“To ciągle mniej niż obietnica, lecz odrobinę więcej niż złudna nadzieja.”
- David Levithan "Każdego dnia"
3x09
Heidi wzięła głęboki wdech. Rozluźniła mięśnie twarzy, przybierając
obojętny wyraz twarzy i przekroczyła drewniany próg drzwi. Żwawym krokiem
przeszła po drewnianych panelach, kierując swe kroki prosto do salonu, gdzie
spodziewała się zobaczyć Bonnie. Ku jej zdziwieniu nie miały zostać same. Gdy
tylko postawiła stopę w pokoju, zauważyła że czarownicy towarzyszy Stefan oraz Elena.
Skierowała pytające spojrzenie na Bennetównę, ponieważ tylko ona mogła je
zobaczyć. Wpatrywały się w siebie przez chwilę. Gołym okiem można było
dostrzec, iż mulatka myśli o czymś intensywnie. Wszystkie trybiki w jej głowie
pracowały na najwyższych obrotach, próbując podjąć decyzję, myśląc jak to
wszystko rozegrać.
-
Usiądź,
Heidi – powiedziała w końcu wiedźma. Nie rozkazywała, ale też nie prosiła.
Starała się, by jej głos brzmiał pewnie, a ton był opanowany. Wiedziała jak
wybuchowa jest Adelheid, a ostatnie na czym jej zależało to wyprowadzenie
zmarłej z równowagi.
Lecz rudowłosa już na dźwięk swojego imienia zmarszczyła brwi. Spojrzała skonsternowana na Elenę nadal się nie odzywając. – Ona wie.
Lecz rudowłosa już na dźwięk swojego imienia zmarszczyła brwi. Spojrzała skonsternowana na Elenę nadal się nie odzywając. – Ona wie.
Heidi rzuciła złowrogie spojrzenie w stronę Gilbertówny. Zarówno ona jak
i Stefan czekali cierpliwie, aż Bennetówna porozumie się z Santino.
Samej zmarłej nie podobał się fakt, że bez jej zgody Stefan lub Bonnie wyjawili sekret jej istnienia kolejnej osobie. Jak tak dalej pójdzie, ta wiadomość w końcu dotrze do Damona, a jak na razie Adelheid chciała tego uniknąć.
Samej zmarłej nie podobał się fakt, że bez jej zgody Stefan lub Bonnie wyjawili sekret jej istnienia kolejnej osobie. Jak tak dalej pójdzie, ta wiadomość w końcu dotrze do Damona, a jak na razie Adelheid chciała tego uniknąć.
-
Co tu
się dzieje? – wycedziła nieufnie zmarła wampirzyca. Jej górna warga unosiła się
lekko, co było znakiem iż jest już poważnie zdenerwowana. Bennetówna dostrzegła
to i pragnąc załagodzić sytuację powiedziała:
-
Proszę,
usiądź. Chcemy porozmawiać i wszystko ci wyjaśnić. – Heidi ściągnęła usta w
wąską linię. Oderwała wzrok od czarownicy i rozejrzała się pobieżnie po
salonie. Wybrała krzesło naprzeciwko trójki swoich rozmówców. Usiadła ostrożnie
na brzegu mebla, pochyliła się, opierając łokcie na kolanach, po czym wbiła
lodowate spojrzenie w Bennetównę.
-
Co się
stało? – zapytała wypranym z emocji głosem. Nie miała ochoty na owijanie w
bawełnę. Była niezadowolona z sytuacji i pragnęła szybko dojść do jej sedna.
-
Stefan,
ja i Elena rozmawialiśmy o… twojej sytuacji. Dosz…
-
Po
pierwsze to czemu ona o wszystkim wie? – przerwała zdenerwowana Adelheid,
podkreślając stanowczo czwarte od tyłu słowo. Odwróciła się do Gilbertówny,
ciskając błyskawice wzrokiem. Czuła wewnętrzne wzburzenie, którego nie była w
stanie dłużej kontrolować. – Ta mała suka wszystko mi zepsuje.
Jak tylko wypowiedziała te słowa, Santino zauważyła, że Stefano patrzy na
nią. Dokładnie na nią, nie błądzi gdzieś wzrokiem, tylko patrzy prosto na nią.
Gilbertówna również podniosła wzrok i odwróciła się w jej stronę. Na jej twarzy
było widać czyste zdziwienie, niedowierzenie. Wciągnęła cicho powietrze, a jej
wargi poruszały się bezwiednie, jakby chciała coś powiedzieć, ale nie mogła
znaleźć właściwych słów.
Adelheid ułożyła usta w złowrogim uśmiechu, uniosła nieco rękę i pomachała jej. Elena aż podskoczyła. Mrugnęła, a kiedy z powrotem otworzyła oczy, Santino już nie było. Chwyciła Stefana za rękę, rozglądając się dookoła, przez chwilę złudnie myśląc, iż zmarła jedynie gdzieś sobie poszła.
Adelheid ułożyła usta w złowrogim uśmiechu, uniosła nieco rękę i pomachała jej. Elena aż podskoczyła. Mrugnęła, a kiedy z powrotem otworzyła oczy, Santino już nie było. Chwyciła Stefana za rękę, rozglądając się dookoła, przez chwilę złudnie myśląc, iż zmarła jedynie gdzieś sobie poszła.
-
Chyba
przestraszyłam naszą kochaną, biedną Elenę – powiedziała dziecinnym głosem
Adelheid, po czym uśmiechnęła się jadowicie. – Naprawdę nie cierpię tej małej.
-
Nie
chciałaś powiedzieć: nie cierpię jak blisko była z Damonem? – zapytała
sarkastycznie Bennetówna, unosząc wysoko brwi. – Słuchaj, nie mamy czasu na tę
mściwą zazdrość. Musimy porozmawiać. Dojdziemy do tego dlaczego Elena wie o
wszystkim, pozwól, że ci wszystko wyjaśnię.
~Kilka godzin wcześniej~
-
Więc o
czym chciałeś ze mną porozmawiać, Stefanie? -
zawołała Bennetówna, chodząc po salonie. Nigdy nie miała szansy dobrze
przyjrzeć się temu miejscu. Teraz miała okazję rzucić okiem na stare obrazy
oraz gobeliny wiszące na ścianach, czy chociażby dostrzec zdobienia na
drewnianych meblach. Nigdy też nie zwróciła uwagi na stojący w odległym kącie
pomieszczenia zabytkowy fortepian. Właśnie miała do niego podejść i przekonać
się czy nadal można z niego wydobyć jakąś czystą nutę, kiedy usłyszała za sobą
głos młodszego Salvatora.
-
Oto
twoja woda. – Bonnie odwróciła się do wampira, po czym wzięła obiecany jej
wcześniej napój. Dawno przestało ją przerażać nagłe pojawianie się Stefana tuż
za jej plecami. Skierowała się do dwóch małych sof i klapnęła na jednej z nich. Szatyn
powędrował za nią już w ludzkim tempie, usiadł naprzeciwko, marszcząc brwi.
Zastanawiał się jak dobrać słowa. – Wczoraj po twoim wyjściu dużo myślałem o
Heidi. Wiem, co powiedziałaś, ale nie sądzę aby to było dobre rozwiązanie…
-
Też
sporo o tym wszystkim myślałam. Nie chcę karać Damona kosztem Heidi, tylko… Mam
mętlik w głowie i nie za bardzo wiem co robić. – Bonnie wzruszyła ramionami
oraz uniosła dłonie w geście bezradności. Stefan natomiast się wyprostował.
-
Cóż w
takim razie… Myślę, że mam ci do opowiedzenia historię, która mogłaby nam pomóc.
Prawie sto lat temu, w1917 roku,
przeżywałem jeden ze swoich gorszych okresów. Atakowałem ludzi, piłem ich krew
do ostatniej kropli, maniakalnie myślałem tylko o tym. Tułałem się wtedy przez
północno-wschodni Meksyk, zostawiając za sobą szlak martwych ciał. W końcu
natrafiłem na wioskę Monterrey. Mój głód stał się silniejszy, rządza krwi była
nie do odparcia, a ludzie stanowili łatwy łup. Zabijałem ich na ulicy, a tych
którzy skryli się w swych domach, do których nie mogłem wejść, ponieważ nie
byłem zaproszony, i tak czekała śmierć. Podpalałem ich posiadłości. Płonęli
żywcem lub kończyli z moimi kłami w ich gardłach, gdy wybiegali na zewnątrz,
chcąc ustrzec się przed ogniem. Zabiłem wszystkich… A przynajmniej tak mi się
wydawało. Po każdym moim ataku szału, przychodziła chwila… opamiętania,
wyrzutów sumienia. Zawsze byłem wtedy przerażony swymi czynami. Zmasakrowane
ciała walały się dookoła, większość była rozczłonkowana. Wtedy przepraszałem te
zwłoki, składałem je w całość i ustawiałem w codziennych pozycjach.
W końcu zabrałem się za ostatnią osobę. Była to około dwudziestoletnia
dziewczyna o porcelanowej skórze i długich, blond włosach. Jej udało się zostać
w jednym kawałku, więc chciałem jedynie usadzić
ją przy stole. Kiedy pochyliłem się nad nią, doleciało do mnie ciche
łkanie, dochodzące z szafy naprzeciwko mnie. Odstąpiłem od dziewczyny, po czym
skierowałem się w stronę hałasu. Już miałem chwycić za rączkę od drzwi mebla,
kiedy nagle skrzydła otworzyły się z wielką mocą, która rzuciła mnie na przeciwległą
ścianę. Z głuchym łoskotem opadłem na podłogę, podniosłem wzrok i dostrzegłem,
że z szafy wybiegła dziewczyna bardzo podobna do mojej ofiary. Uklękła nad
martwym ciałem, nie przestając szlochać.
-
Siostrzyczko… Siostrzyczko! – pociągnęła nosem,
po czym wtuliła twarz w pierś zmarłej. – Nie zostawiaj mnie, miało być inaczej…
- doleciał do mnie jej stłumiony głos. – Nie pozwolę ci umrzeć. Śmierci nie oszuka nic, oprócz naszej więzi,
pamiętasz?
Potem położyła ręce nad klatką
piersiową bliźniaczki i zaczęła mówić jakieś inkantacje w nieznanym mi języku.
Widać było, że bardzo się starała, powtórzyła zaklęcie co najmniej osiem razy.
Po każdej próbie spoglądała z nadzieją na zwłoki, ale nic się nie działo. W
końcu zrezygnowana opadła na ciało siostry z rozpaczliwym okrzykiem.
-
Miałaś do mnie wrócić! – Leżała tak przez
kilka minut, a ja widziałem jedynie jak jej ramiona unoszą się w spazmach
płaczu. Podniosłem się z ziemi, wciąż będąc w fazie wyrzutów sumienia,
podeszłem do niej, bełkocząc przeprosiny.
-
Przepraszam, przepraszam, przepraszam… - Chwiejąc
się, wyciągnąłem rękę, by położyć ją na jej ramieniu. Chciałem jej pomóc,
pocieszyć. Wtedy ona podniosła się gwałtownie i odwróciła w moją stronę z furią
malującą się na twarzy. Dzięki jednemu ruchowi jej ręki, przeleciałem przez pół
pokoju, uderzając w stojący pod ścianą kredens.
-
Gdybyś przyszedł chwilę później, ty cholerny
pasożycie! – wykrzyknęła z wściekłością. Zbliżyła się i skierowała na mnie
zaklęcie. Nagle poczułem jakby ktoś rozciął mi głowę tępą siekierą i włożył do
środka rozżarzone węgle. – Miałyśmy plan… ale wtedy wpadłeś ty – ostatnie słowo
wypowiedziała z najwyższym obrzydzeniem, a ból w skroniach wzmocnił się. –
Powiedziała, że rytuał został zakończony, żebym się schowała, że żyje we mnie,
że we mnie jest jej energia, więc i tak do mnie wróci… Ale nie wróciła! –
wykrzykując te zdanie, wykonała zamaszysty ruch ręką, łamiąc mi tym samym bark.
Zawyłem z bólu. – Zapłacisz mi za to – wyszeptała złowrogo. Wykonała kolejny
krok w moim kierunku, ale nie zwróciła uwagi na rozsypane szkło. Syknęła, kiedy
jeden z kawałków przekłuł jej delikatną skórę. Chwilowy brak skupienia, zakończył
pulsujący ból głowy, a to i słodki zapach krwi, sączący się ze zranionej stropy, pobudziło apetyt. W kolejnym
przypływie rządzy rzuciłem się na nią.
-
Była
martwa w przeciągu minuty.
Bonnie wpatrywała się w Stefana z szeroko otwartymi oczami. Przez kilka
chwil nie mogła wydobyć z siebie nawet słowa. Przełknęła głośno ślinę, po czym
wypuściła ciężko powietrze. Wiedziała, że młodszy Salvatore posiada swoją
mroczną przeszłość, lecz nigdy w to nie wnikała, a sam wampir nie był skory do
zwierzeń. Teraz wiedziała, jaki był tego powód.
-
Dlaczego
mi o tym wszystkim mówisz? – wyszeptała w końcu ochrypłym głosem.
-
Tak jak
mówiłem, wydaje mi się, że to nam może pomóc we wskrzeszeniu Heidi – powiedział
po czym westchnął ciężko i potarł oczy dłońmi. – Słuchaj, wiem, że to nie jest
przyjemna historia i sam nie lubię wracać do tego okresu z mojego życia, ale
jeśli ma to nam pomóc…
-
Stefan,
ja nie powiedziałam, że chcę wskrzesić Heidi – przerwała mu mulatka. Salvatore
wyprostował się zaskoczony. Zmarszczył brwi, a jego usta już ułożyły się w
niemym pytaniu. – Mówiłam, że mam mętlik w głowie, ale to nie znaczy, że chcę
ją wskrzesić. – Pokręciła gwałtownie głową. – Znaczy chcę ją wskrzesić, ale…
czuję, że to by było nie w porządku względem Eleny. – Czarownica spuściła wzrok
na swe paznokcie, jakby nagle manicure stał się o wiele ciekawszy niż ta
rozmowa. Nieśmiało zerknęła w stronę Stefana i dostrzegła dobroduszny uśmiech
na jego ustach.
-
Może
zapytamy ją o zdanie?
~Teraźniejszość~
-
Więc o
moim życiu ma zadecydować święta Gilbert? Doskonale – prychnęła pogardliwie
Heidi, zakładając ręce na piersiach. Odwróciła wzrok od Bennetówny.
-
Elena? –
zwróciła się czarownica do dziewczyny. – Jesteś pewna, że chcesz z nią teraz
rozmawiać? – Gilbertówna pokiwała twierdząco głową, po czym z pewną
konsternacją rozejrzała się po pokoju.
-
Gdzie
ona jest? – zapytała przyjaciółki.
Adelheid przewróciła lekceważąco oczami, jakby niezdolność Eleny do
zobaczenia jej, oznaczała całkowitą bezużyteczność sobowtóra. Bennetówna zaś
wskazała na krzesło naprzeciwko nich, więc dziewczyna skierowała tam swój wzrok.
Nie mogła jednak dostrzec rudowłosej, więc jedynie błądziła wzrokiem w okolicy
miejsca, gdzie była jej twarz.
-
Nie chcę
cię karać za coś, co zrobił Damon – przemówiła niespokojnym głosem. – Jego też
nie chcę karać. Wiem jak się ostatnio zachowywał, ale trzeba mu pomóc, a nie
odbierać mu jedyny powód do życia. Nie mogłabym wstawać codziennie, cieszyć się
z dnia, wiedząc, że zabroniłam tego samego tobie. Możesz mnie nie lubić, jednak
ja nic do ciebie nie mam. – Spuściła wzrok i westchnęła, jakby zrzuciła z
siebie wielki ciężar. Oblizała wargi, po czym spojrzała niemal prosto w oczy
Santino. – Jednak to Bonnie decyduje o tym czy cię przywróci, bo w razie
konsekwencji, to ona dostanie rykoszetem.
Elena najwyraźniej skończyła, gdyż odwróciła
się w stronę ukochanego wampira i wtuliła w jego klatkę piersiową. Heidi przez
chwilę analizowała jej słowa. Przeszukiwała zakamarki swojej pamięci, myśląc o
czymś intensywnie. W końcu skierowała spojrzenie porażająco zielonych oczu na Bonnie.
-
To jak
będzie, Bennett?
Kobieto za bardzo to przeciągasz.
OdpowiedzUsuńNie obraź się uwielbiam tego bloga ale mogła byś już ją wskrzesić.
bo w tym wszystkim chodzi o to by przyciągnąć czytelnika a nie go zniechęcać. Mam nadzieję, że się nie obrazisz ;-)
Spokojnie, nie obrażam się ;) Zdaję sobie sprawę jakie tempo narzuciłam, ale dosyć dobrze mi z tym. Cała ta trzecia część krąży wokół jej wskrzeszenia, więc to nie stanie się w przeciągu dwóch rozdziałów. Powiedzmy, że chcę się z wami podroczyć ;)
UsuńA ja uważam, że bardzo dobrze robisz, że jeszcze jej nie wskrzesiłaś. To poważna decyzja i dobrze, że bohaterowie chcą ją przemyśleć. Zresztą ja nie lubię jak coś za szybko się dzieje, dlatego akurat mi taki rozwój sytuacji odpowiada.
OdpowiedzUsuńPodobała mi się ta retrospekcja, a w zasadzie opowieść Stephana. Była... straszna. Nie sądziłam, że jest zdolny do urządzenia takiej makabry. Zawsze wydawał mi się być taki spokojny, rozsądny. A tu proszę, takie newsy. Ale podobało mi się. W końcu mamy do czynienia z wampirami. Zew krwi i te sprawy xD
Jestem prawie pewna, że oni jednak wskrzeszą Heidi. Ale kto wie, co tam dla nas naszykowałaś;D
Pozdrawiam! ;**
I zapraszam do siebie;)
Właśnie nie byłam pewna czy mieszać w postaci Stefa, tym bardziej, że chcę zakończyć to opowiadanie i pewnie nie bd jak tego rozbudować, ale ta retrospekcja jest dość kluczowa, także... Niech Stefan też ma jakiegoś pazura ;)
UsuńSuper!
OdpowiedzUsuńzapraszam do mnie: https://prostaprostotablogspot.blogspot.com/