niedziela, 10 kwietnia 2016

Decyzja Bonnie

“To ciągle mniej niż obietnica, lecz odrobinę więcej niż złudna nadzieja.”
                                                            - David Levithan "Każdego dnia" 
3x09
Heidi wzięła głęboki wdech. Rozluźniła mięśnie twarzy, przybierając obojętny wyraz twarzy i przekroczyła drewniany próg drzwi. Żwawym krokiem przeszła po drewnianych panelach, kierując swe kroki prosto do salonu, gdzie spodziewała się zobaczyć Bonnie. Ku jej zdziwieniu nie miały zostać same. Gdy tylko postawiła stopę w pokoju, zauważyła że czarownicy towarzyszy Stefan oraz Elena. Skierowała pytające spojrzenie na Bennetównę, ponieważ tylko ona mogła je zobaczyć. Wpatrywały się w siebie przez chwilę. Gołym okiem można było dostrzec, iż mulatka myśli o czymś intensywnie. Wszystkie trybiki w jej głowie pracowały na najwyższych obrotach, próbując podjąć decyzję, myśląc jak to wszystko rozegrać.
-          Usiądź, Heidi – powiedziała w końcu wiedźma. Nie rozkazywała, ale też nie prosiła. Starała się, by jej głos brzmiał pewnie, a ton był opanowany. Wiedziała jak wybuchowa jest Adelheid, a ostatnie na czym jej zależało to wyprowadzenie zmarłej z równowagi.
Lecz rudowłosa już na dźwięk swojego imienia zmarszczyła brwi. Spojrzała skonsternowana na Elenę nadal się nie odzywając. – Ona wie.
Heidi rzuciła złowrogie spojrzenie w stronę Gilbertówny. Zarówno ona jak i Stefan czekali cierpliwie, aż Bennetówna porozumie się z Santino.
Samej zmarłej nie podobał się fakt, że bez jej zgody Stefan lub Bonnie wyjawili sekret jej istnienia kolejnej osobie. Jak tak dalej pójdzie, ta wiadomość w końcu dotrze do Damona, a jak na razie Adelheid chciała tego uniknąć.
-          Co tu się dzieje? – wycedziła nieufnie zmarła wampirzyca. Jej górna warga unosiła się lekko, co było znakiem iż jest już poważnie zdenerwowana. Bennetówna dostrzegła to i pragnąc załagodzić sytuację powiedziała:
-          Proszę, usiądź. Chcemy porozmawiać i wszystko ci wyjaśnić. – Heidi ściągnęła usta w wąską linię. Oderwała wzrok od czarownicy i rozejrzała się pobieżnie po salonie. Wybrała krzesło naprzeciwko trójki swoich rozmówców. Usiadła ostrożnie na brzegu mebla, pochyliła się, opierając łokcie na kolanach, po czym wbiła lodowate spojrzenie w Bennetównę.
-          Co się stało? – zapytała wypranym z emocji głosem. Nie miała ochoty na owijanie w bawełnę. Była niezadowolona z sytuacji i pragnęła szybko dojść do jej sedna.
-          Stefan, ja i Elena rozmawialiśmy o… twojej sytuacji. Dosz…
-          Po pierwsze to czemu ona o wszystkim wie? – przerwała zdenerwowana Adelheid, podkreślając stanowczo czwarte od tyłu słowo. Odwróciła się do Gilbertówny, ciskając błyskawice wzrokiem. Czuła wewnętrzne wzburzenie, którego nie była w stanie dłużej kontrolować. – Ta mała suka wszystko mi zepsuje.
Jak tylko wypowiedziała te słowa, Santino zauważyła, że Stefano patrzy na nią. Dokładnie na nią, nie błądzi gdzieś wzrokiem, tylko patrzy prosto na nią. Gilbertówna również podniosła wzrok i odwróciła się w jej stronę. Na jej twarzy było widać czyste zdziwienie, niedowierzenie. Wciągnęła cicho powietrze, a jej wargi poruszały się bezwiednie, jakby chciała coś powiedzieć, ale nie mogła znaleźć właściwych słów.
Adelheid ułożyła usta w złowrogim uśmiechu, uniosła nieco rękę i pomachała jej. Elena aż podskoczyła. Mrugnęła, a kiedy z powrotem otworzyła oczy, Santino już nie było. Chwyciła Stefana za rękę, rozglądając się dookoła, przez chwilę złudnie myśląc, iż zmarła jedynie gdzieś sobie poszła.
-          Chyba przestraszyłam naszą kochaną, biedną Elenę – powiedziała dziecinnym głosem Adelheid, po czym uśmiechnęła się jadowicie. – Naprawdę nie cierpię tej małej.
-          Nie chciałaś powiedzieć: nie cierpię jak blisko była z Damonem? – zapytała sarkastycznie Bennetówna, unosząc wysoko brwi. – Słuchaj, nie mamy czasu na tę mściwą zazdrość. Musimy porozmawiać. Dojdziemy do tego dlaczego Elena wie o wszystkim, pozwól, że ci wszystko wyjaśnię.

~Kilka godzin wcześniej~
-          Więc o czym chciałeś ze mną porozmawiać, Stefanie? -  zawołała Bennetówna, chodząc po salonie. Nigdy nie miała szansy dobrze przyjrzeć się temu miejscu. Teraz miała okazję rzucić okiem na stare obrazy oraz gobeliny wiszące na ścianach, czy chociażby dostrzec zdobienia na drewnianych meblach. Nigdy też nie zwróciła uwagi na stojący w odległym kącie pomieszczenia zabytkowy fortepian. Właśnie miała do niego podejść i przekonać się czy nadal można z niego wydobyć jakąś czystą nutę, kiedy usłyszała za sobą głos młodszego Salvatora.
-          Oto twoja woda. – Bonnie odwróciła się do wampira, po czym wzięła obiecany jej wcześniej napój. Dawno przestało ją przerażać nagłe pojawianie się Stefana tuż za jej plecami. Skierowała się do dwóch małych sof  i klapnęła na jednej z nich. Szatyn powędrował za nią już w ludzkim tempie, usiadł naprzeciwko, marszcząc brwi. Zastanawiał się jak dobrać słowa. – Wczoraj po twoim wyjściu dużo myślałem o Heidi. Wiem, co powiedziałaś, ale nie sądzę aby to było dobre rozwiązanie…
-          Też sporo o tym wszystkim myślałam. Nie chcę karać Damona kosztem Heidi, tylko… Mam mętlik w głowie i nie za bardzo wiem co robić. – Bonnie wzruszyła ramionami oraz uniosła dłonie w geście bezradności. Stefan natomiast się wyprostował.
-          Cóż w takim razie… Myślę, że mam ci do opowiedzenia historię, która mogłaby nam pomóc.

Prawie sto lat temu, w1917 roku, przeżywałem jeden ze swoich gorszych okresów. Atakowałem ludzi, piłem ich krew do ostatniej kropli, maniakalnie myślałem tylko o tym. Tułałem się wtedy przez północno-wschodni Meksyk, zostawiając za sobą szlak martwych ciał. W końcu natrafiłem na wioskę Monterrey. Mój głód stał się silniejszy, rządza krwi była nie do odparcia, a ludzie stanowili łatwy łup. Zabijałem ich na ulicy, a tych którzy skryli się w swych domach, do których nie mogłem wejść, ponieważ nie byłem zaproszony, i tak czekała śmierć. Podpalałem ich posiadłości. Płonęli żywcem lub kończyli z moimi kłami w ich gardłach, gdy wybiegali na zewnątrz, chcąc ustrzec się przed ogniem. Zabiłem wszystkich… A przynajmniej tak mi się wydawało. Po każdym moim ataku szału, przychodziła chwila… opamiętania, wyrzutów sumienia. Zawsze byłem wtedy przerażony swymi czynami. Zmasakrowane ciała walały się dookoła, większość była rozczłonkowana. Wtedy przepraszałem te zwłoki, składałem je w całość i ustawiałem w codziennych pozycjach.
W końcu zabrałem się za ostatnią osobę. Była to około dwudziestoletnia dziewczyna o porcelanowej skórze i długich, blond włosach. Jej udało się zostać w jednym kawałku, więc chciałem jedynie usadzić  ją przy stole. Kiedy pochyliłem się nad nią, doleciało do mnie ciche łkanie, dochodzące z szafy naprzeciwko mnie. Odstąpiłem od dziewczyny, po czym skierowałem się w stronę hałasu. Już miałem chwycić za rączkę od drzwi mebla, kiedy nagle skrzydła otworzyły się z wielką mocą, która rzuciła mnie na przeciwległą ścianę. Z głuchym łoskotem opadłem na podłogę, podniosłem wzrok i dostrzegłem, że z szafy wybiegła dziewczyna bardzo podobna do mojej ofiary. Uklękła nad martwym ciałem, nie przestając szlochać.
-          Siostrzyczko… Siostrzyczko! – pociągnęła nosem, po czym wtuliła twarz w pierś zmarłej. – Nie zostawiaj mnie, miało być inaczej… - doleciał do mnie jej stłumiony głos. – Nie pozwolę ci umrzeć. Śmierci nie oszuka nic, oprócz naszej więzi, pamiętasz?
Potem położyła ręce nad klatką piersiową bliźniaczki i zaczęła mówić jakieś inkantacje w nieznanym mi języku. Widać było, że bardzo się starała, powtórzyła zaklęcie co najmniej osiem razy. Po każdej próbie spoglądała z nadzieją na zwłoki, ale nic się nie działo. W końcu zrezygnowana opadła na ciało siostry z rozpaczliwym okrzykiem.
-          Miałaś do mnie wrócić! – Leżała tak przez kilka minut, a ja widziałem jedynie jak jej ramiona unoszą się w spazmach płaczu. Podniosłem się z ziemi, wciąż będąc w fazie wyrzutów sumienia, podeszłem do niej, bełkocząc przeprosiny.
-          Przepraszam, przepraszam, przepraszam… - Chwiejąc się, wyciągnąłem rękę, by położyć ją na jej ramieniu. Chciałem jej pomóc, pocieszyć. Wtedy ona podniosła się gwałtownie i odwróciła w moją stronę z furią malującą się na twarzy. Dzięki jednemu ruchowi jej ręki, przeleciałem przez pół pokoju, uderzając w stojący pod ścianą kredens.
-          Gdybyś przyszedł chwilę później, ty cholerny pasożycie! – wykrzyknęła z wściekłością. Zbliżyła się i skierowała na mnie zaklęcie. Nagle poczułem jakby ktoś rozciął mi głowę tępą siekierą i włożył do środka rozżarzone węgle. – Miałyśmy plan… ale wtedy wpadłeś ty – ostatnie słowo wypowiedziała z najwyższym obrzydzeniem, a ból w skroniach wzmocnił się. – Powiedziała, że rytuał został zakończony, żebym się schowała, że żyje we mnie, że we mnie jest jej energia, więc i tak do mnie wróci… Ale nie wróciła! – wykrzykując te zdanie, wykonała zamaszysty ruch ręką, łamiąc mi tym samym bark. Zawyłem z bólu. – Zapłacisz mi za to – wyszeptała złowrogo. Wykonała kolejny krok w moim kierunku, ale nie zwróciła uwagi na rozsypane szkło. Syknęła, kiedy jeden z kawałków przekłuł jej delikatną skórę. Chwilowy brak skupienia, zakończył pulsujący ból głowy, a to i słodki zapach krwi, sączący się ze  zranionej stropy, pobudziło apetyt. W kolejnym przypływie rządzy rzuciłem się na nią.

-          Była martwa w przeciągu minuty.
Bonnie wpatrywała się w Stefana z szeroko otwartymi oczami. Przez kilka chwil nie mogła wydobyć z siebie nawet słowa. Przełknęła głośno ślinę, po czym wypuściła ciężko powietrze. Wiedziała, że młodszy Salvatore posiada swoją mroczną przeszłość, lecz nigdy w to nie wnikała, a sam wampir nie był skory do zwierzeń. Teraz wiedziała, jaki był tego powód.
-          Dlaczego mi o tym wszystkim mówisz? – wyszeptała w końcu ochrypłym głosem.
-          Tak jak mówiłem, wydaje mi się, że to nam może pomóc we wskrzeszeniu Heidi – powiedział po czym westchnął ciężko i potarł oczy dłońmi. – Słuchaj, wiem, że to nie jest przyjemna historia i sam nie lubię wracać do tego okresu z mojego życia, ale jeśli ma to nam pomóc…
-          Stefan, ja nie powiedziałam, że chcę wskrzesić Heidi – przerwała mu mulatka. Salvatore wyprostował się zaskoczony. Zmarszczył brwi, a jego usta już ułożyły się w niemym pytaniu. – Mówiłam, że mam mętlik w głowie, ale to nie znaczy, że chcę ją wskrzesić. – Pokręciła gwałtownie głową. – Znaczy chcę ją wskrzesić, ale… czuję, że to by było nie w porządku względem Eleny. – Czarownica spuściła wzrok na swe paznokcie, jakby nagle manicure stał się o wiele ciekawszy niż ta rozmowa. Nieśmiało zerknęła w stronę Stefana i dostrzegła dobroduszny uśmiech na jego ustach.
-          Może zapytamy ją o zdanie?

~Teraźniejszość~
-          Więc o moim życiu ma zadecydować święta Gilbert? Doskonale – prychnęła pogardliwie Heidi, zakładając ręce na piersiach. Odwróciła wzrok od Bennetówny.
-          Elena? – zwróciła się czarownica do dziewczyny. – Jesteś pewna, że chcesz z nią teraz rozmawiać? – Gilbertówna pokiwała twierdząco głową, po czym z pewną konsternacją rozejrzała się po pokoju.
-          Gdzie ona jest? – zapytała przyjaciółki.
Adelheid przewróciła lekceważąco oczami, jakby niezdolność Eleny do zobaczenia jej, oznaczała całkowitą bezużyteczność sobowtóra. Bennetówna zaś wskazała na krzesło naprzeciwko nich, więc dziewczyna skierowała tam swój wzrok. Nie mogła jednak dostrzec rudowłosej, więc jedynie błądziła wzrokiem w okolicy miejsca, gdzie była jej twarz.
-          Nie chcę cię karać za coś, co zrobił Damon – przemówiła niespokojnym głosem. – Jego też nie chcę karać. Wiem jak się ostatnio zachowywał, ale trzeba mu pomóc, a nie odbierać mu jedyny powód do życia. Nie mogłabym wstawać codziennie, cieszyć się z dnia, wiedząc, że zabroniłam tego samego tobie. Możesz mnie nie lubić, jednak ja nic do ciebie nie mam. – Spuściła wzrok i westchnęła, jakby zrzuciła z siebie wielki ciężar. Oblizała wargi, po czym spojrzała niemal prosto w oczy Santino. – Jednak to Bonnie decyduje o tym czy cię przywróci, bo w razie konsekwencji, to ona dostanie rykoszetem.
Elena najwyraźniej skończyła, gdyż odwróciła się w stronę ukochanego wampira i wtuliła w jego klatkę piersiową. Heidi przez chwilę analizowała jej słowa. Przeszukiwała zakamarki swojej pamięci, myśląc o czymś intensywnie. W końcu skierowała spojrzenie porażająco zielonych oczu na Bonnie.
-          To jak będzie, Bennett?

5 komentarzy:

  1. Kobieto za bardzo to przeciągasz.
    Nie obraź się uwielbiam tego bloga ale mogła byś już ją wskrzesić.
    bo w tym wszystkim chodzi o to by przyciągnąć czytelnika a nie go zniechęcać. Mam nadzieję, że się nie obrazisz ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spokojnie, nie obrażam się ;) Zdaję sobie sprawę jakie tempo narzuciłam, ale dosyć dobrze mi z tym. Cała ta trzecia część krąży wokół jej wskrzeszenia, więc to nie stanie się w przeciągu dwóch rozdziałów. Powiedzmy, że chcę się z wami podroczyć ;)

      Usuń
  2. A ja uważam, że bardzo dobrze robisz, że jeszcze jej nie wskrzesiłaś. To poważna decyzja i dobrze, że bohaterowie chcą ją przemyśleć. Zresztą ja nie lubię jak coś za szybko się dzieje, dlatego akurat mi taki rozwój sytuacji odpowiada.
    Podobała mi się ta retrospekcja, a w zasadzie opowieść Stephana. Była... straszna. Nie sądziłam, że jest zdolny do urządzenia takiej makabry. Zawsze wydawał mi się być taki spokojny, rozsądny. A tu proszę, takie newsy. Ale podobało mi się. W końcu mamy do czynienia z wampirami. Zew krwi i te sprawy xD
    Jestem prawie pewna, że oni jednak wskrzeszą Heidi. Ale kto wie, co tam dla nas naszykowałaś;D
    Pozdrawiam! ;**
    I zapraszam do siebie;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie nie byłam pewna czy mieszać w postaci Stefa, tym bardziej, że chcę zakończyć to opowiadanie i pewnie nie bd jak tego rozbudować, ale ta retrospekcja jest dość kluczowa, także... Niech Stefan też ma jakiegoś pazura ;)

      Usuń
  3. Super!
    zapraszam do mnie: https://prostaprostotablogspot.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń