„Kochanie, nie broń się...”
- Anne Sexton
02x06
Właśnie się obudziłam, jak zwykle koło Damona, a raczej na
nim. Podłożyłam dłonie pod podbródek i patrzyłam się na niego. Wyglądał tak
spokojnie i niewinnie kiedy spał. Kruczoczarne włosy opadały mu niesfornie na
czoło, a długie rzęsy rzucały malutkie cienie na policzki. Chciałoby się go
określić mianem perfekcyjności… dopóki się nie odezwie. Mój łóżkowy
współlokator otworzył oczy i powiedział:
-
Musimy wstać. Pani szeryf czeka na śniadanko.
-
To matka Caroline niech ona się nią zajmuje. – odparłam i
ułożyłam się obok niego - Zauważyłeś, że Stef nie wrócił do domu na noc?
-
Dzieci … Tak szybko dorastają.
-
Yep. – powiedziałam z uśmiechem i pogłaskałam go po policzku z
niewinnym uśmieszkiem
-
Wiem co robisz i mówię ci: nie. Rusz się, słoneczko.
Wstał z łóżka i pociągnął mnie za nogi.
-
Nie …- jęknęłam, trzymając się poręczy łóżka
Wziął mnie na ręce, po czym postawił na podłodze. Wziął moją
twarz w dłonie i pocałował. Westchnęłam przeciągle z rezygnacją i podeszłam do
komody, w której trzymałam swoje ubrania.
-
Moja grzeczna dziewczynka.
Znowu się zdenerwowałam. Nie cierpię kiedy tak do mnie mówi
i on o tym dobrze wie. Zabawa trwa. Zdjęłam z siebie jego koszulę, wiedziałam,
że się na mnie patrzy. Kiedy już stałam w samej bieliźnie, pomyślał, że pewnie
już niczego nie kombinuję. Kątem oka zobaczyłam, że zmierza cały napuszony do
łazienki. W wampirzym tempie podbiegłam do niego i powaliłam go na łopatki.
Przejechałam dłonią po jego nagim torsie, po czym zbliżyłam usta do jego ucha.
-
Nie jestem żadną twoją grzeczną dziewczynką.
Po czym bezceremonialnie wróciłam do komody, ale zanim
zdążyłam tam podejść Damon błyskawicznie wstał i pociągnął mnie do tyłu. Sam na
mnie usiadł, przytrzymując moje ręce.
-
Droczysz się ze mną. – powiedział, mrużąc seksownie oczy
-
Myślałam, że to lubisz. – odparłam, podobnie mrużąc oczy
-
Uwielbiam.
Przybliżył swoją twarz do mojej i namiętnie pocałował, po
czym puścił moje ręce. Zanurzyłam je w jego kruczoczarnych włosach. Przesunął
swoimi dłońmi po moim ciele, a następnie dotknął językiem mojej szyi, dokładnie
tam gdzie jest tętnica. Zamruczałam z rozkoszy.
Liz poczeka na swoje śniadanko.
Tym razem już
naprawdę się ubierałam. Wybrałam sobie
brązowe bolerko na długi rękaw, pod spód jasnożółtą, przylegającą do ciała
koszulkę, która była wpuszczona w
krótkie dżinsowe spodenki. Dobrałam sobie jeszcze czarne rajstopy z dziurami i
brązowe, wiązane półbuty.
Usłyszałam, że ktoś puka do drzwi, więc zeszłam razem z Damonem
na dół. Za drzwiami stał Jeremy. Wzruszyłam ramionami i ruszyłam do salonu.
Podeszłam do barku, nalałam sobie burbonu, po czym pociągnęłam duży łyk ze
szklanki.
-
Musimy porozmawiać. – usłyszałam głoś Jeremiego dobiegający z
korytarza
-
Po co miałbym z tobą rozmawiać? – odparł Damon i spróbował
zamknąć drzwi, ale braciszek Eleny się nie dał
-
Tyler Lockwood musi kogoś zabić, żeby zapoczątkować klątwę.
Jeszcze nie jest wilkołakiem.
-
Fascynujące, ale za mało. - Salvatore znów spróbował
zatrzasnąć Jeremiemu drzwi przed nosem, ale on je odepchnął
-
Mason Lockwood już nim jest i szuka kamienia księżycowego,
który jest powiązany z legendą o wilkołakach. Dlatego tutaj jest.
-
Kamień księżycowy ? – Damon widocznie zainteresował się tymi
informacjami
-
Wiem, gdzie jest. – odparł młody Gilbert i poprawił plecak na
ramieniu
-
Dlaczego z tym do mnie przychodzisz ? – spytał podejrzliwie
Damon
-
Muszę mieć jakiś powód ? Chcę tylko pomóc.
-
Jak zareagowała siostrzyczka na twoje małe odkrycie ?-
milczenie Jeremiego było wystarczającą odpowiedzią - Nie powiedziałeś jej.
-
Elena nie chce, żebym się w to wszystko mieszał. – zaczął
tłumaczyć i chciał już przekroczyć próg, ale wampir go powstrzymał
-
A, że jesteś Gilbert , to nie możesz się powstrzymać. Łał.
Twoje poszukiwanie celu w życiu jest tak oczywiste, że aż tragiczne.
-
Wpuścisz mnie, czy nie?
-
Wpuść go! – krzyknęłam – Jest słodziutki.
Damon zlustrował go wzrokiem i dopiero przepuścił. Jeremy
przeszedł do salonu, ale nie zauważył mnie, bo ja w wampirzym tempie znalazłam
się za Damonem.
-
Byłeś niegrzeczny – wymruczałam Damonowi do ucha – To może być
mój obiad.
-
Brat Eleny ?
-
To czyni go jeszcze pyszniejszym, Damiś. – uśmiechnęłam się do
niego kokieteryjnie
Przeszliśmy do salonu, zatrzymaliśmy się przed Jeremim.
-
Ależ gdzie moje maniery… – powiedział nagle Damon
-
Ty je w ogóle masz ? – przerwałam mu
-
Przedstawiam ci Heidi. Stara przyjaciółka Salvatorów.
Uśmiechnęłam się do Gilberta i podałam mu rękę.
-
Wiem kim jesteś. Elena mi o tobie mówiła. Próbowałaś ją zabić.
Przestałam się szczerzyć, opuściłam dłoń. Podeszłam do barku
, dolałam sobie burbonu, a dla Damona wyjęłam nową szklankę i również ją
napełniłam.
-
Zwykła pomyłka. Szkoda.
-
Co szkoda ? – zapytał Jeremy
-
O, chodzi mi o ciebie, słodziutki. Byłaby z ciebie świetna
przekąska.
Ponownie się uśmiechnęłam odsłaniając rząd równych, białych
zębów. Oblizałam je czubkiem językiem, a następnie napiłam się trunku i
odłożyłam szklankę.
Po pewnym czasie przyszedł Alaric z naręczem pudeł, które
postawił na stoliku niedaleko nas. Wydawał się być zaskoczony widokiem
Jeremiego.
-
Co tu robisz ?
-
Pomagam Damonowi. To ja odkryłem sprawę z kamieniem
księżycowym.
Rick skierował swój wzrok na Damona, ale ten tylko wzruszył
ramionami.
-
Elena wie ,że Jeremy tu jest?
Starszy Salvatore zaprzeczył ruchem głowy.
-
Nie do końca.
Zaczynałam czuć pragnienie. Jeszcze nic dzisiaj nie jadłam,
a tu stały sobie dwie żyjące istoty, które wyglądały bardziej zachęcająco niż
worki z krwią.
-
Co przyniosłeś ? – zapytał Damon
-
Badania Isobel z Duke. Przesłała mi je jej asystentka.
-
Vanessa. Laseczka. - powiedział Damon do Jera
-
Tak. Vanessa. - odrzekł Rick - Pamiętasz klątwę Azteków, o której mówiła ?
-
Słońce i księżyc bla bla bla … - odparł Salvatore
-
Klątwa Azteków ?
Super. – Jeremy podszedł do mnie, Ricka i Damona
-
Tak. Kiedyś wampiry i wilkołaki chadzały, gdzie chciały …
-
… aż jakiś szaman, rzucił na nie klątwę i wilkołaki przechodzą
przemianę tylko podczas pełni. Dosyć boleśnie z tego co słyszałam. No, a
wampiry płoną w słońcu. - dokończyłam
-
Przynajmniej większość z nich. – odparł Damon, machając dłonią
z pierścieniem, a ja spojrzałam na swój. Mały niepozorny, pierścień z kamieniem w kolorze lapis-lazuli, a tyle daje.
-
Legenda głosi , że część wilkołaka jest zamknięta w kamieniu
księżycowym.
-
Jak to zamknięta ? – zapytał Jeremy i wziął od Alarica aztecki
obraz przedstawiający szamana
-
Chodzi o czary. Cokolwiek zapieczętuje klątwę, może ją także
odpieczętować. – odparłam i ponownie sięgnęłam po szklankę z burbonem
-
Może Mason wierzy, że kamień przełamie klątwę.
-
Jeśli zaczniemy wierzyć w jakieś nadprzyrodzone legendy o
czarach z książki z obrazkami, to wyjdziemy na idiotów. – odrzekł Damon - Kto
ma teraz kamień ?
-
Tyler – powiedział Jeremy
-
Możesz go zdobyć ?
-
Tak.
-
Widzisz ? masz już cel w życiu. – odparł Damon z uśmiechem
-
Wierzysz w to? – zapytał młody Gilbert, przyglądając się obrazowi
-
Ta sama książka sugeruje, że ugryzienie wilkołaka może zabić
wampira. Ignorując to, wyjdę na jeszcze większego idiotę.
-
Dobra, chłopcy. Ja jestem głodna, a podejrzewam, że żaden z
was nie użyczy mi swojej tętnicy. – przejechałam po nich spojrzeniem – Tak
myślałam. Na razie.
Cmoknęłam Salvatora w usta i skierowałam się do piwnicy i
lodówki z krwią.
Usłyszałam jeszcze głos Jeremiego, który spytał Damona:
-
Czy wy jesteście … parą, czy coś ?
Roześmiałam się i krzyknęłam:
-
Nie, jestem nimfomanką i go wykorzystuję!
Właśnie wlałam sobie drugą torebkę krwi do szklanki i miałam
zamiar ją wypić, kiedy zadzwonił mój telefon. Spojrzałam na wyświetlacz, Damon.
-
Jesteś w domu ?
-
Yep. Właśnie opróżniam nasze zapasy.
-
Dobrze. Być może będę cię potrzebował.
-
Co jest ?
-
Katherine ma nowego kochasia. Mason Lockwood.
-
Mason ? Chrzanisz! – roześmiałam się do słuchawki - Nisko
obniżyła poprzeczkę.
-
Sądzę, że jest jej do czegoś potrzebny.
-
Do czego ?
-
Nie wiem. Ale się dowiem. Zostań w domu, będziesz mi tam
potrzebna. Wiozę nieprzytomnego wilkołaka i jedzie ze mną wiedźma … - położył
nacisk na ostatnie słowo. Przeklęta Bennet. Czemu zawsze jest w pobliżu ? - …
Byłoby dobrze jakbyś dopilnowała żeby Caroline i Liz nie wchodziły na górę.
-
Rozumiem. Robi się.
Rozłączył się. Wypiłam do końca zawartość szklanki i czym
prędzej zeszłam do piwnicy. Usiadłam niedaleko „celi” szeryf Forbes. Caroline
usłyszała mnie i natychmiast znalazła się obok mnie. Ustała nade mną i spytała
:
-
Co ty tutaj robisz ?
-
Mieszkam, słonko - odparłam z zadziornym uśmieszkiem
-
Chodzi mi o piwnicę – powiedziała i wywróciła oczami
-
Pilnuję ciebie i twojej mamuśki.
Wstałam z podłogi. Usłyszałam, że Damon, Mason i Bonnie
przyjechali do domu.
-
Kto jest z Damonem ? – zapytała blondynka
-
Twoja najdroższa przyjaciółeczka, wiedźma i Mason.
-
Bonnie jest na górze ?
-
Tak, to przed chwilą powiedziałam. Powinnaś lepiej słuchać,
słonko.
Ponownie wywróciła oczami, a ja uśmiechnęłam się słodko.
-
Muszę z nią porozmawiać. - powiedziała zdeterminowanym tonem i już się odwróciła, żeby odejść, kiedy powiedziałam:
-
Jasne. Próbuj, słonko.
-
A to co miało znaczyć? – odwróciła się w moją stronę
-
Jesteś wampirem, ona wiedźmą. Kiedy cię dotyka widzi to co
wyobraża sobie jako zło, więc tak jakby automatycznie ją odpychasz. Wiedźma czerpie
swą moc z natury, wampir się jej sprzeciwia. Czuje do ciebie
niechęć… Nawet jeśli tego nie chce.
-
Skąd wiesz o tym wszystkim ? – zapytała podejrzliwie,
marszcząc przy tym brwi
-
Kiedyś byłam czarownicą. – wzruszyłam ramionami i ponownie
usiadłam na podłodze
-
Byłaś ?
-
Czarownice nie są nieśmiertelne. Wraz z ich śmiercią wszystko
się dla nich kończy, przynajmniej na tym świecie. Kiedy czarownica zmienia się
w wampira, umiera ,a więc traci swoje moce.
-
Wolałaś być wampirem ? – przybliżyła się do mnie kawałek
-
Zostałam przemieniona wbrew swej woli.
Popatrzyła na mnie tak… jakoś inaczej.
-
Ale to nie ważne. Leć. Pogadaj z Bonnie. Jeśli będzie chciała.
Wstałam i otrzepałam spodnie, po czym ruszyłam w przeciwnym
kierunku, a mianowicie do "celi" pani szeryf.
Usłyszałam jak Bonnie wychodzi z Caroline. Przyjaźń
zwyciężyła, jakież to wzruszające. Chyba zaraz się popłaczę.
Upewniłam się, że pani szeryf jest zamknięta i poszłam na
górę. Pojawiłam się znienacka na kanapie. Salvatore kucał przed kominkiem i
ogrzewał jakiś metalowy pręt w ogniu, natomiast Mason siedział na środku pokoju
przywiązany do krzesła, cały czas się szarpał i próbował uwolnić.
-
Dobrze, że jesteś, Heid. – odparł spokojnie Damon, po czym
odwrócił się w moją stronę i wskazał nagrzanym prętem na Masona - Chcesz …?
-
Nie, dam ci się pobawić. A tak w ogóle to cześć Mason. –
błyskawicznie znalazłam się przy nim. Oparłam się dłońmi o jego nadgarstki oraz
wbiłam mocno paznokcie w jego ręce, wilkołak jęknął z bólu - Dawno się nie
widzieliśmy.
Zabrałam dłonie i ustałam obok, przyglądając się Damonowi.
Wampir skupił się z powrotem na Masonie.
-
Tak więc… Katherine . Skąd ją znasz ? Co ona knuje ?
Wilkołak nic nie odpowiedział tylko próbował się uwolnić.
-
Mogę tak cały dzień – powiedział starszy Salvatore, po czym
włożył rozżarzony pręt w ciało likantropa. Mason zawył ponownie. Damon podszedł
do kominka, przykucnął przy nim i znów włożył swe narzędzie tortur w płomienie.
Po jakimś czasie przyszedł Jeremy, niósł jedno z pudeł
Ricka. Skinęłam mu głową, a on zrobił to samo, nadal powoli zbliżając się do Damona
i Masona. Ci dwaj zdawali się go nie zauważać.
-
Kiedy się poznaliście? Uwiodła cię, wyznała miłość? Jesteś
nadnaturalny, więc nie mogła cię zauroczyć. Ale jestem pewien, że wykorzystała
inne swoje atuty. Katherine jest w tym dobra.
Damon dopiero teraz spostrzegł młodszego brata Eleny.
-
Kazałem ci odejść. -
powiedział Damon poirytowanym głosem i
wstał
-
Znalazłem coś w pudle Ricka. – odparł Gilbert
Salvator zdawał się być zaciekawiony. Odłożył pręt, po czym
podszedł do Jeremiego, a ten podał mu jakieś zawiniątko.
-
Co to takiego ?
-
Sprawdziłem w necie. To roślina. Aconitum vulparia.
Wstałam z kanapy i również
podeszłam do Jeremiego, a on mówił dalej.
-
Rośnie na górzystych terenach północnej półkuli. Jest
powszechnie znana jako tojad lisi.
-
Co jeszcze wyczytałeś ? – zapytał Salvatore odwijając roślinę
z materiału
-
Zależnie od źródła piszą o nim co innego. – powiedział
Gilbert, grzebiąc w swoim telefonie - Wedle mitu wywołuje likantropię, ale to
raczej bujda. Inne źródła podają, że chroni ludzi, a jeszcze inne, że jest toksyczny.
-
Werbena dla wilkołaków ? – powiedziałam zaciekawiona
-
Zaraz się przekonamy – rzekł kat Masona i podszedł do niego z
rośliną w dłoni – Po co Katherine przyjechała do Mystic Falls ?
Wilkołak nic nie mówił, więc Damon poparzył jego policzek
tojadem.
-
Co tutaj robi ? – ponownie zapytał wampir
-
Jest ze mną. – powiedział Mason podniesionym głosem - Jesteś
zazdrosny?
-
Słaby ruch, Mason. – rzekłam i podeszłam do nich bliżej
-
Ale ze mnie cham. Nie dałem ci przecież nic do jedzenia. –
wepchnął Lockwoodowi tojad do ust - Smacznego.
Mason zaczął wypluwać roślinę
razem ze swoją krwią, krzywiąc się przy
tym z bólu. Spojrzałam na Jeremiego. Odwrócił wzrok. Założę się, że teraz
żałuje pokazania mnie i Damonowi tojadu.
-
Po co ci ten kamień ?
-
Wal się ! – krzyknął
Mason, nadal wypluwając krew
-
Tylko sobie szkodzisz,
wilczku – powiedziałam ze śmiechem
-
A-a-a. Błędna odpowiedź. – rzekł Damon i ponownie
zbliżył się do wilkołaka z trującą rośliną
-
Widać ,że nic nam nie powie. – powiedział zdesperowany
Gilbert, ale wampir nie zwracał na niego uwagi
-
Jeremy, nie wtrącaj się – powiedziałam do małego i
zastąpiłam mu drogę
-
Kolej na twoje oczy – rzekł Damon
-
W studni! – wykrzyczał
Mason. Nareszcie pękł. - Tam go znajdziesz.
-
Wiem, gdzie jest. Nie
wiem tylko, jaką ma moc i po co ci on. – powiedział Salvatore spokojnym głosem
nadal trzymając w jednej ręce tojad, wycelowany prosto w oczy wilkołaka
-
Jest dla Katherine. –
rzekł Mason załamującym się głosem
-
Dlaczego ?
-
Przy jego pomocy zdejmie
ze mnie klątwę.
-
Klątwę księżyca ? –
Damon odsunął się od likantropa - Dlaczego wampir miałby pomagać
wilkołakowi pozbyć się klątwy, która ogranicza jego przemiany ?
-
Żebym się już nie przemieniał.
-
Po co ? – drążył
Salvatore
-
Bo ona mnie kocha.
To szczere… i jakże durne
zdanie sprawiło, że na chwilę mnie zamurowało, ale potem parsknęłam śmiechem,
Damon miał tak samo.
-
Teraz już wszystko rozumiem. Jesteś głupkiem - powiedział z
rozbawieniem ,a następnie wrócił do swojego normalnego tonu - Katherine cię nie
kocha. Wykorzystuje cię, kretynie.
-
Nic więcej nie powiem.
-
Masz rację. – Damon oddał Gilbertowi tojad – Idź na
spacer, Jeremy.
-
Zostaję. – odparł tamten
Mason coraz głośniej
oddychał, słyszałam jak szybko bije jego serce. Wiedział co zaraz nastąpi. Bał
się.
-
Nie, powinieneś iść. –
powiedział wampir wyzutym z emocji głosem
-
Zostaję, Damon. Dość
tych tortur. – rzekł Jeremy twardym głosem
-
Pomóż Tylerowi ! –
wujaszek najwyraźniej ma ostatnie życzenie – Nie pozwól, żeby spotkało go to,
co mnie.
-
Damon … - widać było, że
Jer chce pomóc Masonowi. Ach te współczucie. Najgorsze ludzkie uczucie, czyni tak
słabym...
Salvatore przygwoździł brata
Eleny do fotela i trzymał go za gardło.
-
Chciałeś brać w tym udział ? Oto jak jest. Zabij albo daj
się zabić. To wilkołak. Zabiłby mnie przy pierwszej okazji! Więc weź się w
garść albo odejdź.
Położyłam mu dłoń na
ramieniu. Spojrzał na mnie, a ja pokręciłam głową, puścił Gilberta. Jeremy
zakaszlał i rozmasował bolące gardło.
-
I tak sam tego chce. –
powiedział Damon i stanął przed wilkołakiem - Prawda, Mason ? To prawdziwa
klątwa, czyż nie ?
-
Zajmę się Jeremym.
Później przyjdę i pomogę ci sprzątnąć. – Salvatore skinął mi głową, a ja
pociągnęłam młodego Gilberta za ramię - Wstawaj, Jer.
Braciszek Eleny podniósł się
gwałtownie z fotela i strząsnął moją rękę. Wyszedł szybkim krokiem z pokoju, a ja
spokojnie ruszyłam za nim. Wyszliśmy przed dom i zaprowadziłam Jeremiego do
mojego samochodu, ruszyliśmy w stronę jego domu.
-
Nie trzeba go zabijać –
odezwał się nagle Jeremy
-
Trzeba. Współpracuje z
Katherine i podczas każdej pełni może z łatwością zabić wampira. Nawet
niechcący. Zagraża też twojej siostrze.
-
Wyszłaś ze mną. Nie chciałaś
na to patrzeć.
Spojrzałam na niego marszcząc
brwi, po czym znów przeniosłam wzrok na drogę.
-
Odwożę cię do domu. Chcę
się upewnić ,że niczego nie spieprzysz. Nie doszukuj się drugiego dna, a tym
bardziej takich reakcji u mnie. Zabiłam więcej osób niż Damon, nie myśl, że
będę twoją przyjaciółeczką w służbie dobru. Nie jestem taka. Nie zapominaj o tym.
Zaparkowałam pod jego domem i
kazałam mu wysiąść. Nie odezwał się ani słowem.
Wróciłam do pensjonatu akurat
jak Damon kończył zawijać ciało. Podeszłam do niego i chwyciłam za zwłoki.
-
Daj. Zakopię go.
-
Pomogę ci…
-
Nie, dam radę sama. - wzięłam
narzutę z trupem i przerzuciłam ją sobie przez ramię - Spotkamy się na górze.
Westchnęłam i wyszłam na zewnątrz. Wsadziłam Masona do jego auta i
ruszyłam w stronę wąwozu. Zepchnęłam tam samochód, uprzednio zrywając
rejestrację i sprawdzając czy nie ma gdzieś jakiś dokumentów, które pomogłyby
policji ustalić tożsamość osoby prowadzącej. Następnie zakopałam w pobliżu
ciało Masona i wróciłam w wampirzym tempie do pensjonatu.
***
Rozdział spóźniony o tydzień, za co bardzo przepraszam, ale po prostu nie mam do niczego głowy. Już i tak ledwo się z nim wyrobiłam na dzisiaj :/
W ogóle to jakoś niezbyt mi wyszedł i szczerze mówiąc nie podoba mi się, ale jakoś nie umiem go poprawić XDZdaję sobie sprawę, że strasznie dużo dialogów, a mało tła i opisów. Po prostu załamuję ręce nad laptopem, bo nic nie przychodzi mi do głowy.
Mam nadzieję, że nie wyszedł aż tak tragicznie jak mi się wydaje i nie zniechęcicie się do dalszego czytania, bo obiecuję poprawę :)
Zapraszam jeszcze na koniec do zostawiania mi linków do was i komentowania tych moich wypocin
Bye ;*