niedziela, 24 listopada 2013

Zabić wilkołaka

„Kochanie, nie broń się...”
                                      - Anne Sexton

02x06
Właśnie się obudziłam, jak zwykle koło Damona, a raczej na nim. Podłożyłam dłonie pod podbródek i patrzyłam się na niego. Wyglądał tak spokojnie i niewinnie kiedy spał. Kruczoczarne włosy opadały mu niesfornie na czoło, a długie rzęsy rzucały malutkie cienie na policzki. Chciałoby się go określić mianem perfekcyjności… dopóki się nie odezwie. Mój łóżkowy współlokator otworzył oczy i powiedział:
-         Musimy wstać. Pani szeryf czeka na śniadanko.
-         To matka Caroline niech ona się nią zajmuje. – odparłam i ułożyłam się obok niego - Zauważyłeś, że Stef nie wrócił do domu na noc?
-         Dzieci … Tak szybko dorastają.
-         Yep. – powiedziałam z uśmiechem i pogłaskałam go po policzku z niewinnym uśmieszkiem
-         Wiem co robisz i mówię ci: nie. Rusz się, słoneczko.
Wstał z łóżka i pociągnął mnie za nogi.
-         Nie …- jęknęłam, trzymając się poręczy łóżka
Wziął mnie na ręce, po czym postawił na podłodze. Wziął moją twarz w dłonie i pocałował. Westchnęłam przeciągle z rezygnacją i podeszłam do komody, w której trzymałam swoje ubrania.
-         Moja grzeczna dziewczynka.
Znowu się zdenerwowałam. Nie cierpię kiedy tak do mnie mówi i on o tym dobrze wie. Zabawa trwa. Zdjęłam z siebie jego koszulę, wiedziałam, że się na mnie patrzy. Kiedy już stałam w samej bieliźnie, pomyślał, że pewnie już niczego nie kombinuję. Kątem oka zobaczyłam, że zmierza cały napuszony do łazienki. W wampirzym tempie podbiegłam do niego i powaliłam go na łopatki. Przejechałam dłonią po jego nagim torsie, po czym zbliżyłam usta do jego ucha.
-         Nie jestem żadną twoją grzeczną dziewczynką.
Po czym bezceremonialnie wróciłam do komody, ale zanim zdążyłam tam podejść Damon błyskawicznie wstał i pociągnął mnie do tyłu. Sam na mnie usiadł, przytrzymując moje ręce.
-         Droczysz się ze mną. – powiedział, mrużąc seksownie oczy
-         Myślałam, że to lubisz. – odparłam, podobnie mrużąc oczy
-         Uwielbiam.
Przybliżył swoją twarz do mojej i namiętnie pocałował, po czym puścił moje ręce. Zanurzyłam je w jego kruczoczarnych włosach. Przesunął swoimi dłońmi po moim ciele, a następnie dotknął językiem mojej szyi, dokładnie tam gdzie jest tętnica. Zamruczałam z rozkoszy.
Liz poczeka na swoje śniadanko.

 Tym razem już naprawdę  się ubierałam. Wybrałam sobie brązowe bolerko na długi rękaw, pod spód jasnożółtą, przylegającą do ciała koszulkę, która  była wpuszczona w krótkie dżinsowe spodenki. Dobrałam sobie jeszcze czarne rajstopy z dziurami i brązowe, wiązane  półbuty.
Usłyszałam, że ktoś puka do drzwi, więc zeszłam razem z Damonem na dół. Za drzwiami stał Jeremy. Wzruszyłam ramionami i ruszyłam do salonu. Podeszłam do barku, nalałam sobie burbonu, po czym pociągnęłam duży łyk ze szklanki.
-         Musimy porozmawiać. – usłyszałam głoś Jeremiego dobiegający z korytarza
-         Po co miałbym z tobą rozmawiać? – odparł Damon i spróbował zamknąć drzwi, ale braciszek Eleny się nie dał
-         Tyler Lockwood musi kogoś zabić, żeby zapoczątkować klątwę. Jeszcze nie jest wilkołakiem.
-         Fascynujące, ale za mało. - Salvatore znów spróbował zatrzasnąć Jeremiemu drzwi przed nosem, ale on je odepchnął 
-         Mason Lockwood już nim jest i szuka kamienia księżycowego, który jest powiązany z legendą o wilkołakach. Dlatego tutaj jest.
-         Kamień księżycowy ? – Damon widocznie zainteresował się tymi informacjami
-         Wiem, gdzie jest. – odparł młody Gilbert i poprawił plecak na ramieniu
-         Dlaczego z tym do mnie przychodzisz ? – spytał podejrzliwie Damon
-         Muszę mieć jakiś powód ? Chcę tylko pomóc.
-         Jak zareagowała siostrzyczka na twoje małe odkrycie ?- milczenie Jeremiego było wystarczającą odpowiedzią - Nie powiedziałeś jej.
-         Elena nie chce, żebym się w to wszystko mieszał. – zaczął tłumaczyć i chciał już przekroczyć próg, ale wampir go powstrzymał
-         A, że jesteś Gilbert , to nie możesz się powstrzymać. Łał. Twoje poszukiwanie celu w życiu jest tak oczywiste, że aż tragiczne.
-         Wpuścisz mnie, czy nie?
-         Wpuść go! – krzyknęłam – Jest słodziutki.
Damon zlustrował go wzrokiem i dopiero przepuścił. Jeremy przeszedł do salonu, ale nie zauważył mnie, bo ja w wampirzym tempie znalazłam się za Damonem.
-         Byłeś niegrzeczny – wymruczałam Damonowi do ucha – To może być mój obiad.
-         Brat Eleny ?
-         To czyni go jeszcze pyszniejszym, Damiś. – uśmiechnęłam się do niego kokieteryjnie
Przeszliśmy do salonu, zatrzymaliśmy się przed Jeremim.
-         Ależ gdzie moje maniery… – powiedział nagle Damon
-         Ty je w ogóle masz ? – przerwałam mu
-         Przedstawiam ci Heidi. Stara przyjaciółka Salvatorów.
Uśmiechnęłam się do Gilberta i podałam mu rękę.
-         Wiem kim jesteś. Elena mi o tobie mówiła. Próbowałaś ją zabić.
Przestałam się szczerzyć, opuściłam dłoń. Podeszłam do barku , dolałam sobie burbonu, a dla Damona wyjęłam nową szklankę i również ją napełniłam.
-         Zwykła pomyłka. Szkoda.
-         Co szkoda ? – zapytał Jeremy
-         O, chodzi mi o ciebie, słodziutki. Byłaby z ciebie świetna przekąska.
Ponownie się uśmiechnęłam odsłaniając rząd równych, białych zębów. Oblizałam je czubkiem językiem, a następnie napiłam się trunku i odłożyłam szklankę.

Po pewnym czasie przyszedł Alaric z naręczem pudeł, które postawił na stoliku niedaleko nas. Wydawał się być zaskoczony widokiem Jeremiego.
-         Co tu robisz ?
-         Pomagam Damonowi. To ja odkryłem sprawę z kamieniem księżycowym.
Rick skierował swój wzrok na Damona, ale ten tylko wzruszył ramionami.
-         Elena wie ,że Jeremy tu jest?
Starszy Salvatore zaprzeczył ruchem głowy.
-         Nie do końca.
Zaczynałam czuć pragnienie. Jeszcze nic dzisiaj nie jadłam, a tu stały sobie dwie żyjące istoty, które wyglądały bardziej zachęcająco niż worki z krwią.
-         Co przyniosłeś ? – zapytał Damon
-         Badania Isobel z Duke. Przesłała mi je jej asystentka.
-         Vanessa. Laseczka. - powiedział Damon do Jera 
-         Tak. Vanessa. - odrzekł Rick - Pamiętasz klątwę Azteków, o której mówiła ?
-         Słońce i księżyc bla bla bla … - odparł Salvatore
-          Klątwa Azteków ? Super. – Jeremy podszedł do mnie, Ricka i Damona
-         Tak. Kiedyś wampiry i wilkołaki chadzały, gdzie chciały …
-         … aż jakiś szaman, rzucił na nie klątwę i wilkołaki przechodzą przemianę tylko podczas pełni. Dosyć boleśnie z tego co słyszałam. No, a wampiry płoną w słońcu. - dokończyłam
-         Przynajmniej większość z nich. – odparł Damon, machając dłonią z pierścieniem, a ja spojrzałam na swój. Mały niepozorny, pierścień z kamieniem w kolorze lapis-lazuli, a tyle daje.
-         Legenda głosi , że część wilkołaka jest zamknięta w kamieniu księżycowym.
-         Jak to zamknięta ? – zapytał Jeremy i wziął od Alarica aztecki obraz przedstawiający szamana
-         Chodzi o czary. Cokolwiek zapieczętuje klątwę, może ją także odpieczętować. – odparłam i ponownie sięgnęłam po szklankę z burbonem
-         Może Mason wierzy, że kamień przełamie klątwę.
-         Jeśli zaczniemy wierzyć w jakieś nadprzyrodzone legendy o czarach z książki z obrazkami, to wyjdziemy na idiotów. – odrzekł Damon - Kto ma teraz kamień ?
-         Tyler – powiedział Jeremy
-         Możesz go zdobyć ?
-         Tak.
-         Widzisz ? masz już cel w życiu. – odparł Damon z uśmiechem
-         Wierzysz w to? – zapytał młody Gilbert, przyglądając się obrazowi
-         Ta sama książka sugeruje, że ugryzienie wilkołaka może zabić wampira. Ignorując to, wyjdę na jeszcze większego idiotę.
-         Dobra, chłopcy. Ja jestem głodna, a podejrzewam, że żaden z was nie użyczy mi swojej tętnicy. – przejechałam po nich spojrzeniem – Tak myślałam. Na razie.
Cmoknęłam Salvatora w usta i skierowałam się do piwnicy i lodówki z krwią. 
Usłyszałam jeszcze głos Jeremiego, który spytał Damona:
-         Czy wy jesteście … parą, czy coś ?
Roześmiałam się i krzyknęłam:
-         Nie, jestem nimfomanką i go wykorzystuję!

Właśnie wlałam sobie drugą torebkę krwi do szklanki i miałam zamiar ją wypić, kiedy zadzwonił mój telefon. Spojrzałam na wyświetlacz, Damon.
-         Jesteś w domu ?
-         Yep. Właśnie opróżniam nasze zapasy.
-         Dobrze. Być może będę cię potrzebował.
-         Co jest ?
-         Katherine ma nowego kochasia. Mason Lockwood.
-         Mason ? Chrzanisz! – roześmiałam się do słuchawki - Nisko obniżyła poprzeczkę.
-         Sądzę, że jest jej do czegoś potrzebny.
-         Do czego ?
-         Nie wiem. Ale się dowiem. Zostań w domu, będziesz mi tam potrzebna. Wiozę nieprzytomnego wilkołaka i jedzie ze mną wiedźma … - położył nacisk na ostatnie słowo. Przeklęta Bennet. Czemu zawsze jest w pobliżu ? - … Byłoby dobrze jakbyś dopilnowała żeby Caroline i Liz nie wchodziły na górę.
-         Rozumiem. Robi się.
Rozłączył się. Wypiłam do końca zawartość szklanki i czym prędzej zeszłam do piwnicy. Usiadłam niedaleko „celi” szeryf Forbes. Caroline usłyszała mnie i natychmiast znalazła się obok mnie. Ustała nade mną i spytała :
-         Co ty tutaj robisz ?
-         Mieszkam, słonko - odparłam z zadziornym uśmieszkiem
-         Chodzi mi o piwnicę – powiedziała i wywróciła oczami
-         Pilnuję ciebie i twojej mamuśki.
Wstałam z podłogi. Usłyszałam, że Damon, Mason i Bonnie przyjechali do domu.
-         Kto jest z Damonem ? – zapytała blondynka
-         Twoja najdroższa przyjaciółeczka, wiedźma i Mason.
-         Bonnie jest na górze ?
-         Tak, to przed chwilą powiedziałam. Powinnaś lepiej słuchać, słonko.
Ponownie wywróciła oczami, a ja uśmiechnęłam się słodko.
-         Muszę z nią porozmawiać. - powiedziała zdeterminowanym tonem i już się odwróciła, żeby odejść, kiedy powiedziałam:
-         Jasne. Próbuj, słonko.
-         A to co miało znaczyć? – odwróciła się w moją stronę
-         Jesteś wampirem, ona wiedźmą. Kiedy cię dotyka widzi to co wyobraża sobie jako zło, więc tak jakby automatycznie ją odpychasz. Wiedźma czerpie swą moc z natury, wampir się jej sprzeciwia. Czuje do ciebie niechęć… Nawet jeśli tego nie chce.
-         Skąd wiesz o tym wszystkim ? – zapytała podejrzliwie, marszcząc przy tym brwi
-         Kiedyś byłam czarownicą. – wzruszyłam ramionami i ponownie usiadłam na podłodze
-         Byłaś ?
-         Czarownice nie są nieśmiertelne. Wraz z ich śmiercią wszystko się dla nich kończy, przynajmniej na tym świecie. Kiedy czarownica zmienia się w wampira, umiera ,a więc traci swoje moce.
-         Wolałaś być wampirem ? – przybliżyła się do mnie kawałek
-         Zostałam przemieniona wbrew swej woli.
Popatrzyła na mnie tak… jakoś inaczej.
-         Ale to nie ważne. Leć. Pogadaj z Bonnie. Jeśli będzie chciała.
Wstałam i otrzepałam spodnie, po czym ruszyłam w przeciwnym kierunku, a mianowicie do "celi" pani szeryf.

Usłyszałam jak Bonnie wychodzi z Caroline. Przyjaźń zwyciężyła, jakież to wzruszające. Chyba zaraz się popłaczę.
Upewniłam się, że pani szeryf jest zamknięta i poszłam na górę. Pojawiłam się znienacka na kanapie. Salvatore kucał przed kominkiem i ogrzewał jakiś metalowy pręt w ogniu, natomiast Mason siedział na środku pokoju przywiązany do krzesła, cały czas się szarpał i próbował uwolnić.
-         Dobrze, że jesteś, Heid. – odparł spokojnie Damon, po czym odwrócił się w moją stronę i wskazał nagrzanym prętem na Masona - Chcesz …?
-         Nie, dam ci się pobawić. A tak w ogóle to cześć Mason. – błyskawicznie znalazłam się przy nim. Oparłam się dłońmi o jego nadgarstki oraz wbiłam mocno paznokcie w jego ręce, wilkołak jęknął z bólu - Dawno się nie widzieliśmy.
Zabrałam dłonie i ustałam obok, przyglądając się Damonowi. Wampir skupił się z powrotem na Masonie.
-         Tak więc… Katherine . Skąd ją znasz ? Co ona knuje ?
Wilkołak nic nie odpowiedział tylko próbował się  uwolnić.
-         Mogę tak cały dzień – powiedział starszy Salvatore, po czym włożył rozżarzony pręt w ciało likantropa. Mason zawył ponownie. Damon podszedł do kominka, przykucnął przy nim i znów włożył swe narzędzie tortur w płomienie.
Po jakimś czasie przyszedł Jeremy, niósł jedno z pudeł Ricka. Skinęłam mu głową, a on zrobił to samo, nadal powoli zbliżając się do Damona i Masona. Ci dwaj zdawali się go nie zauważać.
-         Kiedy się poznaliście? Uwiodła cię, wyznała miłość? Jesteś nadnaturalny, więc nie mogła cię zauroczyć. Ale jestem pewien, że wykorzystała inne swoje atuty. Katherine jest w tym dobra.
Damon dopiero teraz spostrzegł młodszego brata Eleny.
-         Kazałem ci odejść. -  powiedział Damon poirytowanym głosem i  wstał
-         Znalazłem coś w pudle Ricka. – odparł Gilbert
Salvator zdawał się być zaciekawiony. Odłożył pręt, po czym podszedł do Jeremiego, a ten podał mu jakieś zawiniątko.
-         Co to takiego ?
-         Sprawdziłem w necie. To roślina. Aconitum vulparia.
Wstałam z kanapy i również podeszłam do Jeremiego, a on mówił dalej.
-         Rośnie na górzystych terenach północnej półkuli. Jest powszechnie znana jako tojad lisi.
-         Co jeszcze wyczytałeś ? – zapytał Salvatore odwijając roślinę z materiału
-         Zależnie od źródła piszą o nim co innego. – powiedział Gilbert, grzebiąc w swoim telefonie - Wedle mitu wywołuje likantropię, ale to raczej bujda. Inne źródła podają, że chroni ludzi, a jeszcze inne, że jest toksyczny.
-         Werbena dla wilkołaków ? – powiedziałam zaciekawiona
-         Zaraz się przekonamy – rzekł kat Masona i podszedł do niego z rośliną w dłoni – Po co Katherine przyjechała do Mystic Falls ?
Wilkołak nic nie mówił, więc Damon poparzył jego policzek tojadem.
-         Co tutaj robi ? – ponownie zapytał wampir
-         Jest ze mną. – powiedział Mason podniesionym głosem - Jesteś zazdrosny?
-         Słaby ruch, Mason. – rzekłam i podeszłam do nich bliżej
-         Ale ze mnie cham. Nie dałem ci przecież nic do jedzenia. – wepchnął Lockwoodowi tojad do ust - Smacznego.
Mason zaczął wypluwać roślinę razem ze swoją krwią, krzywiąc się  przy tym z bólu. Spojrzałam na Jeremiego. Odwrócił wzrok. Założę się, że teraz żałuje pokazania mnie i Damonowi tojadu.
-          Po co ci ten kamień ?
-          Wal się ! – krzyknął Mason, nadal wypluwając krew
-          Tylko sobie szkodzisz, wilczku – powiedziałam ze śmiechem
-          A-a-a. Błędna odpowiedź. – rzekł Damon i ponownie zbliżył się do wilkołaka z trującą rośliną
-          Widać ,że nic nam nie powie. – powiedział zdesperowany Gilbert, ale wampir nie zwracał na niego uwagi
-          Jeremy, nie wtrącaj się – powiedziałam do małego i zastąpiłam  mu drogę
-          Kolej na twoje oczy – rzekł Damon
-          W studni! – wykrzyczał Mason. Nareszcie pękł. - Tam go znajdziesz.
-          Wiem, gdzie jest. Nie wiem tylko, jaką ma moc i po co ci on. – powiedział Salvatore spokojnym głosem nadal trzymając w jednej ręce tojad, wycelowany prosto w oczy wilkołaka
-          Jest dla Katherine. – rzekł Mason załamującym się głosem
-          Dlaczego ?
-          Przy jego pomocy zdejmie ze mnie klątwę.
-          Klątwę księżyca ? – Damon odsunął się od likantropa - Dlaczego wampir miałby pomagać wilkołakowi pozbyć się klątwy, która ogranicza jego przemiany ?
-          Żebym się już nie przemieniał.
-          Po co ? – drążył Salvatore
-          Bo ona mnie kocha.
To szczere… i jakże durne zdanie sprawiło, że na chwilę mnie zamurowało, ale potem parsknęłam śmiechem, Damon miał tak samo.
-         Teraz już wszystko rozumiem. Jesteś głupkiem - powiedział z rozbawieniem ,a następnie wrócił do swojego normalnego tonu - Katherine cię nie kocha. Wykorzystuje cię, kretynie.
-          Nic więcej nie powiem.
-          Masz rację. – Damon oddał Gilbertowi tojad – Idź na spacer, Jeremy.
-          Zostaję. – odparł tamten
Mason coraz głośniej oddychał, słyszałam jak szybko bije jego serce. Wiedział co zaraz nastąpi. Bał się.
-          Nie, powinieneś iść. – powiedział wampir wyzutym z emocji głosem
-          Zostaję, Damon. Dość tych tortur. – rzekł Jeremy twardym głosem
-          Pomóż Tylerowi ! – wujaszek najwyraźniej ma ostatnie życzenie – Nie pozwól, żeby spotkało go to, co mnie.
-          Damon … - widać było, że Jer chce pomóc Masonowi. Ach te współczucie. Najgorsze ludzkie uczucie, czyni tak słabym...
Salvatore przygwoździł brata Eleny do fotela i trzymał go za gardło.
-          Chciałeś brać  w tym udział ? Oto jak jest. Zabij albo daj się zabić. To wilkołak. Zabiłby mnie przy pierwszej okazji! Więc weź się w garść albo odejdź.
Położyłam mu dłoń na ramieniu. Spojrzał na mnie, a ja pokręciłam głową, puścił Gilberta. Jeremy zakaszlał i rozmasował bolące gardło.
-          I tak sam tego chce. – powiedział Damon i stanął przed wilkołakiem - Prawda, Mason ? To prawdziwa klątwa, czyż nie ?
-          Zajmę się Jeremym. Później przyjdę i pomogę ci sprzątnąć. – Salvatore skinął mi głową, a ja pociągnęłam młodego Gilberta za ramię - Wstawaj, Jer.
Braciszek Eleny podniósł się gwałtownie z fotela i strząsnął moją rękę. Wyszedł szybkim krokiem z pokoju, a ja spokojnie ruszyłam za nim. Wyszliśmy przed dom i zaprowadziłam Jeremiego do mojego samochodu, ruszyliśmy w stronę jego domu.
-          Nie trzeba go zabijać – odezwał się nagle Jeremy
-          Trzeba. Współpracuje z Katherine i podczas każdej pełni może z łatwością zabić wampira. Nawet niechcący. Zagraża też twojej siostrze.
-          Wyszłaś ze mną. Nie chciałaś na to patrzeć.
Spojrzałam na niego marszcząc brwi, po czym znów przeniosłam wzrok na drogę.
-          Odwożę cię do domu. Chcę się upewnić ,że niczego nie spieprzysz. Nie doszukuj się drugiego dna, a tym bardziej takich reakcji u mnie. Zabiłam więcej osób niż Damon, nie myśl, że będę twoją przyjaciółeczką w służbie dobru. Nie jestem taka. Nie zapominaj o tym.
Zaparkowałam pod jego domem i kazałam mu wysiąść. Nie odezwał się ani słowem.

Wróciłam do pensjonatu akurat jak Damon kończył zawijać ciało. Podeszłam do niego i chwyciłam za zwłoki.
-          Daj. Zakopię go.
-          Pomogę ci…
-          Nie, dam radę sama. - wzięłam narzutę z trupem i przerzuciłam ją sobie przez ramię -  Spotkamy się na górze.
Westchnęłam i wyszłam na zewnątrz. Wsadziłam Masona do jego auta i ruszyłam w stronę wąwozu. Zepchnęłam tam samochód, uprzednio zrywając rejestrację i sprawdzając czy nie ma gdzieś jakiś dokumentów, które pomogłyby policji ustalić tożsamość osoby prowadzącej. Następnie zakopałam w pobliżu ciało Masona i wróciłam w wampirzym tempie do pensjonatu.

***
Rozdział spóźniony o tydzień, za co bardzo przepraszam, ale po prostu nie mam do niczego głowy. Już i tak ledwo się z nim wyrobiłam na dzisiaj :/
W ogóle to jakoś niezbyt mi wyszedł i szczerze mówiąc nie podoba mi się, ale jakoś nie umiem go poprawić XD
Zdaję sobie sprawę, że strasznie dużo dialogów, a mało tła i opisów. Po prostu załamuję ręce nad laptopem, bo nic nie przychodzi mi do głowy.
Mam nadzieję, że nie wyszedł aż tak tragicznie jak mi się wydaje i nie zniechęcicie się do dalszego czytania, bo obiecuję poprawę :)
Zapraszam jeszcze na koniec do zostawiania mi linków do was i komentowania tych moich wypocin
Bye ;*

5 komentarzy:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo mi się podobał :)
    http://damonelenaa.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. No tak ja jak zwykle czytam z opóźnieniem.
    Rozdział cudny, bardzo fajnie się czytało. Nie przeszkadzało mi, że było mało opisów. Nie przejmuj się.
    Czekam na nn.
    Weny życzę :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Witam. Zapraszam do mnie na kolejny rozdział.
    po-prostu-tylko-ja.blogspot.com
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. oj nie było mnie.. ale już nadrobiłam :)
    dzięki tobie mogę sobie przypomnieć tamte sezony :D
    super!!
    przy okazji ze jestem.. zapraszam do mnie na nowe rozdziały ;)
    http://vampires-young-and-beautiful.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń