ciało moczyło mi ubranie, ale nie przejmowałam się. Chciałam czerpać z tej chwili jak najwięcej. Ściskał mnie przez chwilę kurczowo, tak samo jak ja jego. Wtuliłam głowę w szyję wampira. Odetchnęłam głęboko, wdychając słodki, unikalny zapach Damona.
-          Dobrze być z powrotem – powiedziałam w jego ramię.
Puściłam go niechętnie, po czym uśmiechnęłam się szeroko, napawając się jego obecnością. On również odpowiedział mi uśmiechem.
Wysiliłam swoje wampirze umiejętności, sprawdzając czy nikogo innego nie ma w domu. Pusto. Najwyraźniej Stef poszedł na polowanie. Ucieszyłam się jeszcze bardziej. To znaczy, że mamy czas tylko dla nas.
-          Co tutaj robisz ? – zapytał Damon, wyrywając mnie z moich rozmyślań
-          Odsłuchałam twoje wiadomości.
-          Dzwoniłem do ciebie jeszcze gdzieś godzinę temu.
-          Byłam w samolocie, nie chciałam już odbierać, bo wiedziałam, że będziesz chciał mnie przekonać, abym została w Nowym Jorku, a i tak bym nie zawróciła. – nagle zrzędła mi mina – Przykro mi z powodu Rose.
Damon drgnął, ledwo dostrzegalnie, po czym zamarł z kamienną twarzą. Wiedziałam, że nie chce dać po sobie poznać, iż zależało mu na tamtej wampirzycy.
Niewiele razy w moim życiu nie wiedziałam co mam powiedzieć, ale to właśnie była jedna z tych sytuacji. Przestąpiłam nerwowo z nogi na nogę, a Damon wciąż milczał.
-          Żałuję, że nie odbierałam, może… może razem byśmy coś wymyślili…
-          To bez znaczenia – przerwał mi – Nie ma żadnego lekarstwa. Nie mogłabyś nic zrobić. – przełknął ślinę i rozchmurzył się – Swoją drogą dlaczego nie odbierałaś?
-          Po pierwsze to nie chciałam, by Lee usłyszał twój głos…
-          Czyli mu nie powiedziałaś, że nie masz już ochoty mnie zabić? – odparł z aroganckim uśmieszkiem, a ja skrzywiłam się. Nie lubię ukrywać czegoś przed Lee.
-          A po drugie… - odparłam ignorując jego pytanie – Sądziłam, że jeśli nie usłyszę twojego głosu to będę mniej tęsknić. – poczułam, że moje policzki zalewają się purpurą, więc wlepiłam wzrok w swoje buty – Nie podziałało.
Kątem oka dostrzegłam, że Damon uśmiechnął się pod nosem. Zrobił krok w moją stronę, po czym objął mnie czule, a ja wtuliłam się w jego klatkę piersiową.
-          Ja też tęskniłem, Heid. Witaj w domu.

Poszłam do pokoju Damona, aby się rozpakować. Przekroczyłam próg drzwi ciekawa czy coś się zmieniło podczas mojej nieobecności. Rozejrzałam się dookoła, ale wszystko wyglądało tak samo jak przed moim wyjazdem. Ta sama drewniana podłoga i boazeria na ścianach. Wielkie dwuosobowe łóżko z czterema kolumnami stało w tym samym miejscu, naprzeciwko znajdował się zimny kominek, a nad nim obraz, którego nazwiska twórcy nie pamiętałam. Niedaleko malowidła wisiał plazmowy telewizor.  Prostopadła ściana składała się prawie wyłącznie z wielkich okien, na które opadały stare, ciężkie zasłony. Nigdy mi się nie podobały, ale tym razem uśmiechnęłam się na ich widok. Miło wracać do miejsca, które jest stałe.
Podeszłam do łóżka, po czym położyłam na nim swoją niewielką torbę. Pakowałam się w pośpiechu, więc nie zabrałam ze sobą zbyt wiele.
Obróciłam się lekko w prawo i dostrzegłam chyba jedyną rzecz, poza zmienioną pościelą, która się zmieniła w tym pomieszczeniu, a mianowicie był to stos książek koło łóżka. „Przeminęło z wiatrem” Margaret Mitchell leżało na wierzchu zamiast powieści Jacka Londona „Zew krwi”.
Przejechałam palcami po okładce i uśmiechnęłam się. Tak, miło jest wrócić.
Moje rozmyślania przerwały podniesione głosy braci Salvatore. Nieśpiesznie ruszyłam w ich stronę.
-          Sprowadziłeś Johna Gilberta ? To twój pomysł na uratowanie Eleny ? – mówił zirytowany Damon
-          Głupi ruch, Stef – powiedziałam, opierając się o framugę drzwi – Nie ma mnie kilka dni, a ty chcesz wszystko schrzanić?
Odwrócił się zaskoczony w moją stronę. Widocznie nie spodziewał się, że wrócę tak szybko.
Luźnym krokiem przeszłam przez pokój, po czym przytuliłam go serdecznie. Najpierw niezręcznie, ale on też odwzajemnił uścisk. Wypuściłam go z objęć, a on zapytał ze zmarszczonymi brwiami :
-          Co ty tutaj robisz ? Myślałem, że wrócisz dopiero za rok.
-          To nie było w planach, Stefanie. – odpowiedziałam, uśmiechając się – A teraz gadaj, po jaką cholerę zwaliłeś nam na głowę wujaszka Johna ?

-          Pojechałem szukać Isobel i zamiast niej znalazłem Johna. – zaczął wyjaśniać wampir -  Powiedział, że może pomóc, a my rozpaczliwie potrzebujemy pomocy.
-          Nie aż tak rozpaczliwie. – wytknął bratu Damon - Koleś próbował zrobić ze mnie pieczeń.
-          To jeden z twoich idiotyczniejszych planów, Stefciu.
-          Nowy znajomy Bonnie pracuje dla Elijaha, więc musimy przyjąć, że kamień księżycowy nie został zniszczony. Elena pokłada wszelkie nadzieje w układzie, wedle którego Elijah ma chronić jej bliskich.  Ufacie Elijah? Bo ja nie. Jest Pierwotnym, nie można mu ufać. Przecież nie możemy go zabić, bo najwyraźniej się nie da.
-          Nadal nie doszedłeś do części pod tytułem „Czemu John Gilbert ma być rozwiązaniem”. – odparłam sceptycznie
-          Wie o ofierze. Isobel mu powiedziała. Powiedział, że zna sposób, aby chronić Elenę.
-          Niby jaki ? – powiedział Damon mrużąc oczy
-          Nie chce powiedzieć, przynajmniej nie mi. – wyjaśnił młodszy Salvatore
-          Świetna robota, Stefan, pierwszorzędna. Jakbym nie miał dość problemów. – odpowiedział mu brat, po czym Damon i ja skierowaliśmy się do wyjścia, ale zatrzymał nas głos Stefana.
-          Przykro mi z powodu Rose. – Damon odwrócił się do brata, po czym odrzekł:
-          Wszystko jedno. Znałem ją raptem pięć minut.
-          I zależało ci na niej przez pięć minut. – zripostował Stefan - Zastanawia mnie, o czym to świadczy.
-         To znaczy, że się przejmuję. – kpił Damon - Że robi się ze mnie facet zdolny do wielkich czynów. Lepiej miej się na baczności, bo być może będę zmuszony sam odegrać rolę bohatera i cię ubiec.
-         Wtedy pożyczę od ciebie trochę żelu, Stef. Zrobię Damonowi bohaterskie włosy.- uśmiechnęłam się sztucznie do wampira, przesadnie akcentując słowo „bohaterskie”, po czym wyszłam wraz z jego bratem z pokoju młodszego Salvatore i skierowaliśmy swe kroki do salonu. Gwałtownie odwróciłam się do bruneta z niezadowoloną miną.
-         Myślę, że ufacie nie tym co trzeba.
-         Co masz na myśli ? – odpowiedział, marszcząc brwi.
-         John to ślepy zaułek. – wyjaśniłam - Nawet jeśli zna sposób na uratowanie Eleny to będzie chciał to zrobić po swojemu. Czyli z krzywdą dla któregoś z was lub obu. Elijah natomiast to człowiek honoru i dotrzymuje słowa. Jeśli obiecał, że ochroni bliskich Eleny  to tak zrobi. Pytanie brzmi czy umowa obejmowała także sama Elenę ? – zamyśliłam się na chwilę - Dziwi mnie jego zachowanie.
-         Co dokładniej ? – zapytał, nic nie rozumiejąc.
-         Klaus i Elijah to bracia. Tworzyli rodzinę i współpracowali. Elijah wręcz bardzo nalegał na to, aby ich rodzina pozostała razem. Nie rozumiem, więc czemu chce działać przeciwko bratu.
-         Żyłaś w ich czasach. Wiesz coś co mogłoby się nam przydać ? Czy może ich coś zabić ?
-         Każdy ma jakąś słabość, coś co można użyć przeciwko niemu. W naturze musi być zachowana równowaga. – zamyśliłam się, wracając pamięcią do dawnych czasów - Kiedyś istniało pewne drzewo – odparłam po chwili - z którego kołek mógł zabić Pierwszego, ale z tego co pamiętam spalili je.
-         Nie ma niczego innego ? – zapytał Damon z rezygnacja w oczach
-         Nie słyszałam. Zawsze starałam trzymać się od nich jak najdalej, a zdobywanie informacji nie jest łatwe w takiej sytuacji. – wzruszyłam bezradnie ramionami, zastanawiając się przez chwilę - A co z Bonnie ? Nie znalazła czegoś w swojej księdze ?
-         Niestety. Tam jest mowa jedynie o rzucaniu zaklęć.
-         A właśnie… Myślisz, że ta wiedźma domyśla się czym jestem ? Nie zdążyłam tego sprawdzić zanim… - zawahałam się na chwilę, ale Damon dokończył już za mnie:
-         Zanim wyjechałaś ? – skrzywił się lekko, ale ciągnął dalej – Nie wiem. Bennetówna i ja nie jesteśmy w najlepszych stosunkach. Mi na pewno by o tym nie wspomniała, szczególnie, że wie, iż jesteśmy blisko. – wzruszył ramionami
-         A Elena nic nie mówiła ?
Pokręcił tylko przecząco głową, a ja westchnęłam przeciągle. To oznacza, że mam dwie możliwości. Albo powiem Bonnie prawdę albo będę musiała wymyślić jakieś naprawdę dobre kłamstwo. Skłaniam się bardziej do tej drugiej opcji, ale najpierw muszę wybadać co Broomhilda* rzeczywiście wie.
-         Będę musiała sprawdzić naszą małą Bennet. – odparłam, krzywiąc się na samą tę myśl
-         Ty sprawdź wiedźmę, a ja zajmę się Johnem. – powiedział Damon uśmiechając się przebiegle. Widocznie mu nękanie wujaszka przychodzi ze znacznie większą ochotą niż mi dręczenie czarownicy.

Bonnie znalazłam na memoriale, organizowanym przez panią burmistrz Lockwood, „byśmy jako społeczność zaczęli się leczyć po stracie tak wielu bliskich”, czytaj „wiem, że naszych mieszkańców pożerają wampiry, więc urządzę imprezę, abyśmy mogli smucić się razem”. Jakże to miłe z jej strony.
Bennetówna była z młodszym bratem Eleny. Podeszłam do nich, żwawym krokiem przedzierając się przez tłum ludzi.
-         Bonnie! Jeremy! Co tam u was słychać? – powiedziałam ze sztucznym uśmiechem
-         Elena mówiła, że wróciłaś. - skrzywił się Jeremy, po czym odpowiedział nieufnie - Czego chcesz ?
-         Bez tego złowrogiego tonu, Gilbert. Nie mam powodu, żeby cię zabijać, ale czy do tego trzeba motywu ? – rzekłam ze śmiechem – Nie denerwuj się, przyszłam do twojej dziewczyny. Bennet. – zwróciłam się do Bonnie –Musimy pomówić.
-         Nie widzę po co. – powiedział Jeremy, zastępując mi drogę do wiedźmy
-         A ja nie widzę dlaczego wciąż się wtrącasz, Gilbert. Denerwowanie to chyba u was rodzinne hobby, a ja nie lubię, kiedy ktoś gra mi na nerwach. – spoważniałam, odsłaniając na chwilę moją wampirzą twarz oraz ostre jak brzytwa kły
-         W porządku, Jeremy. – powiedziała Bonnie uspokajająco - Za chwilę wrócę.
-         Idealnie. – odparłam z uśmiechem - Jakbyś chciał ją odebrać to będziemy w Grillu. Nie przychodź dopóki ja nie wyjdę, bo skręcę ci kark i to tak, że nikt nie zauważy. Uwierz mi, mam w tym wprawę. Wiem też o twoim pierścieniu. Tym lepiej, wrócisz, ale może nie będziesz już taki upierdliwy.
Pomachałam oszołomionemu Jeremiemu i wraz z Bonnie ruszyłam w stronę Grilla. Było tam tłoczno, a ja odczuwałam spory głód, więc musiałam się hamować, aby nie ukazać swojej wampirzej twarzy czy wydłużonych kłów.
Wybrałam stolik w rogu, żeby nikt nam nie przeszkadzał podczas rozmowy. Zdjęłam z ramion skórzaną kurtkę i odłożyłam ją na siedzenie obok, po czym usiadłam. Wampiry nie odczuwają zmian temperatury, jednak ja przez swoją wiedźmową część tak.
Bonnie z wahaniem zajęła miejsce naprzeciwko mnie.
-         Nie musiałaś mu grozić. – zaczęła swoje narzekanie na temat mojego zachowania względem młodego Gilberta
-         Musiałam. Zaczyna mnie denerwować, a niewiele dziś zjadłam. Niech trzyma się z daleka ode mnie, chyba, że chcesz abym zjadła go sobie na lunch.
Uśmiechnęłam się promieniście jakbym jej mówiła, że cieszę się, iż ją spotkałam, po czym uciszyłam ją kładąc palec na ustach. Mrugnęłam do niej porozumiewawczo wskazując głową na zbliżającą się kelnerkę.
Zamówiłam talerz frytek oraz kawę, a Bonnie poprosiła jedynie o wodę.
Byłam niesamowicie głodna. Nie tylko na krew, ale też na ludzkie jedzenie, które musiałam spożywać ze względu na to, że jestem w połowie czarownicą.
Kiedy kelnerka oddaliła się z naszym zamówieniem, Bonnie od razu przeszła do rzeczy.
-         O czym chcesz mówić ? – zapytała ostro, zaplatając ramiona w obronnym geście
-         Wiem co widziałaś, kiedy mnie dotknęłaś. Chciałam to wyjaśnić. – odparłam spokojnie
-         Czym jesteś ?
-         Jestem wampirem, złotko. – uśmiechnęłam się odsłaniając rządek równych śnieżnobiałych zębów jak z reklamy pasty do zębów.
-         Kłamiesz. Jesteś czymś więcej.
-         Oj, nie schlebiaj mi już tak. – spuściłam głowę, udając zakłopotanie
Kątem oka ujrzałam w oddali kelnerkę, wracającą z naszym zamówieniem, więc ponownie uciszyłam Bennetównę. Uśmiechnęłam się olśniewająco do szatynki i zahipnotyzowałam ją, abym nie musiała płacić, na co Bonnie patrzyłam się gniewnie. W pewnym sensie dobrze się złożyło, czarownica może przekonać się na własne oczy o moich wampirzych zdolnościach, co urzeczywistni moje kłamstwo. Kelnerka oddaliła się na chudych nogach, a ja zaczęłam jeść frytki, nic nie mówiąc.
-         Przestań sobie ze mną pogrywać. – powiedziała w końcu Bonnie. Patrzyła na mnie wyzywającym wzrokiem. Jej brązowe oczy wpatrywały się we mnie twardo, mieszała się w nich niecierpliwość i ciekawość, z nutką złości. Już otwierałam usta, aby odpowiedzieć, że myślałam, iż lubi gry, choć zapewne woli się w nie bawić z młodszymi braćmi swoich przyjaciółek, ale wtem z wnętrza kieszeni moich spodni rozdzwonił się telefon. Damon. Posłałam Bonnie pseudo przepraszające spojrzenie, po czym puściłam do niej oko i odebrałam.
-         Rozmawiałaś z wiedźmą ? – rozbrzmiał głos w słuchawce
-         Robię to w tej chwili.
-         Dobrze. Ja idę wyciągnąć Barbie z obozowiska wilka. – już zamierzałam odpowiedzieć, że idę z nim, w gruncie rzeczy nawet lubiłam Caroline. Przydawała mi się, kiedy była jeszcze człowiekiem i pozostał mi do niej pewien sentymentalizm, ale Damon od razu rzekł, że mam się nigdzie nie ruszać dopóki nie skończę sprawy z Bennetówną -  To tylko jedna wilkołaczyca. Będzie tam też Stefan, więc spokojnie damy radę, a ty musisz wyjaśnić Bonnie tą całą sytuację, więc nawet nie myśl o misji „Na ratunek”.  – uśmiechnęłam się pod nosem, po czym teatralnie nabrałam powietrza do nosa oraz głośno je wypuściłam.
-         Niech ci będzie. – odparłam, po czym się rozłączyłam. Schowałam telefon do kieszeni i ponownie skupiłam się na czarownicy. - Na czym to my …
-         Czemu grasz na czas ? – zirytowała się wiedźma - Myślałam, że chcesz porozmawiać.
-         Dobrze, a więc… - zastanowiłam się chwilę, pukając palcami o brodę - Pytałaś mnie czym jestem, a jak myślisz ? – westchnęła na to znużona 
-         Myślałam na początku, że połączeniem czarownicy i wampira, ale to niemożliwe. Sprawdziłam w księdze - wyjaśniła. Pokiwałam głową. Dobrze, przynajmniej wierzy, że prawda jest niemożliwa. Teraz wystarczy przyszykować jej talerz kłamstw przysypany lekko prawdą. 
-         Nie byłaś tak daleko. – odparłam z uśmiechem. - Jestem martwą wiedźmą. – kiwnęła głową, abym kontynuowała - Byłam czarownicą, ale zostałam przemieniona w wampira. Wampir nie może być czarownicą, jak już wspomniałaś. To wszystko.
-         Znowu kłamiesz. W takim razie dlaczego chciałaś to ukryć ? Czemu chciałaś o tym ze mną porozmawiać ? – przewróciłam zirytowana oczami, ależ ona upierdliwa. Zaczyna mnie denerwować.
-         Ponieważ wyglądałaś na zdziwioną i byłoby mi nie na rękę gdybyś wyciągnęła jakieś błędne wnioski, a ukrywałam to, ponieważ… - głęboki wdech i wydech dla urzeczywistnienia tego kłamstwa – Wraz z moją przemianą, straciłam wszystko co miałam. Moja moc przepadła, rodzina się mnie wyparła, nie mam już nawet takiego kontaktu z naturą, który ty zapewne odczuwasz. Nic nie pozostało. – wbijam wzrok w stolik – Brakuje mi tego, a nie chciałam ci tego opowiadać, tym bardziej, że ty masz wszystko co ja straciłam wraz z śmiercią. - Podniosłam na nią wzrok pełen zazdrości i złości. - Dlatego nie możesz o tym nikomu powiedzieć. To by mnie zrujnowało, a ja już się przyzwyczaiłam do mojej ciepłej posadki potężnej wampirzycy.
Bonnie patrzyła na mnie z mieszanymi odczuciami, widziałam to w jej oczach. Zdecydowanie mi nie ufała, ale też nie miała podstaw, aby mi nie uwierzyć. Wszystko co jej powiedziałam pokrywało się z tym co czytała w swojej magicznej księdze, a na pewno nikt nic nie wspominał o odczuciach związanych z dotykaniem czarownicy przemienionej w wampira. Wampir to wampir i nikt nie przejmuje się tym, kim  był za życia.
-         Nikomu nie powiem. – odparła w końcu z nieprzeniknioną twarzą
-         Dobrze. Sprawa rozwiązana, a teraz możesz już zaprosić chłopaka. – odparłam uśmiechając się olśniewająco
Podniosłam się powoli z krzesła i założyłam na siebie czarną kurtkę, po czym bezzwłocznie wyszłam, zostawiając na stoliku niedokończone frytki oraz już wystygłą kawę.
Oby to kupiła - pomyślałam, oglądając się za siebie. Po raz ostatni rzuciłam niepewne spojrzenie na Bonnie.

Leniwie piłam burbon w salonie pensjonatu Salvatorów. Damon wrócił jakiś czas temu.
Okazało się, że wilkołaków było więcej niż się spodziewali i były lepiej uzbrojone, ale w ostatniej chwili przybył czarownik od Elijaha, który ich uratował. Powiedział, że przyszedł, aby dotrzymać umowy, jaką Elena zawarła z Elijahem.
Stefan odprowadzał Caroline do domu, więc na razie mieliśmy cały dom dla siebie.
-         Podsumowując, dobrze, że się nie pojawiłaś, bo czarownik mógł cię rozpoznać i zaprowadzić do Elijaha. – powiedział Damon upijając ostatni łyk trunku ze swojej szklanki
-         Bardziej niż Elijah martwi mnie Klaus, ale jak na razie nie widzę, żeby się choćby zbliżał do Mystic Falls, więc w zasadzie nawet jakbym przyszła to nic by się nie stało. Tym bardziej, że jest wątpliwe, aby czarownik wiedział kim jestem. – wzruszyłam ramionami
Naszą rozmowę przerwał dzwonek do drzwi. Damon poszedł otworzyć, a ja zostałam na kanapie, dopijając burbon. Wstałam z sofy i w wampirzym tempie podeszłam do barku, dolewając sobie trunku. Po chwili doszedł mnie z korytarza głos Damona:
            -          Czego chcesz ?
-         Nie skończyliśmy naszej rozmowy. – usłyszałam wujka Johna, a już po chwili pojawił się w salonie. Kiedy mnie zobaczył przystanął zaskoczony, widocznie nie spodziewał się zastać nikogo poza Damonem. – Kto to jest ? – zapytał pokazując na mnie ręką
-         Stara przyjaciółka braci Salvatore – odparłam zanim Damon zdążył coś powiedzieć. Nie chciałam, aby John dowiedział się choćby jak brzmi moje imię. Mógłby o mnie wypytać Isobel, a od takich plotek już tylko krok do zostania poddaną Klausa.
-         A jakieś imię? – dopytywał John
-         A jakie imię lubisz, skarbie ? – odparłam uśmiechając się seksownie , na co John odwrócił się do Damona i zapytał:
-         Czy ona jest tu niezbędna ?
-         Jeśli dział ci  na nerwy to jak najbardziej tak. – odparł Damon uśmiechając się przekornie – Przejdź do rzeczy.
-         Dobrze, a więc rozmyślałem i patrząc obiektywnie ty, Damonie, i  Stefan, robicie co w waszej mocy, by chronić Elenę.
-         Zgodzę się co do tego. – odarł wampir – Mów dalej.
-         Przynoszę prezenty. – rzekł John i podszedł do stolika, stojącego za kanapę. Rozłożył na nim jakieś zawiniątko. W wampirzym tempie znalazłam się koło nich, by móc lepiej widzieć. John wyjął sztylet oraz buteleczkę z popiołem.
-         Co to, do cholery ? – zapytał Damon
-         Sposób na zabicie Pierwotnego. – odpowiedział John i zaczął wyjaśniać – W tej fiolce jest popiół z białego dębu, który pamięta czasy genezy Pierwszych. Należy zanurzyć sztylet w popiele, a potem wbić go w serce Pierwotnego. – John podał wszystko Damonowi, a ten najpierw spojrzał na mnie, a później zapytał Gilberta:
-         Skąd to wszystko wiesz?
-         Od Isobel. Jest dobra w zdobywaniu informacji, ale to już wiesz. – odparł John z przebiegłym uśmieszkiem
Czyli Isobel – biologiczna matka Eleny – wie o wszystkim co się tutaj dzieje i z tatuśkiem Johnem chcą się wmieszać. Niezbyt mi się to podoba.
-         Gdzie jest Isobel ? – zapytał Damon
-         Powiedzmy, że jeśli dopnie swego, Klaus nigdy nie zjawi się w Mystic Falls. – odparł wymijająco John - W sprawach dotyczących Eleny, ty i ja, Damonie, jesteśmy po tej samej stronie. – odwrócił się twarzą do mnie – Nie jestem natomiast pewien twoich zamiarów.
-         O mnie się nie bój. – odparłam z kamienną twarzą – Twojej córeczce nic nie grozi z mojej strony.
John skinął głową, po czym wyszedł, pozostawiając sztylet i fiolkę z popiołem w rękach Damona. Wampir zawinął te przedmioty z powrotem w szmatkę i schował w jednej z szafek pod barkiem. Odwrócił się w moją stronę z pytającą miną.
-         Nie słyszałam wcześniej o tym popiele – odparłam od razu - ale drzewo się zgadza. To był właśnie biały dąb.
-         Myślisz, że John coś kombinuje ? – zapytał Damon – W końcu gdybym spróbował zabić Pierwszego i by mi się nie udało, to ja bym skończył martwy zamiast Elijaha.
-         Nie wiem… - zastanowiłam się przez chwilę – Z drugiej strony ty i Stefan jesteście teraz najlepszą obroną dla Eleny, więc głupim ruchem byłoby usunięcie was. John zdaje sobie z tego sprawę, ale co w takim razie szykuje?
-         Sam chciałbym wiedzieć.

Damon zaprosił Andie Star. Dziewczynę z wiadomości, która wcześniej podrywała go w Grillu.
Kiedy oni zabawiali się z sobą nawzajem, ja zadzwoniłam do Lee. Miło było usłyszeć jego głos, choćby
przez słuchawkę telefonu. Opowiadał mi o tym, co się u niego działo, że miał okazję skorzystać z
pierścienia przeciwsłonecznego, ponieważ w Nowym Jorku było dzisiaj wyjątkowo słonecznie. Co jakiś
czas pytał mnie też gdzie jestem, ale zgrabnie udawało mi się unikać odpowiedzi.
W tym samym czasie, Bonnie, Elena oraz Caroline nocowały u tej ostatniej. Mała wiedźma opowiadała swoim przyjaciółkom o dziwnej rozmowie, którą przeprowadziła po południu z Heidi.
-         Nie wierzę jej. – powiedziała na koniec Bennetówna - Na pewno coś ukrywa, ale dlaczego nie chce powiedzieć ? Czyżby coś szykowała na nas?
Rozejrzała się po zmartwionych twarzach przyjaciółek, ale nic im nie przychodziło na myśl. W gruncie rzeczy żadna z nich nie znała wampirzycy za dobrze. Wiedziały jedynie, że jest starsza od braci Salvatore i poznała ich przed Katherine.
Elena zaproponowała, że może wypytać o Santino Stefana lub Damona, ale wątpi aby któryś coś jej powiedział. Młodszy z braci z powodu niewiedzy, a starszy dlatego, że zapewne Heidi nie kazała mu nic mówić.
-         Wiem jedno. – powiedziała Bonnie – Dziś w Grillu próbowała mnie oszukać.

***
A więc wracam po przerwie ;D Mam nadzieję, że rozdział się wam spodobał.
Jestem tak trochę nielegalnie na komputerze, więc będę się streszczać.
Przepraszam, że tak długo nie odpowiadałam na komentarze, ale przez dłuższy czas nie wchodziłam na bloggera. Z tego też powodu nie odwiedzałam waszych blogów, ale obiecuję wszystko nadrobić w najbliższym czasie. Tak więc, zaprasza, do komentowania i zostawiania mi linków do was. Na pewno prędzej czy później zajrzę na każdy pozostawiony ;)
Do napisania,
bye ;*

6 komentarzy:

  1. Damon jest taki fajny! *.*
    Stefana nie lubię, jest dziwny :D.
    Dobrze, że nie chce go zabić i za nim tęskni! <33
    Wybacz za tak krótki komentarz, ale mam duużo pracy domowej, a jeszcze mam parę blogów do nadrobienia :)
    Pozdrawiam!
    Amy ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Zapraszam na rozdział szesnasty ;)
    Serdecznie pozdrawiam!
    Amy ;)

    http://melodie-serc.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. muszę w końcu wziąć się za nadrabianie ehh

    OdpowiedzUsuń
  4. Super rozdział :)
    Stefana troszkę "dziwnie" na mój gust opisujesz, ale opowiadanie jest bardzo dobre <3 Super piszesz, zapraszam do mnie : http://believe-in-bloodlines.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej :D
    U mnie nowy rozdział. Zapraszam.
    klaroline-love.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Po długiej nieobecności pragnę zaprosić się do mnie na nn :)
    delena-inna-historia.blogspot.com
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń