„Kryje się coś niedobrego w mężczyznach, którzy unikają wina, gier, towarzystwa pięknych kobiet i ucztowania. Tacy ludzie albo są ciężko chorzy, albo w głębi duszy nienawidzą otoczenia.”
– Michał Bułhakow
02x20
Wierciłam się niespokojnie przez
sen, pogrążona w koszmarze. Nie dawał mi spokoju całą noc, gdyż zawsze budziłam
się w tym samym momencie. Siadałam gwałtownie, łzy skrzyły się w moich oczach,
a koszulka była przyklejona do pleców od potu. Łapiąc gorączkowo oddech,
zerkałam na Damona, aby się upewnić, że wciąż śpi koło mnie. Dostrzegałam
wtedy, iż spokojnie drzemie, niczego nie świadomy. Czasami zapadał w ten
głęboki rodzaj snu, kiedy nic go nie budziło, nawet moja nocna szarpanina samej
ze sobą.
Kiedy upewniłam się, że już
wszystko w porządku Morfeusz ponownie łapał mnie w swe zdradzieckie sidła.
Byłam na polanie. Z każdej strony
widok zasłaniał mi gąszcz, a raczej ściana drzew. Mimo iż panowała noc, wokół
nie było ciemno. Mrok rozjaśniały zewsząd buchające snopy ognia, jednak żaden z
gorących języków nie dotykał drzew. Żywioł się nie rozprzestrzeniał, a jedynie
jakby zamykał nas – Bonnie, mnie oraz Klausa – w ścisłym kręgu. Razem z
Bennetówną wypowiadałam słowa zaklęcia, a Pierwotny zwijał się bólu.
Ogień syczał i unosił się coraz
wyżej, paląc boleśnie moją skórę, ale nie przestawałam. Nie zwracałam uwagi na
poparzenia, jedynie zasłuchiwałam się w krzykach Pierwszego. Rozbrzmiewały
coraz głośniej z każdą sekundą, w której wypowiadałyśmy słowa czaru, aż nagle…
Ostatni rozpaczliwy ryk Klausa zabrzmiał echem, po czym wszystko ustało.
Zniknął ogień, Bonnie, Pierwotny, a nawet sama łąka.
Wszystko spowijała ciemność,
jedynie pojedynczy snop światła padał na jakieś sporych rozmiarów zawiniątko. W
tym momencie zawsze pojawiał się Damon. Podchodził do tego czegoś, po czym
przyklękał. Odwracał to w swoją stronę i dopiero wtedy do mnie docierało, że
tym czymś jest moje martwe ciało. Wydawałam się mniejsza niż w rzeczywistości,
bardziej krucha. Moja skóra przybierała antracytowy kolor, zarysowywały się na
niej wystające żyły, a twarz zastygała. Niesforne rudobrązowe kosmyki tym razem
oklapły, a zazwyczaj promieniujące
zielenią oczy, przygasły. Stały się zamglone, puste.
Wokół rozbrzmiewały radosne
okrzyki, oznajmiające śmierć Klausa, ale zdawały się one nie docierać do Salvatora. Głaskał powoli
wysuszony policzek, wpatrując się w martwe oczy. Wtedy dostrzegałam jego twarz.
Miał poszarzałą skórę, mocno
zarysowane kości policzkowe, sińce pod oczami, a włosy były w nieładzie.
Wyschnięte usta zagryzał do krwi. Jednak to wszystko nie było najgorsze.
Najgorszy był widok oczu. Zazwyczaj lśniące jak u złośliwego chochlika, teraz
ziały pustką. Nie było w nich nic, oprócz niemego wyrazu bólu i cierpienia.
Wtedy się budziłam. Podniosłam się gwałtownie, łapczywie wciągając powietrze.
Serce biło mi jak oszalałe, chcąc chyba pobić rekord liczby uderzeń na minutę.
Przymrużyłam odruchowo oczy i zasłoniłam je dłonią. Przez duże okna wlewały się
do środka leniwe poranne promienie słońca. Spojrzałam na Damona. Nie spał.
Wpatrywał się we mnie zaspanym, a zarazem zmartwionym wzrokiem. Zmarszczył brwi
w niemym pytaniu. Uśmiechnęłam się do niego słabo.
-
Zły sen – wyjaśniłam. Wampir przytaknął leniwie. Przeciągnął
się, po czym zamarł. - Co… ? – zaczęłam, ale Salvatore uciszył mnie ruchem
ręki.
-
Słyszysz ? – zapytał
szeptem. Wytężyłam swój nadnaturalnie czuły słuch.
-
Dziś w nocy jest pełnia – doleciał do mnie jak zwykle
opanowany głos Elijah. Gdy skupiłam się odrobinę bardziej, zlokalizowałam, iż
Pierwotny znajduje się w salonie. Wnioskując po oddechach, poza nim w pokoju
były jeszcze dwie osoby. Stefan oraz Elena. – Powinniśmy przypuszczać, że Klaus
jest przygotowany do złamania klątwy.
Wymieniliśmy z Damonem znaczące
spojrzenia i w wampirzym tempie się ubraliśmy. Ruszyliśmy w stronę salonu, ale
w odległości kilku kroków od progu Salvatore się zawahał. Stał tam niczym
kołek, a w jego oczach mogłam dostrzec, iż wrodzona ciekawość walczy w nim z
równie wielką ciekawością. Prychnęłam lekceważąco na te rozterki i minęłam go, wchodząc tym samym do pokoju.
Stefan, Elena oraz Elijah przerwali rozmowę na mój widok, lecz nie zwracałam na
to uwagi.Minęłam siedzącego w fotelu Salvatore i usiadłam na skórzanej kanapie
obok zdezorientowanej Gilbertówny.
-
Nie przeszkadzajcie sobie – powiedziałam na zdziwione twarze
dwójki z nich, Elijah jak zwykle zachowywał kamienny wyraz twarzy. –
Kontynuujcie.
Stefan wpierw zamrugał
zdekoncentrowany, po czym wypuścił głośno powietrze przez nozdrza. W końcu
pochylił się w moją stronę, opierając łokcie na kolanach, a palce zaplatając ze
sobą.
-
Elena właśnie mówiła, że klątwa słońca i księżyca to oszustwo
– rzekł. Uniosłam brwi w wyrazie zdziwienia, jednak nic nie odparłam, nie chcąc
przerywać.
-
Tak, tłumaczyłem to wcześniej – podjął Elijah. Zwróciłam swoje
spojrzenie na niego. Stał naprzeciwko mnie z jedną ręką schowaną w kieszeni
stylowego garnituru, a drugą zgiętą w łokciu i pokazującą bliżej nieokreślony
gest.- W rzeczywistości jest to klątwa rzucona tylko na Niklausa. Mój brat jest
wampirem zrodzonym z romansu mej matki z wilkołakiem. Zaklęcie utrzymuje jego
wilczą naturę w uśpieniu. Ale jeśli je złamie… Będzie wtedy prawdziwą hybrydą.
Elena i Stefan pokiwali twierdząco
głowami. Wampir chwycił ją kojąco za dłoń, a ta uśmiechnęła się do niego. Wtem
zza pleców Elijahy wyłonił się Damon.
-
Więc dlaczego mu na to pozwalamy? Możemy go zabić. –
powiedział, stając koło Pierwszego i tym samym skupiając na sobie uwagę
wszystkich. – Z pomocą Bonnie. – Ostatnie zdanie skierował do Gilbertówny,
wyraźnie podkreślając imię jej przyjaciółki. Dziewczyna westchnęła, wyraźnie
zmęczona wciąż wałkowaniem tego samego tematu, już otwierała usta, by po raz
kolejny wyłożyć Salvatore swoje racje, jednak nie uczyniła tego. Ja to
zrobiłam.
-
Damon, nie ma takiej opcji. Bonnie nie może zaczerpnąć tyle
mocy bez nazywania tej misji samobójczą. – Brunet spojrzał w moją stronę
zdziwiony. Pierwszy raz stawałam po stronie Eleny, a tym samym przeciwko niemu,
w tej kłótni. Jednak miałam w tym swój cel. Na chwilę obecną ukryty, ale
wkrótce wszystko mu wyjaśnię. Tłumaczyłam tak to sobie, aczkolwiek jego
wściekłego spojrzenie, wciąż mnie bolało. Przypominało ten sen… Potrząsnęłam
głową, jakby ten ruch miał odgonić natrętne myśli. Zwróciłam spojrzenie swych
zielonych oczu na Pierwotnego. – Elijah, jak mielibyśmy pokonać Klausa, według
twojego planu ?
-
Mój brat będzie najsłabszy podczas przemiany, nastąpi ona
bezpośrednio po rytuale…
-
Zaraz – przerwałam mu, zaskoczona. – Skoro Klaus ma przejść
przemianę w wilkołaka, to czy nie powinno się to wydarzyć podczas pełni ?
-
Hybryda nie jest niewolnikiem księżyca, ale faktycznie rytuał
musi się odbyć podczas pełni, co oznacza, że nie mamy wiele czasu – odparł
Elijah.
Pokiwałam głową na znak, że
rozumiem, jednak myślami byłam gdzie indziej. Słowa Pierwotnego dały mi do
myślenia. To oznacza, że razem z Bonnie musimy odprawić czar podczas trwania
obrzędu złamania klątwy, a miałam nadzieję, iż zrobimy to wcześniej. Nie
wiadomo jak wtedy zachowa się Klaus. Może jacyś jego czarownicy będą nas atakować
? Może będą też jacyś wampirzy ochroniarze ? To wszystko zmienia.
-
Rytuał sam w sobie jest stosunkowo prosty – kontynuował
Elijah. – Składniki, że się tak wyrażę, już znacie. Po pierwsze kamień
księżycowy. Czarownica skieruje moc pełni księżyca do kamienia, który uwolni
zaklęcia. Następnie Klaus, będący jednocześnie wilkołakiem jak i wampirem,
złoży w ofierze jedno z każdego gatunku.
-
A jaka jest moja rola ? – zapytała Elena, nerwowo obracając
bransoletkę na nadgarstku.
-
Ostatnia część obrzędu. Klaus musi wypić krew sobowtóra… -
Elijah mówiąc to podszedł do, stojącego nieopodal stolika i otworzył, leżącą na
nim ozdobną szkatułkę, po czym dokończył - do ostatniej kropli, do momentu
twojej śmierci.
Damon wykrzywił usta w grymasie
niezadowolenia, jakby sama myśl o śmierci dziewczyny sprawiała mu ból, ja
jednak nie patrzyłam na niego, a na Elenę. Oddychała ciężko, a Stefan wziął ją
za rękę i uścisnął lekko. Młodszy Salvatore przetarł dłonią oczy, w wyrazie
zmartwienia, ale Gilbertówna uśmiechnęła się do niego, po czym zwróciła się do
Elijah.
-
I tutaj wkraczasz ty.
Pierwotny sięgnął do wnętrza
szkatułki i wyjął z niej sporych rozmiarów kryształ, wypełniony płynem o barwie
kremu. Uniósł go nieco, abyśmy mogli obejrzeć naczynie wraz z zawartością z
każdej strony.
-
To jest eliksir, który zdobyłem jakieś pięćset lat temu dla
Kateriny. Posiada on pewne magiczne właściwości reanimacyjne. Więc zginiesz, a
później zmartwychwstaniesz.- Elena pokiwała w zrozumieniu głową i wyciągnęła
ręce po kryształ, aby mu się przyjrzeć. Pierwotny podał naczynie dziewczynie.
-
To jest twój plan ? – zapytał rozzłoszczony Damon. Jego
niebieskie oczy zaszły wściekłością. Piorunował wzrokiem Elijahę. – Magiczna mikstura bez terminu
ważności ? – Przeniósł spojrzenie na Elenę. – Chcesz wrócić do życia, co z
pierścieniem Gilbertów ?
-
Te pierścienie działają tylko na ludzi. Sobowtór jest istotą
nadnaturalną – wyjaśnił Elijah. – Istniej ryzyko, że nie zadziała.
-
Wolę już to niż twój eliksir – prychnął Damon, po czym
powtórnie zwrócił spojrzenie pełne wątpliwości na Elenę. – Co jeśli to nie
zadziała, Eleno ? - Gilbertówna zagryzła wargę, po czym spokojnym głosem
powiedziała:
-
Wtedy po prostu pozostanę martwa.
Damon rozwarł usta, jakby chciał
powiedzieć „Co?”, po czym przeniósł zdenerwowany wzrok na Stefana. Jednak jego
brat jedynie wzruszył ramionami. Wskazał na Elenę, przypominając, że to jej
wybór, po czym spuścił głowę.
Starszy Salvatore przymrużył oczy,
po czym spojrzał na mnie wymownie i wyszedł. Gilbertówna westchnęła przeciągle,
spoglądając jak Damon odchodzi. Powróciła do obracania bransoletki na
przegubie. Stefan uścisnął ją pocieszająco, po czym wyszedł za bratem.
Elena podążała za nim wzrokiem, a
gdy tylko opuścił pokój westchnęła przeciągle i wstała. Podeszła do szkatułki i
włożyła do niej naczynie.
-
Dlaczego Damon nie rozumie, czemu chcę to zrobić ?
-
Dlaczego ? – zapytałam, podchodząc do niej i Elijahy.
Gilbertówna spojrzała na mnie zdziwiona.
-
Jestem kluczem do złamania klątwy. Klaus jest tu przeze mnie,
a jeśli nie będę mu posłuszna, zacznie mordować ludzi. – Wzruszyła ramionami. –
To takie proste.
Oblizałam wargi. Mimo iż w
najmniejszym stopniu nie pałałam do tej dziewczyny żadnym ciepłym uczuciem to
jednak w tym momencie poniekąd mi zaimponowała. Była gotowa poświęcić się dla
tych, których kocha. To ją różniło od Katherine. Petrova nie była zdolna do
żadnych ofiar, poza tymi z innych ludzi. Jednak raziło mnie w jak idiotyczny
sposób troszczy się o innych. Nie szuka innego, bezpieczniejszego sposobu, po
prostu trzyma się tego, co już ma, zapominając, co jej przyjaciele przeżyją po
jej stracie… I znów uderzyły we mnie wspomnienia ze snu. Płomienie, Klaus,
Bonnie, Damon. Zdruzgotany Damon… po mnie. Po mojej stracie.
-
Wiesz, że istnieje możliwość, iż eliksir nie zadziała ? –
zwrócił się Pierwotny do Gilbertówny, tym samym wyrywając mnie z zadumy. – Nie
chcę cię zwodzić.
-
Wiem jakie mam szanse – odparła Elena z tą upartą, wojowniczą
miną, a jednak poniekąd przegraną.
Wtem od strony korytarza dobiegł
do nas pojedynczy trzask zamykanych drzwi, a potem seria krzyków. Jenna
awanturowała się z… Alariciem. Czyżby Klaus był na tyle nieostrożny by
przychodzić tu tuż przed pełnia, kiedy już wszyscy wiemy, że opętał ciało
Saltzmana ?
Gilbertówna spojrzała w tamtą
stronę ze zmartwioną miną, po czym wszyscy ruszyliśmy do korytarza.
Jenna stała tam z… kuszą
wycelowaną prosto w serce Rica. Nauczyciel uniósł ręce nad głowę w geście
kapitulacji, jednak kobieta miała twardą minę i nie opuszczała broni. Przyszli
także Stefan oraz Damon, zaalarmowani krzykami. Stali za Saltzmanem.
-
Jenna, odłóż tę kuszę, dobrze ? To ja. Klaus mnie wypuścił.
-
Trzymaj się ode mnie z daleka – odparła Ricowi Jenna, wciąż w
niego celując.
-
Co się dzieje ? – zapytała Gilbertówna, podchodząc do swej
ciotki.
-
To ja, Eleno, przysięgam. Wypuścił mnie. Klaus pozwolił mi
odejść.
-
Udowodnij to – odparł Damon nieufnym tonem.
-
Dobrze… - westchnął Saltzman, opuszczając ręce. Skierował swe
spojrzenie na Jennę. - Podczas naszej pierwszej wspólnej nocy, Jeremy wszedł w
chwili, gdy miałem …
-
To on ! – wykrzyknęła pośpiesznie ciotka Eleny, po czym
opuściła kuszę, a ja prychnęłam śmiechem. Zapanował chwila niezręcznego
milczenia, którą wreszcie przerwał Stefan.
-
Dlaczego cię wypuścił ?
-
Chciał, bym przekazał wiadomość – zaczął Alaric. Przełknął z
trudem ślinę, po czym dokończył. – Ofiara zostanie złożona dziś w nocy.
Wszyscy przeszliśmy do salonu, za
wyjątkiem Damona, który w czasie całego zamieszania gdzieś się ulotnił. Miałam
zamiar pójść zaraz za nim, ale najpierw musiałam sprawdzić czy Alaric czegoś
nie pamięta. Wyręczył mnie w tym Stefan, który postanowił zrobić Saltzmanowi
przesłuchanie. Nauczyciel usiadł na kanapie, natomiast Salvatore przechadzał
się w te i z powrotem przed nim, co jakiś czas zadając pytania. Jenna z Eleną
usiadły na kanapie naprzeciwko Rica, ja ustałam w progu i przysłuchiwałam się,
jednym okiem spoglądając na Elijahę, który kręcił się w pobliżu swej szkatułki.
-
Więc nie pamiętasz nic z tego, co się stało ? – zapytał
Stefan.
-
Nie, to tak jakbym zemdlał i obudził się trzy dni później –
wyjaśnił Saltzman, po czym po krótkiej pauzie dodał – Była tam Katherine.
-
Jest zauroczona – odparł Stef. - Damon podrzucił jej trochę
werbeny, ale nie może odejść dopóki Klaus jej nie powie, że może.
-
Gdzie jest Damon ? – zapytała Elena, a ja założyłam włosy za
ucho i nasłuchiwałam jakiś odgłosów, które mógłby wydawać Salvatore,
usłyszawszy je, odrzekłam:
-
Jest na górze, w swoim pokoju. - Elena wstała ze zmęczonym
westchnięciem. Alaric odprowadził ją wzrokiem, po czym zapytał:
-
Więc co jeszcze zrobiłem ?
-
Oh, nic takiego – odparłam rozluźnionym głosem. Następnie
uniosłam nieco dłoń i zaczęłam wyliczać następujące rzeczy, przy każdym
dotykając kolejnego palca - Chciałeś zabić Bonnie, bardzo prawdopodobne, że
torturowałeś Katherine, chociaż to mnie akurat cieszy, powiedziałeś Jennie o
wampirach, groziłeś śmiercią oraz innymi przykrymi rzeczami i ogólnie
zachowywałeś się jak psychopata. Coś pominęłam ?
Alarica wpierw zamurowało, jednak
po chwili spuścił głowę. Stefan posłał mi karcące spojrzenie, ale ja tylko
uśmiechnęłam się promieniście. Wzruszyłam ramionami, po czym wyszłam z pokoju i
skierowałam swe kroki w stronę sypialni Damona. Weszłam po schodach i
postąpiłam kilka kroków dalej przez korytarz, jednak kawałek przed drzwiami
zatrzymałam się. Elena wciąż była w jego pokoju.
-
Chcę, abyś zrozumiał, dlaczego to robię – dobiegł mnie
spokojny głos Gilbertówny.
-
Po co ? To oczywiste, że nie liczy się to co ja myślę – odparł
o wiele mniej spokojny Salvatore. Podłoga zaskrzypiała pod jego stopami.
-
Wszystko będzie ze mną w porządku, Damon. Wypiję eliksir,
Bonnie zabije Klausa i wtedy wszystko się nareszcie skończy.
-
Jeśli mikstura zadziała.
-
Zadziała.
-
Myślisz, że zadziała. Chcesz, by zadziałała. Dlaczego jestem
jedynym przekonanym, że nie zadziała ? Musi istnieć inny sposób. – Wzdrygnęłam
się na te słowa. Czyżby Damon zamierzał jednak powiedzieć jej o mnie ? Jednak już po chwili odetchnęłam z ulgą. –
Zginiesz, Eleno.
-
A potem powrócę do życia – odparła dobitnie.
-
To nie jest ryzyko, które chcę podjąć – usłyszałam, iż znów
przybliża się do dziewczyny, a ona postępuje krok bliżej niego.
-
Ale ja tak – odparła Elena. - To jest moje życie. Mój wybór.
Na chwilę zapadła cisza pełna
sprzeczności, a ja zaczęłam się zastanawiać nad moim własnym wyborem, o którym
Damon nawet nie wiedział. Rozumiałam, że go zostawię, ale jeśli to oznacza
śmierć Klausa i ocalenie jego Eleny… to warto. Poza tym, gdy byli sami…
Wydawało się jakby mieli skończyć razem. Gdzieś na końcu tej pogmatwanej
historii, nie widzę Gilbertówny z młodszym bratem, a jedynie ze starszym. Wiem,
że to złamie serce Stefanowi, ale - choć to zabrzmi okropnie, gdyż tego
Salvatore również uwielbiam - wolę by on cierpiał niż Damon.
-
Nie mogę cię stracić – wyszeptał Damon.
-
Nie stracisz – odparła również szeptem Gilbertówna.
Chciałam im przeszkodzić. Dosłownie
chciałam zepsuć ten moment. Mimo iż wiedziałam, że nic się nie wydarzy to
jednak jakiś głosik głęboko w mojej głowie wykrzykiwał: „To ze mną musi
porozmawiać!”. Z resztą nawet gdyby coś pomiędzy nimi nagle zaskoczyło to co ?
Przecież tego życzyłam Damonowi. Chciałam, by to on skończył z Eleną, mimo iż
jej nie cierpiałam to skoro on pragnął być z nią to było to także moje
pragnienie.
Postanowiłam posłuchać głosu
rozsądku i odejść. Jednak wciąż kotłowało się we mnie jedno pytanie: „Skąd te
myśli ?”
Wróciłam na dół. Jenna i Alaric
gdzieś poszli, natomiast Stefan siedział wraz z Elijahą w salonie. Po chwili
doszła do nas również Elena, ale bez Damona. Zmarszczyłam brwi. Myślałam, że
cały czas byli razem. Nasłuchiwałam odgłosów domu, ale doleciała do mnie jedynie
cicha rozmowa Jenny i Rica, ani śladu starszego Salvatore.
-
Zróbmy to – powiedziała Elena energicznie.
-
W porządku więc – odparł Elijah. Powtórnie wyjął kryształ ze
szkatułki, ozdobionej szlachetnymi kamieniami. Odkorkował naczynie i sięgnął po
stojącą obok szklankę. Wlał do niej całą zawartość buteleczki. Szklanka
wypełniła się kremowym płynem, a po pomieszczeniu rozniósł się stęchło-słodki
zapach mikstury. Pierwotny podał szkło szatynce, a ta chwyciła je w obie
dłonie. – Do dna.
Elena pokiwała głową, po czym
przechyliła naczynie. Wypiła duszkiem całą zawartość szklanki, a gdy odsunęła
usta od szkła zaniosła się głośnym kaszlem. Stefan doskoczył do niej i złapał
ją za ramiona. Spojrzał pytającym spojrzeniem na Elijahę, ale ten patrzył
niewzruszenie.
Po chwili napad kaszlu minął.
Elena wciągnęła gwałtownie powietrze, po czym skrzywiła się. Stefan podał jej
wodę, a gdy dziewczyna ją wypiła, uśmiechnęła się.
-
A więc już jestem gotowa.
Potem wsiadłam w samochód i
ruszyłam do domu Bonnie. Musiałam z nią porozmawiać o zmianach w naszym planie,
jednak po drodze postanowiłam wstąpić do Grilla, aby wychylić kilka szklaneczek
burbonu. Od rana nie wypiłam ani kropli krwi, więc przynajmniej spożyję trochę
alkoholu przed spotkaniem z czarownicą. Zaparkowałam przed lokalem i ruszyłam w
stronę wejścia. Już miałam chwycić za klamkę, kiedy drzwi dosłownie walnęły
mnie w nos. Chwyciłam się za bolące miejsce. Pod palcami poczułam lepką ciecz,
sączącą się powoli z moich nozdrzy. Odsunęłam dłoń.
-
Wybrałeś sobie złą osobę… - zaczęłam groźbę, ale przerwałam w
pół zdania. Twarz mojego oprawcy była znajoma, diabelski uśmiech dobrze mi
znany, a złośliwy błysk w oku nie raz prześladował mnie w sennych koszmarach.
Niemożliwe…
-
Witaj, kochana – przywitał się z wyraźnym akcentem od którego
przeszły mi ciarki po plecach.
- Klaus…
***
Hejka, miśki !
A więc oficjalnie wszystkim niedowiarkom, chcę powiedzieć "Ha!".
Co ? Myśleliście, że nie dam rady do końca miesiąca ? Guzik!... Choć poniekąd prawda.
Daję wam oto jedynie połowę rozdziału. Mam napisane trochę więcej, jednak specjalnie chciałam skończyć w tym momencie, żeby może pozostawić jakąś tajemnicę czy tam niedosyt ;p
Co do dalszego bytu lub nie bytu tej historii... Podjęłam już decyzję, ale odpowiedź poznacie później, mhahahah<--- sadystyczny śmiech
Porobiłam trochę zmian, pomiędzy fabułą serialu, a opowiadaniem, ale wszystko mi się (mam nadzieję) ładnie sklei, także ten tego ten... Chyba będzie dobrze.
Anyway, zbliżamy się do końca drugiego sezonu i jestem ciekawa jak wy widzicie ten koniec ? Będę przeszczęśliwa jeśli zaszczycicie mnie swoimi domysłami ;> Soooł, ja już nie zanudzam, bye ;*
Wasza Lenena
PS Może jeszcze w tym tygodniu po nadrabiam zaległości w komentowaniu :)
Zapraszam do siebie na NN po przerwie!
OdpowiedzUsuńMyślę że warto ;)
Pozdrawiam! ;)
mysticfallskrainamarzen.blogspot.com
Przepraszam, ale nie widzę spamu.
OdpowiedzUsuń[SPAM]
Rozdział ósmy już się pojawił. Zapraszam! : )
http://wild-forcee.blogspot.com
Bardzo proszę o opinię, starałam się rozwinąć opisy, ale i tak mi nie wyszło.
{{ Pozdrawiam, Eunice F.
Czy tylko ja tu nie wpadłam spamować?! NO LUDZIE, OGARNIJCIE DUPY! Spamu nie ma, bo kto lubi spam?! A jeśli już chcecie, to chociaż doceńcie ciężką pracę Lenei, która pisze na prawdę świetnie. Brak szacunku. O!
OdpowiedzUsuń*bulwers*
Chyba skończyłam xd
Ale zanim zacznę chcę ogromnie przeprosić za nieobecność. Ych, na darknessie wszystko wyjaśnię. Wcięło mnie, w maślance się utopiłam, ale do rozdziału.
Pamiętam, że oglądałam ten odcinek z siostrą i w połowie się wyłączył. Miałyśmy na nim takie emocje! O Boże! I tutaj nie zabrakło nam emocji! Tak, przeczytałam to siostrze, która również chce się wypowiedzieć.
Ania: Omg, super! KOCHAAAAM!
Ambitna dziesięciolatka :')
Jula (aka ja xd): OMG SRAM TENCZOM I SZYKAM JETROROSZCAMI!
A tak serio to wow. Idealnie oddałaś magię tego odcinka, co spodowowało, że rozdział czytało się niczym na szpilkach. Dodatkowo gify oddały tę magię. Uwielbiam Hejdi, ta laska to życie. A Hamon to wioeufweuod;wuihfwoeijwueid
Lepszy niż Bamon teraz w serialu, a ciężko to pobić ;D
Czekam na więcej i na jakąś nową, Twoją twórczość! Hyhyhy ;D
Na koniec pozdrowię i zaproszę do siebie (tak bardzo spam)! Na obu moich blogaskach coś się dziś pojawi ;D
WESOŁEGO HALLOWEEN! MUAHAHHAHA
*szepnęła i usunęła się w cień*
Szklanka powyżej taka zbulwersowana. xd
OdpowiedzUsuń*Lena, spamy to zło. Rozumiem.*
Chyba po raz pierwszy przybywam tylko z komentarzem, bez jakiegokolwiek rozdziału w zanadrzu (miałam napisać krótką notkę z życzeniami z okazji Halloween na moim blogu, ale mi się odechciało). .-.
Soooł, komentarz czas zacząć!
Kluskacz przybył, woohoo! *party hard* No, ciekawe, co teraz z Heidi...
Whoa, stop. Coś popędziłam za bardzo do przodu.
Podejmuję zatem kolejną próbę; początek jest raczej smutny. Szkoda mi Damona, i Heidi też. Mam nadzieję, że oboje jakoś dożyją do końca historii. *No, teraz piszę po kolei. :D*
Opisy ładne (zawsze zwracam na to uwagę). Chyba raz zgubiłaś "ę", czy tam "ą", ale to przecież błahostka. ;) Najważniejsze, że rodział udany (besides: nie tylko udany, ale jak na razie i mój ulubiony).
Zrobiło mi się żal Heidi, kiedy przysłuchiwała się rozmowie Damona z Eleną (która, tak na marginesie, nie denerwowała mnie tym razem aż tak, jak ma zwyczaj z serialu).
No i to chyba tyle (klasyczna Bee: ). Muszę przygotować kolejną porcję słodyczy, jakby bachorki znowu przyszły...
Także live long and It's Halloween, Man! ;*
Mrs Clever/Bee
Ps.
Gif na początku tak bardzo wow. Karen Gillan tak bardzo magnificent. *-*