„Wstydzimy się; miękkich gestów; czułych spojrzeń; ciepłych uśmiechów”
- Małgorzata Hillar
2x10
Następnego ranka obudziłam
się dość wcześnie, było około szóstej rano. Normalnie spałabym dłużej, tym
bardziej, że bez budzącego mnie Damona, ale zaplanowałam, że coś zrobię. Damon…
Tak. Miałam całkowitą rację. Za bardzo się do niego przyzwyczaiłam i jeśli
zacznę o nim myśleć, to zacznę też… tęsknić. Może ten wyjazd to był jednak
BARDZO dobry pomysł. Odetchnę od mojego ulubionego Salvatore i będzie mi
łatwiej odejść.
Westchnęłam ciężko.
Rozmyślanie o przyszłości mnie dobija, więc przestałam się nad nią zastanawiać
i skupiłam całą moją uwagę na planie, który miałam wykonać.
Po cichu wstałam z
dwuosobowego łóżka, pozostawiając białą pościel w nieładzie. Wyszłam ze swojego
tymczasowego pokoju i na palcach skierowałam się do sypialni Lee. Nie obudził
się, na całe szczęście. Rozejrzałam się wokół. Wszystko wyglądało prawie jak
dawniej. Drewniane meble były już nieco stare, ale wciąż utrzymane w dobrym
stanie. Panele na podłodze z widocznymi rysami, które były szczerze mówiąc
zasługą moją i moich butów z obcasami. Z czasem zaczęłam specjalnie zostawiać
te małe szramy, żeby wkurzyć Lee lub Lexi. To było coś w rodzaju znaku, że tu
byłam i nie podoba mi się to co robią. Jedynie ściany się zmieniły.
Zamiast kiczowatej tapety, która
zupełnie nie pasowała do tego miejsca, zobaczyłam kremową farbę okalającą
ściany pomieszczenia. Gdzieniegdzie mogłam dostrzec wiszące gwoździe, a pod
nimi jaśniejsze plamy. Jakby ktoś zdjął długo wiszące zdjęcia. Ponownie
westchnęłam i przeniosłam z bólem wzrok na twarz Lee. Nawet podczas snu miał
umęczony wyraz. Wciąż nie zaznający spokoju, mimo że nieprzytomny.
Czerwiec, ROK 1990
Rudowłosa dziewczyna sama
nie wiedziała co robi. Nigdy się tak nie czuła, ale wiedziała, że musi
posłuchać sama siebie. Tak więc stała tu. Na schodach przeciwpożarowych przed
jego oknem, które było nieco uchylone.
Wciąż sobie powtarzała, że
to głupie, nierozważne i, że powinna już dawno opuścić to miasto. W końcu wciąż
uciekała, powinna być mądrzejsza… Ale nie mogła.
Wprawioną już w tego typu
czynności ręką, sięgnęła do zamka okna i szybko je otworzyła na oścież.
Bezszelestnie zakradła się do sypialni chłopaka. Lee wciąż spał niczym nie
zmąconym snem. Heidi nie mogła się powstrzymać, po prostu nie była w stanie.
Wyciągnęła lekko
drżącą rękę i delikatnie pogłaskała go
po policzku. Uśmiechnął się, zapewne niczego nieświadomy, a jej policzki oblały
się purpurą. Czuła się zawstydzona, ale nie wiedziała czemu.
Szybko zabrał rękę, lecz
uczyniła to niechętnie. Chciała jeszcze raz
poczuć szorstkość jego nie ogolonego policzka, ale wiedziała, że nie
może. Nie może robić tego swojej siostrze. Choć nie była pewna, dlaczego tak
myślała jeszcze pięć minut przed wejściem do tej sypialni.
-
Zdaje się, że przy
tobie niczego nie jestem pewna. – powiedziała uśmiechając się szczerze do
śpiącego mężczyzny
Bez namysłu pochyliła się
nad nim i skradła jeden, niewinny pocałunek. Chciała tylko ponownie poczuć smak
jego ust, choćby przez chwilę.
Mężczyzna obudził się.
Podniósł na łokciach, ale jej już nie zobaczył. Zniknęła.
Pozostało tylko otwarte na
oścież okno i pierwsza rysa na podłodze.
Teraźniejszość:
Podeszłam do jego łóżka.
Przez chwilę zastanawiałam się czy powinnam, ale obawy opuściły mnie tak szybko
jak się pojawiły. Już bez wahania ułożyłam się obok Lee na łóżku. Przez chwilę
wpatrywałam się w niego. Pragnąc na nowo odkryć każdy element jego twarzy.
Potrząsnęłam głową pragnąc
usunąć tę myśl z głowy. Zastąpiłam ją nową.
Czas rozpocząć plan.
Uśmiechnęłam się przebiegle,
po czym zamknęłam oczy czekając, aż wpadnę w objęcia Morfeusza.
Dwie godziny później ponownie
się obudziłam. Przetarłam oczy ręką. Podniosłam się na łakociach i położyłam
się na brzuchu Lee czym go obudziłam. Początkowo zamrugał sennie, nie zdając
sobie z niczego sprawy ponownie zamknął oczy oraz objął mnie w pasie. Jednak
już po kilku sekundach wszystko do niego dotarło. Otworzył szeroko oczy ze
zdumienia i zdjął ręce z mojej talii. Spojrzałam w jego oczy z uśmiechem.
-
Dzień dobry, kochanie. –
powiedziałam, po czym wstałam z łóżka
-
Co ty tutaj robisz? –
zapytał mnie zszokowany – Pamiętam, że kładłaś się spać w innym pokoju… i
łóżku.
Przeciągnęłam się leniwie.
Ponownie spojrzałam w jego stronę z jeszcze szerszym uśmiechem. Przeczesałam
dłonią rudobrązowe kosmyki, po czym ponownie ułożyłam się na pościeli koło
niego.
-
Lekcja numer jeden, złotko.
Budzisz się z piękną kobietą w łóżku.
-
Zwariowałaś.
-
Niektórzy twierdzą, że
mniej więcej od zawsze byłam szalona, ja myślę, że jednak jako dziecko byłam
całkiem normalna, więc…
-
Serio, co ty robisz ? –
przerwał mi w pół zdania
-
Pomagam ci się rozerwać
i nieco ożywić ten twój martwy tyłek, słońce. Jak na razie idzie mi dobrze od
dwudziestu sekund nie widzę grymasu na twojej twarzy. To chyba rekord. O, nie,
czekaj. Znów się pojawił.
Skrzywiłam się, po czym
uszczypnęłam go w policzek. Ponownie wstałam z łóżka z zamiarem pójścia do
swojego pokoju i ubrania się. Stałam już w progu, ale odwróciłam się na jego
słowa:
-
Co się stało z
wczorajszą Heidi ? – zapytał przecierając twarz dłońmi
-
Poszła spać i prędko się
nie obudzi. Ma uroczy sen o pewnych seksownych mężczyznach, być może jesteś
jednym z nich. Dość o niej. Do roboty. – klasnęłam w dłonie - Ubierz się i
ogarnij. Wychodzimy.
-
Gdzie ? – zapytał
zaskoczony
-
To Nowy Jork. Możemy
pójść wszędzie.
-
Nie wszyscy mają
pierścienie chroniące przed słońcem. – zauważył, pokazując na mój wskazujący
palec, na którym lśnił pierścień z oczkiem w kolorze lapis lazuli
-
Yep, ale dziś nawet tacy
pechowcy mogą wyjść na zewnątrz, ponieważ, albowiem, gdyż niebo zasłaniają
gęste chmury, cały czas leje, ale nie widać nawet promyczka słońca. Tak więc
przykro mi, ale ta paskudna pogoda jest po mojej stronie.
Skrzywił się i opadł na
poduszki ze zrezygnowaniem. Odwróciłam się na pięcie, po czym zamknęłam za sobą drzwi. Roześmiałam się pod nosem, a
potem wciąż z uśmiechem na ustach, ruszyłam się przebrać.
Rzuciłam walizkę na wciąż nie
pościelone łóżko. Rozsunęłam zamek błyskawiczny, po czym szybko chwyciłam jakąś
białą koszulkę oraz podarte fabrycznie dżinsy. Nasunęłam na nogi czarne trapery
za kostkę i chwyciłam wiszącą na krześle skórzaną kurkę. Rozczesałam włosy
szczotką, którą wyjęłam z kosmetyczki . Postanowiłam, że nie będę z nimi nic
robić, więc pozostawiłam je rozpuszczone. Po uszykowaniu się w tym ekspresowym
tempie, ruszyłam z powrotem do sypialni Lee. Wciąż leżał na łóżku.
-
Och wstawaj! –
krzyknęłam zdenerwowana, po czym zerwałam z niego pościel i zwaliłam go na
podłogę
Maszerowaliśmy, więc ulicami
Nowego Jorku w tej przeklętej ulewie, która przemoczyła nas do suchej nitki, aż
doszliśmy do jakiegoś fajnego sklepu z ciuchami. Męskie i damskie, idealnie.
Uśmiechnęłam się promieniście, po czym popchnęłam Lee w kierunku drzwi.
-
Dlaczego tu jesteśmy ? –
zapytał wampir, kiedy byliśmy już w środku
-
Lekcja numer dwa. Jesteś
wampirem ? Zdobędziesz wszystko co zechcesz. – uśmiechnęłam się jednym z moich
łobuzerskich uśmieszków
-
Masz na myśli
ukradniesz.
Powiedział
Lee swoim moralizatorskim tonem, swoją drogą to jeden z jego najgorszych tonów.
Kiedy go używa przypomina nieco Stefana. Podobnie marszczy brwi. Posmutniałam
na wspomnienie o Salvatoru, ale już po chwili się rozchmurzyłam.
-
To mniej więcej to samo,
złotko.
-
Raczej mniej, niż
więcej.- powiedział przewracając oczami. Z kolei kiedy wykonywał ten gest
przypominał Damona… Nie! Koniec tych wspominek!
-
Daj spokój, Lee. Nie
męczy cię bycie takim rozsądnym, dobrym ? – powiedziałam, przybliżając się do
niego o kilka kroków
-
Lexi nie pochwalałaby
tego. – rzekł i odwrócił się w drugą stronę
-
Nie była taka święta jak
ci się wydaje, a teraz rusz ten swój pół martwy tyłek i wybierz sobie wiele
cośków, które ci się spodobają.
Lekko go klepnęłam w cztery
litery i niechętnie, ale jednak, ruszył
na podbój sklepu, przebierając w ubraniach. Jaka ja jestem zła. Zmuszam faceta
do zakupów.
Podążyłam w jego ślady. W
końcu ja też muszę mieć z tego jakąś frajdę.
Byliśmy już przy kasie.
Położyłam cała górę ciuchów na ladę i obserwowałam jak sprzedawczyni pakuje
wszystkie moje ubrania do siedmiu torebek, po czym wkłada w oddzielną rzecz,
którą wybrał Lee. Jedna szara koszulka. Nie spodziewałam się niczego więcej.
Spojrzałam w oczy kasjerce.
-
Nie musimy płacić.
-
Nie musicie .
-
Dasz nam to za darmo i
zapomnisz co się stało, nie zgłosisz kradzieży .
-
Zapomnę …
Kobieta wzdrygnęła się, po
czym mrugnęła kilka razy oczami. Uśmiechnęła się szeroko, a zarazem sztucznie
i powiedziała:
-
Miłego dnia , zapraszam
ponownie.
Odwzajemniłam uśmiech, a
następnie sięgałam po swoje pakunki. Poczułam w swojej kieszeni wibracje
telefonu.
-
Weźmiesz torby ? –
zapytałam Lee
-
Um ... Jasne. – ocknął się jakby z głębokiej zadumy. Myślami
był w innym miejscu, ale i tak byłam zdziwiona, że dał się wyciągnąć z
mieszkania
Sięgnęłam po telefon i
spojrzałam na wyświetlacz. Damon. Spanikowana, rozłączyłam się szybko, aby Lee
niczego nie zauważył. Jednak jego wampirzy słuch nie zawodził.
-
Kto to ?
-
Przyjaciel.
-
Ty masz w ogóle jakiś
przyjaciół? – powiedział uśmiechając się lekko – Który to ?
-
Nie znasz. – nie mogłam
powiedzieć, że to Damon. Zszedłby z drogi przeznaczonej dla ludzi idących w stronę szczęścia, radości,
tęczy i jednorożców.
-
Czemu nie odbierzesz ? -
dopytywał
-
I pozwolić komuś nam
przerywać? Nie licz na to, słońce. – uśmiechnęłam się słodko, po czym
ruszyliśmy dalej
Tak. To było kolejne
kłamstwo. Nie odbierałam, bo wiedziałam, że jeśli to zrobię to usłyszę jego
aksamitny głoś i się złamię. Zacznę tęsknić i wrócę tam. Lub powie mi, że coś
się stało, a ja polecę mu pomóc. Albo jeszcze gorzej. Będę rozbita, ponieważ
dwie osoby, które kocham będą wymagały mojej obecności.
Poza tym Lee również mógłby
usłyszeć głos starszego Salvatora. Nie lubili się praktycznie od zawsze, a
odkąd dowiedział się, że to Damon zabił Lexi to… No cóż, nie sądzę aby ich
stosunki uległy poprawieniu.
-
Gdzie teraz ? – zapytał
wampir, wytrącając mnie z zadumy
-
Najpierw musimy zrobić
coś z tymi torbami. – powiedziałam i rozejrzałam się po przechodzących ulicą
ludziach
-
Dobrze. To ja zaniosę je
do mieszkania…
-
Tak łatwo mi się nie
wywiniesz. – rzekłam, przerywając mu. Ponownie skierowałam na niego wzrok -
Chyba zapomniałeś. Czym jesteśmy ?
-
Wampirami . – powiedział
znużonym głosem
-
A co dostają wampiry ?
-
Wszystko co zechcą.
-
Dokładnie, słonko, a my
chcemy żeby ktoś zaniósł nasze torby do mieszkania, więc co zrobimy ?
Uśmiechnęłam się przebiegle,
po czym wyciągnęłam rękę i chwyciłam pierwszego lepszego kolesia, który właśnie
koło nas przechodził, za kaptur bluzy.
-
Ej ! Puść mnie.
-
Przestań się wyrywać. –
powiedziałam wpływając na jego umysł, natychmiast znieruchomiał – Dobrze, a
teraz posłuchaj. Zaniesiesz to do mieszkania na ulicy … Jaki masz adres ?
-
Willoughby Avenue, mieszkanie 202 .
-
Masz tam zanieść te
rzeczy, a później o wszystkim zapomnieć. Rozumiesz ?
-
Rozumiem.
Puściłam go, a on zabrał
nasze torby od Lee, po czym odszedł. Uśmiechnęłam się i już czekałam na pełne morałów wywody
wampira, ale doczekałam się tylko
niewielkiej części tego, czego się spodziewałam.
-
Jesteś niemożliwa. –
powiedział, ciężko przy tym wzdychając
-
No co? Akurat się
nawinął, jak miałam nie skorzystać z okazji ? – odparłam przymilnym tonem
-
Tak, bo spotkanie kogoś
na ulicach Nowego Jorku to wielka rzadkość. Aż nie wierzę, ze coś tak
niespotykanego się nam przytrafiło! – po tym sarkazmie wnioskowałam, że jest z
nim już lepiej, ale wolałam nie zwracać mu na to uwagi
-
Hej, pomogłeś mi ! –
powiedziałam szturchając go w ramię
-
Niby jak ? – zapytał
zaskoczony
-
Podałeś mi adres, żebym wiedziała
gdzie go w ogóle wysłać. Bez ciebie nic by się nie udało, złotko.
Puściłam do niego oczko i
zaczęłam już iść w kierunku naszego kolejnego celu. Przewrócił tylko oczami, po
czy ruszył za mną. Doskonale wiedział, że pamiętałam adres, ale wiedział również,
że nie ma sensu się ze mną o to sprzeczać. Zaprzeczyłabym i uparcie postawiła
na swoim. Zawsze tak robiłam.
Zaczęło się już robić późno,
więc zabrałam Lee do klubu. Jakiś czas pomarudził i próbował oponować, ale
udało mi się go przekonać.
Miejsce to było umieszczone w
jakiejś ogromnej piwnicy. Wnętrze było ciemne, nie tylko przez małą ilość
światła, które dostawało się tu przez wąskie okienka, ale również przez czarną
farbę pokrywającą ściany, w niektórych miejscach się złuszczała. Podłoga była pokryta
ciemną terakotą. Znajdował się tam bar oraz kilka stolików i krzeseł naprzeciw
niego. W rogu stały trzy stoły bilardowe, a poza tym był tylko parkiet oraz
scena na której występował bardzo głośny zespół. Doskonale.
Pociągnęłam Lee w stronę
baru. Najpierw musiałam go upić, żeby był pozytywniej nastawiony do moich
pomysłów. Nie mam jednak zamiaru go
schlać, aż tak żeby nie wiedział co robi. Musi mieć bardziej pozytywne
podejście do życia.
Po pięciu szklaneczkach
whisky zdecydowałam, że jest gotowy pójść na parkiet. Pociągnęłam go za rękę i
ruszyłam w stronę tańczącego tłumu. Zaczęłam tańczyć spontanicznie, ale on
tylko przestępował z nogi na nogę. Prychnęłam z pogardą na wyczyny wampira.
-
Obserwuj ! – krzyknęłam
do niego, po czym podeszłam do jakiegoś wysokiego przystojniaka i zaczęłam
poruszać się do rytmu koło niego
W końcu mój partner spojrzał
mi w oczy, a ja zaczęłam hipnozę.
-
Nie krzycz i nie bój
się. To nie będzie bolało.
Powiedziałam, po czym wbiłam
się w szyję młodzieńca. Życiodajna ciecz spłynęła do moich ust, a ja poczułam
przyjemny dreszcz, który objął całe moje ciało. Nawet nie zdawałam sobie sprawy,
jaka byłam głodna. Pilnowałam się, aby
nie uronić ani kropli, żeby się nie pobrudzić. Kiedy wiedziałam, że muszę już
kończyć, by pozostawić mężczyznę w dość dobrym stanie, rozszarpałam nieco ranę,
nie naruszając tętnicy. Oderwałam cię od chłopaka i ponownie wpłynęłam na jego
umysł :
-
Zapomnij co się
wydarzyło. Pogryzł cię pies, po czym uciekł. Teraz wrócisz do domu,
zabandażujesz ranę. Nie będziesz się tym przejmował, nigdzie tego nie zgłosisz.
Pozostawiłam moją przekąskę
samą i ruszyłam w stronę Lee. Stał niedaleko, wiec nie musiałam się zbytnio
przebijać przez tłum tańczących ciał.
-
Smakowało ? – zapytał
zdegustowany z grymasem na twarzy
-
Tak, byłam strasznie
głodna. – wyszczerzyłam zęby w uśmiechu -
Też powinieneś spróbować.
Wzruszył ramionami, po czym
zaczął ze mną tańczyć. Chwycił mnie za rękę oraz okręcił, następnie odchylił
mnie do tyłu i postawił w pozycji pionowej. Nasze twarze dzieliły centymetry.
Odwróciłam wzrok i odsunęłam się kawałek. Wtedy właśnie skończyła się piosenka,
a rozpoczęła nowa. Wolniejsza. Spojrzałam na niego zdezorientowana i założyłam
niesforny kosmyk za ucho, ale on tylko ponownie wzruszył ramionami. Chwycił
mnie w ramiona i zaczęliśmy się wolno kołysać w rytm piosenki. Moje ręce
spoczywały na jego ramionach, a jego na mojej talii. Nie uciekał nigdzie
wzrokiem tylko patrzył na mnie, prosto w oczy.
Znowu rozbrzmiały skoczne
dźwięki, a my przez chwile jakby zagubieni staliśmy wciąż w tej samej pozie,
ale już po chwili ocknęłam się i odkleiłam od niego. Zaczęłam rytmicznie
podskakiwać. Kiedy skończyło się już z pięć kolejnych piosenek, przyniosłam nam
po jakimś drinku.
Bawiliśmy się świetnie, aż do trzeciej nad ranem, kiedy to ruszyliśmy do
mieszkania aby skryć się przed zabójczymi promieniami słońca.
***
Okey, w końcu skończyłam ! Sooooł, jak wam się podobają te moje wypociny? Co myślicie o Lee? Mam nadzieję, że wam się spodobał i jego stosunki z Heidi, a jeśli nie to spoko. Dopiero się rozkręca ;)
Co do LA to dziękuję wszystkim za nominacje, wiem, że trochę nie w czas, ale nie byłam pewna co z tym zrobić. Obiecuję, że w najbliższym czasie się tym zajmę ;)
Tak więc komentujcie i do napisania
Bye ;*